elvirka - Strona główna










Odcinek pilota¿owy

Niedziela

Wybi³a 22:00, a du¿y i typowo amerykañski dom wype³nia³ siê rytmem g³o¶nej muzyki. W ¶rodku tañczy³y dziesi±tki studentów. Z kuchni wydobywa³ siê bia³y dym papierosów lub zio³a, a ³azienki, przepe³nione by³y ju¿ od w gor±cej wodzie k±panych idiotów, zagl±daj±cych do muszli klozetowej w poszukiwaniu smacznej Tequili.
Trzech ch³opaków ruszy³o w kierunku wielkiego o¶wietlonego baru, za którym sta³ wynajêty barman. Blondyn, Chester, opar³ siê o ladê i rozejrza³ dooko³a. Poprawi³ swoje prostok±tne okulary i przeczesa³ stercz±ce kosmyki, po czym przygryz³ wargê i mimowolnie westchn±³.
- Stary, pójdziemy z tob±. Z takimi nie ma ¿artów - powiedzia³ brunet, Mike, szarpi±c kumpla za ramiê. Przygl±da³ mu siê uwa¿nie, czekaj±c na jak±¶ reakcjê z jego strony.
- Najgorsze jest to, ¿e ja nie mam pojêcia kim on jest.
- Jak ty siê w to wpakowa³e¶? Ja tego nie potrafiê ogarn±æ.
- Daj spokój. Nie ma w tym nic nienormalnego znowu. Tak wysz³o..
- Wiedzieli¶cie, jakie mia³a cycki?
Z krótkiej wymiany zdañ wyrwa³ ich Brad, który opieraj±c siê bokiem o ladê, s±czy³ Krwaw± Mery i lustrowa³ uwa¿nie towarzystwo. Zdj±³ z g³owy baseballówkê i podrapa³ siê po resztkach swoim mocno wystrzy¿onych w³osów.
Mike odwróci³ siê do niego lekko zbity z panta³yku. Zmarszczy³ brwi i wykrzywi³ twarz w grymasie.
- Stary, o czym ty gadasz?
- Widzê Alyson - sykn±³ z niesmakiem Chester. Spojrza³ znacz±co na dwóch swoich kolegów, którzy nagle zesztywnieli. - Do tego idzie w naszym kierunku.
Z koñca pokoju sz³a zdecydowanym krokiem blondynka w krótkich d¿insowych spodenkach. Brad zagwizda³ z zachwytu, gdy by³a ju¿ blisko. Us³ysza³a to, wiêc podesz³a do niego i zdzieli³a go po g³owie.
- Hej, no co?! - rykn±³.
- Brad, przylaz³e¶ tu na polowanie?! - wrzasnê³a dziewczyna, ale jej dono¶ny g³os wyda³ siê tylko szeptem na tle dudni±cej muzyki.
- No tak. Przyszli¶my co¶ wyhaczyæ.
- Tu jest pe³no moich kole¿anek! Nie chcê, by ten pajac wszystkie przelecia³! – Spojrza³a na blondyna z min± zbitego dziecka, maj±c nadziejê, ¿e zareaguje jako¶, ale ten próbowa³ j± ignorowaæ.
- Al, daj spokój – mrukn±³ Mike.
Na te s³owa blondynka pos³a³a mu karc±ce spojrzenie, ale po chwili przytuli³a siê do niego i staj±c na palcach poca³owa³a w policzek.
- Dobrze, ¿e przynajmniej ty jeste¶ normalny. Mam nadziejê, ¿e jak Brad trafi do jakiego¶ zak³adu dla ob³±kanych, to nie zabierze was ze sob±.
- Braci siê nie traci - za¶mia³ siê pod nosem Chester, spuszczaj±c wzrok na pod³ogê. Po chwili ugryz³ siê w jêzyk, zdaj±c sobie sprawê, ¿e jeszcze chwilê temu chcia³ zostaæ przez ni± niezauwa¿ony.
- A tak przy okazji, braciszku… czy ty co¶ knujesz? W jakim celu tu przyszli¶cie? Przecie¿ nie byli¶cie zaproszeni.
- A tak, rozejrzeæ siê. - Chester zmarszczy³ brwi i podrapa³ siê po g³owie. Jego w±skie usta wykrzywi³y siê w sztucznym u¶miechu. - W³a¶ciwie to idziemy ju¿ - doda³, widz±c, ¿e dziewczyna nie wierzy w jego zapewnienia. Poklepa³ siostrê po plecach, jak dobrego kumpla i skierowa³ siê do wyj¶cia.
- My¶licie, ¿e nie zorientuje siê?- spyta³ w koñcu, przechodz±c przez skrzypi±c± furtkê na chodnik.
- B³agam. - Mike wywróci³ piwnymi oczami i u¶miechn±³ siê. - Przecie¿ nie ma piêciu lat i dobrze wie, o co chodzi. A jak nie wie, to siê domy¶li.
- Stary, jak siê domy¶li to urwie ci jaja. - Brad przekrêci³ czapkê na bok i odpali³ papierosa.
Chester w³o¿y³ rêce do kieszeni. Mozolnym krokiem ruszyli w kierunku przystanku autobusowego na Wschodnim Bulwarze Olimpijskim, zostawiaj±c swoich przyjació³ w tyle. Dochodzi³a godzina 22:15, czyli dok³adnie ta, w której Chester by³ umówiony na przystanku. Usiad³ na ³awce pod metalow± wiat± i spojrza³ na zegarek. Niecierpliwi³ siê. Zerkn±³ w praw± stronê i w oddali zobaczy³ dwóch swoich kolegów gotowych do jego ewentualnej obrony. Przecie¿ tak naprawdê nie zna³ cz³owieka, z którym mia³ siê spotkaæ. To by³ szczyt g³upoty z jego strony umówiæ siê w takim miejscu z podejrzanym typem. Ale by³o ju¿ za pó¼no, ¿eby siê wycofaæ.
Po chwili us³ysza³, ¿e kto¶ idzie. Spi±³ siê i ¶cisn±³ ma³± paczuszkê, któr± trzyma³ w kieszeni. Powoli i ostro¿nie podniós³ g³owê do góry i otworzy³ usta ze zdziwienia. Machinalnie wsta³, a pakunek wylecia³ i uderzy³ o chodnik z g³uchym szelestem. Nawet nie zorientowa³ siê, ¿e przedmiot, dla którego siê tu spotka³ wypad³ mu z d³oni.
- Co ty tu robisz, kur*a?! - rykn±³, ale nie otrzyma³ odpowiedzi bo co¶ uderzy³o go w ty³ g³owy i straci³ przytomno¶æ.

Endorfiny – hormony; wywo³uj± doskona³e samopoczucie i zadowolenie z siebie oraz wszelkie inne stany euforyczne (tzw. hormony szczê¶cia). T³umi± odczuwanie drêtwienia i bólu.





Drogi czytelniku!
W opowiadaniu mog± wystêpowaæ wulgaryzmy, brutalne lub erotyczne sceny. Zastrzegam sobie prawo do umieszczania ich bez wcze¶niejszego ostrze¿enia.
Pamiêtaj, ¿e: zgodnie z art. 2 ust. 5 PrAut „na egzemplarzach opracowania nale¿y wymieniæ twórcê i tytu³ utworu pierwotnego” oraz „zarzut plagiatu jest prawdziwy nie tylko w przypadku plagiatu jawnego, ale tak¿e ukrytego (przeróbka cudzego utworu podana za utwór w³asny) lub czê¶ciowego (wykorzystanie tylko niektórych czê¶ci, partii utworu cudzego). Plagiat jest przestêpstwem i grozi za to odpowiedzialno¶æ karna.

awangarda dnia 21:45:26 06-09-12, w ca³o¶ci zmieniany 15 razy


Meldujê, ¿e jestem
Nie trudno siê domy¶liæ, ¿e ogl±daj±c entradê, skupi³am siê na Ianie i znów bez sensu szczerzê zêby do monitora A promo tylko przypomnia³o mi jak fantastyczna jest ta historia i ile emocji ze sob± niesie, tak¿e wiesz... nie pozbêdziesz siê mnie tak ³atwo
Nigdy nie chcia³abym siê Ciebie pozbywaæ! ;-D Moje serce siê raduje, widz±c Ciê tutaj ;p
Poczekaj, poczekaj... jak Ciê zacznê molestowaæ o drug± czê¶æ, co jest wielce prawdopodobne, to jeszcze zmienisz zdanie


Ta druga czê¶æ to nie wiem, bo mam ogóln± fabu³ê, ale brakuje mi pojedynczych w±tków i wydaje mi siê to ma³o ciekawe... Ale na pewno nie zmieniê zdania, jestem takim zboczuszkiem, ¿e uwielbiam byæ przez Ciebie molestowana ;*
Zbyt wiele z tego nie rozumiem i w tym chyba ca³y urok, wiêc z chêci± zajrzê na kolejny odcinek dowiaduj±c siê w co wpakowa³ siê Chester. Do tego naprawdê lekko i dobrze siê czyta. Swoj± drog± muszê przyznaæ, ¿e zaskoczy³a¶ mnie obsad±, pozytywnie. Jest... ró¿norodna, ale kojarzê wszystkich. Pozdrawiam.
Marta, wszystko przyjdzie z czasem ^^ A jak nie przyjdzie, to ja po to pójdê i przyprowadzê si³± ;P

Aniu, czytaj, czytaj, bo to naprawdê ¶wietna historia
Menny, bardzo dziêkujê, za komentarz. Cieszê siê, ¿e wpad³a¶ i na razie nie zniechêci³o Ciê to ;-)

Mam nadziejê, ¿e przyjdzie, bo mam wra¿enie, ¿e wszystko, ju¿ by³o ;/
Z tego samego powodu, ci±gle bardzo powa¿nie zastanawiam siê nad sensem pisania BWTP... i coraz czê¶ciej dochodzê do wniosku, ¿e jednak lepiej by³o w ogóle tego nie ruszaæ.
Nie, nie mów tak. Musisz odmó¿d¿yæ siê przy jaki¶ typowych telenowelach i mo¿e znajdziesz w³a¶ciwy pomys³ ;-D
Co mnie mia³o zniechêciæ? Raczej powinno to przyci±gn±æ i przyci±gnê³o.
Typowe telenowele? Bleee... od pocz±tku do koñca obejrza³am w ¿yciu tylko dwie, mo¿e trzy i nie zamierzam tej statystyki zmieniaæ
Ok to ju¿ wiem, ze nie ogl±da³a¶ Mody na Sukces ;-D To jest dopiero kopalnia pomys³ów!
Pisz±c typowe telenowele mia³am na my¶li latino. MnS to tzw. soap opera i chc±c nie chc±c czasem ogl±dam, jedz±c obiad po pracy, bo moja mama ¶ledzi na bie¿±co co siê tam dzieje A poza tym w ¿adnym razie nie chcia³abym byæ twórc± takiej MnS, ani korzystaæ z ich wypaczonych pomys³ów, a ju¿ zw³aszcza w przypadku BWTP.
No tak, oczywi¶cie. Ale dla mnie to ju¿ dawno przesta³o byæ typowym "soap opera" - mnie te¿ siê czasem zdarzy i wtedy zdajê sobie sprawê, ¿e jestem strasznie ograniczona, poniewa¿ my¶la³am, ze tam ju¿ ka¿dy by³ z ka¿dym - a jednak nie ;-D

Ale na pewno wierzê, ¿e ogarniesz temat i zadziwisz nas nowymi pomys³ami ;-))
Od kiedy dowiedzia³am siê, ¿e Brook bêdzie mia³a nie tylko romans z Tomasem ale te¿ z ch³opakiem swojej córki Hope, to ju¿ nic mnie w tym serialu nie zdziwi Tam naprawdê ka¿dy z ka¿dym, a Ridge i Logan ci±gle m³odzi ^^
Czy Tomas to nie syn Ridge'a? a Hope ledwo co siê urodzi³a w jakim¶ domku w górach przecie¿? To jaki ch³opak?! ;O
U nas odcinki s± lekko do ty³u... Tak, tak Tom, to syn Ridge'a - i tu powiela siê w±tek, bo przecie¿ dopiero co syn Brook by³ z Taylor A Hope.. nie wiem, czas w tym serialu jako¶ dziwnie biegnie - mo¿e za trzy odcinki bêdzie ju¿ nastolatk± bli¼niaczki Ridge'a te¿ dosyæ szybko doros³y .
Bardzo ciekawie sie zapowiada. Nie ujawniasz prawie nic w pierwszym odcinku i mo¿e te¿ przez to wszystko staje siê tajemnicze i interesuj±ce. Sam tytu³ te¿ raczej niewiele mówi, aczkolwiek jest bardzo specyficzny i inny.. Zastanawia mnie czy to nie bêdzie co¶ w stylu filmu 'Jestem bogiem' a Endorfiny nie bêd± wywo³ywaæ nadzwyczajnej m±dro¶ci tylko rado¶æ, a m³odzi ludzie bêd± to kupowaæ, ¿eby dobrze siê bawiæ na imprezach.. No, ale to tylko moje wywody ciekawi mnie co bêdzie dalej, wiêc bêdê czytaæ
Kate04, nie ogl±da³am "Jestem Bogiem", wiêc trudno mi oceniæ, ale sam tytu³ ma raczej metaforyczny wyd¼wiêk. Nawet nie wiem, czy bezpo¶rednio w ogóle siê pojawia, trzeba go raczej szukaæ w innych przypadkach, sytuacjach ;-) bardzo Ci dziêkujê, ¿e wpad³a¶ ;-))

O a to: http://mainhg.demotywatory.pl/uploads/201005/1273661147_by_Comanchee_500.jpg tak swoj± drog± ;-) Wed³ug najpopularniejszego ¼ród³a jakim jest Wikipedia wygl±da to tak, ¿e endorfiny uwalniaj± siê w momencie:
-poczucia zagro¿enia
-¶miechu a nawet my¶lenia o ¶miechu
-wysi³ku fizycznego
-niedotlenienia
-efektu placebo
-orgazmu
-zakochania

Wiêc wnioski z tego mo¿na wyci±gn±æ samemu ;-)

awangarda dnia 11:08:04 28-01-12, w ca³o¶ci zmieniany 4 razy
Ty tu tyle nie mêdrkuj, tylko wrzucaj lepiej kolejny rozdzia³
Odcinek 1:
Czterej muszkieterowie

Niedziela

Michael podniós³ z ziemi otumanionego wci±¿ Chestera i spyta³, trzymaj±c go pod pach±:
- Wszystko w porz±dku?
- Gdzie jest ten, ten…
Chester ledwo wsta³ i zacz±³ wymachiwaæ rêkami w ró¿nych kierunkach, jakby bij±c na o¶lep. Uderzy³ Brada z ca³ej si³y, nie zdaj±c sobie z tego zupe³nie sprawy. Ten zgi±³ siê w pó³ i przekl±³ siarczy¶cie, a Mike zaniós³ siê g³o¶nym gor±czkowym ¶miechem. Blondyn zda³ sobie sprawê, ¿e ju¿ nikt go nie atakuje i uspokoi³ siê, chocia¿ wci±¿ niewiele widzia³.
- Stary, ale ty masz sierpowy…- sykn±³ Brad, g³askaj±c siê po obola³ym brzuchu, który nie przypomina³ rz±dku miê¶ni, a raczej lekko sflacza³± oponkê, która bola³a z ka¿d± chwil± coraz bardziej.
Mike pu¶ci³ na chwilê Chestera i schyli³ siê po pot³uczone okulary. Przejrza³ siê w pêkniêtych szk³ach i przygryz³ wargê. W tym momencie, blondyn zwiotcza³ zupe³nie i upad³ na ziemiê z g³uchym odg³osem.
Przyjaciele spojrzeli po sobie, a dopiero pó¼niej na zbieraj±cego siê z chodnika ch³opaka.
- Nic mi nie jest! Wszystko ok! – powiedzia³ entuzjastycznie.
- Wszystko w porz±dku? - Powtórzy³ pytanie Mike, a Chester za³o¿y³ szk³a i wykrzywi³ twarz w grymasie. - Powiem ci, ¿e w pewnej chwili wygl±da³o to do¶æ gro¼nie.
- Kto mnie uderzy³? - spyta³ rozjuszony blondyn, miotaj±c siê, jakby mia³ zamiar tej osobie oddaæ. Po chwili jednak uspokoi³ siê, gdy na jego rêkach pojawi³a siê gêsia skórka na my¶l o silnym uderzeniu w ty³ g³owy. Pog³aska³ siê po potylicy i poczu³ pal±cego guza.
- Kto to by³?
- Stary, nie mia³e¶ szans…- zatwierdza³ go Mike, ale ten wyda³ siê byæ jeszcze bardziej rozgniewany. Zachowywali siê, jakby co najmniej Rambo pofatygowa³ siê, ¿eby skopaæ mu ty³ek.
- Kto?
- Cool-T.
Zapad³a krótka, niepokoj±ca cisza. W koñcu poszkodowany siê odezwa³, splataj±c rêce na piersi:
- Co on tu robi³? Widzieli¶cie kto przyszed³ odebraæ paczkê? – Spojrza³ na kumpli lekko zmieszany, a oni kiwnêli g³owami. - Jake. Jake chcia³ prochy. Z niego zawsze by³ dobry dzieciak.. Wpakowa³ siê co¶, skoro przyszed³ z nim ten dr±gal.
- Dr±gal nie dr±gal, ale nosi niebiesk± chustkê – odpowiedzia³ Mike. Ca³a trójka ruszy³a w kierunku 9-tej ulicy, na której mieszka³ Ches. – Jacob jak tylko zobaczy³, ¿e oberwa³e¶ chwyci³ za paczkê i zwia³.
- Nie widzieli¶cie dok±d?
- k***a! Byli¶my zajêci ratowaniem twojego w³ochatego zada, pajacu - wtr±ci³ k±¶liwie Brad, wci±¿ masuj±c siê po brzuchu.
Noc zapowiada³a siê spokojnie. Lekki, przyjemny wietrzyk przypomina³ o sobie, przeczesuj±c delikatnie korony drzew i szumi±c urokliwie. Na w±skich, osiedlowych ulicach robi³o siê coraz ciszej i ustronniej, ludzie znikali w swoich domach, zwierzêta powoli szuka³y schronienia, by zapa¶æ w sen.

