elvirka - Strona gĹĂłwna
KARUZELA UCZUĆ
Co czujemy kiedy całe nasze życie przewraca się do góry nogami. Kiedy tracimy tych, którzy byli dla nas najważniejszymi ludźmi na ziemi. Jak znaleźć w sobie siłę by stawić czoło kolejnym problemom. Na te pytania musiała odpowiedzieć sobie Lucia Fonseca. Przeszło rok temu była szczęśliwą mężatką, zakochaną bez pamięci w swoim mężu. Do czasu kiedy przyłapała ukochanego na zdradzie. Wszystkie plany i marzenia prysły jak bańka mydlana, niszcząc nadzieje na przyszłość. Myślała, że nic gorszego nie może jej już spotkać. Myliła się. Po roku spędzonym w Californii, wraca do rodzinnego domu, by pożegnać się z umierającym ojcem i rozwieść z niewiernym mężem. Wkrótce dowiaduje się, że firma jej ojca stoi na skraju bankructwa. Zaniedbana przez chorego seniora rodu wpadła w kłopoty finansowe. Na domiar złego jedyną osobą, która może jej pomóc jest ten, z którym nie chce mieć już nic wspólnego. Pablo Fonseca w zamian za pomoc żąda czegoś, czego Lucia nie chce mu oddać. Na obojgu ponowne spotkania wywierają ogromne wrażenie, a uczucie jakim się darzyli powraca ze zdwojoną siłą. Problem w tym, że Lucia nie chce mieć nic wspólnego z mężem, a on sam żyje z kochanką u boku. Czy ich miłość ma jeszcze szansę na przetrwanie? Uratują uczucie jakie ich łączy, czy całkiem się znienawidzą?
OBSADA:
RESZTĘ OBSADY DODAM WRAZ Z ROZWOJEM AKCJI [/u
Kenaya dnia 19:46:08 16-05-12, w całości zmieniany 24 razy
Interesująca fabuła i zachęcająca obsada, czynią tą telenowelę godną uwagi. Cieszy mnie, że w głównej roli obsadziłaś Ximenę w wersji z LCDAL, bo bez wątpienia można ją zaliczyć na duży plus.
Co ja widzę? Nowe opowiadanie? Ale czy to znaczy, że MM za chwilę się skończy, czy jednak będziesz pisać dwa równolegle? W sumie to nieistotne, bo tak czy siak będe czytać Co do obsady - wiesz, że dla mnie to tylko miły dodatek do całości, a jestem pewna, że całość, jak zwykle będzie świetna W Twoim wykonaniu po prostu nie może być inaczej ^^
Nigdy nie czytałam żadnego Twojego opowiadania, ale to mnie zaciekawiło i czekam z niecierpliwością na jakiś prolog lub pierwszy odcinek.
Ogromnym plusem jest mój Michel w obsadzie
Dziękuję wszystkim za komentarze
Cieszę się, że obsada, przynajmniej po części, przypadała Wam do gustu.
Aguś - wszystko kiedyś musi się skończy, a dobrze wiesz, że ja czasem wolę zakończyć swoje opowiadanie wcześniej, zanim jeszcze mnie samej znudzi się wymyślanie co dalej. Jak na razie jeszcze muszę dokończyć, wiele spraw w MM, także kilka odcinków przed nami. No ale już bliżej niż dalej do końca
A teraz zapraszam na pierwszy odcinek
ODCINEK 1
Stała na tarasie i od kilku minut wpatrywała się bezsensownie w jakiś mało znaczący punkt w ogrodzie. Sama właściwie nie wiedziała gdzie. Patrzyła i nie poznawała tego miejsca. Czuła się tak jakby to był całkiem obcy jej dom. A przecież to tu się wychowała, tutaj stawiała pierwsze kroki. Tutaj uczyła się jeździć konno. To po tym ogrodzie biegała razem z ojcem, który mimo zapracowania zawsze znalazł czas dla niej, swojej jedynej córki. Roberto Sandoval. Człowiek, który był dla niej nie tylko ojcem, ale wielkim przyjacielem i autorytetem. Wiele się od niego nauczyła, a mimo to zdawała sobie sprawę, że nigdy nie uda jej się mu dorównać. Była dumna, że ma takiego ojca. Rodzina zawsze była u niego na pierwszym miejscu. Nie było nic ważniejszego. Nigdy o niej nie zapominał. Kiedy dorastała i buntowała się, jako jedyny umiał z nią rozmawiać. Brał ją na przejażdżki konne i milczał. To jej wystarczało. Czuła wtedy, że jest dla niego ważna. Poświęcał jej czas, zawsze kiedy tego potrzebowała i wtedy kiedy nawet nie chciała się do tego przyznać. Czasem rozmawiał, czasem po prostu był obok i milczał. Miał doskonałe wyczucie. Wiedział jak się zachować w każdej życiowej sytuacji. Jego spontaniczność, szczerość i mądrość życiowa budziły w Lucii zachwyt każdego dnia przez dwadzieścia cztery lata. Nie pamiętała dnia, żeby się nie uśmiechał. I to właśnie tego śmiechu będzie wszystkim brakowało. Kiedyś ten dom, hacjenda i winnica tętniły życiem. Dzisiaj czegoś tu brakuje i co najgorsze, nikt nigdy nie wypełni już tej pustki. Teraz wszyscy pogrążeni są w żałobie. Lucia nie spodziewała się, że jej powrót z Californii do Meksyku okaże się takim koszmarem. Miała wrócić i uczcić z ojcem jego pięćdziesiąte urodziny, tymczasem wróciła i czas spędzała w szpitalu czuwając przy łóżku umierającego ojca. Choroba postępowała bardzo szybko i niszczyła jego organizm coraz bardziej. Codziennie przez te kilka dni błagała Boga, by nie odbierał jej człowieka, któremu tak wiele w życiu zawdzięcza, a mimo to nie została wysłuchana. Odebrano jej tego, którego kochała najbardziej na świecie. Tego, który dla niej gotów był zrobić wszystko. Dziś już nie usłyszy jego szczerego śmiechu, nie spojrzy w ciepłe rodzicielskie oczy. Nie poczuje silnych ramion, które zawsze dawały poczucie bezpieczeństwa i spokoju.
