ďťż

elvirka - Strona główna

Coś czuję, że już po jutrzejszym wieczorze ten temat się przyda KMTMowicze, którzy będą jutro na próbie - jak nic po tym nie napiszecie, spadnie na was moja osobista klątwa!


Nic sobie nie robicie z mojej klątwy. Pffff. No dobra. Niech i tak będzie. Ale nie wincie mnie, jak zaatakuje was w nocy zmutowana wersja Piotrusia Pana nastawiona na specjalny "Killin' Pirates Mode" z przekonaniem, że jesteście Kapitanem Hakiem.

Ekhym.

To może ja zacznę, co?

30.09.2011, godzina 19:00, drugi pokaz przedpremierowy

Grali i pocieszali:
Shrek - Rafał Ostrowski
Fiona - Marta Wiejak
Osioł - Krzysiu Wojciechowski
Farquaad - Łukasz Dziedzic
Smoczyca - Marta Smuk
Ciastek - Agnieszka Kaczor
Pinokio - Tomasz Gregor
Wilk - Sasza Reznikow
Baba Jaga - Ewa Gierlińska
Brzydkie Kaczątko - Julia Frankowska
Wróżka - Marta Bacajewska
Piotruś Pan - Paweł Kubat
Mama Shreka - Alicja Piotrowska
Świnki - Tomek Bacajewski, Sebastian Munch, Paweł Mielewczyk
Myszki - Dorota Białkowska, Agnieszka Król, Mariola Kurnicka
Misie - Katarzyna Więcek, Tomasz Fogiel
Kot w Butach - Michał Zacharek
Humpty-Dumpty - Paweł Klowan
Młodsze Fiony - Julka Smuk-Totoszko, Magdalena Borowiecka

... Ufff, dużo tej obsady. Coś czuję, że w następnych wrażeniach pojadę jakimś skrótem albo co.

No dobra, pierwsze wrażenia: JAKIE TO WSZYSTKO ŚLICZNE. I tak ogólnie można chyba skrótem określić "Shreka" w Baduszkowej. Już na widok drzew przed rozpoczęciem spektaklu szczęka mi opadła. Fin zauważyła, że teatr powinien robić przetarg na dekoracje do każdej kolejnej premiery, i patrząc na efekt w "Shreku," jestem skłonna się zgodzić. Już na zdjęciach widać było, że scenografia będzie wyjątkowo bogata i zachwycająca, ale efekt w teatrze, z genialnie wyreżyserowanymi światłami i całą resztą, jest niesamowity. Hasło "Broadway nad Bałtykiem" nabrało dla mnie dzisiaj całkiem nowego znaczenia, bo choć od dawna wiedziałam, że pod względem zespołu i inwencji możemy spokojnie stawać w szranki z Zachodem, to dziś wieczór zobaczyłam, że i pod względem scenicznego przepychu właśnie ich dogoniliśmy.

Las, w którym toczy się większość akcji, malownicze Duloc z zamkiem - lekiem na kompleksy, zrujnowana i złowieszcza siedziba Smoczycy, kaplica, w której ma miejsce scena finałowa - to wszystko chwalone było na prawo i lewo w wywiadach, ile się da. I zasłużenie. Całość scenografii naprawdę zachwyca, a wszystko porusza się niesamowicie sprawnie i dynamicznie, tak, że zmiany scenografii nie zakłócają w najmniejszym stopniu przebiegu spektaklu. Muszę tu pochwalić Drzewa, których świetna synchronizacja i dyscyplina sprawiały, że miało się wrażenie, jakby to tu zadziałały jakieś Inteligentne Platformy. Ja wiem, że nie dla scenografii jeździ się na spektakl i że nie to jest w musicalu najważniejsze - w końcu nie raz, nie dwa piałam z zachwytu nad naszym zamkiem z "Pięknej i Bestii," konstrukcją surową i niespecjalnie bajkową, a jednak żywą dzięki pomysłowi i przede wszystkim grze zespołu; a mój ukochany spektakl wystawiany był w kościele na niemalże gołych deskach, a i tak wyciskał łzy z oczu. Ale mimo to uważam, że warto przyjechać na "Shreka" choćby ze względu na to, żeby zobaczyć, jak z mgły wyłania się wspaniale zrobiona Smoczyca; jak pięknie światła grają na ślicznej scenografii zamku Farquaada zarówno w pierwszym, jak i w drugim akcie; jak cudnie prezentuje się las, kiedy te wszystkie uzbierane sztuczne liście przyozdobione są zielonym światłem; jak ślicznie migocą gwiazdy w nocy i jak imponująco wygląda księżyc w pełni, zanimowany w tle. Tu mamy profeskę w każdym tego słowa znaczeniu, a najlepsze jest to, że w przeciwieństwie do *khekhym* platform, nic się tu nie zepsuje i nie zablokuje spektaklu. A przynajmniej szansa na to jest nieporównywalnie mniejsza.