* * *

Poniedzia³ek

-Brian, co jest?- spyta³ Brad machaj±c kumplowi jab³kiem przed nosem.
Wszyscy siedzieli na ³awce pod college’u, do którego uczêszcza³ Mike. B³onia pod Uniwersytetem Kalifornijskim by³y ulubionym miejscem ich spotkañ. Michael, jako jedyny student w grupie przyjació³, mia³ najbardziej zagospodarowany czas, dlatego reszta przychodzi³a do niego, a czasem nawet samotnie siadywali przy tym samym stoliku, jakby by³ siedzib± klubu.
Przygnêbiaj±ca atmosfera unosi³a siê w powietrzu jak py³, d³awi±c wszystkim gard³a. Od czasu do czasu spogl±dali na siebie z niepokojem, albo chrupali w milczeniu ciastka.
On zamy¶lonym wzrokiem spogl±da³ na boisko, na którym grupka ich znajomych gra³a w koszykówkê. Nie by³o w tym nic dziwnego - graj± codziennie, dlatego zniecierpliwiony Brad wrzasn±³:
-B R I A N!!!
Mike spad³ z ³awki na trawê, a Chester poderwa³ siê do góry gwa³townie. Po chwili obaj wrócili do poprzednich pozycji i z wyrzutem spojrzeli na Stewarda, nie pojmuj±c jego starañ. Tylko Brian, b³êkitnooki brunet z d³u¿szymi w³osami, siedzia³ obok nich niewzruszony i patrzy³ na nich jak na idiotów.
- Ja, cholera, nie wiem co siê z wami dzieje. Od rana zamulacie, jakby MacDonald mia³ splajtowaæ - ¿achn±³ siê Brad, naci±gaj±c czapkê mocniej na g³owê.
- Gang Crips nie wró¿y nic dobrego. Nie ma z czego siê cieszyæ - mrukn±³ Michael- Chester, lepiej siê zastanów, co przeskroba³e¶, ¿e postanowili ciê odwiedziæ.
Blondyn spojrza³ na przyjaciela spode ³ba i siorbn±³ col±. Po chwili w³o¿y³ blanta do ust i powoli siê zaci±gn±³, a cienka bibu³ka zaskwiercza³a.
Mê¿czyzna, który uderzy³ go jakim¶ przedmiotem w g³owê nale¿a³ do najpopularniejszego gangu w Los Angeles. Znani byli ze swojej agresywno¶ci i impulsywno¶ci. Nie mieli lito¶ci, a ju¿ na pewno nie dla bia³ych ludzi. Charakterystyczne dla nich by³y niebieskie barwy. W ka¿dym mo¿liwym miejscu ostentacyjnie wyra¿ali nienawi¶æ do ¶wiata i wrogiego gangu Bloods. Zajmowali siê rozbojami i handlem narkotykami w brudnych podziemiach miasta, tam gdzie boj± siê zej¶æ nawet najodwa¿niejsze umundurowane psy.
Fakt, ¿e zainteresowali siê Chesterem by³ bardzo z³± wró¿b±. Nikt jednak nie wiedzia³ o co chodzi. Nikt poza Chesterem Saviour.
- Spotkamy siê z nimi i wszystko wyja¶nimy, a jak nie to dostan± kulkê w ³eb. Przecie¿ to takie-k***a-proste! - Brad wsta³ rozentuzjazmowany, unosz±c palec wskazuj±cy do góry, tak jakby nad jego g³ow± zapali³a siê lampka.
Jego koledzy milczeli, przygl±daj±c mu siê z uwag±. Ha³asy dobiegaj±ce z boiska przesta³y byæ dla nich s³yszalne. Byli zamkniêci w szczelnej kopule, w której temperatura i poziom zdenerwowania ca³y czas rós³. W koñcu odezwa³ siê Mike, drapi±c siê po skroni sugestywnie:
- Czy z twoj± g³ow± wszystko w porz±dku?- Popatrza³ z niedowierzaniem na resztê, ostatecznie zatrzymuj±c wzrok z powrotem na Bradzie, który nachyli³ ucho, udaj±c, ¿e nie dos³ysza³. -To nie jest byle gang uliczny… To s± Cripsi. Oni nie bawi± siê kradzie¿e i przepychanki.
- Stworzymy w³asny gang - zachêci³ Chester. Widaæ by³o, ¿e pomys³ Brada mu siê podoba i chêtnie pomóg³by mu w realizacji.
-W czwórkê? - odezwa³ siê w koñcu Brian. Wyci±gn±³ z kieszeni paczkê z³otych Marlboro. - Jeste¶ naprawdê têpy, je¶li my¶lisz, ¿e mo¿emy w ogóle z nimi rozmawiaæ. Tam jest ponad 20 tysiêcy cz³onków. A jak wiadomo ka¿dy z nich, ¿eby trafiæ do gangu musia³ wykonaæ rozbój z broni± albo kogo¶ zabiæ. Za³ó¿my, ¿e ka¿dy z cz³onków zabi³ dwie osoby. Pomnó¿my to razy dwa i wyjdzie oko³o 40 tysiêcy zabitych ludzi. - Uniós³ krzaczaste brwi i zamruga³ oczami. - Nie no, gratulujê b³yskotliwo¶ci, królu spalonego tronu. - W³o¿y³ papierosa do ust i odpali³.
- Cienkie pa³y jeste¶cie. Tyle wam powiem - skwitowa³ Brad i wsta³, poprawiaj±c baseballówkê na g³owie. Widz±c, ¿e do stolika dochodzi Alyson z now±, nieznan± mu kole¿ank±, uk³oni³ siê bardzo nisko i teatralnie zamachn±³ siê d³oni±.
- Witam panie, stópki ca³ujê.
Blondynka poczerwienia³a i szturchnê³a Chestera mrucz±c, by co¶ zrobi³. Ten jednak wci±¿ my¶la³ nad propozycj± kumpla. Stworzenie w³asnego gangu wydawa³o mu siê sensownym rozwi±zaniem, szczególnie wtedy, gdy zaci±ga³ siê kolejn± dawk± trawki.
- Al., je¶li bêdziemy mieæ swój gang, zostaniecie naszymi maskotkami? - za¿artowa³ Brad, a Brian u¶miechn±³ siê pod nosem i pokrêci³ g³ow±.
- ¯e co? - Dziewczyna zastyg³a w bezruchu, trzymaj±c jogurt. Zamruga³a kilkukrotnie i unios³a brwi.
- Jak zwykle. Konstruktywna odpowied¼ - mrukn±³ Brian. - Nigdy nie mia³a za wiele m±drego do powiedzenia. A ty, zamknij dziób, psie. Chyba, ¿e chcesz wydaæ swojego przyjaciela przed – zawaha³ siê, by spojrzeæ na dziewczynê, po czym powoli i wyra¼nie doda³ – siostr±.
Przenios³a swój wzrok na niego, bo dopiero w tej chwili go zauwa¿y³a. Z³o¶æ w niej zawrza³a, mia³a eksplodowaæ jak wulkan, pal±c cia³o O’ Neila w u³amku sekundy. Zadr¿a³a i zacisnê³a piê¶ci.
-Ty…
- Al., powinna¶ ju¿ i¶æ - mrukn±³ Chester, widz±c jak jego siostra puchnie ze z³o¶ci.
- Ty padalcu! - warknê³a na odchodne.
Brian przygl±da³ jej siê z lekkim rozbawieniem, ale w milczeniu. Ta obojêtno¶æ najbardziej ze wszystkiego j± irytowa³a - brak jakiegokolwiek odwetu.
- Nie wiem jak wy, ale ja spadam.
Mike wsta³ i odwróci³ siê, a Brian b³yskawicznie ugasi³ papierosa i pobieg³ za kumplem. Po chwili klepn±³ go po ramieniu i zmienili kierunek, zmierzaj±c na parking. Brian O’ Neil wyci±gn±³ kluczyki, a stoj±cy nieopodal sportowy Mercedes AMG, jak szczeniak, rozpoznaj±cy swojego w³a¶ciciela z daleka, zapali³ silnik z przyjemnym dla ucha basem. Wsiedli do samochodu i ruszyli.
Po piêtnastu minutach obaj siedzieli na kanapie w penthousie przy Bulwarze Wilshire, popijaj±c zimny browar. Gdy w milczeniu opró¿nili butelki odezwa³ siê Mike:
- Dziêki.
- Za co?
- Za propozycjê wprowadzenia siê.
Brian spojrza³ na niego, unosz±c brwi i u¶miechaj±c siê delikatnie.
- Gdyby¶ nie by³ taki oporny to od dawna by¶ tu mieszka³ i balowa³. Thomas musia³ ciê wykurzyæ z przytulnego domku. A swoj± drog±, mówi³e¶ jeszcze niedawno, ¿e nowy boy od twojej matki jest dla ciebie ca³kiem mi³y.
- Chester siê chyba nie¼le wpakowa³. - Mike zmieni³ temat, ignoruj±c uwagê kumpla.
- Powinien zmieniæ zawód. - Znów wyci±gn±³ papierosa. - Dealowanie w tym rejonie to bardzo s³aby pomys³. - Zaci±gn±³ siê i spojrza³ na Mike’a. Widz±c, ¿e chce co¶ powiedzieæ wyprostowa³ siê i uprzedzi³ go, kiwaj±c stanowczo d³oni± z papierosem. - To nie prawda, ¿e nie ma wyboru, nawet go nie usprawiedliwiaj! Leñ ¶mierdz±cy. Uhm - mrukn±³ i opad³ z powrotem na oparcie. - Czyta³e¶ gazety? Znowu znaleziono cia³o jakiej¶ kobiety. Psychopata jaki¶.

* * *

Wieczorem

Prze³kn±³ g³o¶no ¶linê, wyci±gn±³ z kieszeni telefon i przejrza³ siê w nim jak w lusterku. Zastanawia³ siê, czy gdyby wygl±da³ lepiej nie zdzia³a³by wiêcej. W³a¶ciwie to by³o mu wszystko jedno. Mia³ zamiar j± zer¿n±æ, a potem okra¶æ ze wszystkiego. Czemu on im to robi³? Co te kobiety zrobi³y mu, ¿e spotka³a je taka kara?
Czasem wyobra¿a³ sobie siebie z kilkoma piêknymi dziewczynami w luksusowej limuzynie. Elegancki krawat, mocno zwi±zany pod szyj±, garnitur, który pora¿a³ swoj± czerni± i sk±po ubrane panienki, które spogl±daj± na niego z wyra¼nym podnieceniem. Och tak. By³ napalony, dlatego gdy przechadza³ siê nocami po Mie¶cie Anio³ów chcia³ siê trochê… odprê¿yæ.
Rozmy¶lanie przerwa³o mu dziwne ³askotanie pod brzuchem. Nie móg³ siê doczekaæ kiedy zanurzy siê w piêknej d³ugonogiej blondynce, która co noc wraca t± drog± z pracy. Kto by pomy¶la³, ¿eby w³a¶nie têdy i w³a¶nie o tej godzinie. Ironio losu! Kobieta, która pracowa³a jako recepcjonistka w hotelu, nie posiada³a swojego samochodu., nawet starego gruchota. To wydawa³o siê niemo¿liwe. Mimo tego, nie¼le zalaz³a mu za skórê. Musia³ odp³aciæ siê dziwce.
Po chwili zauwa¿y³ j±. Sz³a alejk± w kierunku centrum. Ubrana w sztruksowy ¿akiet i krótk± spódnicê. Oj tak, ta kobieta mia³a wyj±tkowo piêkne nogi; d³ugie, zgrabne, wyeksponowane wysokimi obcasami. Poczu³ ciarki na plecach, a w ¿o³±dku rosn±ce napiêcie. Mia³ wra¿enie, ¿e spodnie mu siê unosz± do góry, a sam za chwile podfrunie do niej i uderzy j± z ca³ej si³y ³omem w g³owê, tylko po to, by zaspokoiæ swoje ¿±dze. Ale przecie¿ jemu nie tylko o to chodzi… Musi podtrzymywaæ statystyki na dobrym poziomie.
Ruszy³ powoli, prawie bezszelestnie, jakby frun±³ kilka cali nad ziemi±. Szed³ tu¿ za ni±, czuj±c nawet zapach jej perfum. Tak, bez w±tpienia by³o to co¶ drogiego i s³odkiego. Przetar³ oczy i podbieg³ jeszcze bli¿ej, wyci±gaj±c z kieszeni poplamion± jakim¶ ¶mierdz±cym ¶rodkiem szmatkê.
Brian Uwielbiam go¶cia ^^ Lubi³am te¿ ten ogieñ miêdzy nim a Al, do czasu... ale przecie¿ wiesz ju¿ to wszystko, wiêc nie bêdê siê powtarzaæ, a ju¿ zw³aszcza, ¿e mog³abym niechc±cy co¶ chlapn±æ i zepsuæ innym radochê z czytania ;P
Bêdziesz mia³a co¶ przeciwko, je¶li korzystaj±c z tego, ¿e mam okazjê czytaæ to od nowa, skopiujê sobie wszystko do Worda?
Ja jak na razie jestem zachwycona ka¿dym bohaterem, wiêc nie bêdê nikogo wyró¿niaæ do czasu, kiedy poznam g³êbiej ca³± czwórkê. S± naprawdê niesamowici, jak ich te pogawêdki. Do tego zainteresowa³a¶ mnie tak¿e ostatni± scenê.

Ayleen dnia 14:47:57 29-01-12, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Agu¶, nie mam nic przeciwko, ale w miarê wrzucania tego poprawiam to do druku - w Wordzie bêdzie 10 rozdzia³ów d³u¿szych zamiast 32 odcinków, wiêc jak chcesz ;-) No Brian, Brian to Brian. Trochê mi siê rozlaz³ w 2 czê¶ci, ale IM GONNA FIX IT!

Menny, to dobrze. Oby ciekawi³o coraz bardziej! Dziêki, ze wpad³a¶ ;-)

awangarda dnia 15:01:24 29-01-12, w ca³o¶ci zmieniany 2 razy
Podzia³ na rozdzia³y jest mi zupe³nie obojêtny. Chodzi tylko o to ¿ebym mog³a to sobie drukn±æ i czytaæ kiedy mi siê zachce, bez skakania po forum
I nie muszê chyba mówiæ, ¿e cieszy mnie, ¿e Brian siê rozlaz³ i z niecierpliwo¶ci± czekam na t± drug± czê¶æ
Jak mo¿esz siê z tego cieszyæ?! Przecie¿ on ju¿ nie jest taki jak powinien ;-( Okropna jeste¶, ¼le mi ¿yczysz... haha ;D
My¶la³am, ¿e rozlaz³, w sensie ¿e go tam strasznie du¿o Jaki by nie by³, moja mi³o¶æ do niego jest bezwarunkowa
Jest go du¿o, ale rozlaz³ siê w tym sensie, ¿e jest zbyt mi³y ;-( Mówi³am CI ju¿, ¿e Twoja sygnatura mnie rozprasza?
No to zrób co¶ z tym - wiem, ¿e potrafisz
No có¿... mnie te¿ rozprasza, ale ostatnio, chyba w du¿e mierze przez pracê nad BWTP, znów mam na niego fazê, wiêc musisz to jako¶ ¶cierpieæ
Odcinek 2:
Ira calefacta sapientia dormit*