Samotna łza spłynęła jej po policzku. Otarła ją szybkim ruchem dłoni. Obiecała sobie, że się nie załamie. Nie może tego zrobić. Musiała być silna, by poprowadzić hacjendę i firmę. Miała wiele do zrobienia. Musiała być silna dla matki, która przeżyła śmierć męża najbardziej ze wszystkich. Lucia czasem zazdrościła rodzicom tej miłości. Czystej, szczerej i tak silnej. Nigdy w siebie nie zwątpili. Mieli w sobie oparcie. Lucia nie pamiętała, by kiedykolwiek doszło między nimi do kłótni. Czasem ojciec zamykał się w gabinecie i siedział w milczeniu paląc cygaro. Siedział tak i patrzył na ich ślubne zdjęcie. Później wychodził do ogrodu, gdzie matka pielęgnowała swoje ukochane kwiaty, obejmował ją czule i całował w czoło. Wtedy Lucia nie wiedziała jakie to ważne. Myślała, że lepiej wykrzyczeć sobie w twarz co się myśli. Z upływem lat jednak dowiedziała się, że bardzo się myliła. Zawsze marzyła o tym by doświadczyć takiej miłości. Rzeczywistość jednak miała dla niej inny plan. Zakochała się będąc na studiach. Myślała, że będzie tak szczęśliwa jak jej rodzice. Jednak jej życie potoczyło się innym torem i jej małżeństwo skończyło się bardzo szybko. Kciukiem potarła obrączkę, którą jeszcze miała na palcu. Przez ostatni rok nie znalazła w sobie dość siły, by ją zdjąć. To wszystko tak bardzo wciąż bolało, mimo upływu czasu. A teraz jeszcze większy ból rozdzierał jej serce.
Westchnęła i oparła się dłońmi o barierkę. Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. To jednak nie pomagało. Wspomnienia, emocje i atmosfera dzisiejszego dnia odcisnęła na niej piętno. Nie mogła dłużej wytrzymać towarzystwa ludzi, którzy przybyli do ich domu, by składać kondolencje. Pragnęła ten dzień spędzić samotnie. Wsiąść na swojego ukochanego konia i zniknąć tam gdzie nikt by jej nie znalazł. Musiała odetchnął, bo zaczynała się dusić w tym domu, wśród tych wszystkich ludzi. Widząc ich pełne współczucia spojrzenia, sztucznie bądź szczerze wypowiadane słowa otuchy. Nigdy nie lubiła takich spędów, ale dziś musiała to tolerować. Po części ze względu na matkę, która tylko z powodu obecnych ludzi jakoś jeszcze się trzymała.
Przeczesała włosy palcami i przetarła kark. W tym samym momencie usłyszała czyjeś kroki na posadzce. Odwróciła się i ujrzała swoją najlepszą przyjaciółkę. Ubrana w czarny kostium z eleganckimi spodniami i białą bluzeczką. We włosy miała wsunięte ciemne okulary. Spojrzała na nią zaczerwienionymi oczami i stanęła obok. Przez chwilę obje milczały.
- Jak się trzyma moja mama? – zapytała w końcu Lucia przerywając kojącą ciszę.
- jest silna – odparła Fernanda – a ty? – zapytała i spojrzała jej w oczy. Lucia spuściła wzrok.
- radzę sobie – odpowiedziała i spojrzała przed siebie mrużąc oczy – nie mam innego wyjścia. Muszę stawić czoło rzeczywistości i wspierać matkę – dodała. Spuściła wzrok i spojrzała na złoty krążek zdobiący jej palec – poza tym muszę jeszcze zamknąć wiele spraw – powiedziała i spojrzała na Fernandę smutnymi oczami.
- wiem, że to wcale dla Ciebie nie łatwe – powiedziała i założyła włosy za ucho. Lucia pokręciła głową.
- Gdybym miała to zrobić rok temu, pewnie byłoby to dla mniej trudniejsze. Teraz chce po prostu się uwolnić z tego i tak już nie istniejącego związku – powiedziała a jej głos przesiąknięty był żalem i goryczą – dla nas obojga to będzie najlepsze wyjście. Zwrócę mu wolność i będzie mógł robić co mu się podoba i z kim mu się podoba – powiedziała a jej twarz wykrzywił grymas bólu.
- Rozmawiałaś z nim dzisiaj? – zapytała Fernanda i spojrzała na nią wyczekująco. Lucia uniosła wzrok i pokręciła głową.