Mówiąc o otoczce wizualnej, trzeba jeszcze raz wspomnieć o światłach. Pod tym względem Baduszkowa zawsze była dla mnie wzorem niedoścignionym na tle polskich teatrów, a w "Shreku" Paweł Dobrzycki i Piotr Kuchta przeszli samych siebie. To oświetlenie jest takie... bajkowe. A przy tym przeważają raczej ciemniejsze kolory. Pasuje to wszystko idealnie, a potęguje wrażenia w sposób niesamowity. Brawa.

Brawa należą się również za aranżacje - tu brzmią świeżo, imponująco i mocarnie, ogólnie bez zagłuszania przy tym solistów. Być może dzięki temu shrekowe utwory w wersji gdyńskiej dużo bardziej przypadły mi do gustu - a nasza orkiestra jak zwykle nie zawiodła i najzwyczajniej w świecie dali czadu. Nagłośnienie też ogólnie rzecz biorąc bardzo dobre, aczkolwiek z naszego miejsca na balkonie parę razy umknęło mi, co dana postać śpiewa (chyba głównie w przypadku tekstów Osła).

No właśnie - CO śpiewa... Tłumaczenie, jak wszyscy wiemy, to dzieło pana Wierzbięty. I z zadowoleniem stwierdzam, że pomimo moich wczesnych obaw po zobaczeniu suchego tekstu w materiałach castingowych, na scenie wypadło to całkiem dobrze. Oczywiście parę tekstów z filmu trzeba było pozmieniać przez prawa autorskie, ale te nowe też nie są złe, a wręcz wcale przyjemne. Nowych piosenek ogólnie słucha się miło, choć było parę mniej zgrabnych wybiegów, o których może wspomnę, jak już bardziej osłucham się z naszym librettem. Oryginalnych dialogów z filmu zachowało się zaskakująco dużo, a aktorzy w większości obronili swoją grą to, co na sucho brzmiałoby zapewne mało zręcznie. Ogólnie zatem, tłumaczenie zaliczam na plus.

Powinnam teraz przejść do samego zespołu, ale najpierw pozwolę sobie na mały wtręt odnośnie nawiązań do innych musicali - więc ALARM - SPOILER dla tych, którzy chcą się przekonać sami. Szalenie miło było zobaczyć i Śliską Błyskawicę, i Łapkę z Graalem, i Kapelusz z Pejsami (a wysiedleńcy-odmieńcy śpiewający smętnie "Anatewkę" zrobili mi, że tak powiem, dzień), a już cameo Królika ze Spamalotu wywołało wręcz spazmy radości. Podobnie, jak Fiona śpiewająca najpierw "Sławę," na koniec "Chcę bohatera," a pomiędzy - fragmenty z "Na orbicie serc" z "Tańca Wampirów" (<3!!). Za ten jeden fragment gotowa byłam paść jej na kolana i śpiewać peany. Albo napisać jeden i pozwolić jej go zaśpiewać. Wszystkim wyszłoby to na dobre. No i zachowali wstawkę Farquaada parodiującego Elphabę, YAY! A bałam się, że to poleci ze względu na to, że przeciętny polski widz nie załapie KONIEC SPOILERÓW

Przechodzimy zatem do zespołu. Zacznę kolektywnie - chóry w Baduszkowej to już wyrobiona marka i tym razem zespół też nie zawiódł. Było odpowiednio potężnie, wdzięcznie i bardzo wyraźnie. Moje osobiste ulubione chóralne perełki to kwestie panów Rycerzy śpiewających o Farquaadzie, ale ja mam fetysz pięknie brzmiących męskich chórów, więc don't mind me. Wspomniałam już o Drzewach, które świetnie się spisały, a pozostali - tłum, mieszczanie itp., również nie pozostawiali niczego do życzenia i sprawnie uzupełniali tę ogromną, precyzyjną machinę. Moimi faworytami znowu są Rycerze Lorda, ale i Kościotrupy robiące za smoczy chórek skradli mi serducho.