Wtorek

Stoj±cy przy 9tej Ulicy dom rodziny Saviour by³ niewielki. Wokó³ niego ros³o wiele drzew i dzikich krzewów, a ogród wydawa³ siê nie byæ pielêgnowany od wielu lat przez nikogo. Teren nie by³ ogrodzony ¿adnym murkiem ani drewnianym p³otkiem, a jedyn± wiadomo¶ci± dla obcych, ¿e ten teren jest zamieszka³y, mia³a byæ zardzewia³a skrzynka na listy ze stosunkowo nowym numerkiem 246. Niegdy¶ bia³e listwy, pokrywaj±ce zewnêtrzne ¶ciany, teraz po¿ó³k³y od promieni s³onecznych i poodkleja³y siê od pó³nocnej strony od wilgoci. Skrzypi±ce schody prowadzi³y na wielk± werandê, na której znajdowa³ siê piêkny bujany fotel z poduszk± w kwiaty. Wewn±trz na parterze mie¶ci³a siê du¿a kuchnia z dêbowymi meblami i ³±cz±ca siê z ni± jadalnia. Salon by³ ciasny i ciemny. ¦ciany w kolorze ceglanej czerwieni zbyt przyt³acza³y, jak na taki ma³y i s³abo o¶wietlony pokój, ale domownikom to nie przeszkadza³o. £azienka znajdowa³a siê tu¿ przy schodach, prowadz±cych na piêtro - a tam by³y tylko trzy niewielkie pokoiki.
Najpiêkniejsze pomieszczenie zajmowali doro¶li - Anne i Wade Saviour. Ona bezrobotna. Na usta nasuwa³o siê zdanie, ¿e zajmowa³a siê domem, ale przecie¿ to nieprawda. Niepewna siebie, zmarnowana, wpad³a w depresjê, gdy m±¿ za¿±da³ rozwodu. Wade by³ dumnym i konsekwentnym ksiêgowym, który nie widzia³ ju¿ szans dla tego zwi±zku. Choæ twierdzi³, ¿e rodzina zawsze jest najwa¿niejsza, to nie potrafi³ ¿yæ z Ann. To by³o ponad jego si³y. W³a¶ciwie, chyba nie potrafi³ ¿yæ z ¿adnym z domowników. Dlatego ta jego gówniana zasada w rzeczywisto¶ci siê nie sprawdzi³a. G³upie gadanie.
Najmniejszy pokoik na piêtrze, który bardziej przypomina³ komórkê ni¿ sypialniê, nale¿a³ do ich niepokornego syna, Chestera. Obok niego mieszka³a jego siostra, Alyson.
Le¿a³a nieruchomo na ³ó¿ku i beznamiêtnie wpatrywa³a siê w sufit. Chocia¿ wokó³ siebie mia³a pe³no roz³o¿onych ksi±¿ek, to ¿adna z nich nie spoczywa³a w jej delikatnych d³oniach. Nie mia³a ani ochoty, ani czasu by zajmowaæ siê nauk±. Z do³u da³o siê s³yszeæ ha³asy i krzyki, które z ka¿d± minut± przeszkadza³y jej coraz bardziej. Przetar³a oczy d³oni± i zgramoli³a siê z ³ó¿ka. Podesz³a do drzwi i przystawi³a ucho, a po chwili wysz³a na korytarz i nachyli³a siê przy balustradzie, by zobaczyæ co siê dzieje.
- Znudzi³o ci siê ju¿ spanie na ulicy? - spyta³ poirytowany Wade. Patrzy³ na swojego prawie dwudziestojednoletniego syna z wy¿szo¶ci± i obrzydzeniem, jakby nie potrafi³ sobie wybaczyæ, ¿e sp³odzi³ kogo¶ takiego. - Jak mo¿esz byæ takim nieudacznikiem? Nic nie robisz tylko siê szlajasz po ulicach. - krzykn±³. Jego oczy p³onê³y ze z³o¶ci, a na czole wyskoczy³a niebieska, pulsuj±ca ¿y³a. Tymczasem Chester prze³±cza³ kana³y pilotem i wpatrywa³ siê w brudn± szybê telewizora. Zupe³nie nic sobie nie robi³ z tego, co mówi³ do niego ojciec.
- Wade, to jest nasza wina - mruknê³a niska blondynka, wchodz±c do pokoju z kuchni. - ¬le go wychowali¶my. - By³a zagubiona i wycofana. Ciemnymi oczami niepewnie lustrowa³a sytuacjê, jakby w razie silniejszego starcia mia³a odwróciæ wzrok, by unikn±æ bólu.
- To nie jest moja wina, ¿e ten i d i o t a jest takim ignorantem! Plecami przez ¿ycie, takie jest twoje motto?! - rykn±³, a Alyson na górze a¿ podskoczy³a. Zbieg³a szybko po schodach i stanê³a obok ojca.
- Tato, przestañcie - poprosi³a. Spojrza³a swoimi ma¶lanymi oczami na mê¿czyznê, ale on jeszcze bardziej siê wzburzy³.
- Macie racjê, ja tu nie pasuje. - Chester wsta³ wreszcie z kanapy i ruszy³ w kierunku wyj¶cia. Min±³ Wade’a, szturchaj±c go lekcewa¿±co w ramiê, ale ten z³apa³ go za ³okieæ i odwróci³ do siebie gwa³townie.
- Nigdy nie traktuj mnie tak, gówniarzu! - krzykn±³ i zamachn±³ siê. Si³a, z jak± uderzy³ Chestera by³a na tyle du¿a, ¿e ch³opak polecia³ na komodê ze szklan± zastaw±, t³uk±c wszystko, co na niej sta³o. Anne pisnê³a i schowa³a twarz w d³oniach. Ukry³a siê za futryn±, dysz±c ciê¿ko, nawet nie próbuj±c mê¿a zatrzymaæ.
- Przestañ, tato! Tato! - Alyson stanê³a miêdzy swoim bratem, a ojcem, który chcia³ wzi±æ go za koszulkê i daæ jeszcze raz w twarz.
Chester wsta³, wytar³ ciekn±c± z nosa krew i u¶miechn±³ siê z³o¶liwie, jakby otrzyma³ pal±cy dowód nienawi¶ci, na który czeka³ by raz na zawsze opu¶ciæ t± ruderê. Wyszed³ z domu, trzaskaj±c za sob± drzwiami, a ci którzy zostali wpatrywali siê przez chwilê w tamt± stronê, próbuj±c ogarn±æ to, co siê wydarzy³o.
- Chester, wracaj! - wrzasnê³a Alyson. Ona równie¿ nie wytrzyma³a, srebrzyste ³zy pociek³y jej po rozpalonych policzkach. Pos³a³a ojcu karc±ce spojrzenie i wybieg³a za bratem.
By³o ju¿ ciemno. Dwie najbli¿sze latarnie w ogóle nie ¶wieci³y, a w blasku dalszych nie pojawi³a siê sylwetka Chestera. By³a sama, zupe³nie sama. Nie ba³a siê, choæ ta czê¶æ miasta nie nale¿a³a do najbezpieczniejszych. My¶la³a tylko o tym, ¿eby odnale¼æ brata i zawróciæ go do domu, wiêc posz³a w kierunku centrum handlowego Grove. To by³o jedno z ulubionych miejsc ich spotkañ, wiêc sz³a tam z nadziej±, ¿e go tam zastanie. Gdy dotar³a, poczu³a pal±ce w klatce piersiowej rozczarowanie. Usiad³a na metalowej ³awce i spojrza³a do góry, jakby z gwiazd chcia³a wyczytaæ ukryt± dla niej wiadomo¶æ. Przygryz³a wargê i us³yszawszy mêskie g³osy odwróci³a twarz w stronê wyj¶cia z galerii handlowej. Na horyzoncie pojawi³y siê dwie wysokie i strzeliste mêskie sylwetki.
- Kogo ja widzê? – M³ody mê¿czyzna z d³u¿szymi w³osami szturchn±³ drugiego ³okciem i u¶miechn±³ siê kpi±co. – Najwyra¼niej mamy szczê¶cie.
Alyson spojrza³a na niego z grymasem. Nie znosi³a Briana od kilku dobrych lat, gdy ubli¿anie jej i psychiczne znêcanie sta³o siê jego ulubion± form± rozrywki. By³ cyniczny i arogancki, a do tego wiecznie u¶miechniêty, jakby wszystko potrafi³ obróciæ na swoj± korzy¶æ. Nigdy nie mog³a odgadn±æ na ile jego s³owa s± prawd±, na ile kpin± i zawsze mia³ swoje ostatnie s³owo, choæ czasem przykre i krzywdz±ce. Jednej rzeczy jednak wyj±tkowo mu zazdro¶ci³a; potrafi³ wzbudzaæ szacunek u innych ludzi si³± i potêg± charakteru. Przyci±ga³ ludzi, chocia¿ sprawia³ wra¿enie, jakby na nikim mu nie zale¿a³o. Ten paradoks by³ nie do prze³kniêcia. Im bardziej anga¿owa³o siê w jakiekolwiek relacje z nim, tym wiêksze prawdopodobieñstwo, ¿e w razie potrzeby szybko uk³uje dok³adnie tam, gdzie zaboli najbardziej. By³ cwany i sprytny, a do tego niebagatelnie przystojny. Jego zimne b³êkitne oczy przyprawia³y o dreszcze, a pe³ne usta uk³adaj±ce siê w ³obuzerski u¶miech rozpala³y od ¶rodka w u³amku sekundy.
Odwróci³a wzrok, bior±c g³êboki wdech. Gor±czkowo my¶la³a, w któr± stronê uciec od niego. Niepewnie wsta³a i westchnê³a, unosz±c b³agalnie brwi. Czu³a na sobie przenikliwe i nieufne spojrzenie Briana O’ Neil, wiêc gdy do niej doszli spojrza³a mu prosto w oczy z nadziej±, ¿e siê speszy, ale nic takiego nie nast±pi³o. Sama lekko zdenerwowana przenios³a wzrok na swojego najwiêkszego przyjaciela, Michaela i mruknê³a cichutko:
- Zgubi³am Chestera.
Ten wyci±gn±³ do niej rêce i pozwoli³ by wtuli³a siê w niego. Opar³ policzek o jej g³owê i zupe³nie niezaskoczony tym, co powiedzia³a spyta³:
- Co tym razem siê sta³o?
- Po¿arli siê z ojcem. Uderzy³ go, a Ches wybieg³ z domu i wyparowa³.
- Bardzo mi przykro z twojej straty - powiedzia³ Brian, wk³adaj±c rêce do kieszeni i opieraj±c siê biodrem o oparcie ³awki. - To Chester. Wci±gnie parê kresek i mu przejdzie – kontynuowa³, a blondynka zacisnê³a usta, by nie wybuchn±æ. – Twoja naiwno¶æ niezwykle mnie bawi.
Alyson nie wytrzyma³a. Wyrwa³a siê Michaelowi i szybkim krokiem ruszy³a w stronê parku, zostawiaj±c ich za sob±. By³a w¶ciek³a, ale nawet nie na Briana, którego stara³a siê ignorowaæ, ale na siebie, ¿e jest w tej chwili zupe³nie bezradna. Nie wiedzia³a, gdzie szukaæ brata, ani czy w ogóle jest sens, skoro czêsto ucieka³ z domu. Nie rozumia³a jego prowokacyjnego zachowania. Choæ by³ od niej starszy o trzy lata, zachowywa³ siê czasem tak bezmy¶lnie i nierozwa¿nie, jakby by³o odwrotnie. Czy je¶li ich rodzina siê rozpadnie, to bêdzie jego wina, czy tak po prostu musia³o byæ?
Zatrzyma³a siê przed parkow± bram±. Wziê³a kilka g³êbokich wdechów i zamknê³a oczy. Powoli siê uspokaja³a, powtarzaj±c sobie g³o¶no „we¼ siê w gar¶æ”. Po kilku minutach poczu³a czyj±¶ d³oñ na ramieniu i odwróci³a siê powoli, bo dobrze zna³a ten u¶cisk. Za sob± zobaczy³a zatroskan± twarz Michaela. Westchnê³a i spu¶ci³a wzrok, a on uj±³ j± pod brodê, zmuszaj±c tym samym, by na niego spojrza³a.
- Nie martw siê o niego. Jest du¿ym ch³opcem, poradzi sobie - mrukn±³ cicho, oplataj±c j± ramieniem. Ruszyli powoli. – Odprowadzê ciê do domu.
- Ale ma talent do pakowania siê w k³opoty. Po prostu czujê, ¿e dzieje siê co¶ niedobrego.
Mike ju¿ nie odpowiedzia³. Alyson ¶ciska³a w tali jego ciep³± d³oñ i oddycha³a miarowo, staraj±c siê nie my¶leæ o tym, co siê wydarzy³o. W g³êbi ducha cieszy³a siê, ¿e poszed³ za ni± i towarzyszy³ jej, chocia¿ do samego domu ju¿ nie odezwali siê ani jednym s³owem. Sama jego obecno¶æ podnosi³a j± na duchu. Szli powoli, jak najlepsi przyjaciele. Znali siê od dziecka. Nie mog³o byæ inaczej.
Alyson po¿egna³a siê czu³ym buziakiem w policzek i zniknê³a za drzwiami swojego domu. Nie zastawia³a siê, czy ojciec ¶pi na kanapie, czy w ogóle jest w domu. Zdjê³a buty i schodami ruszy³a na piêtro. Zajrza³a do pokoju brata, ale nic siê w nim nie zmieni³o. Ten sam ba³agan, co zwykle, a po Chesterze ani ¶ladu. Wesz³a do swojego i upad³a na ³ó¿ko, wci±¿ zawalone ksi±¿kami. Zrzuci³a je na ziemie i schowa³a siê pod ko³dr±, maj±c nadziejê, ¿e szybko za¶nie, a gdy siê obudzi zacznie siê nowy, lepszy dzieñ.

Wiêc poznali¶my bli¿ej Chester'a, zw³aszcza od stron rodzinnych. Jak widaæ nie jest dobrze, bo jedynie Alyson chce mu pomóc i stoi murem za bratem. A matka, no có¿ ona chyba nie potrafi do koñca przeciwstawiæ siê swojemu mê¿owi.
Menny, dziêki, ¿e wpad³a¶ ;-)

awangarda dnia 17:45:04 08-02-12, w ca³o¶ci zmieniany 5 razy
Odcinek 3
Cripz

¦roda

Brian otworzy³ oczy i przeci±gn±³ siê na olbrzymim ³ó¿ku. At³asowa po¶ciel powoli zsuwa³a siê z jego nagiego, dobrze zbudowanego cia³a. Ziewn±³ i przewróci³ siê na bok. Jego towarzyszka niechêtnie unios³a g³owê i spojrza³a na niego spod burzy rudych loków.
- Zbieraj siê - powiedzia³, patrz±c na ni± powa¿nie b³êkitnymi oczami.
Ona u¶miechnê³a siê rozkosznie i pog³aska³a siê po rêce, na której jasne w³oski stanê³y dêba.
- Nie patrz na mnie w t e n sposób, bo mam gêsi± skórkê.
- Nie zapomnij niczego- mrukn±³, odwracaj±c g³owê.
Dziewczyna westchnê³a i wywróci³a oczami, ale ju¿ bez s³owa wsta³a, za³o¿y³a bieliznê i zabra³a resztê swoich rzeczy. Gdy znalaz³a siê w jego polu widzenia mimowolnie spojrza³ jak jej jêdrne cia³o ko³ysze siê i znika za drzwiami. Ponownie siê przeci±gn±³ i w koñcu wsta³. Podszed³ do wielkiego okna i spojrza³ w dó³. Mia³ st±d naprawdê nieziemski widok. Musia³a byæ ju¿ pó¼na godzina, bo ruch na ulicach by³ do¶æ spory, a mimo widoku na wschód nigdzie nie dostrzeg³ s³oñca. Zreszt±, on nigdy nie by³ rannym ptaszkiem.
Za³o¿y³ jakie¶ ciuchy i wyszed³ z sypialni od razu kieruj±c siê do barku. Wyci±gn±³ kryszta³ow± karafkê, a w tym samym momencie drzwi windy rozchyli³y siê.
- Szklaneczkê? - spyta³, nalewaj±c sobie whiskey. Podniós³ j± na wysoko¶æ oczu i porusza³, a bursztynowy p³yn porozlewa³ siê na ¶ciankach. Brian u¶miechn±³ siê sam do siebie i wypi³ ³yk.
- Tak z rana? - spyta³ Michael, choæ nie by³ zdziwiony tym widokiem. Odk±d mieszka³ z Brianem przyzwyczai³ siê do tego, ¿e gdy wstawa³ odka¿a³ swoje gard³o drogim trunkiem. – Zamiast tego, móg³by¶ i¶æ pobiegaæ. - Klapn±³ na kanapê. - Kiedy¶ to robi³e¶.
- Poszed³bym, ale nie chcê marnowaæ si³, które móg³bym spo¿ytkowaæ w inny sposób trochê pó¼niej. - U¶miechn±³ siê, zaczesa³ w³osy do ty³u i wypi³ kolejny ³yk. Mike pos³a³ mu szczery u¶miech i poszed³ do kuchni.
O’ Neil powodzi³ za nim wzrokiem i wraz ze swoj± bursztynow± kochank± usiad³ przy stole i odpali³ laptopa. W tej chwili zadzwoni³ telefon.
- Tak, widzê, ¿e spad³y, ale ja jeszcze nie kupujê - odpowiedzia³ do s³uchawki od razu. Przygl±da³ siê uwa¿nie kolorowym s³upkom i wykresom, przedstawiaj±cym akcje, które co chwilê pojawia³y siê na ekranie. - Nie, mam przeczucie. - Roz³±czy³ siê, ale telefon znów zadzwoni³. Spojrza³ tylko na wy¶wietlacz i zwróci³ wzrok z powrotem na ekran.
- Proszê ciê, odbierz, bo ten debilny dzwonek doprowadza mnie do sza³u - za¶mia³ siê Mike, wyci±gaj±c karton z mlekiem, ale Brian zerkn±³ na niego k±tem oka i zacz±³ pisaæ co¶ w komputerze.
- To moja matka. Dzwoni od kilku dni jak nienormalna. Swoj± drog± nie pij z kartonu.
- Ale to twoja matka - zauwa¿y³ trafnie Mike, ignoruj±c uwagê kumpla. Przy³o¿y³ karton do ust i zacz±³ piæ duszkiem. Brian wymierzy³ mu wrogie spojrzenie, ale telefon nie milkn±³.
- A ty awansowa³e¶ na moje sumienie. Gratulujê. – Westchn±³ i ponownie wzi±³ telefon do rêki. Przez kilkana¶cie sekund walczy³ z wy¶wietlaczem, próbuj±c go wy³±czyæ si³± woli, ale gdy ten nie cich³, odebra³ - Halo?
- Brian?! Co siê z tob± dzieje?!
- Nic, wci±¿ ¿yjê i mam siê dobrze.
- Nie odbierasz telefonu! Wszystko w porz±dku?! Nic siê nie sta³o?!
- Jestem doros³y.
- Ale jeste¶ moim dzieckiem! Jak tam ci siê ¿yje? Nie chodzisz g³odny? Spotykasz siê z jak±¶ mi³± dziewczyn±? Kiedy nas odwiedzisz?!
- Nie prêdko.
- Jak to? Têsknimy za tob± z ojcem i chcemy ciê zobaczyæ! To zaledwie pó³ godziny drogi!
- Nie rób tego wiêcej.
- Brian?!
- Po prostu nie dzwoñ do mnie i nie mêcz mnie. Wszystko jest ok!
- Daj znaæ, co u ciebie!
Od³o¿y³ s³uchawkê. Czu³ na sobie ciê¿kie spojrzenie Michaela, wiêc wzi±³ g³êboki oddech i popatrzy³ na niego pytaj±co. Mia³ nadziejê, ¿e zmusi go tym do powiedzenia tego, co chce i siê wreszcie odczepi. Zamkn±³ laptopa i odwróci³ siê przodem do przyjaciela, mówi±c obojêtnie:
- Wieczorem idziemy na balety, wiêc wystrój siê, ¿eby¶ nie przyniós³ mi wstydu. Mo¿e sobie co¶ wyhaczysz.
- Niestety, nie mam twojego wygl±du - zakpi³, stawiaj±c pusty pojemnik po mleku mu przed nosem. Zawsze pi³ mleko prostu z kartonu i wiedzia³, jak to strasznie dra¿ni Briana. Ten spojrza³ opró¿nione pude³ko i zmarszczy³ brwi.
- Straszna szkoda – odpowiedzia³ i wywróci³ teatralnie oczami, jednocze¶nie wzruszaj±c ramionami.