- Nie. To nie jest odpowiedni moment na takie rozmowy. To dla mnie i tak ciężki okres, nie chce prowokować z nim kłótni – odparła i przeczesała włosy palcami – a tak się skończy próba rozmowy z nim - westchnęła i oparła się plecami o barierki.
- Dlaczego nie porozmawiacie ze sobą jak dorośli ludzie? – zapytała Fernanda patrząc na przyjaciółkę z dezaprobatą – przecież nie tak dawno świata poza sobą nie widzieliście, spędziliście razem piękne chwile …. – zawiesiła głos widząc zamglone spojrzenie Lucii.
- Fer, proszę cię – poprosiła i zamrugała kilkakrotnie powstrzymując łzy – było, ale się skończyło. Czasem się zastanawiam, czy my oby na pewno się kochaliśmy. Może to był młodzieńczy błąd – powiedziała i skrzyżowała ręce na piersi – pozwoliłam mu się skrzywdzić i wejść sobie na głowie. Drugi raz na to nie pozwolę, dlatego rozmowa z nim jest dla mnie całkowicie bezpodstawna i nic nowego nie wniesie.
- Skoro rak uważasz – powiedziała i uśmiechnęła się blado – pamiętaj jednak, że zawsze możesz na mnie liczyć – położyła jej dłoń na ramieniu. Lucia uśmiechnęła się smutno i kiwnęła głową.
- Wiem, dziękuję – wyszeptała, bo głos jej się załamał. Fernanda bez słowa objęła ją mocno starając się dodać otuchy i siły na to by przetrwała te trudne dla niej dni.
- Idziesz do środka? – zapytała po chwili patrząc jej w oczy. Lucia otarła łzę samotnie spływającą jej po policzku.
- Tak, za chwilę przyjdę – powiedziała i spojrzała przyjaciółce w oczy. nie musiała nic więcej mówić. Fer doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Lucia potrzebuje jeszcze chwili samotności. Kiwnęła więc głową i weszła do domu zostawiając ją samą na tarasie. Nim Fernanda zdążyła zniknąć za drzwiami na jej miejscu pojawił się mężczyzna, z którym Lucia nie miała zamiaru dzisiaj zostawać sam na sam. Odwróciła się do niego tyłem i oparła dłońmi o barierki. Podszedł do niej bez słowa i stanął obok. Włożył ręce w kieszenie i zerknął na jej profil. Wiedział, że jest zmęczona. Znał ją lepiej niż siebie. Pamiętał każdą minę, spojrzenie. Kiedyś należała do niego, teraz stali się dla siebie obcy.
- Co tu robisz? – zapytała spokojnie, ale nawet na niego nie spojrzała.
- Chciałem wiedzieć, czy jakoś sobie radzisz – odparł i nie spuszczał z niej wzroku. Dziewczyna spojrzała mu w oczy z powątpieniem.
- Oczekujesz, że się rozpłaczę? Że wpadnę ci w ramiona prosząc byś mi pomógł? – zapytała i skrzyżowała ręce na piersi – nie martw się, poradzę sobie i nie będę niepokoić ani ciebie, ani twojej nowej dziewczyny – dodała i odwróciła wzrok.
- Daruj sobie – powiedział z kwaśną miną – to nie jest ani czas, ani miejsce na roztrząsanie takich spraw.
- Owszem, masz rację – powiedziała – a ja nie mam zamiaru tego już roztrząsać. Dla mnie wszystko jest jasne od dnia, w którym zastałam cię z tą cholerną blondynką i mam nadzieję, że jesteś z nią szczęśliwy –powiedziała z pogardą – zakończymy nasze małżeństwo w sądzie i nie będę musiała więcej cię oglądać – odparła i ruszyła do domu. Pablo jednak załapał ją za łokieć i spojrzał w oczy.
- Nie obwiniaj za wszystko mnie – powiedział – gdybyś czasem pomyślała o mnie i nie wyjechała nic by się nie stało. Byłaś moją żoną i twoje miejsce było przy mnie – wysyczał przez zęby. Lucia wyrwała ramię z jego uścisku i rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- To nie usprawiedliwia twojej zdrady – warknęła i nie czekając na jego reakcję weszła do domu. Pablo odwrócił się i z furią uderzył w barierkę.
***
- Jest pan pewien Panie mecenasie? – zapytała Lucia, kiedy następnego ranka w hacjendzie pojawił się prawnik jej ojca. Rafael Silva położył dokumenty na stoliku i rozpiął guzik marynarki.
- Niestety, obawiam się Pani Lucio, że sprawa jest poważna – powiedział patrząc na nią ze smutkiem – z tego, co mówił mój przyjaciel firma ma ogromne straty finansowe – dodał. Lucia zrezygnowana ukryła twarz w dłoniach – Roberto podczas choroby nie mógł zająć się firmą, a nie miał nikogo, kto należycie by go zastąpił. Przez tą sytuację i przede wszystkim jego chorobę, wiele spraw zostało zaniedbanych czego konsekwencje widzimy – Lucia wstała i zaczęła niespokojnie chodzić po salonie.
- To wszystko moja wina. Nie powinnam była wyjeżdżać. Gdybym została w domu mogłabym się zająć firmą. Nie mielibyśmy teraz tych wszystkich kłopotów – wyrzucała sobie. Odetchnęła głęboko i potarła czoło.