Jeśli chodzi o postaci z baśni, prym wiódł bezspornie Sasza - Wilk Transwestyta. To, co on tam wyprawiał, tego się nie da opisać - to trzeba zobaczyć. Dość powiedzieć, że na widok jego wyczynów spadłabym zapewne ze schodka, gdyby nie barierka. Obłęd i Zuo w czystej postaci. A ile podtekstów się posypało, to już chyba Wilk jeden wie. Drugie miejsce przyznaję Piotrusiowi Panowi - również ze względu na pocieszną kreację Kubata, ale (przyznaję się bez bicia) głownie ze względu na to, że od dziecka byłam fangirlem Piotrusia, darzę tę postać przeogromną sympatią i oglądanie go w tym barwnym tłumie dziwolągów, dźgającego sztylecikiem Świnki i pląsającego w zielonych trykotach, dostarczył mi niewypowiedzianej radości. Przytyki w jego stronę o trzydniowy zarost również cieszyły. Dalej - Pinokio, Ciastek (świetnie zrobiony!), przeurocze Świnki, Wróżka, Baba Jaga i cały ten, ekhym, jazz - wszyscy uroczy, zabawni, bajkowi, brzmieli świetnie, grali swobodnie, bez żadnych zarzutów.

A Sebastian Wisłocki był rozbrajający w skromnej roli księdza. Więcej go! Podobnie, jak Mistrz Trzeciego Planu, Tomek Czarnecki - jego Teloniusz był po prostu d'awwww.

Idąc dalej, przechodzimy już do głównych ról:

Marta Smuk - OMG! *___* Genialna! Niby każdy wie, jak śpiewa, każdy słyszał i się zachwycał, chociażby w Spamalocie, a jednak jej wejścia robiły niesamowite wrażenie, zwłaszcza to pierwsze. Cudowny wokal, ale i wspaniała, majestatyczna prezencja - prawdę mówiąc Marta sunąca z gracją w tej czarno-czerwonej kiecce przyciągała moja uwagę skuteczniej, niż, imponująca przecież, właściwa Smoczyca. Brawa na stojąco i kwik uznania na zachętę. Zabieg "podwójnej" Smoczycy bardzo mi się zresztą podoba.

Łukasz Dziedzic jako Farquaad - okej. Pozwolicie mi się pozachwycać? Bo zamierzam. Raz, że nie widziałam Łukasza na scenie od marca (a tak długi odwyk boli), więc zobaczenie go i usłyszenie w *takiej* roli zrobiło swoje, a dwa, że jego głos jest po prostu STWORZONY do takich postaci i Łukasz wykorzystywał to na maksa - wszystkie jego "Muahahaha", zaśpiewy klasyczne w mówionym dialogu i generalnie bawienie się głosem dla maksymalnego, mroczno-humorystycznego efektu, powalały. Auto-ironia? Może trochę, i bardzo, bardzo udana. Wokalnie - jak zwykle, czyli cud, miód, lekkość i swoboda, a efekt taki, że cała widownia rozpłynięta w zachwycie (a ja chcę nagranie). Ciężko mi powiedzieć, który z utworów poszedł lepiej, bo oba mnie powaliły, ale chyba "Ballada" z drugiego aktu jednak nieco bardziej (przy okazji, Farquaad w tej scenie nie wyjeżdża w wannie, jak na B-wayu *cue jęki zawiedzionych fanek*, ale za to mamy scenę bardzo, bardzo uroczą. Misiu! XD). Jeśli chodzi o aktorstwo, tu też było pociesznie - szczególnie rozbroiły mnie małe, subtelne dodatki, typu kołysanie się, pląsy, zalotne strzelanie oczami czy flirty z Fioną ("Rączki cię świerzbią?" XD). Mam nadzieję, że z czasem, jak już Łukasz oswoi się z rolą i zacznie się nią (jeszcze bardziej) bawić, takich drobiazgów przybędzie. Ogólnie - Farquaad szalenie udany i ja chcę więcej! Miło widzieć, jak aktorom sprawia frajdę to, co robią na scenie.