Wieczorem

Szli Alej± Le Brea, wzd³u¿ parku. S³oñce ju¿ dawno schowa³o siê za horyzont, ale wci±¿ by³o do¶æ duszno. Michael pow³óczy³ nogami, trzymaj±c rêce w kieszeniach d¿insów. Po chwili zadzwoni³ do niego telefon. Spojrza³ na wy¶wietlacz i mrukn±³:
-To Alyson.
Brian zignorowa³ to i spojrza³ w drug± stronê. W g³êbi parku i dojrza³ dwie sylwetki, które przyku³y na d³u¿ej jego uwagê.
- Tak? – Odebra³ i zwolni³ kroku. - Nie wróci³ jeszcze? Nie martw siê, na pewno siê znajdzie. A gdzie teraz jeste¶? Ok. Wracaj do domu najlepiej. - Spojrza³ na telefon. - Roz³±czy³a siê.
- Ciekawe dlaczego - powiedzia³ nagle Brian, cichym i melancholijnym g³osem, zatrzymuj±c kumpla rêk±. Palcem wskaza³ odleg³e miejsce pod latarni±.
- Szukasz swojego braciszka? - zakpi³a wysoka mulatka z niebiesk± chust± na szyi, u¶miechaj±c siê ironicznie. Zza paska spodni wyci±gnê³a pistolet i macha³a nim, jakby to by³a zabawka.
- Alyson - mrukn±³ Mike, robi±c siê coraz bledszy. Brian chwyci³ go za ramiê, by nie móg³ siê ruszyæ. Przez chwilê popatrzy³ na niego, ¿eby siê upewniæ, ¿e nagle nie wyskoczy, p³osz±c bandziorów, jak kaczki nad stawem. Mog³o ich byæ wiêcej.
- Z³apali¶cie go… - Alyson przygryz³a wargê. By³a zdenerwowana, bo zdawa³a sobie sprawê, ¿e dziewczyna nale¿y do gangu. Nie tylko broñ na to wskazywa³a, ale przede wszystkim niebieski fragment ubrania, który by³ charakterystyczny dla Cripsów. M³oda Saviour prze³knê³a g³o¶no ¶linê i zesztywnia³a, próbuj±c zachowywaæ siê rozwa¿nie. Jednak my¶l, ¿e maj± jej brata ca³kowicie parali¿owa³a j± od ¶rodka.
- Jakby nie sprzedawa³ prochów na naszym terenie, to nic by mu nie grozi³o - odpowiedzia³a mulatka, wci±¿ celuj±c broni± Al prosto w twarz. By³a pewna siebie i stanowcza. Mog³a strzeliæ w ka¿dej chwili. – Jest nam co¶ winien.
Mike poruszy³ siê nerwowo, a Brian uniós³ palec do góry w ge¶cie „ani siê wa¿”.
- Chester nie handluje dragami - mruknê³a zdezorientowana blondynka.
- Cool-T pos³a³ mu ju¿ ostrze¿enie, ale blondas najwyra¼niej nic sobie z tego nie robi. Nie bêdziemy siê pieprzyæ z takimi ¶cierwami. Za wszystko zap³aci.
- S³uchaj, dziecinko…
Do Alyson doszed³ potê¿ny ciemnoskóry mê¿czyzna w lu¼nej niebieskiej koszulce i bardzo szerokich spodniach. Na g³owie mia³ zawi±zan± tak± sam± chustkê, jak dziewczyna. - Widzisz moj± twarz? ¯aden bia³as nie bêdzie nas lekcewa¿y³. Mamy monopol - wrzasn±³ nastolatce prosto w twarz. – Niech daje forsê, albo ginie. - Podniós³ do góry rêkê, w której trzyma³ broñ. - To jest Glock 23. Jeden strza³ i pocisk przejdzie przez twoj± bia³± gêbê i mózg na wylot. Rozumiesz? – Alyson spojrza³a na niego sparali¿owana. - Nie s³yszê!!
- Tak…
Nagle Mike wyszarpa³ siê Brianowi i wystrzeli³ jak z procy w ich kierunku. Ten westchn±³, spojrza³ w niebo, mrucz±c cicho „dziêki” i w koñcu pobieg³ za nim.
- Cool-T!
- Je¶li go szukasz to przestañ, bo i tak jest ju¿ po nim.
- Cool-T! – ryknê³a ponownie dziewczyna z broni±. – Jahmal! - Czarnoskóry mê¿czyzna spojrza³ na ni± z wyrzutem. - Mamy towarzystwo. - Kiwnê³a g³ow± w kierunku biegn±cych kolesi.
- Mike, uciekaj st±d! - wrzasnê³a Alyson, ale w tej chwili mulatka podbieg³a do niej, z³apa³a j± id ty³u i przyci±gnê³a do siebie tak, ¿e lufa czarnego pistoletu przywiera³a do jej skroni. Jahmal o przezwisku Cool-T wycelowa³ swojego Glocka w biegn±cych mê¿czyzn, odbezpieczy³ i strzeli³. Wszyscy nagle znieruchomieli. Mike i Brian stanêli jak wryci piêæ metrów od cz³onków gangu Crips i przetrzymywanej blondynki.
- Pu¶æ j±! - za¿±da³ stanowczo Mike. Wpatrywa³ siê gniewnie w bandziora i jego kole¿ankê.
- Wiêcej ostrze¿eñ nie bêdzie, bia³y kutasie - warkn±³ Cool-T. Wci±¿ trzyma³ wycelowan± broñ w ch³opaków.
Brian sta³ lekko z ty³u z delikatnie podniesionymi d³oñmi do góry, okazuj±c Jahmalowi, ¿e nie chc± k³opotów. Mike jednak by³ znacznie bardziej agresywny i zaborczy ni¿ jego kolega. Pokrêci³ g³ow± na boki, a¿ strzeli³y mu chrz±stki w karku.
Nagle gdzie¶ w tle zapiszcza³a policyjna syrena. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Cripsi w obawie, a Brian i Alyson z nadziej±. Michael wykorzysta³ moment nieuwagi i podbieg³ do gangstera. Gdy Cool-T obraca³ siê z powrotem w stronê ch³opaków dosta³ mocnego sierpowego. Zachwia³ siê na chwilê, ale by³ na tyle du¿y i silny, ¿e szybko doszed³ do siebie, zupe³nie tak, jakby cios Mike’a by³ ledwie klepniêciem. Za drzewami da³o siê s³yszeæ krzyki policjantów. Musieli zostaæ zaalarmowani przez kogo¶ lub wcze¶niej namierzyli Niebieskich. Zdezorientowana mulatka popchnê³a blondynkê na krzaki i uciek³a w kierunku ulicy, a Cool-T przejecha³ palcem wskazuj±cym po szyi, gro¿±c Michaelowi bez zbêdnych s³ów. Oboje wsiedli do czarnego Dodge, który b³yskawicznie wjecha³ na chodnik i znikn±³ za zakrêtem.
- Al, nic ci nie jest? - spyta³ wystraszony Michael, podnosz±c dziewczynê. By³a w totalnym szoku.
- Mike, oni maj± Chestera…
- Bohater siê znalaz³! Co za debil! - rykn±³ Brian w kierunku ciemnow³osego. Klepn±³ go w bark, wymierzaj±c pe³ne z³o¶ci spojrzenie, ale Mike jakby w ogóle tego nie zauwa¿y³. Odwróci³ siê w kierunku, sk±d dobiega³y obce g³osy i popchn±³ dwójkê do przodu. - Spieprzaæ st±d i to ju¿!
Chyba siê nie dziwiê, ¿e Aga tak uwielbia Brian'a, chocia¿ w koñcówce to Mike okaza³ sie 'bohaterem', jakby nie patrzeæ. Czasami tak mi siê wydaje, ¿e jemu podoba siê Alyson. Podoba³a mi siê tak¿e pierwsza scenka, kiedy to Brian szybko pozby³ siê nowej zdobyczy, a potem pogawêdka z Mike'm i matk±. Jego matka siê troszczy o niego, a on odpowiada³ jej jakby mówi³ do jakie¶ natrêtnej kochanki, która mêczy go telefonami.
Jak tylko nadrobiê to co mam nadrobiæ przez ferie, które mi siê trafi³y teraz to zabieram siê za to opowiadanie, a ¿e ma³o odcinków jak na razie to przeczytam zapewne jednym tchem. Wiêc na dniach na pewno wpadnê tutaj.
Menny., no Brian to Brian, co tu du¿o mówiæ. Jego matka jest nadopiekuñcza, a on faktycznie nie za bardzo siê tym przejmuje. Ale z pewno¶ci± jeszcze zobaczymy go w akcji z mam±. A Mickey... Tak to dok³adnie typ "dobrego go¶cia" ;-)

Klaudio, cieszê siê, ze wpad³a¶ - witam Ciê w moich skromnych progach ;-)

Odcinek 4:
Paranoja to jedyne co zosta³o

¦roda

Strach, ogromny strach. Panika i wrzask. Smak krwi, obola³y policzek, opuchniête d³onie.
Dziewczyna le¿a³a na pod³odze zwi±zana ostr± ¿y³k±, która bole¶nie wbija³a siê w jej delikatne cia³o. Otworzy³a oczy. Nie wiedzia³a, gdzie siê znajduje i dlaczego. W ustach poczu³a nieprzyjemny smak sple¶nia³ego sera i zgni³ych jaj. Chcia³a krzykn±æ, ale kawa³ek szmaty wepchniêty prawie do gard³a to uniemo¿liwi³. Stara³a siê poruszyæ, ale co¶ trzyma³o j± przy ¶cianie. Otworzy³a szerzej oczy i zrozumia³a. Le¿a³a w jakim¶ wilgotnym pomieszczeniu ca³kiem naga. W okolicach podbrzusza czu³a ostry, rw±cy ból, który nasila³ siê z ka¿d± minut±, z ka¿d± sekund±. Zacisnê³a zêby i zaczê³a p³akaæ. £zy zmieszane z tuszem do rzês zalewa³y jej sine od bicia policzki. Zupe³nie nie wiedzia³a co siê z ni± sta³o. Niczego nie pamiêta³a. Si±knê³a nosem i wyda³a z siebie g³uchy odg³os.
Kto¶ w³o¿y³ klucz do zamka. Przekrêci³ dwa razy i wszed³ do ¶rodka, a po chwili za¶wieci³ ¶wiat³o. M³ody ch³opak u¶miechn±³ siê do niej przyja¼nie.
- Co ci siê sta³o? - spyta³ wyra¼nie rozbawiony, a ona zaczê³a siê rzucaæ i krzyczeæ. Sta³ dalej przed ni± i patrzy³ na ni± przenikliwie. - Nie pamiêtasz mnie?
Dziewczyna zamar³a.
Wyci±gn±³ z kieszeni nó¿. Pomacha³ jej nim przed oczami, po czym u¶miechn±³ siê z³o¶liwie. Rozci±³ wiêzy i popchn±³ j± do przodu. Upad³a na kolana. P³aka³a. G³o¶no p³aka³a, wbijaj±c w zagrzybion± posadzkê swoje d³ugie paznokcie. Zbli¿y³ siê do niej. Z³apa³ j± pod rêkê, podniós³ i skierowa³ siê do drzwi. Wyszed³ razem z ni±, gasz±c za sob± ¶wiat³o.
Przesta³a istnieæ.

* * *

Czwartek

Mike rzuci³ plecak ko³o ³awki i zaj±³ swoje sta³e miejsce w sali. Uczêszcza³ na Uniwersytet Kalifornijski i studiowa³ in¿ynieriê finansow± w Szkole Andersa , chocia¿ ¶rednio by³ tym kierunkiem zainteresowany. Wyk³ad ze studiów przypadku by³ wyj±tkowo nudny, a wyk³adowca mówi³ monotonnie i ma³o ciekawie. Mayers, zamiast skrupulatnie sporz±dzaæ notatki, bazgra³ co¶ na kartkach, a my¶lami znajdowa³ siê gdzie indziej.
W pewnej chwili us³ysza³ dziwne, pojedyncze trzaski. Jedne g³o¶niejsze od innych, w ró¿nych odstêpach czasu, które dochodzi³y ewidentnie z jego lewej strony. Rozejrza³ siê dooko³a, ale zda³ sobie sprawê, ¿e tylko on je s³yszy. Zerkn±³ na miejsce, z którego dobiega³ ten d¼wiêk, ale nic szczególnego nie dostrzeg³. Nachyli³ siê bli¿ej okna i zauwa¿y³, ¿e na trawniku stoi Brad i rzuca kamykami w szybê niewielkiej auli. Mike kiwn±³ pytaj±co g³ow±, a Brad ruchem rêki pokaza³ telefon. Siêgn±³ do kieszeni.
Wiadomo¶æ - przeczyta³. Klikn±³ na zielony przycisk: Mam broñ. To na te czarne, nieogolone afrykañskie fiuty. Czekam na b³oniach. BBB.
Zaraz po zajêciach Mike wyszed³ z budynku i ruszy³ w kierunku piêknego uniwersyteckiego parku, bardziej przypominaj±cego pole golfowe. Doszed³ do Brada, którego bez problemu rozpozna³ po czerwonej czapce z daszkiem. Dojrza³ równie¿ z boku Briana, który zosta³ zatrzymany przez jakie¶ atrakcyjne studentki.
- BBB? – spyta³ zdziwiony Mike.
- Ta, Big Bad Brad – ¿achn±³ siê Brian z sarkastycznym u¶mieszkiem podchodz±c do kumpli. Jemu jednemu udawa³o siê zachowaæ dobry humor, podczas ca³ej idiotycznej sytuacji. Brad wyci±gn±³ z plecaka zawini±tko.
- Co to plan z t± broni±? Odbi³o ci? - spyta³ zaskoczony Mike. – Sk±d j± masz?
- Musimy mieæ siê czym broniæ! - Choæ próbowa³ byæ niezwykle przekonywuj±cy, jak zwykle sprawia³ wra¿enie osoby na haju.
- Gdzie by³e¶ wczoraj wieczorem? I przedwczoraj? Nigdzie nie mogli¶my ciê zastaæ…- spyta³ Brian. Spojrza³ podejrzliwie na kolegê, który spu¶ci³ wzrok na ziemiê. – Niebiescy dobrali siê do Chestera i jego siostry, a ty przyda³by¶ siê. Pos³u¿y³by¶ za miêso armatnie…
- Na pewno obraca³ jakie¶ laski.
- By³em zajêty - burkn±³ w koñcu Brad. W³o¿y³ rêce do kieszeni i spu¶ci³ g³owê jeszcze ni¿ej. - Co z t± broni±? Kto j± we¼mie?
- Alyson, rzecz jasna. Mog± na ni± polowaæ, poza tym grasuje jaki¶ zboczeniec po okolicy, gwa³ci i morduje kobiety. - Brian u¶miecha³ siê sarkastycznie do kolegów, mru¿±c lekko oczy, bo intensywne promienie s³oñca wali³y mu w twarz. - W sam raz jej siê zmie¶ci do torebki, w której poza b³yszczykiem i podpaskami nic nie nosi.
- S³ysza³am to.
Brad poinformowa³ wszystkich o spotkaniu. Siostra Chestera podesz³a do nich, id±c od strony centrum, ¶ciskaj±c kurczowo swoj± listonoszkê. Spojrza³a na zawini±tko i westchnê³a zrezygnowana.
- Mog³aby¶ byæ choæ trochê wdziêczna, ¿e marnujê swój drogocenny czas na ciebie - odgryz³ siê Brian, teatralnie odwracaj±c siê w jej kierunku.
- Obejdzie siê. Nie musisz i¶æ rozdawaæ autografów napalonym studentkom?
- Wiesz, ¿e to ¶wietny pomys³? – Spojrza³ na ni± z triumfalnym u¶miechem i zacz±³ rozgl±daæ siê dooko³a. Mike stan±³ miêdzy nimi, próbuj±c przerwaæ t± bezsensown± rozmowê.
- Dobra, dajcie spokój! - W pewnej chwili zesztywnia³ i spojrza³ na ich dwoje. – A gdzie siê podzia³ Brad?
Ca³a trójka rozgl±da³a siê za swoim przyjacielem, ale nigdzie nie by³o po nim ¶ladu. Nawet nie zauwa¿yli, ¿e odszed³ i do tego bez po¿egnania. To by³o do niego zupe³nie niepodobne. We trójkê ruszyli prosto, coraz bardziej oddalaj±c siê od uniwersytetu. Alyson trzyma³a siê blisko Mike’a, co chwilê patrz±c na niego, a Brian u¶miecha³ siê ³obuzersko do mijaj±cych go dziewcz±t.
- Masz ju¿ wolne? - spyta³a w koñcu blondynka.
- Nie idê na resztê zajêæ - odpar³ jej Mike.
- Dlaczego? Masz ju¿ tyle nieobecno¶ci. - Spojrza³a na swojego przyjaciela i z³apa³a go za rêkê.
Mike’owi ciarki przelecia³y po plecach, a Brian, któremu nic nie mog³o umkn±æ, za¶mia³ siê i ju¿ mia³ to skomentowaæ, gdy podesz³a do niego ciemnow³osa dziewczyna.
- Cze¶æ. Pamiêtasz mnie? - U¶miechnê³a siê wyczekuj±co.
Brian zmarszczy³ brwi ci±gle szeroko u¶miechniêty.
- Tak, pamiêtam - sk³ama³ i zosta³ z dziewczyn±.
Mike i Alyson byli sami. Ruszyli w kierunku parkingu miejskiego, na którym ciemnow³osy zostawi³ motor. Milczeli ca³± drogê. Gdy dotarli, ch³opak poda³ towarzyszce swój kask, wsiad³ na niebiesk± Yamahê i pozwoli³ jej wygodnie usadowiæ siê za sob±. Mocno przytuli³a siê do niego, splataj±c d³onie na jego brzuchu, a ten zapali³ silnik i z g³uchym d¼wiêkiem b³yskawicznie wystartowa³. Zatrzymali siê dopiero na parkingu wie¿owca, w którym teraz mieszka³.
- My¶la³am, ¿e jest rozs±dniejszy - mruknê³a, przerywaj±c ciszê, gdy dojechali wind± do mieszkania.
- Kto? Brad?
-Brad? – zdziwi³a siê, wchodz±c do ¶rodka. - Mia³am na my¶li swojego brata.
- Dalej o nim my¶lisz – westchn±³ i ruszy³ po co¶ do picia.
- Nie mia³am pojêcia, ¿e on handluje…
Mike znieruchomia³ i przygryz³ wargê. Gdyby tylko handlowa³, pomy¶la³. Poszed³ za ni± i od³o¿y³ szklanki na stoliku. Sta³a do niego odwrócona ty³em, wygl±daj±c przez okno na du¿y taras. Byli na czterdziestym drugim piêtrze.
Podszed³ do niej i odwróci³ j± delikatnie do siebie. Nie p³aka³a, czego siê spodziewa³, ale by³a bardzo przygnêbiona. Uj±³ jej twarz w d³onie, a jego czarne jak noc oczy spogl±da³y na ni± z trosk±, nie demonstruj±c obawy, jak± w sobie skrywa³. Wydawa³o mu siê w tej chwili, ¿e zaginiêcie Chestera nie jest tak wa¿ne, jak to by Al by³a ca³a i zdrowa. Widz±c j± obok siebie odetchn±³ z ulg±, bo teraz móg³ ochroniæ j± przed ca³ym z³em tego ¶wiata.
- Szkicujesz jeszcze?- mruknê³a cicho, odwracaj±c wzrok nieco speszona.
- Jak mam czas…
Minê³a go i ruszy³a w g³±b du¿ego salonu, ogl±daj±c wszystko ze szczególn± uwag±, przypominaj±c tym samym agentkê specjaln± z CSI: zagadki Los Angeles.
- Tego kretyna staæ na te wszystkie luksusy? Chocia¿ na bank dostaje kasê od rodziców - prychnê³a. Zabrzmia³o to tak, jakby nie Brian sam w sobie j± dra¿ni³, ale to, ¿e ¿yje na zupe³nie innym poziomie, maj±c bogatych rodziców.
- Gra na gie³dzie i ca³kiem dobrze mu idzie. Niczego od starszych nie bierze, nie utrzymuje z nimi wiêkszego kontaktu - wyja¶ni³, nie odwracaj±c od niej wzroku. Nie potrafi³ sobie przypomnieæ, od kiedy siê nie lubi±. Przecie¿ jako dzieci wszyscy siê przyja¼nili. - Ich kontakt s³ab³ coraz bardziej od…- prze³kn±³ ¶linê – tej tragedii.
Zignorowa³a to, co powiedzia³. Podesz³a do wie¿y stereo i ze stojaka z p³ytami wyci±gnê³a jedn± nieopisan±. W³o¿y³a j± i po chwili u¶miechnê³a siê sama do siebie, bo te¿ lubi³a tê melodiê. Usiad³a na kanapie i wyci±gnê³a rêkê do Mike’a. Zamknê³a oczy i opar³a g³owê na ramieniu przyjaciela, gdy usiad³ obok niej. Da³a siê ponie¶æ rytmowi piosenki, podda³a jej siê bez walki. W g³o¶nikach rozbrzmia³ mêski g³os:

Pozwól, ¿e zacznê od przeprosin,
pozwól, ¿e przeproszê za to, co zaraz powiem,
lecz bycie szczerym jest trudniejsze,
ni¿ to siê z pocz±tku wydawa³o
i jakim¶ sposobem utkn±³em gdzie¶ po¶rodku.

Pozwól, ¿e zacznê od przeprosin,
pozwól, ¿e przeproszê za to, co zaraz powiem,
lecz bycie kim¶ innym jest trudniejsze,
ni¿ mi siê z pocz±tku wydawa³o
i jakim¶ sposobem utkn±³em gdzie¶ po¶rodku…

Pomiêdzy moj± dum±, a moimi obietnicami.
Pomiêdzy mymi k³amstwami i tym, jak rozja¶nia je prawda.
Rzeczy, które chcia³em ci powiedzieæ utknê³y mi w gardle
i jedyn± rzecz± gorsz± od k³amstw,
czy prawdy jest niewypowiedzenie niczego.

Alyson poczu³a siê przyjemnie b³ogo, jakby ¶wiat przesta³ istnieæ, jakby nic poza t± chwil± nie mia³o dla niej znaczenia, jakby nic poza nimi dwojga nie by³o wa¿ne. Poczu³a, jak serce przestaje ko³ataæ w jej klatce piersiowej, a w¶ród d¼wiêków dobiegaj±cych z wie¿y us³ysza³a swój spokojny oddech.

Nie jestem ci tego w stanie wyt³umaczyæ.
Przez to, co mówiê, robiê lub planujê strach wcale ciê nie ominie,
bo bycie winn± za to, co siê sta³o to jedyna rzecz, jak± jeste¶ w stanie teraz poj±æ.
Nie umiem ci tego wyt³umaczyæ, ale mam nadziejê, ¿e moje czyny mówi± same za siebie.

- Dziêkujê - mruknê³a, nie otwieraj±c oczu. - Dziêkujê, ¿e jeste¶ przy mnie zawsze, gdy potrzebujê pomocy.
Swoimi drobnymi paluszkami przeczesa³a jego czekoladowe kosmyki, nastêpnie palcem wskazuj±cym przejecha³a po linii ¿uchwy, zatrzymuj±c siê na wydatnych ustach. Mike milcza³, pozwalaj±c dziewczynie mówiæ to, na co ma ochotê, ale sam by³ bardzo uwa¿nym s³uchaczem.
- Jeste¶ najlepszy na ¶wiecie - powiedzia³a cicho, powstrzymuj±c siê od ziewniêcia. On u¶miechn±³ siê tylko i pog³adzi³ j± po policzku.
Zdawa³o mu siê, ¿e wszystko, czego na t± chwilê pragnie, to nie zamykaæ oczu, nie uk³adaæ siê do snu, lecz s³uchaæ jak oddycha, patrzeæ jak zasypia. Pomy¶la³, ¿e w takiej chwili móg³by siê zatraciæ na wieczno¶æ, ciesz±c siê, ¿e gdy ona ma zamkniête oczy jest gdzie¶ daleko i nie my¶li o niczym z³ym.
Dziwnie siê czyta, wiedz±c co bêdzie dalej, ale wci±¿ tak samo przyjemnie
Wiesz doskonale jak mi siê podoba i co my¶lê o wszystkich bohaterach po kolei, wiêc nie bêdê siê powtarzaæ. Chcia³am tylko zameldowaæ, ¿e czytam i skrzêtnie kopiujê "odcinki" do worda
Zamiast czytaæ zabierz siê do pisania ;-D

Ale PS dziêki, ¿e jeste¶ ;*

awangarda dnia 18:52:03 18-02-12, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
A my¶lisz, ¿e co robiê? Zabieram siê w³a¶nie
tylko pytanie do czego ;p
No w tej chwili nie jestem w stanie pisaæ niczego innego - widzisz, ¿e wszytko wisi i nie ma nowych odcinków w ¿adnym moim opowiadaniu... Sprawdza³a¶ maila?
Nie wiem jak to zabrzmi, no ale... hm nie doda³a¶ wiele bohaterów, bo jest ich zaledwie kilka. I tak czytaj±c sobie pierwsz± scenê, nasz³a mnie strasznie g³upia my¶l, ¿e owym zboczeñcem, czy morderc±, jest kto¶ kogo znamy. Chocia¿ wiem, ¿e to absurd to jako¶ sobie tak pomy¶la³am.
Scena miêdzy Mikem i Alyson, sympatyczna. Widaæ, ¿e mê¿czy¼nie zale¿y na niej, ale jak kiedy¶ Aga wspomnia³a o Brianie i Alyson, to sobie myslê, ¿e jednak do czego¶ wiêcej nie dojdzie. No, ale zobaczymy.
No i w³a¶nie dlatego nie powinnam tu zostawiaæ komentarzy, bo mogê przez nieuwagê co¶ chlapn±æ i zepsuæ komu¶ frajdê z czytania, tak wiêc Aniu nie zwracaj w ogóle uwagi na to, co tu wypisujê ;P A co do Briana, Al i Mike... có¿ to wszytko wcale nie jest takie proste, ale ju¿ wkrótce sama siê przekonasz
Nie powinna¶ spoilerowaæ! ;*
Dobra, ju¿ nic nie mówiê, nic nie piszê, nie ma mnie tu
Masz tu byæ i mnie wspieraæ (w przerwach w pisaniu) ;p
To Ty masz jakie¶ przerwy w pisaniu :hmm:? Pierwsze s³yszê
wczoraj nic nie napisa³am. ani jednego zdania (ale t³umacze sobie, ¿e to przez tego kaca...)
To siê pociesz, ¿e ja te¿ nic nie napisa³am Widaæ nasi panowie postanowili sobie od nas zrobiæ przerwê
Jeszcze tylko 4 odcinek zosta³ mi do przeczytania, ale jak go przeczytam to dopiero wstawiê jaki¶ sensowny komentarz, ¿eby siê nie rozdrabniaæ. W takim razie jutro ju¿ co¶ napiszê ;-)
Ju¿ jestem na bie¿±co, bo uda³o mi siê wszystko nadrobiæ

Pó¼na godzina, wiêc jestem zmêczona, ale jako¶ postaram siê co¶ wyskrobaæ.
Po pierwsze chcê podkre¶liæ, ¿e pierwszy raz czytam co¶ w tym stylu. Pierwszy odcinek zdecydowanie trudno by³o mi za³apaæ, ale z kolejnymi posz³o ju¿ nieco ³atwiej choæ je¶li chodzi o w³a¶nie takie tematy jak narkotyki, jakie¶ gangi i tak dalej to ten temat jest mi zupe³nie obcy.
Zdecydowanie najwiêksz± sympatiê zdoby³ sobie u mnie Brian. Uwielbiam takich mê¿czyzn, którzy nie boj± siê co¶ powiedzieæ i do tego przy tym swoim sarkazmie i ironii s± totalnie uroczy. Jego s³owne zaczepki z Alyson mi siê najbardziej podoba³y.
Kolejn± kwesti± co co Alyson jest Mike, bo miêdzy tymi dwojga nie mam w±tpliwo¶ci do tego, ¿e co¶ iskrzy. I pewnie nie ³±czy ich jedynie przyja¼ñ, ale byæ mo¿e jakie¶... hm uczucie?? W ka¿dym b±d¼ razie Mike pasuje mi bardziej jako taki jej starszy brat, który siê ni± opiekuje itd. Alyson za¶ dobrze by wg mnie wygl±da³a z Brianem. Ale to taka moja sugestia osobista.
Wracaj±c jednak do tematu g³ównego - nie mam naprawdê ¿adnego pomys³u na to, co teraz dzieje siê z Chesterem, którego uprowadzili ci dziwni ludzie. Mam nadziejê, ¿e prêdko rozwiejesz moje w±tpliwo¶ci i dowiemy siê czego¶ wiêcej o nim.
Klaudio, pierwszy raz? Nie wiem, czy to dobrze, czy ¼le. Tutaj narkotyki to w±tek do¶æ poboczny, bardziej bêdê skupiaæ siê na samych gangach i to rzeczywi¶cie istniej±cych: Bloods(Czerwoni) i Cripz(Niebiescy). Podstawowe informacje mo¿na znale¼æ na Wikipedii ;-)
Ciesze siê, ¿e g³ówni bohaterowie przypadli Ci do gustu. Dziêki, ¿e wpad³a¶, nied³ugo powinnam wrzuciæ 6 ;-)
Serio? Nawet nie wiedzia³am, ¿e takie gangi naprawdê istniej±. Opowiadanie jakby z ¿ycia wziête. W³a¶ciwie zaciekawi³a¶ mnie i muszê chyba poczytaæ trochê co nieco o tym.
Tak, niektórzy wiedz±, ¿e lubiê wrzucaæ fikcyjn± akcjê w realne czasy, miejsca i zdarzenia. mam nadziejê, ¿e uda³o mi siê to zrobiæ na tyle, ¿eby przedstawiony przeze mnie ¶wiat by³ jakim¶ odzwierciedleniem rzeczywisto¶ci. A co do gangów, no có¿. To naprawdê ciekawy temat i ¶wietnie przedstawiaj± to filmy. Z tych, które widzia³am - Barwy(Colors), Dzieñ Próby (Training Day) i Odkupienie (Redemption: The Stan Tookie Williams Story), polecam wszystkie. Szczególnie ten ostatni, który jest naprawdê przejmuj±cy.