- Proszę się za nic nie winić. Ojciec był z pani dumny - powiedział szczerze. Lucia spojrzała na niego smutnymi oczami – musimy teraz znaleźć wyjście z tej sytuacji.
- Istniej w ogóle jakaś możliwość? – zapytała i skrzyżowała ręce na piersi – nie mogę stracić firmy, winnicy, ani tego domu – powiedziała patrząc na niego z wyczekiwaniem – to praca życia mojego ojca.
- Zdaje sobie z tego sprawę Pani Lucio – powiedział Rafael i przeczesał włosy palcami – w tej chwili firma potrzebuje mocnego zastrzyku finansowego – zauważył przeglądając po raz kolejny dokumenty. Jeżeli nie chce pani sprzedać firmy, konieczne jest znalezienie wspólnika, który byłby chętny zainwestować w bankrutującą firmę – zauważył patrząc na nią.
- Czyli mamy nikłe szanse na to, by kogoś takiego znaleźć? – zapytała a widząc wahanie mecenasa dodała:
- Proszę mi powiedzieć wszystko – poprosiła. Mecenas zamilkł na chwilę, po czym kiwnął głową.
- Głównie inwestorzy nie chcą topić pieniędzy w biznesie, który nie rokuje dobrze. Na pewno na pani korzyść przemawia to, że ma pani doskonałe pomysły na rozwój firmy, ale mimo to może być ciężko – odparł i potarł brodę w zamyśleniu. Lucia usiadła z rezygnacją w fotelu i przymknęła oczy – właściwie to istniej jedna możliwość. Nie chciałem o tym wspominać, bo myślałem, że znajdziemy inne wyjście – zaczął patrząc na nią niepewnie. Lucia pochyliła się do przodu.
- O co chodzi? – zapytała i spojrzała mu w oczy.
- Jeżeli chce pani zachować firmę i winnicę, mamy jedno wyjście z takiej sytuacji. Jest bowiem jedna osoba, która zgodziłaby się pani pomóc. Jest gotowa zainwestować w firmę, ale oczekuje połowy udziałów – Lucia zawahała się przez chwilę – obawiam się, jednak, że nie będzie pani zadowolona.
- O kim pan mówi mecenasie? – zapytała. Rafael patrzył na nią przez chwilę po czym westchnął.
- O pani mężu. Pablo Fonseca zaoferował swoją pomoc w zamian za połowę udziałów….
dubel
Kenaya dnia 13:51:41 25-09-11, w całości zmieniany 1 raz
Wiedziałam, że gdzieś tu było jeszcze coś Twojego, co dawno miałam przeczytać no i znalazłam, ale dziś już nie mam czasu. Przeczytam i jutro skomentuję. Mam nadzieję, że nie zrezygnowałaś z pisania tego opowiadania?
Szczerze? Zastanawiałam się nad tym i miałam je dzisiaj zgłosić do usunięcia, ale coś mnie podkusiło i tego nie zrobiłam teraz już wiem co Twój komentarz hehe.....
Spokojnie nie ucieknie Ci na razie - a później zobaczymy
Oki, to jutro zaraz po pracy, siadam, czytam i piszę co myślę
A teraz już zmykam. Buziaki :*
OKI to ja pomyślę, co by tu napisać dalej
wow super odcinke czekam na wieciej
Jestem, przeczytałam i powiem Ci, że tytuł jest bardzo adekwatny do tego, co działo się w pierwszym odcinku. Zaczęło się od wspomnień i wzruszeń, potem złość na eks, a na koniec wiadomość o problemach finansowych i o tym, że to właśnie ów eks może okazać się przysłowiowym lekiem na całe zło. Świetne wprowadzenie w akcję i naprawdę mam nadzieję, że jednak będziesz pisała to dalej, bo bardzo zaintrygowała mnie ta historia.
Tak więc pozdrawiam z nadzieją, że wkrótce dodasz tu kolejny rozdziałek.
Czekam :*
Specjalna dedykacja dla Ciebie Aguś za to, że jesteś i chce Ci się czytać moje wypociny
ODCINEK 2
Pablo stał przy oknie i patrzył jak miasto budzi się do życia. Tłumy pędzące do pracy. Samochody stojące w korkach. Wydawać by się mogło, że to kolejny zwykły dzień. Może i tak, ale nie dla niego. Wyjął papierosa z paczki i odpalił. Wypuścił strużkę dymu i patrzył jak znika.
Nie sądził, że spotkanie z Lucią wywrze na nim, aż takie wrażenie. Nie widzieli się rok. Rok przez, który często zastanawiał się co się z nimi stało. Dlaczego miłość, którą się darzyli nie wystarczyła by uratować ich małżeństwo. Oboje popełnili błąd. Nie wiedział tylko czy błędem był fakt, że nie zawalczyli o siebie, czy to, że w ogóle się pobrali. Może to właśnie małżeństwo zniszczyło ich związek. Zastanawiał się nad tym bardzo często, ale nigdy nie wpadł na odpowiedź. Głęboko żałował, że tak to wszystko się potoczyło. Pamiętał doskonale ile dla siebie znaczyli. Każdego dnia widział przed oczami obrazy z tamtych lat, kiedy byli szczęśliwi. Dziś tego wszystkiego już nie było. Teraz nawet nie umieli ze sobą normalnie rozmawiać. Bolała go nienawiść w głosie Lucii kiedy wczoraj z nim rozmawiała. W oczach nie widział już uczucia. Były puste, smutne i pełne bólu. Nic już ich nie łaczyło. Jedyne co im pozostało to rozwieść się i zwrócić wolność sobie nawzajem. Nie było powodu, by dalej mieli się dręczyć. Ich małżeństwo nie istniało. Po co dalej to ciągnąć. On miał nowe życie. Miał kobietę. Nigdy nie zapomni uczucia jakim darzył Lucię, ale to już się zakończyło i nie było sensu do tego wracać. Nie kochali się.