Krzysiu Wojciechowski jako Osioł - na początku, przyznaję, lekko się obawiałam. A to dlatego, że miałam wrażenie, że tej kreskówkowości i przebicia było jakby za dużo, jakby trochę na siłę. Na szczęście im dalej w spektakl, tym to wrażenie słabło, a już w drugim akcie zniknęło całkowicie, Krzysiu się rozkręcił i wymiatał. Najbardziej rozbroił mnie w swoim numerze w drugim akcie ze Ślepymi Myszkami - to było mistrzostwo świata. Ale i inne numery muzyczne poszły mu znakomicie, a śpiewał wszystko po prostu prześlicznie. Były chwile, kiedy - przyznaję - przez głowę przelatywało mi echo Jerzego Stuhra i chcąc nie chcąc, porównywałam, ale to były momenty bardzo sporadyczne, a nasz Osioł wybrnął z nich obronną ręką, nie starając się naśladować nikogo i idąc swoją własną interpretacją. Kreacja już jest bardzo udana, a gdyby dodać do tego jeszcze nieco więcej swobody, co - jak sądzę - przyjdzie z czasem, będzie już w ogóle świetnie.

Jeśli zaś chodzi o Martę Wiejak - tu nie mam nawet najmniejszego cienia zastrzeżeń, po prostu padam na ziemię i biję pokłony, ewentualnie skaczę na nogi i biję brawo na stojąco. Fiona idealna, pod absolutnie każdym względem. Wokal Marty powoduje szczękopad, i to w każdym numerze. Ja wiedziałam, że ona świetnie śpiewa, ale nie sądziłam, że aż tak - jej skala jest imponująca, a swoboda, lekkość i zarazem energia w głosie mnie po prostu zachwyciły. Jeśli do tego w pakiecie mamy bardzo naturalne aktorstwo, kubły wdzięku i całą masę przyjemnego, trafionego w dziesiątkę humoru, otrzymujemy postać, która z pewnością jest gwiazdą tego spektaklu i jego prawdziwą ozdobą. Ma się ją ochotę oglądać jeszcze i jeszcze, przyciąga wzrok, skupia na sobie uwagę z niesamowitą łatwością i niewymuszoną gracją, a przy tym jest tak autentycznie zabawna, że aż...! Jestem oczarowana i chcę więcej.

W tym miejscu chciałabym jeszcze pochwalić Fionę Nastoletnią, która świetnie śpiewała i bardzo przyjemnie zagrała swoje kwestie w "I know it's today" - zaś najmłodsza z Fion również dawała radę i śpiewała zadziwiająco czysto jak na tak trudny utwór. Harmonie wyszły bardzo ładnie.

No i tym sposobem dochodzimy w końcu do bohatera tytułowego. Spodziewałam się, że Rafał Ostrowski będzie wspaniały aktorsko, i nie zawiodłam się. Widać od razu, że ten facet ma ściśle określone granice strefy osobistej, że ma na pieńku ze światem i że życzy sobie przede wszystkim świętego spokoju. Przy tym wszystkim nie jest pozbawiony niezbędnego uroku. Moim zdaniem Rafał zabłysnął przede wszystkim w drugim akcie, w "When Words Fail" (które było jednym wielkim awwww!) i później, kiedy pokazuje, jak bardzo skrzywdziło go to, co podsłuchał, i jak złamało mu to serce. W tych scenach byłam autentycznie wzruszona, gra Rafała mnie po prostu zmroziła. Ogólnie zresztą cały spektakl poszedł mu rewelacyjnie, wszystkie żarty były zaserwowane w autentycznie śmieszny i swobodny sposób, słowem - kreacja bardzo udana, wielowymiarowa i niesamowicie przyjemna. Byłam też bardzo przyjemnie zaskoczona wokalem - bo muszę przyznać, że miałam pewne obawy, czy Oset poradzi sobie z tymi trudnymi partiami. Niepotrzebnie. Wszystko, co miało być wyciągnięte, wyciągnięte zostało, Rafał brzmiał bardzo przyjemnie i ogólnie tu też na plus. Super, Shrek jak z obrazka.