Odcinek 5:
Obiad podano

Pi±tek

By³a pora lunchu. Mike siedzia³ pod wielkim drzewem, przygl±daj±c siê graj±cym na boisku. Nerwowo bawi³ siê palcami i gryz³ doln± wargê, zastanawiaj±c siê nad samym sob±. Czu³ siê beznadziejnie, choæ nie mia³ do tego ¿adnego konkretnego powodu. Nie mia³ te¿ pojêcia, ¿e kto¶ go obserwuje. Brian ukradkiem mu siê przygl±da³ i u¶miecha³ sarkastycznie. Dobrze wiedzia³, co go trapi, a mo¿e raczej kto. Nie mia³ zamiaru mu matkowaæ, dlatego nie odzywa³ siê. Zreszt± Mike by³ jego najlepszym przyjacielem, nie chcia³ mu wciskaæ rad, je¶li ich nie potrzebuje. Rozumieli siê bez s³ów, wiec jakiekolwiek zbêdne ich wypowiadanie ca³kowicie mija³o siê z celem.
- Idzie panna od Brada z kole¿ankami - mrukn±³ w koñcu Mike. Brian odwróci³ od niego wzrok, by zlustrowaæ dziewczyny. Uniós³ brwi i zaskoczony spyta³:
- Brad ma pannê? Chyba od niedawna. Swoj± w³asn±?
- Nie, wypo¿yczon±.- Mike wsta³. - Spotkali siê chyba ze trzy razy.
- No tak, to ju¿ jest uziemiony - zakpi³ Brian.
- Studiuje tutaj. St±d siê znamy.
Brian równie¿ wsta³ i zagwizda³ przeci±gle, wpychaj±c d³onie w kieszenie ciemnych spodni. Zawsze uwa¿a³, ze studia to strata czasu, wiêc zaj±³ siê gie³d±. Osi±gn±³ to, co planowa³, choæ jeszcze mnóstwo by³o przed nim. Jednak ceni³ sobie wykszta³cone dziewczyny, szczególnie, je¶li nie by³y brzydkie.
- Ca³kiem przyzwoita. - Przekrêci³ g³owê lekko w bok, mierz±c id±ce dziewczyny z góry do do³u i u¶miechn±³ siê szelmowsko. - £adne pantofelki - rzuci³, gdy do nich dosz³y.
- Brian, tak? - spyta³a, a ten u¶miechn±³ siê od ucha do ucha, zadowolony, ¿e informacje o nim rozchodz± siê w zabójczym tempie. Dziewczyna powoli odwróci³a od niego g³owê i spojrza³a niepewnie na Michaela. - Widzieli¶cie Brada?
- Nie, ostatnio wcale go nie widujemy - odpowiedzia³ jej, patrz±c na czubki swoich butów. - Znika gdzie¶ ci±gle i co wiêcej, nie pojawia siê pó¼niej. Wybaczcie, ale musze i¶æ.
- Mickey, dok±d to? - spyta³ Brian, ogl±daj±c siê za ch³opakiem. Zd±¿y³ zauwa¿yæ, ¿e jego przyjaciel nie czu³ siê tego dnia najlepiej, ale Brian nie móg³ zrozumieæ, dlaczego tak mocno go wziê³o.
- Moja siostra robi imprezê w poniedzia³ek, mo¿e wpadniecie? - Niby dziewczyna Brada pos³a³a Brianowi czaruj±cy u¶miech.
- Do zobaczenia w takim razie. - Zasalutowa³ na odchodne i ruszy³ za Michaelem. Ten zatrzyma³ siê przed przej¶ciem dla pieszych, a Brian o ma³o co na niego nie wpad³. Zdezorientowany spojrza³ na niego, oczekuj±c wyja¶nieñ. Mieli przecie¿ zielone ¶wiat³o.
- Popatrz, czy to nie Jake?
Szczup³y, ciemnoskóry ch³opak siedzia³ na murku ko³o drogi. Mike mimowolnie u¶miechn±³ siê sam do siebie. Przecie¿ Jacob Williams by³ jednym z nich, zanim siê przeprowadzi³ do Compton. Pierwszy podszed³ do niego, klepi±c go w ramiê. Ch³opak podskoczy³ jak oparzony i w jednej chwili wyci±gn±³ przed siebie broñ, celuj±c ni± w ciemnow³osego, jakby zapomnia³, ¿e jest w centrum ogromnego miasta i do tego jest ¶rodek dnia. Ten podniós³ rêce do góry w pokojowym ge¶cie, a Brian stan±³ jak wryty, patrz±c na niego jak na skoñczonego debila. Po chwili Jake opu¶ci³ broñ i przetar³ rêkawem czo³o.
- Przepraszam – mrukn±³, chowaj±c pistolet do kieszeni lu¼nych spodni.
- Co z tob±? - warkn±³ opryskliwie Brian, siadaj±c obok niego. Zobaczy³, ¿e zza paska wystaje niebieska chustka. Nie spuszczaj±c z niej wzroku u¶miechn±³ siê ironicznie i rzuci³ - Opali³e¶ siê trochê.
- U nas takie powitanie nie wró¿y nic dobrego - wyja¶ni³, ignoruj±c rasistowsk± uwagê Briana. Spojrza³ swoimi orzechowymi oczami na Michaela, który wci±¿ nic nie mówi³ i zagai³ - Strasznie sobie skomplikowa³e¶ ¿ycie, Mickey.
Michael zmarszczy³ brwi, nie rozumiej±c, co ma na my¶li.
- Podobno uderzy³e¶ Jahmala. - Uniós³ brwi z politowaniem. Mia³ nieciekaw± minê.
Mike dopiero po chwili zrozumia³ i z³apa³ powietrze z g³uchym ¶wistem. Wzruszy³ ramionami, jakby zupe³nie siê tym nie przejmowa³.
- Mówi³em ci, ¿e zachowa³e¶ siê jak skoñczony kretyn - skwitowa³ Brian. Koledzy spojrzeli na niego. - Ona nie jest warta tego, ¿eby¶ nadstawia³ za ni± karku.
- Alyson?- spyta³ z lekk± nadziej± w g³osie Williams.
Brian, który by³ zawsze bardzo spostrzegawczy, od razu to wy³apa³ i przygryz³ wargê, gapi±c siê na Jacoba. Po chwili, krêc±c g³ow± odwróci³ twarz w bok, by popo³udniowe promienie kalifornijskiego s³oñca ogrza³y mu twarz.
- To siê roznosi jak ospa.
-Co mówi³e¶? - spyta³ Mike, zupe³nie wybity z rytmu, a O’ Neil nawet na niego nie spojrza³, tylko wykrzywi³ usta w jeszcze wiêkszym u¶miechu. Mike znów zwróci³ siê do ciemnoskórego przyjaciela - Teraz trzymasz z nimi? - Wskaza³ ruchem d³oni na chustê. Dziwnie siê czu³ ze ¶wiadomo¶ci±, ¿e jeden z ich fantastycznej pi±tki stacza siê na dno, tkwi±c w jednym z najgorszych gangów. Stamt±d nie by³o przecie¿ powrotu.
- W Compton wojna gangów odbija siê najsilniej. Nie prze¿y³bym inaczej - usprawiedliwia³ siê. Mimo swoich dwudziestu dwóch lat wci±¿ mia³ twarz dziecka. Wygl±da³ tak niewinnie, ¿e Mike nie móg³ uwierzyæ, ¿e wpl±ta³ siê w takie gów*o i wszystko tylko dlatego, ¿e matka mia³a k³opoty finansowe i trójkê gówniarzy na utrzymaniu. - Chcia³em z nimi pogadaæ w twojej sprawie, stary… ale sam rozumiesz jak to wygl±da…
- Sta³o siê i ju¿. - Mike wzburzy³ siê. Splót³ rêce na piersiach i zaszura³ butem. Koledzy popatrzyli na niego z politowaniem, wiêc doda³ - A gdyby mieli mnie zabiæ, to zrobiliby to ju¿ wcze¶niej.
- Mike, ty chyba nic nie rozumiesz. - Jake wsta³ i potrz±sn±³ nim. - Oni maj± teraz na g³owie inne sprawy, a tob± i tak siê zajm± prêdzej czy pó¼niej.
- To po co tu przyszed³e¶? ¯eby mnie ostrzec?
Mike nie potrafi³ siê opanowaæ. Wymierzy³ kumplowi nienawistne spojrzenie, chocia¿ w g³êbi duszy zdawa³ sobie sprawê, ¿e oni siê tylko martwi±. Nie mia³ co zgrywaæ bohatera.
- ¯eby ciê poprosiæ o co¶ - mrukn±³ w koñcu. - Wyjed¼ st±d jak najszybciej.
- Nie bêdê tchórzem - powiedzia³ szybko, wymierzaj±c mu gro¼ne spojrzenie. - Poza tym trzeba pomóc Chesterowi, bo twoi „kumple” go przetrzymuj±.
Na te s³owa Jacob zdziwi³ siê.
- O czym ty mówisz?
- Niebiescy zatrzymali Chestera, bo handluje na ich terenie.
- Mickey, oni nie maj± Chestera.
- Jak to nie maj±? - spyta³ Brian, wytrzeszczaj±c na niego oczy. Jake spojrza³ na niego i uniós³ brew.
- Cripz nie zawracaliby sobie d**y, ¿eby uganiaæ siê za pierwszym lepszym dealerem, których jest tu na pêczki. Oni od takich tylko ci±gn± haracz. Tam na przystanku… By³em przynêt± - doda³ po chwili pauzy na wdech. Widaæ, ¿e czu³ siê idiotycznie z tym, co siê wydarzy³o.
- To gdzie jest Chester? - spyta³ Brian, a Mike podszed³ do Jacoba i uderzy³ go w bark. I bynajmniej, nie by³o to przyjacielskie klepniêcie.
- Przynêt±? To znaczy, ¿e zdradzi³e¶ go! Wystawi³e¶ im na tacy starego kumpla? - spyta³ rozw¶cieczony.
- Nie wiecie, jak to jest, bo jedynymi waszymi problemami jest to, czy na ¶niadanie zjecie tosty, czy jajka na bekonie - t³umaczy³ siê ci±gle, ale ciemnow³osy pokrêci³ tylko z niedowierzaniem g³ow±. Spochmurnia³ jeszcze bardziej, a Mike mrukn±³ ciche „dziêki” i ruszy³ w drugim kierunku.

Parê godzin pó¼niej.

Otworzy³ drzwi do swojego domu i powoli wszed³. Opar³ kask o futrynê i zdj±³ buty, po czym cichaczem ruszy³ schodami na górê.
- Michaelu Mayers, prosimy do jadalni - zagrzmia³ melodyjny, kobiecy g³os. Ciemnow³osy zacisn±³ piê¶ci i ruszy³ w tamtym kierunku. My¶la³ tylko o tym, ¿eby nie paln±æ nic g³upiego, wyj¶æ z tej rozmowy ca³o i pój¶æ po resztê swoich rzeczy.
- Mo¿esz nam powiedzieæ, co siê z tob± dzieje? - spyta³ blady mê¿czyzna, siedz±cy na krze¶le i przegl±daj±cy rachunki. Nawet na niego nie patrza³.
- Nic, w zupe³no¶ci nic - mrukn±³ obojêtnie Mike.
- Dlaczego opuszczasz tyle zajêæ? Dzwoni³ do nas profesor Collins, twierdz±c, ¿e masz zbyt du¿± liczbê nieobecno¶ci na wiêkszo¶ci obowi±zkowych zajêæ - powiedzia³a w koñcu matka. By³a wysok±, szczup³± kobiet± o d³ugich czarnych w³osach i pogodnym wyrazie twarzy. Mia³a na sobie eleganck± garsonkê, wiêc pewnie dopiero wróci³a z kancelarii prawniczej, gdzie pracowa³a.
- Moje studia, moja sprawa.
- Ale my za nie p³acimy, wiêc s³uchamy uwa¿nie - powiedzia³ spokojnie mê¿czyzna, wci±¿ nie patrz±c na pe³noletniego ch³opaka. Mike znowu zirytowa³ siê jego ignorancj±. Spu¶ci³ g³owê, by siê uspokoiæ, bo widok tego cz³owieka wzmaga³ w jego krwi adrenalinê.
- Mike, nigdy wcze¶niej nie mia³e¶ k³opotów ani w liceum, ani na uniwersytecie… Co siê sta³o?- spyta³a z niepokojem w g³osie matka, Kim.
- Pomagam Chesterowi odnale¼æ siê w tym ¶wiecie - mrukn±³ w koñcu, patrz±c z nadziej± na rodzicielkê. Marzy³, by takie wyja¶nienie j± zadowoli³o, ale od razu spochmurnia³, znaj±c bardzo dobrze jej faceta, Thomasa.
- Chester to ten twój kolega z tatua¿em? - spyta³ znów przegl±daj±c jakie¶ papierki.
Mike nie znosi³, gdy wymaga³ szacunku, którego nie przejawia³ wobec ¿adnego z domowników. „Co moja matka widzia³a w tym beznadziejnym typie”- pomy¶la³, patrz±c pytaj±co na matkê.
- Strata czasu - mrukn±³ znów pod nosem, wyci±gaj±c ze swojej teczki kolejn± stertê papierów.
- Ten blondyn z tatua¿em jest moim kumplem, Tom! - warkn±³ w koñcu Michael, a mê¿czyzna siedz±cy przy stole podniós³ w koñcu na niego swoje siwe, zimne oczy.
- Nie pyskuj, dobrze?
- Zasrany ignorant.
Odwróci³ siê na piêcie, rzucaj±c jeszcze matce oskar¿ycielskie spojrzenie i ruszy³ na schody. Ten ignorant jednak pobieg³ za nim i z³apa³ go za rêkê.
- Nie za du¿o sobie pozwalasz, m³ody cz³owieku?!
- A co, dasz mi szlaban?! - warkn±³ Mike, ma³puj±c ton g³osu swojego potencjalnego ojczyma.
- Jeste¶ takim samym sukinsynem, jak twój ojciec! - Tompowiedzia³ to na tyle cicho, ¿e wychodz±ca z kuchni Kim tego nie us³ysza³a, ale na tyle dosadnie i obra¼liwie, ¿e Mike’owi w u³amku sekundy za³±czy³ siê agresor. Wyrwa³ siê mê¿czy¼nie i z ca³ej si³y popchn±³ go do ty³u, a Thomas spad³ z kilku stopni i uderzy³ z hukiem o pod³ogê. Matka ciemnow³osego krzyknê³a i podbieg³a do jêcz±cego faceta, a Mike zmru¿y³ oczy i warkn±³, opanowuj±c siê od dalszych fizycznych dzia³añ:
-Ten facet, którego obrazi³e¶ by³ moim ojcem i przyjacielem, a do ciebie ¿adne z tych okre¶leñ nie pasuje.
- Michaelu Mayersie, masz szlaban! - ryknê³a odruchowo matka, pomagaj±c wstaæ Thomasowi.
- Szlaban na co? - spyta³ kpi±co.
- Na… na wszystko!
Mike prychn±³ i poszed³ na górê. Mia³ dwadzie¶cia jeden lat i postanowi³, ¿e tym razem nie bêdzie grzecznym ch³opcem i ca³kowicie zignoruje histeryczne rozkazy matki, chocia¿ bardzo j± kocha³ i ceni³. Wiedzia³, ¿e po prostu ¼le trafi³a, bo Thomas to fa³szywa ¶winia. Kim po odej¶ciu mê¿a d³ugo nie mog³a siê pozbieraæ, a teraz jest po prostu zbyt wra¿liwa i nieodporna na nachalnych typów udaj±cych anio³ki.
Ch³opak u¶miechn±³ siê ponuro i szybko poszed³ na górê. Spakowa³ do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy i wyrzuci³ go przez okno z ogromn± si³±, jakby to mia³o go roz³adowaæ. Chc±c unikn±æ jakiejkolwiek konfrontacji z Thomasem zjecha³ po rynnie na podwórko. Wyci±gn±³ telefon z kieszeni i zadzwoni³.
- Alyson, jutro spotkamy siê i poszukamy Chestera. Daj znaæ Bradowi.
Za³o¿y³ plecak na ramiona i zapominaj±c o kasku, który zosta³ w przedpokoju wsiad³ na motor i odjecha³ do centrum, do swojego nowego i spokojnego lokum.

awangarda dnia 0:34:24 24-02-12, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Odcinek 6
Splamione S³oñce

Sobota

„Nie powiniene¶ ju¿ wstaæ, króliczku?”
Brian zamrucza³ i zakry³ twarz poduszk±. By³ na tyle rozespany, ¿e nie móg³ sobie przypomnieæ, czy wróci³ do domu sam, ani jaki jest dzieñ tygodnia. Ale i tak nie pozwoli³by do siebie mówiæ w ten sposób ¿adnej kobiecie. Wynurzy³ g³owê spod poduszki i zas³oni³ twarz d³oni±, bo s³oñce perfidnie ¶wieci³o mu w oczy. Zobaczy³ wysok± i zgrabn± kobietê, której blond w³osy b³yszcza³y w ¶wietle, tworz±c z³ocist± aureolê.
- Nie gustujê w blondynkach - mrukn±³ i znów zakry³ siê poduszk±.
- Zrobi³am ci ¶niadanie, zaraz ostygnie.
Otworzy³ oczy, wci±¿ skrywaj±c g³owê. Popatrzy³ w bok zupe³nie zdezorientowany. Prawie przesta³ oddychaæ, nas³uchuj±c.
- To sen, tak? - spyta³ na g³os.
- Nie, króliczku. Pora wstaæ.
- To nie sen, to koszmar! - jêkn±³ i przycisn±³ poduszkê do g³owy mocniej.
Podniós³ siê gwa³townie i spojrza³ w stronê okna, po czym zakrztusi³ siê w³asn± ¶lin±. Kobieta spojrza³a na niego zatroskana.
- Co tu robisz, mamo? - wyduka³, dochodz±c do siebie.
- Nie chcia³e¶ przyjechaæ do domu, to dom przyjecha³ do ciebie, króliczku.
- Nie nazywaj mnie tak - opad³ na ³ó¿ko i schowa³ twarz w d³oniach, zupe³nie zrezygnowany.
Kobieta chwyci³a za at³asowy materia³ i poci±gnê³a, a Brian paradoksalnie w sposób bardzo opanowany zakry³ siê poduszk± i pos³a³ rodzicielce kpi±cy u¶miech.
- ¦pisz nago? - spyta³a, przygl±daj±c mu siê uwa¿nie. Brianowi cisnê³o siê na usta stwierdzenie: „obdukcja lekarska”, ale siê powstrzyma³, przygryzaj±c wargê. - Nie masz siê czego wstydziæ, do czwartego roku ¿ycia podciera³am ci pupê.
- Dziêki za przypomnienie, ale teraz mam dwadzie¶cia cztery - mrukn±³, siadaj±c. - Nie chcia³bym byæ niego¶cinny, ale musisz teraz wyj¶æ.
I wysz³a. Brian przez dobre dziesiêæ minut wpatrywa³ siê w zamkniête drzwi, zastanawiaj±c siê, czy to mu siê oby na pewno nie przy¶ni³o. W koñcu wsta³. Ubra³ siê, ale nie wyszed³ od razu. Podszed³ do wej¶cia i przy³o¿y³ ucho, zastanawiaj±c siê, czy kobieta dalej tam jest. Przecie¿ musia³ obmy¶liæ ewentualny plan dzia³ania, albo zdaæ siê na inteligencjê i improwizowaæ. W koñcu z³apa³ za klamkê i wci±¿ bij±c siê z my¶lami nacisn±³. Wyszed³ z sypialni i od razu szybkim krokiem pogna³ w stronê windy.
- Króliczku, ¶niadanie.
Nacisn±³ na przycisk. Jeszcze tylko kilka sekund. Ju¿ s³ysza³ jak winda gna czterdzie¶ci piêter ni¿ej, ¿eby ocaliæ go przed zag³ad±. Poczu³ cudowny zapach nale¶ników i odwróci³ siê. Jego matka, która zreszt± by³a bardzo atrakcyjn± kobiet±, siedzia³a przy stoiku i jad³a p³atki kukurydziane.
- A gdzie ojciec?- zagai³, by sprawdziæ grunt.
- Pojecha³ po gazety. Zjedz co¶.
Winda przyjecha³a. Brian us³ysza³ ten przyjemny d¼wiêk i drzwi otworzy³y siê, a w nich stan±³ mê¿czyzna, wygl±daj±cy jak Tony Soprano. Brian, zamiast od razu do niej wparowaæ, poszed³ w zupe³nie odwrotnym kierunku. Z³apa³ ciep³± bu³kê ze stolika, któr± w³o¿y³ sobie do ust i z powrotem, mijaj±c ojca pobieg³ do windy. Drzwi powoli siê zamyka³y,
- Dok±d idziesz? - spyta³ ojciec bardzo spokojnie, jakby kto¶ z góry wcisn±³ slow motion .
- Na uczelniê! - burkn±³ „przez bu³kê”.
W koñcu wpad³ do ¶rodka i opar³ g³owê o ¶cianê, bior±c g³êboki wdech. Ostatnie co us³ysza³ to zdziwiony g³os ojca: „Nasz syn studiuje?”