Westchnął. Przynajmniej ona już nic do niego nie czuła. Być może w jego sercu jeszcze gdzieś tli się płomyczek ich miłości. Jednak jest tak mały, że wystarczy go zdmuchnąć. Chciał w końcu odetchnąć. Chciał by ona poczuła się wolna i szczęśliwa a wiedział, że nastąpi to tylko wtedy jeśli da jej rozwód. Być może z kimś była związana. Na samą myśl o tym, coś zakuło go w sercu. Pokręcił głową i zaciągnął się papierosem. Oparł się dłonią o zimną ścianę i przymknął oczy. Musiał przestać o niej myśleć. Przestać roztrząsać to co już się zakończyło. Wiedział, że to wcale nie będzie takie proste. Kilka dni temu rozmawiał z mecenasem Silvą. Zaproponował, że wyciągnie firmę Lucii z kłopotów finansowych. Teraz zastanawiając się nad tym, nie miał pojęcia dlaczego właściwie to powiedział. Zdawał sobie sprawę z tego, że Lucia będzie wściekła kiedy się o tym dowie, ale wiedział też, że firma jest dla niej ważna i zrobi wszystko by ją odzyskać. Dlaczego miał nie skorzystać skoro firma miała potencjał do tego by przynosić zyski. Mógł wziąć w tym udział i wiele zyskać. Nie miał nic do stracenia. Lucia i tak go nienawidziła. Nic nowego. Jednak oprócz tego miał jeszcze swoje powody by jej pomóc. Nie chodziło o zyski i pieniądze. Wiedział o tym tylko on i tak miało pozostać. Nie było potrzeby by ktokolwiek inny znał prawdziwe powody dlaczego angażuje się w ten biznes. A ostatnią osobą, która miała się o tym dowiedzieć była Lucia. Znów zaciągnął się papierosem. Czekały go ciężkie dni i walka z Lucią. Wiedział, że to akurat jest nieuniknione. Westchnął i wtedy usłyszał szczęk otwieranego zamka i do mieszkania weszła Ruth w swoim zwykłym stroju do porannego joggingu. Uśmiechnęła się do niego i podeszła by go pocałować.
- Wstałeś już – zaświergoliła i pocałowała go delikatnie w usta. Skrzywiła się kiedy poczuła dym papierosowy i zgromiła go wzrokiem – prosiłam, żebyś nie palił – powiedziała i wyjęła mu niedopalonego papierosa z dłoni po czym zabrała popielniczkę i zniknęła w kuchni gasząc go po drodze. Pablo tylko pokręcił głową i oparł się plecami o parapet wkładając dłonie w kieszenie spodni.
- Pamiętasz skarbie, że w sobotę jest rocznica ślubu twoich rodziców. Musisz kupić porządny garnitur, a ja powinnam nabyć nową sukienkę – powiedziała obejmując go w pasie – nie chce wyglądać przy tobie jakbym na ciebie nie zasłużyła.
- Nie mów głupstw – powiedział Pablo i odgarnął jej włosy za ucho w czułym geście.
- Twoja mama tak uważa – stwierdziła i zdjęła mu z koszulki niewidzialny paproch – chce jej pokazać, że mnie nie musisz się wstydzić. Poza tym moja rodzina nie należy do plebsu, a tak ona mnie traktuje.
- To nie tak – odparł spokojnie – moja mama jest specyficzną osobą. Nie ufa ludziom. Musisz być cierpliwa i starać się ją zrozumieć. Jest matką, chce nas chronić. Nie możesz mieć jej za złe, ze jest podejrzliwa. Zawsze taka była – uśmiechnął się blado – ludzie długo pracują na to by zdobyć jej zaufanie.
- Wobec Twojej żony też taka była? – zapytała podejrzliwie patrząc mu w oczy. Chciał uniknąć tego pytania. Zdawał sobie sprawę, że Ruth je zada, bo niejednokrotnie jego matka wspominała o Lucii. Jego żona była jedyną osobą jaką Teresa Fonseca darzyła sympatią. Zawsze traktowała ją jak córkę. Pamiętał jaka była wściekła kiedy dowiedziała się, że się rozstali. Nie umiała tego przełknąć, ale z czasem przestała o nią pytać. Pablo nie wiedział czy dlatego, że nie w końcu to do niej dotarło, czy dlatego, że po prostu zdobyła do niej numer telefonu. Nie zdziwił by się gdyby się okazało, ze jednak ma rację. Taka była jego matka. Kochała Lucię i nigdy nie pozwoliła jej zrobić krzywdy, nawet jemu. Własnemu synowi.