Podsumowując, chciałabym podkreślić jedną ważną rzecz, która niekiedy umyka naszym rodzimym twórcom (i nie tylko): to świetnie, kiedy ma się piękną, bogatą scenografię. Odpowiednio wykorzystana, może zdziałać cuda. Ale jeśli scenografia jest jedynym atutem spektaklu i swoim ogromem przyćmiewa artystów, czyniąc z nich jedynie dodatki; jeśli zespół aktorski nie jest na tyle charyzmatyczny, żeby do tej scenografii pasować i wysuwać się zamiast niej na pierwszy plan; jeśli, mówiąc krótko, fabuła jest jedynie doczepiona do ładnych obrazków na scenie, zamiast być siłą przewodnią, której wszystko inne służy, to nie zadziała. Zespół Baduszkowej pokazał to idealnie. Tutaj to nie zespół był uzupełnieniem scenografii, a wręcz odwrotnie - to scenografia zadziałała tak, że wzbudzała zachwyt, ale nie odwracała uwagi od tego, co jest w spektaklu najważniejsze. Podkreślała, nie przytłaczając, zaznaczała, oddając pole pierwszeństwa postaciom. Odtwórcy głównych ról, ale i chór, byli na tyle sprawni i charyzmatyczni, że to oni byli najważniejsi, a nie importowane zamki czy skupywane sztuczne liście. I to jest sztuka, której *niektórzy* (khekhym!) powinni się zacząć od Gdyni uczyć.

A na koniec, żeby nie było tak pięknie, jedna rzecz, która mi się NIE podobała - GDZIE magiczne lustro? Czemu nie było magicznego lustra? Bez niego scena wyboru królewien straciła cały humor, a ich prezentacja wypadła, krótko mówiąc, kiepskawo.

Podsumowując - tak, wiem, narzekałam na wybór "Shreka." Dalej wydaje mi się przesadnie komercyjny w oryginalnym, B-wayowskim wydaniu. W naszym może trochę też. Dalej nie jestem aż tak zachwycona muzyką. Ale siedząc w Baduszkowej i oglądając to wszystko na żywo, dałam się ponieść i oglądałam ten spektakl z prawdziwą przyjemnością, kiwałam się w takt piosenek, śmiałam się w głos czy po prostu szczerzyłam od ucha do ucha. I poczułam tę energię, poczułam magię, poczułam się przeniesiona do innego świata. Poczułam frajdę. A przecież o to w tym wszystkim chodzi.

Teraz czekam na pozostałe obsady - i już nie mogę się doczekać.
Byłam na tym samym spektaklu co Draco i muszę napisać parę słów, bo od piątku żyję w innym świecie Jestem absolutnie zachwycona, wszystkim. Jechałam na Shreka z nastawieniem, że będzie super, a było jeszcze lepiej niż się spodziewałam
Moja dzika radość zaczęła się, gdy dowiedziałam się, że będzie dokładnie moja wymarzona obsada. Potem szczęka mi opadła jak tylko weszłam na widownię. Cała scenografia jest naprawdę...imponująca? Nie, to za małe słowo. Naprawdę jest niesamowita. Zrobiła na mnie zdecydowanie większe wrażenie niż ta z Upiora czy superhiperinteligentne platformy w Les Mis. Tu wszystko jest takie prawdziwe, każda scena zaskakuje... Poza tym kostiumy - mistrzostwo świata! W scenach grupowych nie wiedziałam na kogo patrzeć i mam wrażenie, że połowy i tak nie pamiętam, nie sposób tego wszystkiego ogarnąć za jednym razem
Co do głównych bohaterów... Łukasz Dziedzic jest Farquaadem idealnym. I aż strach pomyśleć co będzie jak już się rozegra MUhahahaha, MUhaha Kawałek "Tatuś był karłem" została moim hitem miesiąca.

Marta Wiejak jest doskonała. Kocham ją całym sercem od mojego pierwszego Rocky'ego, teraz tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że jest doskonałą aktorką

Krzysiek Wojciechowski jako Osiołek był uroczy, te kopytka <3 Rafał Ostrowski jako Shrek był bardzo fajny, ale mam wrażenie, że może być jeszcze lepiej i mam nadzieję, że się rozegra

Marta Smuk jako Smoczyca, o ludu Duloc! Jest niesamowita, ma taki wokal, że paść można i w piosence Smoczycy może pokazać na co ją stać. Jedno wielkie wow

Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o Tomku Bacajewskim. Rozwalił mnie już w pierwszej scenie swoim chrumkaniem Potem jako rycerz-trup mówiąc głosem Czesia sprawił, że padłam już zupełnie

Jednym słowem jestem zachwycona i ja chcę jeszcze raaaaaaaz!
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl
  •