Dwadzie¶cia minut pó¼niej

Pi³ czarn± kawê i zajada³ siê sadzonymi jajkami. Mike patrzy³ na niego, nie dowierzaj±c, ¿e nawet nie spojrza³ na urocz± kelnerkê.
- Co siê sta³o? - spyta³, bêd±c pewnym, ¿e co¶ w ¿yciu O’ Neila siê zmieni³o. Odk±d spotkali siê w kawiarni nie odezwa³ siê ani s³owem.
W koñcu Brian zjad³ i spojrza³ na niego dziwnie. Mike wytrzeszczy³ oczy.
- No co?!
- Moja matka przyjecha³a.
Mike przez chwilê zastanawia³ siê, czy jego kumpel mówi prawdê, czy ¿artuje, a nastêpnie wybuchn±³ chaotycznym ¶miechem. Brian rozejrza³ siê dooko³a i pos³a³ przepraszaj±ce u¶miechy, wszystkim, którzy podejrzliwie im siê przygl±dali.
- Bawi ciê to? - spyta³, nachylaj±c siê do niego.
- Trochê. - Uspokoi³ siê w koñcu i nonszalancko opar³ rêkê na krze¶le obok. - Fajna babka.
- To potwór! - Brian skrzywi³ siê i opar³ czo³o o blat stolika, wykoñczony samym my¶leniem o rodzicach. W koñcu lekko podniós³ g³owê i spojrza³ na przyjaciela tak rozbrajaj±co, ¿e Mike znowu wybuchn±³ ¶miechem. - I zabra³a ze sob± ojca.
Coraz bardziej irytowa³o go zachowanie Michaela. Tu taka powa¿na sprawa, a ten zachowuje siê jakby nawciaga³ siê czego¶, co ca³kowicie wy¿ar³o mu mózg. To by³ istny Armagedon. Po mieszkaniu szala³a Kim Besinger w wersji „moja matka jest kosmitk±” i Tony Soprano ze ¶wie¿± porcj± porannych gazet. Gorzej byæ nie mog³o.
- Przenocujesz mnie?
Mike ju¿ nie móg³ wytrzymaæ ze ¶miechu. Po³o¿y³ siê na stole, próbuj±c zdusiæ w sobie kolejn±, nadchodz±c± salwê ¶miechu, ale nie da³ rady. Brian doprowadzony do bia³ej gor±czki zmarszczy³ brwi i opu¶ci³ lokal.
Ruszy³ w kierunku srebrnego Mercedesa. Wsiad³ do ¶rodka i wcisn±³ przycisk, odpowiadaj±cy za chowanie siê dachu. Mija³y go urocze dziewczyny, u¶miechaj±c siê zalotnie, ale nie zwraca³ na nie uwagi. Po prostu siedzia³ w swoim kabriolecie i czeka³. Po chwili, Mike, ju¿ zupe³nie spokojny i opanowany, zaj±³ miejsce pasa¿era. Brian za³o¿y³ okulary przeciws³oneczne i ruszy³, a Mayers odwróci³ g³owê w drug± stronê, ¿eby przypadkiem nie parskn±æ. Ca³kowicie siê otrz±sn±³ dopiero, gdy zda³ sobie sprawê, ¿e Brian jest w stanie wywie¼æ go do Nevady i porzuciæ na pustkowiu.
- Dok±d jedziemy? - spyta³, spogl±daj±c na Briana.
- Po t± t³ust±, wo³ow± dupê.
- Po Brada?
Brian ugryz³ siê w jêzyk, chc±c powiedzieæ, co¶ innego, ale stwierdzi³, ¿e dzisiaj bêdzie mi³y. Mo¿e to oblê¿enie w mieszkaniu, to kara, na jak± sobie zas³u¿y³. W milczeniu dojechali pod star± kamienicê, w której samotnie pomieszkiwa³ Brad.
Brian wyci±gn±³ telefon i zadzwoni³, ale ten nie odbiera³.
- Pójdê po niego - zaproponowa³ Mike i wszed³ do budynku. Wróci³ jednak po kilku minutach i ze zrezygnowan± min± spojrza³ na Briana. Nie za bardzo wiedzia³, co powiedzieæ i co my¶leæ. Zachowanie Brada by³o niepokoj±ce i co najmniej dziwne.
O’ Neil w³o¿y³ rêce do kieszeni i opar³ siê biodrem o baga¿nik Mercedesa. W pewnym momencie do³±czy³ do nich Alyson. Przywita³a siê z Michaelem buziakiem w policzek i spojrza³a na niego z pytaj±c± min±.
- Gdzie jest Brad?
- Ciebie te¿ mi³o widzieæ - mrukn±³ Brian, odwracaj±c g³owê w jej kierunku.
- Zejd¼ ze mnie, ok?- warknê³a, staj±c do niego ty³em.
- Próbowa³em byæ mi³y. – Wzruszy³ machinalnie ramionami, a na jego twarzy pojawi³ siê jeden z tych rozbrajaj±cych u¶miechów. Zebra³ siê i podszed³ do pozosta³ej dwójki.
- Cripsi nie maj± Chestera - powiedzia³ Mike do Alyson, która zrobi³a oczy, jak spodki. - Widzieli¶my siê z Jake’iem. Wszystko nam powiedzia³. Teraz z nimi trzyma.
Blondynka spu¶ci³a wzrok, zupe³nie nie wiedz±c, co o tym my¶leæ. Z jednej strony ul¿y³o jej, ¿e uliczni gangsterzy nie dorwali go, mimo tych gró¼b. Z drugiej jednak, nie wiedzia³a, co mog³o siê z nim staæ. Minê³o kilka dni od jego znikniêcia, a on nie dawa³ ¿adnego znaku ¿ycia. Oprócz tego, ich dawny przyjaciel popad³ w jeszcze gorsze tarapaty. Przynale¿no¶æ do gangu, to jak podpisanie paktu z diab³em. Wszystko jest w porz±dku, dopóki nie przyjdzie ci zap³aciæ za to bardzo wysok± cenê. Nawet je¶li t± cen± jest ¿ycie.
Z³apa³a w³osy i spiê³a je w koñski ogon, po czym przetar³a oczy d³oni±.
- Chester czêsto przesiadywa³ w Snack Barze przy Bulwarze Wilshire. Jest otwarty ca³± noc, a pracuje tam Fred, wiêc mo¿e jest u niego - powiedzia³a Alyson, usilnie my¶l±c o miejscu, w którym móg³by podziewaæ siê jej brat.- Spacerek?
- Nie ma mowy - zaprotestowa³ Brian, id±c do samochodu.
Usiad³ za kierownic± i spojrza³ na resztê wyczekuj±co. Alyson klapnê³a na tylnym siedzeniu, a Mike z przodu.
- Jed¼ na g³ówn± stacjê metra w centrum - powiedzia³ w koñcu Mike, opieraj±c ³okieæ na drzwiach samochodu.
- Co on mia³by tam robiæ?- spyta³a Alyson, zbli¿aj±c siê do policzka Michaela, ale ten nic nie odpowiedzia³.
Brian przekrêci³ kluczyk i u¶miechn±³ siê do siebie, gdy potê¿ny silnik rykn±³ basem. B³yskawicznie zawróci³ i popêdzi³ na drogê stanow± nr 110. Jad±c ponad 130 mil na godzinê , zwinnie omija³ samochody, lawiruj±c po trzech pasach. By³ pewny siebie, ale dziêki temu, wykonuj±c manewry, niektóre do¶æ ryzykowne, nie stanowi³ zagro¿enia dla innych. Lekko zahamowa³, widz±c wielki zielony znak ze strza³kami. Zjecha³ z trójpasmówki i zwolni³.
Mike mimowolnie drgn±³, czuj±c znajomy, nieprzyjemny dreszcz na plecach. Nienawidzi³ tego zjazdu.
Brian obejrza³ siê w prawo i lewo, po czym wdepn±³ gaz i samochód gwa³townie wyrwa³ do przodu, wyje¿d¿aj±c przed srebrnym Fordem. Jednak dwie¶cie koni i spory silnik robi± swoje. Spojrza³ w lusterko i zmieni³ pas. Zatrzyma³ siê na skrzy¿owaniu i gdy ostatni samochód przejecha³ wjecha³ na Ulicê Alameda. Zwolni³, zaparkowa³ na poboczu, widz±c dwie¶cie metrów przed sob± barierki i deptak tylko dla pieszych.
Alyson szybko wysiad³a z samochodu, ³api±c siê za pier¶. Po chwili ruszy³a przodem w milczeniu. By³a bardzo dzielna, choæ ta przeja¿d¿ka strasznie j± zestresowa³a.
O’ Neil wyci±gn±³ ze schowka pakunek, odwin±³ go i w ¶wietle b³ysn±³ czarny metal. Ukry³ go sobie za spodnie pod koszulk± i do³±czy³ do Mike’a. Szli kilka metrów za dziewczyn±. W koñcu O’ Neil klepn±³ Michaela po ramieniu i mrukn±³:
- Stary, jest tyle panien dooko³a, a ty akurat uparcie stoisz przy niej. - Wskaza³ g³ow±, id±c± przed nimi blondynkê.
- Nie stojê, po prostu nie odczuwam potrzeby szukania - odburkn±³, nie patrz±c na niego.
- Brad mo¿e jest ¶lepy, ale to i tak widaæ go³ym okiem!
Mike spojrza³ na niego, próbuj±c ponagliæ go do powiedzenia tego, co ma powiedzieæ.
- Nie wiem, co ci daje udawanie przyjaciela tej ma³py.
- Nie udaje, jeste¶my przyjació³mi.
Brian przekrêci³ g³owê w bok, patrz±c na niego z politowaniem, ale nie powiedzia³ ju¿ nic wiêcej.
S³oñce powoli zbli¿a³o siê do linii horyzontu, o¶wietlaj±c jeszcze z³otymi promieniami d³ugi, nowoczesny peron kolejowy. Ca³a trójka przesz³a przez metalowe bramki. Mike prowadzi³. Szli po jasnym chodniku, w kierunku oszklonego budynku, otoczonego wysokimi palmami.
- Dalej go szukacie - zakpi³ g³os z boku, a wszyscy, jak na zawo³anie, odwrócili siê w kierunku ³awek.
Przepraszam, ¿e to opowiadanie gdzie¶ mi siê zagubi³o i dawno mnie tu nie by³o. Ju¿ wcze¶niej o nim my¶la³am, ¿e mam co¶ tu do nadrobienia, ale jako¶ te¿ nie mia³am czasu, ale ju¿ jestem.
Przeczyta³am te dwa odcinki, które mia³am do nadrobienia, chocia¿ jak siê okaza³o, to jeden, bo jeden mia³am ju¿ przeczytany. Lubiê t± Twoj± gromadkê i nie wiem, którego bardziej. Podoba mi siê przyja¼ñ Mike'a i Alyson i najwidoczniej mê¿czyzna lubi j± bardziej ni¿ kole¿ankê. Tak samo jak lubiê potyczki s³owne Briana i Alyson, chocia¿ w ostatnim odcinku chyba naprawdê chcia³ byæ mi³y.
Sama zbyt bardzo nie orientuje siê na temat tych gangów, ale skoro Chestera nie maj± Niebiescy, to maj± go Czerwoni, czy ten psychopata, o którym wspomina³a¶ we wcze¶niejszych odcinkach? Nie wiem, ale z chêci± bym siê dowiedzia³a czytaj±c kolejne czê¶ci.
Poza tym, scena z króliczkiem - ¶wietna!
Aniu, poszukaj na zb.pl - tam gdzie¶ powinno byæ w zakoñczonych ^^
Wiem te¿, ¿e Marta mia³a plan na drug± czê¶æ, ale nie wiem co z jego realizacj±.
Martu¶?
Na zb. go nie ma ju¿, bo za¿yczy³am sobie usuniêcia. Tutaj te¿ wstrzyma³am siê, bo nie by³o chêtnych, a druga cze¶æ zaczê³a byæ realizowana i tym razem zamiast na Mike'u opiera siê g³ównie na losach Briana i jego przygodach z gie³d±, ale zabra³y¶my siê z Ag± za agentów i od tamtej pory nie napisa³am ani jednego zdania
No w³a¶nie zauwa¿y³am, ¿e usnuniêta, wredoto ;P
I wychodzi teraz, ¿e to przeze mnie nie przeczytam dalszych losów mojego ulubionego Briana... nie wiem czy mogê ¿yæ z takim ciê¿arem...
Jak chcesz to pierwsze rozdzia³y mogê Ci podrzuciæ. W³asciwie na planowanych 26 mam tak z 9 tylko w ró¿nych miejscach. Mam pocz±tek srodek i koniec, ale miedzy nimi wyrwy haha
Jeszcze pytasz?? Oczywi¶cie, ¿e chcê!
A w ogólê, to "Endorfinê" te¿ mi obieca³a¶ mailem, pamiêtasz?
Tak, a nie wys³a³am Ci jej? Jest w fazie sklejania rozdzia³ów do druku ;-) No ale to wy¶lê Ci na pewno.
No w³a¶nie nie... ale chyba muszê Ci to wybaczyæ, co? Dla dobra naszych panów
Zaraz pode¶lê Ci te pierwsze rozdzia³y II cz. ocenisz sama
Oki, oki ^^ Czekam
Sobota

___Chwyci³ deskorolkê i wszed³ na chodnik, bo kto¶ zatr±bi³ na niego ostro z ty³u. Brad obróci³ siê i wystawi³ kierowcy ¶rodkowy palec. Szed³ powoli w stronê starej kamienicy, szuraj±c szerokimi, skejtowskimi butami DC. Zapad³ ju¿ zmrok. Przechyli³ daszek czerwonego fullcapu do ty³u i wskoczy³ energicznie na kamienne schody, prowadz±ce do jego mieszkania. W³o¿y³ klucz do drzwi i przekrêci³, po czym wszed³ do ¶rodka. Opar³ deskorolkê o futrynê i rzuci³ siê na kanapê, która jakby jêknê³a pod wp³ywem jego ciê¿aru. To by³o oczywiste, ¿e pierwsz± rzecz±, której siê chwyci to pilot od telewizora, jednak telefon zawibrowa³ mu w kieszeni szerokich spodenek.
___– Ta?
___– Jeste¶ w domu?
___– Ta – mrukn±³, odchylaj±c g³owê do ty³u i zak³adaj±c nogi na oparcie kanapy. Lubi³ trzymaæ nogi wysoko i mia³ gdzie¶, czy tak wypada, czy nie.
___– To bêdê za dwadzie¶cia minut.
___– Oki doki. – Roz³±czy³ siê i rzuci³ telefon gdzie¶ w bok. Wsta³ i skierowa³ siê do lodówki. Wyci±gn±³ z niej puszkê piwa i otworzy³. Zimny browar to by³o co¶, czego mu by³o potrzeba po tak mêcz±cym i d³ugim dniu.
___Mieszkanie by³o do¶æ zagracone, ale nie nadmiarem rzeczy, raczej brakiem porz±dku. Gdzie¶ na krzes³ach wala³y siê ubrania, na stoliku brudne naczynia, czasem nawet z kilku dni. Wszêdzie by³y jakie¶ pude³ka, jakby kto¶ mia³ siê wprowadzaæ, albo wyprowadzaæ i nie zmienia³o siê to od lat. To nie kwestia braku kobiety u boku, bo chyba ¿adna nie podjê³aby siê takiego wyzwania. Problem tkwi³ w tym, ¿e Brad lubi³ taki „artystyczny nie³ad” i doskonale siê w nim odnajdywa³. Pewnie nawet by nie zauwa¿y³, ¿e kto¶ posprz±ta³ w mieszkaniu. Po kilku godzinach wszystko wróci³oby do starego „porz±dku”. Na ¶cianach nie by³o ¿adnych obrazów, a nawet zdjêæ, a na oknach nie wisia³y ¿adne zas³ony, czy firanki. Kawalerka nie by³a przytulna. W³a¶ciwie to przypomina³a magazyn, w którym panuje wieczny rozgardiasz.
___Nikt jednak nie skar¿y³ siê na to nigdy i nieraz odbywa³y siê tu imprezy. Gdy jeszcze Mike mieszka³ z rodzicami, spêdzali u Brada ca³e dnie. On nie zna³ swoich rodziców. Gdy mia³ szesna¶cie lat uciek³ od ciotki, która go wychowywa³a. Nawet nie mia³ z tego powodu ¿adnych k³opotów, nikt go nie szuka³, bo wszystkim to by³o na rêkê. Uczy³ siê i pracowa³ w skateshopie, dopóki nie wylecia³ za swoj± bezczelno¶æ. W³a¶ciwie, tak by³o z ka¿d± jego prac±, prêdzej, czy pó¼niej.
___Nie zastanawia³ siê nigdy, czy to z nim jest co¶ nie tak. Uwa¿a³, ¿e trzeba byæ na fali szczê¶cia, dopóki ¿ycie nie kopnie ciê w dupê. I jako¶ sobie radzi³. Nie narzeka³. Nie przypomina³ Chestera, który wiecznie widzia³ swoj± przysz³o¶æ w piêknych, ¶wietlanych barwach, ale nie chcia³o mu siê za nic zabraæ. By³o, jak by³o i tyle w temacie.
___ Gdy po dwudziestu minutach zadzwoni³ dzwonek, koñczy³ drugie piwo.
___– Otwarte! – rykn±³, bo nie chcia³o mu siê ruszyæ zadka z kuchennego krzes³a. Us³ysza³ lekkie kroki i upi³ ostatni ³yk, po czym spojrza³ do przedpokoju.
___ – Jak leci?
___ – Zaje-k***a-bi¶cie – odpowiedzia³ z szerokim u¶miechem, k³ad±c nogi na stole. Rzuci³ puszkê do kosza, ale oczywi¶cie nie trafi³. Splót³ rêce na piersiach i zamkn±³ oczy, wyobra¿aj±c siebie, le¿±cego na pla¿y w Rio de Janerio, w¶ród pó³nagich, seksownych dziewczyn. Kocha³ kobiety i uwa¿a³, ¿e musia³y byæ stworzone d l a facetów. Korzysta³ z ¿ycia, jak móg³, ale tych boskich Brazylijek krêc±cych jêdrnymi po¶ladkami nie móg³ przeboleæ. Znalaz³ nowy cel w ¿yciu i za¶mia³ siê g³o¶no.
___Czeka³, a¿ jego go¶æ zacznie mówiæ, ale nie zacz±³. Poczu³ tylko, ¿e sterczy i siê gapi, jak lama. Westchn±³ i wsta³ zmuszony, wcielaj±c siê w rolê gospodarza i zaprosi³ swojego go¶cia do pokoju.