- Musimy o tym rozmawiać teraz? Nie jest istotne to jak moja matka traktuje Lucię. Nie jestem już z nią. Żyję z tobą – powiedział i pocałował ją by uciąć dalszą niepotrzebną dyskusję na ten temat. Przynajmniej na jakiś czas. Znał Ruth i wiedział, że nie da za wygraną i ten temat powtórzy się przy pierwszej nadarzającej się okazji. Ruth była po prostu inna niż jego żona. Słodka, dbająca niemal do przesady o własny wygląd i reputację. Przejmowała się tym co mówili o niej inni. Lubiła pieniądze i luksus. Była księżniczką tatusia, który zawsze ją rozpieszczał. Lucia była jej przeciwieństwem. Wychowana na zaradną, mądrą i silną kobietę, która nie pozwoliła sobie wejść na głowę. Zawsze była szczera i nie martwiła się tym co powiedzą o niej ludzie. Nie dbała o pieniądze, a co więcej lubiła pracować i mieć świadomość, ze może sama się utrzymać. Wtedy bardzo go to pociągało. Zawsze to właśnie podobało mu się w Lucii i dlatego stała się jego żoną. Był dumny, ze ma obok siebie taką kobietę. Pewną siebie i świadomą swojej atrakcyjności. A nie młodą dziewczynę, która uwielbiała prezenty i komplementy. Sam nie wiedział, dlaczego związał się z Ruth. Przecież nie była nawet o milimetr ucieleśnieniem jego marzeń o kobietach. Jednak może właśnie dlatego, ze była inna. Chciał zapomnieć. Teraz zaczął się zastanawiać czy naprawdę mu się to udało.
***
- Zajmiesz się tym Sergio? – poprosił Pablo i oparł się na fotelu przecierając dłonią oczy. Sergio przyjrzał mu się uważnie.
- Ciężka noc? – zapytał, a Pablo jedynie skinął głową – nie spałeś, czy Ruth cię wykończyła? – zażartował, ale Pablo spiorunował go wzrokiem i szybko uśmiech znikł z jego twarzy – przepraszam stary – uniósł ręce w geście poddania.
- ciężki dzień, ciężka noc i zanosi się na to, że przez najbliższe dni nie będzie łatwiej – westchnął i napotkał zaciekawione spojrzenie przyjaciela.
- Lucia – bardziej stwierdził niż zapytał. Pablo nic nie odpowiedział – rozmawiałeś z nią?
- o ile w ogóle można nazwać to rozmową. Zamieniłem z nią kilka słów, ale jak zwykle skończyło się nieprzyjemnie – przyznał.
- musicie drzeć ze sobą koty nawet na pogrzebie? – zapytał Sergio i zaczął bawić się długopisem.
- myślisz, ze tego chciałem? – zapytał – myślałem, że będziemy mogli normalnie porozmawiać. Chciałem tylko wiedzieć czy jakoś sobie radzi, ale to był błąd.
- jest silna. Znasz ją przecież – powiedział Sergio z uśmiechem – musiałeś zdawać sobie sprawę z tego, ze takie rozmowy będą się tak kończyć.
- dzięki – prychnął – jesteś bardzo pomocny – westchnął i przymknął oczy. Był zmęczony ostatnimi dniami. W firmie też wiele się działo. Nie miał chwili wytchnienia. Mało spał, a teraz jeszcze to.
- Lucia wie, co zamierzasz? – zapytał Sergio i Pablo spojrzał na niego.
- podejrzewam, ze już wie. Mecenas Silva miał z nią o tym dzisiaj porozmawiać. Podejrzewam, że nie będzie zachwycona, ale ja nie mam innego wyjścia.
- może powinieneś jej powiedzieć, dlaczego naprawdę to robisz? – zaproponował Sergio. Pablo pokręcił głową i zapalił papierosa.
- nie może. Tak będzie lepiej dla niej, dla mnie, dla wszystkich. Poza tym nie ma to znaczenia – zaciągnął się i oparł znów w fotelu – i tak mnie nienawidzi. Fakt, że się dowie niczego nie zmieni, więc nie widzę sensu by wiedziała – dodał.
- naprawdę nie możecie się dogadać? – zapytał Sergio i rzucił papiery na biurko.
- nie zanosi się na to i proszę cie nie próbuj mnie przekonywać, że jest jakiś sposób. Cieszy mnie twój optymizm, ale ja nie będę już próbował z nią rozmawiać normalnie, bo to i tak niczego nie wniesie – stwierdził i przeczesał włosy palcami – czasy kiedy rozumieliśmy się bez słów minęły. Teraz nawet za ich pomocą nie możemy się dogadać – powiedział a jego twarz wykrzywił grymas bólu.
- nie spodziewałem się, że to wszystko tak się potoczy. Byliście... – spojrzał na przyjaciela. Wpatrywał się w niego pełnym bólu i dezaprobaty spojrzeniem – zresztą nieważne – rzucił – Ruth wie o tym, że Lucia wróciła? – zapytał
- nie. wczoraj cały dzień spędziła z matką. Wróciła późno, a dziś rano nie było okazji. Poza tym jest zajęta czymś zupełnie innym – powiedział a jego spojrzenie złagodniało. Zerknął na Sergia a widząc pytanie w jego oczach dodał.
- martwi się tym jak wypadnie na uroczystości rocznicy ślubu moich rodziców – Sergio się zaśmiał i pokręcił głową.
- no tak. Cała Ruth – stwierdził tylko i nic więcej nie powiedział. Wiedział, że to drażliwy temat dla jego przyjaciela. Nie lubił Ruth podobnie jak większość jego rodziny czy przyjaciół. Wszystko dlatego, ze zajęła miejsce Lucii, którą wszyscy kochali. Jednak taką decyzję podjął Pablo i nie zamierzał go osądzać. Nigdy tego nie robił i teraz też nie zamierzał. Chciał coś powiedzieć, ale obaj usłyszeli podniesiony głos sekretarki dobiegający z holu....
***
Lucia odetchnęła głęboko i wysiadła z samochodu. Sięgnęła po torebkę z tylnego siedzenia i ruszyła do wejścia. Weszła do holu firmy swojego męża i z uśmiechem skinęła zaskoczonemu portierowi. Uniósł czapkę i ukłonił się delikatnie uśmiechając się serdecznie. Stanęła przy windach i wcisnęła guzik. Przystępowała z nogi na nogę. Była wściekła jak nigdy. Zamierzała w tej chwili powiedzieć Pablowi co o nim myśli. Kiedy mecenas Silva powiedział jej, że jej mąż może pomóc, ale w zamian chce połowy udziałów szlag ją trafił na miejscu. Nie zamierzała tak tego zostawić. Nie da mu tej satysfakcji, a co więcej wcale nie potrzebowała jego pomocy. Znajdzie innego inwestora, który nie zażąda za pomoc tak kosmicznej ceny. Skrzywiła się, nie była o tym przekonana, ale nie miała wyjścia. Musiała jakoś sobie poradzić i to bez Pabla Fonseci. Winda przyjechała i drzwi się otworzyły. Wsiadła do niej i wcisnęła guzik z numerem pięć. Przejrzała się w lustrze i poprawiła okulary przeciwsłoneczne, które miała wsunięte na głowę. Rzuciła okiem na swój strój i była dumna z siebie, że mimo tragedii jaka ją spotkała wyglądała dobrze. Puder zatuszował odrobinę cienie pod oczami, za co była ogromnie wdzięczna. Nie chciała tu przyjść jako zrozpaczona córeczka tatusia, która szuka pomocy u prawie byłego męża. Co to, to nie. Wyglądała jak kobieta biznesu w granatowych, eleganckich spodniach z kieszeniami, w białej koszuli i granatowym żakiecie w tej chwili rozpiętym. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. W tym samym momencie drzwi windy się otworzy i wysiadła. Jej obcasy stukały po posadzce kiedy ruszyła do gabinetu Pabla. Stanęła przy biurku sekretarki.
- Pablo jest u siebie? – zapytała. Dziewczyna zmarszczyła brwi i otaksowała ją wzrokiem.
- Była pani umówiona? – zapytała i sięgnęła po kalendarz otwierając go na dzisiejszym dniu – poproszę nazwisko.
- Nie byłam umówiona, ale muszę z nim pilnie zobaczyć – powiedziała.
- Prezes jest w tej chwili zajęty. Proszę zaczekać, a ja dowiem się czy ma czas by panią przyjąć – powiedziała sekretarka i sięgnęła po słuchawkę telefonu.
- Nie będę czekała, aż Pan Prezes – zaakcentowała to słowo – znajdzie czas w swoim wypełnionym terminarzu, aby ze mną porozmawiać – odparła i ruszyła w kierunku drzwi. spanikowana sekretarka rzuciła się za nią.
- Nie może pani tam wejść – krzyknęła, ale było za późno. Wpadła do biura i napotkała zaciekawione spojrzenie Pabla. Przy biurku naprzeciwko siedział Sergio. Wstali obaj.
- Mówiłam tej pani, że nie ma pan czasu, ale nie chciała mnie słuchać – powiedziała przerażona.
- Spokojnie Juliana. Ta Pani to moja żona – powiedział Pablo z błyskiem w oku – nie łącz żadnych rozmów, proszę
Kenaya dnia 0:34:17 26-10-11, w całości zmieniany 1 raz
Dedyk? Dla mnie?! Dziękuję :*
A jeśli chodzi o czytanie tych Twoich, jak to nazwałaś "wypocin", to możesz być absolutnie pewna, że jeszcze dłuuuugo (jeśli w ogóle) mi się to nie znudzi. Nie ma szans, żebyś się ode mnie uwolniła
Co do odcinka - Pablo coś czuje do swojej żony i ona chyba do niego też, o czym świadczą jej reakcje, w końcu kto się czubi... a od nienawiści do miłości bardzo krótka droga
Ruth jest trochę irytująca i wydaje mi się jakaś taka... płytka. Ale może to tylko pierwsze wrażenie. Za to Sergio wygląda na całkiem sympatycznego ^^
Czekam na new i całe to mięso, którym zapewne Lucia zaraz obrzuci swojego prawie eks
Dzięki za koma Aguś
Szczerze przyznam, że wcale nie zamierzam się do Ciebie uwalniać. Cieszą mnie Twoje komentarze, a nawet fakt, że chce Ci się to wszystko czytać
Co do bohaterów - to muszę powiedzieć, że słusznie oceniłaś Sergia i Ruth - właśnie tacy mieli być no, ale jak to bywa w tego typu opowiadaniach - bywa różnie i sympatyczny Sergio tez może mieć coś na sumieniu. No ale już milczę i nic nie powiem
A co do mięsa to trafiłaś w sedno - zresztą nie mogło być inaczej
Dla nich obojgu jest zapewne trudno, tak się spotkac po jakimś czasie. Zwłaszcza, że rozstali się w niemiły im sposób. A najtrudniej przeżywała to Lucia, bo w końcu jakby nie patrzeć została zdradzona. Mimo tego, mam wrażenie, że między nimi jeszcze wszystkie uczucia się nie wypaliły. Ale to będzie ciężka droga, aby doszli do porozumienia. Niezmiernie mnie ciekawi jaki w tym wszystkim ma powód Pablo, aby ratowac firmę ojca Lucii. Co on ukrywa takiego? Pozdrawiam!