* * *

___Na metalowej ³awce siedzia³a mulatka w czarnej ramonesce. Nie patrzy³a na nich, lecz wyci±ga³a co¶ z kieszeni le¿±cego na ziemi ch³opaka. Po chwili rozwinê³a czerwon± chustkê i wepchnê³a mu do ust, a on ani drgn±³. By³ nieprzytomny… lub martwy.
___Mike zastawi³ Alyson i stan±³ równo z Brianem, który by³ opanowany i skupiony na ka¿dym ruchu dziewczyny z gangu. Blondynka jednak odwa¿nie wysz³a przed wszystkich i unios³a g³owê, stawiaj±c czo³a dziewczynie, która jeszcze kilka dni temu mierzy³a w ni± spluw±.
___Ta nagle wyci±gnê³a broñ, a Brian zrobi³ to samo, ³api±c za pistolet wci¶niêty wcze¶niej za spodnie. Nie da³ siê zaskoczyæ. Celowa³ miêdzy oczy, zupe³nie tak jak ona. Przez chwilê stali w milczeniu, si³uj±c siê na spojrzenia..
___– Zgubili¶cie go na dobre.
___– A¿ tak siê cieszysz, ¿e siê spotkali¶my? – warkn±³ Michael, a ona unios³a kpi±co jedn± brew.
___Zrobi³ siê nerwowy, nie tylko dlatego, ¿e ta dziewczyna grozi³a wcze¶niej Alyson. Têtno mu przyspieszy³o, na sam± my¶l, ¿e jest cz³onkiem gangu Crips.
___Opu¶ci³a broñ, ale Brian ani drgn±³. Widz±c, ¿e zamierza zrobiæ krok w kierunku Mike;’a powiedzia³:
___– Radzê ci siê nie ruszaæ.
___Zerknê³a na niego z lekcewa¿±cym u¶miechem, i ani na moment siê nie wahaj±c, podesz³a do Michaela i siêgnê³a rêk± do kieszeni, z której wyjê³a srebrny ³añcuszek i wystawi³a go przed siebie. On zmarszczy³ brwi i powoli uj±³ zawieszkê w palce. Nie mia³ w±tpliwo¶ci, ¿e nale¿a³a do jego przyjaciela. Na kr±¿ku widnia³ napis: C.S. ARh+. Pytanie brzmia³o: sk±d go mia³a.
Brian odwróci³ siê za ni± ze spuszczon± ju¿ broni± i obserwowa³, czekaj±c na ka¿dy gwa³towny ruch. By³ spiêty, nie wiedz±c, czego siê po niej spodziewaæ.
___– Mo¿ecie mu to oddaæ – powiedzia³a, mijaj±c ich wszystkich. Powodzili za ni± wzrokiem. – Je¶li go znajdziecie. A ty, dzieciaku – powiedzia³a do Michaela, puszczaj±c do niego oczko. – Dbaj o siebie.
___– Idziemy – warkn±³ w¶ciekle, id±c w przeciwnym kierunku.
___Brian przez moment przygl±da³ mu siê w milczeniu. Martwi³ siê o niego. Bardzo.
___Gdy wszyscy ruszyli przodem, rozejrza³ siê po pustym dworcu i spyta³, leniwie przebieraj±c nogami:
___ – Czemu mia³by tu byæ?
___Mike jednak nic nie odpowiedzia³ tylko zeskoczy³ z pó³torametrowego peronu. Zachowywa³ siê dziwnie. Nawet siê nie odwróci³ za siebie, by sprawdziæ, czy to nie jest jaki¶ podstêp Cripsów, po prostu ruszy w obranym przed siebie kierunku, nie zwa¿aj±c na nic. Wydawa³o siê, jakby nagle wszystko mia³ w powa¿aniu, co by³o do niego nieodobne.
___– Mickey?! – Alyson krzyknê³a za nim, ale on j± zignorowa³. – Wracaj tu, do cholery!
___Mike przeszed³ przez cztery pasy torów i dotkn±³ zimnego muru. Ze wzglêdu na ciemno¶æ, jaka przykrywa³a to miejsce, wêdrowa³ d³oñmi po wilgotnych ceg³ach w praw± stronê. W koñcu opuszkami palców poczu³ co¶ innego. Metal. Dwoma rêkami chwyci³ za wystaj±cy kawa³ek i poci±gn±³ z ca³ej si³y do siebie. Okr±g³y w³az otwar³ siê ze zgrzytem.
___– No chod¼cie! – rykn±³ ze zniecierpliwieniem na pozosta³ych, stoj±cych w os³upieniu na peronie. Ciemnow³osy wszed³ do ¶rodka i próbowa³ co¶ dostrzec w ciemno¶ciach. Wyci±gn±³ z kieszeni telefon i wy¶wietlaczem o¶wietli³ wnêtrze. Przynajmniej siê stara³.
___Gdy pozosta³a dwójka dotar³a, weszli do niewielkiego, obskurnego pomieszczenia i stanêli zaskoczeni. Chester le¿a³ na pod³odze z g³ow± opart± o fragmenty starej, rozwalonej kanapy, z której wystawa³y sprê¿yny. Mia³ obojêtny wyraz twarzy, jakby by³ zupe³nie nie¶wiadomy, ¿e kto¶ wszed³ do tej komórki. Nawet skrzypi±cy w³az go nie obudzi³. ¯y³ jednak, bo oddycha³, choæ bardzo powoli i cicho, jakby zapad³ w ¶pi±czkê.
___Dwóch innych kolesi spa³o w k±cie. Wokó³ nich le¿a³o mnóstwo pustych butelek, paczek po prezerwatywach i papierosach, oraz foliowe woreczki. Puste. Dziewczyna doskoczy³a do brata i zaczê³a go szturchaæ.
___– Ches, obud¼ siê, wstawaj! – krzycza³a, ale ch³opak nie reagowa³. – Co on wyprawia³ przez te dni?!
___By³ nieprzytomny. Brian podszed³ do niej i delikatnie j± odsun±³. Wymierzy³ dwa mocne policzki przyjacielowi, ale ten zamrucza³ tylko i pokrêci³ g³ow±, nie otwieraj±c oczu. Mike kucn±³ przy dwóch pozosta³ych kolesiach i sprawdzi³ puls.
___– Wszyscy s± naæpani – powiedzia³ w koñcu.
___– Znasz tych dwóch?– spyta³ Brian.
___– Nie, ale pewnie zajmuj± siê handlem na dworcach – mrukn±³ i rozejrza³ siê po obskurnym pomieszczeniu. – Wynika z tego, ¿e dragi i fajki zapili piwem, a to nie wró¿y nic dobrego.
___– Trzeba ich zawie¼æ na pogotowie – powiedzia³a z przera¿eniem w g³osie Alyson. Spojrza³a b³agalnie na Mike’a i pisnê³a: – Zabierzemy ich tam, prawda?
___Brian i Mike spojrzeli po sobie. Nic nie odpowiedzieli, bo je¶li Chester wyl±dowa³by na ostrym dy¿urze, to za chwile zjawi³aby siê policja. Z drugiej jednak strony, je¶li przedawkowa³, to w ¿aden inny sposób nie mogli mu pomóc. Nawet je¶li mia³by mieæ k³opoty to bêdzie ¿y³.
___– Na razie musimy go st±d wynie¶æ – zdecydowa³ w koñcu Brian.
___Mike i Alyson podnie¶li go i zarzucili sobie jego rêce na ramiona, tak by mogli go prowadziæ, lub raczej nie¶æ. Brian kucn±³ i chwyci³ w d³onie jeden z woreczków, w którym zosta³o trochê bia³ego proszku. Zanurzy³ palec w ¶rodku, a potem w³o¿y³ do ust. Nie mia³ jednak zielonego pojêcia, co to mo¿e byæ. Schowa³ go do kieszeni i wyszed³ na zewn±trz. Chwyci³ za metalow± zasuwê i popchn±³ w³az, który by³ do¶æ oporny.
___– Brian chod¼ ju¿! – krzykn±³ Mike, wci±gaj±c Chestera na peron za rêce.
___ O’ Neil odwróci³ siê i ruszy³ w ich kierunku. Nagle zahaczy³ o co¶ i upad³ z hukiem na ziemiê, uderzaj±c g³ow± o metalowe tory.
___– B…
___Poczu³, jak zalewa go fala ciep³a i jak ostatnie centymetry sze¶cienne tlenu opuszczaj± jego p³uca.
___– I…
___Ogromny ból przeszy³ jego nogê, jakby co¶ szarpa³o go, wyrywaj±c wszystkie ¶ciêgna i miê¶nie. Odruchowo z³apa³ siê za ni± i poczu³ ciep³±, lepk± ciecz.
___– N…
___Powoli otworzy³ oczy i przetar³ je d³oni±, poniewa¿ widzia³ jak za mg³±. Jednak wydawa³o mu siê, ¿e coraz lepiej s³yszy ró¿ne d¼wiêki. Nie móg³ w pierwszej chwili zrozumieæ, co konkretnie s³yszy. Nastawi³ uszu i w¶ród g³uchego d¼wiêku us³ysza³ swojego imiê.
___– Brian!
___ Po kilku sekundach by³ nawet w stanie stwierdziæ, ¿e ten krzyk nie jest efektem zdzierania gard³a przez jedn± osobê, lecz dwie na zmianê. Po kolejnych kilku sekundach zacz±³ siê zastanawiaæ, czy jest to mo¿liwe, by by³o trzêsienie ziemi, poniewa¿ czuje przyjemne wibracje pod brzuchem. Na chwilê opar³ czo³o o wystaj±cy, drgaj±cy metal i westchn±³ przeci±gle.
___– B R I A N !!!
___ Otworzy³ szerzej oczy i podniós³ siê na ³okciach. W uszach co¶ hucza³o mu przera¼liwie, ci±gle g³o¶niej i g³o¶niej, a ziemia wci±¿ drga³a mocniej i mocniej.
___ Co¶ z lewej strony go o¶lepi³o. ¦wiat³o zdawa³o siê byæ tak intensywne, ¿e musia³ odwróciæ g³owê w przeciwnym kierunku, by znowu widzieæ. Po¶ród g³uchego d¼wiêku tr±cego metalu us³ysza³ równie¿ pisk, klakson i krzyki przyjació³. W u³amku sekundy zrozumia³, ¿e najprawdopodobniej z olbrzymi± szybko¶ci± zbli¿a siê do niego poci±g, a poniewa¿ nie móg³ ruszyæ nog±, by³ skazany na ¶mieræ. Zacisn±³ zêby i przeci±gn±³ siê do ty³u, ale czu³, ¿e jest ju¿ za pó¼no. Poczu³ zapach spalin i podmuch zimnego wiatru.
___ Nagle co¶ z³apa³o go za barki i szybko poci±gnê³o do ty³u. Otworzy³ oczy i zobaczy³ przed sob± hamuj±cy poci±g. Odetchn±³ z ulg± i opu¶ci³ g³owê bezw³adnie. Opar³a siê o co¶ miêkkiego i ciep³ego. Wysili³ siê, by obejrzeæ siê do ty³u. Zobaczy³ za sob± sapi±cego Michaela. Dysza³ ciê¿ko, jakby siê dusi³, a serce ko³ata³o im obydwu, jak oszala³e.
___– Sierota – skarci³ sam siebie. Z trudem ³apa³ oddech. Uniós³ brwi i pokiwa³ z niedowierzaniem g³ow±. – Dziêki, Mickey.
___Mike poklepa³ go po barku i za¶mia³ siê, nie wierz±c, ¿e co¶ takiego mia³o miejsce. Wspomnienie widoku przyjaciela, le¿±cego na torach jak samobójca, wywo³a³o u niego dreszcze.
___Gdy poci±g odjecha³ ze stacji, ruszyli na peron. Brian, mimo g³êbokiej rany w nodze, spowodowanej najprawdopodobniej przez wystaj±cy kawa³ blachy, bez trudu wspi±³ siê na mur pierwszy i poda³ rêkê przyjacielowi. Gdy obaj stali, obj±³ go i poklepa³ po plecach, u¶miechaj±c siê. Spojrza³ na Alyson, która zakrywa³a usta d³oñmi, wci±¿ nie mog±c nic powiedzieæ.
___– Nic mi nie jest, ma³a – powiedzia³ i pos³a³ jej lekki u¶miech.
___– Bardzo boli? – spyta³a, patrz±c w dó³, na zakrwawion± nogawkê.
___– Nie – sk³ama³ i razem z Michaelem podnie¶li Chestera. Szli powoli, zmierzaj±c w kierunku wyj¶cia do miasta. Zupe³nie nie przejmowali siê, dziwnie przygl±daj±cym siê im ludziom, którzy chwilê temu wyszli z poci±gu.
___– Sk±d wiedzia³e¶, ¿e tu bêdzie? – zagadnê³a Alyson.
___– Powiedzmy, ¿e Chester przyprowadzi³ mnie tu kiedy¶, gdy uciekli¶my ze szko³y – mrukn±³ ochryple Mike.
___– Powiedzmy? Taka jest twoja wersja?
___– Ale on ciê¿ki – mrukn±³, spogl±daj±c na nieprzytomnego blondyna i ignoruj±c pytanie dziewczyny.
___– Mo¿e ty jeste¶ za s³aby – za¶mia³ siê Brian, choæ sam musia³ przyznaæ, ¿e Chester wydawa³ mu siê coraz ciê¿szy, gdy poziom adrenaliny w jego krwi zacz±³ powoli opadaæ, a ból w nodze nasilaæ. Przygryz³ wargê, staraj±c siê my¶leæ o czym¶ przyjemnym.
___U¶miecha³ siê jednak sam do siebie, na my¶l tego, co siê wydarzy³o. Mike uratowa³ go, nie dlatego, ¿e by³ mu co¶ winien, tylko dlatego, ¿e byli jak bracia. Nadstawi³ w³asnego karku dla niego, tak jak wcze¶niej dla Alyson. Zmieni³ siê po tej tragedii. Oni obaj siê zmienili. Czy mog³o byæ inaczej? W przypadku tak potwornego szoku i cierpienia, które nadesz³o, gdy zdali sobie sprawê z sytuacji, nie mog³o. Po tym wszystkim, ich przyja¼ñ mia³a ju¿ stabilne fundamenty, na które z czasem przysz³a silna nadbudowa. Chyba nic nie mog³o tego zniszczyæ. ¯adna burza, ¿aden huragan. By³ tego pewien.
___Pomy¶la³, ¿e dobry z niego dzieciak, nie mog±c wysiliæ siê na g³êbsze i ckliwsze refleksje. To nie by³ ten typ faceta. Ju¿ nie.
___– My¶la³am, ¿e gorzej byæ nie mo¿e – powiedzia³a nagle Alyson, zatrzymuj±c siê. Ci stanêli i obrócili twarze w jej stronê. – A jednak.
___ W ich kierunku bieg³o trzech grubych ochroniarzy, wyci±gaj±c przed siebie paralizatory.

awangarda dnia 13:15:44 01-09-12, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Nie wiem co powiedzieæ, i nie wiem czy wszystko dobrze rozumiem. Zaczynam siê chyba powolutku gubiæ, ale mo¿e z czasem z nowymi odcinkami zrozumiem co jest piêæ. Bo naprawdê jest tu wiele znaków zapytania dla czytelnika.
Kim jest znajomy Brad'a, który go odwiedzi³? W koñcu jego przyjaciele s± razem. Czy¿by to Jake? Albo kto¶ inny. Swoj± drog±, ¶wietnie opisa³a¶ mieszkanie [o ile mo¿na to nazwaæ mieszkaniem] Brada, chcia³abym to zobaczyæ.

Dlaczego dopiero teraz Mike wiedzia³, domy¶li³ siê, gdzie mo¿e byæ Chester? Mo¿e wcze¶niej o tym wiedzia³? Albo naprawdê czysty przypadek. Ciekawi mnie te¿, dlaczego wszyscy ostrzegaj± ch³opaka.
Scena, kiedy Mike uratowa³ ¿ycie przyjacielowi - hm, spodziewa³am siê wiêkszego strachu ze strony Mike, czy te¿ Alyson. By³o, minê³o, krótka refleksja Briana i tyle na temat. Sam Brian nie odebra³ tego chyba zbyt "powa¿nie", o ile mo¿na to tak nazwaæ.

Nie wiem, ale chyba muszê wczytaæ siê jeszcze raz w ca³y tekst, bez ¿adnych przerw.
Ale wiedz, ¿e to WCI¡GA! I mam nadziejê, ¿e jednak poczytam jeszcze ich dalsze losy. Pozdrawiam. ;*
Spokojnie, na razie wszystko dobrze odebra³a¶ i nie wygl±da na to, ¿e siê gubisz ;D Dziêki ;-)
Ja siê ju¿ nie mogê doczekaæ II czê¶ci Mam nadziejê, ¿e zamie¶cisz j± tu na forum, prêdzej czy pó¼niej, choæ wola³abym prêdzej ni¿ pó¼niej ^^
Jak siê za ni± zabiorê to na pewno j± opublikujê ;p
Bo wiesz... teraz, jak ju¿ liznê³am trochê, to chcê wiêcej i bêdê Ciê mêczyæ i drêczyæ, a¿ w koñcu dostanê to, czego chcê ;P
Ja teraz spojrza³am jeszcze raz na obsadê i muszê powiedzieæ, bo chyba tego jeszcze nie mówi³am, ale Ed ¶wietnie nadaje siê do roli Mike'a!
Ano dziêki! Cieszê siê, ¿e pasuje - przynajmniej na razie, bo tak naprawdê najpierw pisa³am, a pó¼niej zrobi³am obsadê i trochê siê pogryzie, ale trudno!
Zobaczymy, ale jak na razie naprawdê dobrze mi tu pasuje. Co prawda, widzia³am go tylko w Plotkarze, ale jak czyta³am ostatnie odcinki [bo w pierwszych odcinkach nie zwróci³am na to wiêkszej uwagi], to dobrze mi siê go tu widzi w roli Mike'a.
Pó¼niej bêdzie gorzej, ale nie chcê Ciê zniechêcaæ ;D
Tym jednym zdaniem chyba jeszcze bardziej zaciekawi³a¶. Czy¿by Mike, by³by po tej drugiej stronie? Ju¿ mam jakie¶ dziwne wyobra¿enia. I jeszcze wezmê go za tego "psychopatê", którego wkradasz pomiêdzy bohaterami.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl
  •