Menny cieszę się, że wpadłaś masz rację co do drogi jaką będą musieli przejść bohaterowie by w końcu być szczęśliwymi, ale do tego jeszcze daleko
Teraz zapraszam na kolejny odcinek
ODCINEK 3
- Spokojnie Juliana. Ta Pani to moja żona – powiedział Pablo z błyskiem w oku – nie łącz żadnych rozmów, proszę – dodał jeszcze. Kątem oka zobaczył jak zdezorientowana sekretarka potulnie wycofała się z gabinetu i zamknęła za sobą drzwi. w gabinecie zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Sergio.
- Miło znów cie widzieć Lucio – powiedział i podszedł do niej całując w policzek. Pomimo wyskoku jego najlepszego przyjaciela, on sam nie miał żadnych zatargów z Lucią. Ona również nigdy ni robiła mu żadnych wyrzutów.
- Ciebie również Sergio, ale nie wpadłam tu towarzysko – powiedziała i spojrzała na męża. Stał i w milczeniu mierzył ją wzrokiem.
- To ja zostawię was samych – powiedział – będę u siebie – rzucił do Pabla i wyszedł.
- Co tu robisz? – zapytał i włożył dłoń w kieszeń gasząc papierosa. Lucia obserwowała co robi i uniosła brew, ale nie skomentowała tego.
- A uważasz, że nie mamy o czym rozmawiać? – zapytała i skrzyżowała ręce na piersi. Pablo uśmiechnął się cynicznie. Obszedł biurko i oparł się o nie patrząc na nią z wyzwaniem.
- O rozwodzie? – zapytał a jego oczy błysnęły.
- Nie zgrywaj idioty do cholery – warknęła – doskonale wiesz po co tu przyszłam, ale oświecę cię – powiedziała i podeszła do biurka rzucając papierami jakie dostała do podpisania od mecenasa – nie dostaniesz centa z firmy mojego ojca – wysyczała piorunując go wzrokiem – odebrałeś mi wszystko co było dla mnie cenne – dodała z bólem w głosie – ale tego nie dostaniesz.
- Jeżeli już poruszamy ten temat, to oboje jesteśmy winni rozpadowi naszego małżeństwa – odparł patrząc jej głęboko w oczy.
- Z tą tylko różnicą, że ja nie wskoczyłam nikomu do łóżka – odbiła piłeczkę, a Pablo uniósł brew.
- Akurat to, tylko ty wiesz. Ja nie mam tej pewności – odgryzł się. Lucia poczuła jak jej oczy napełniają się łzami.
- Jak śmiesz.... – warknęła i uniosła dłoń by go spoliczkować, ale chwycił ją w żelaznym uścisku.
- Cholera wie po co i do kogo wyjechałaś. Nie było cie rok. Jakoś nie śpieszyło ci się by wrócić – wyrzucił jej. Lucia wyrwała dłoń z jego uścisku.
- Jesteś draniem – powiedziała i przymknęła oczy by powstrzymać łzy - Wróciłam po miesiącu – dodała patrząc mu w oczy z nienawiścią – po to tylko by dowiedzieć się, że mój kochający mąż nie umie utrzymać interesu w spodniach – obrzuciła go wściekłym spojrzeniem.
- Prosiłem byś nie wyjeżdżała. Twoje miejsce było przy mnie – warknął a jego oczy błysnęły gniewem. Lucia zaśmiała się histerycznie i przeczesała włosy palcami odsuwając się od niego.
- Jesteś hipokrytą wiesz? Nie zrzucisz winy na mnie. Byłam ci wierna – powiedziała z bólem w oczach, a samotna łza mimowolnie spłynęła jej po policzku. Otarła ją szybkim ruchem dłoni – byłam ci wierna po dziś dzień i żałuje – wysyczała. Pablo zacisnął pięści z wściekłości na to co powiedziała. Szlag to trafiał na samą myśl o tym, że coś takiego przyszło jej nawet do głowy.
- Droga wolna – powiedział – nie musisz się hamować. Rób co ci się podoba i z kim ci się podoba.
- Nie licz na to, że przed rozwodem z kimś mnie przyłapiesz. Twoje niedoczekanie – powiedziała – a firmę mojego ojca zostaw w spokoju. Nie dostaniesz tych udziałów. Prędzej umrę.
- Nie mów hop kochanie – odparł z ironią – nikt o zdrowych zmysłach nie wejdzie w interes z firmą, która ma takie kłopoty finansowe i długi. Nie licz na to, że kogoś znajdziesz – powiedział pewny siebie.
- Niech cie piekło pochłonie Pablo....
- Z miłą chęcią, ale wydaje mi się, że nie masz wyjścia i tylko ja jestem chętny by zaopiekować się twoją firmą – dodał przekonany o swoim triumfie.
- Dlaczego? – zapytała Lucia i spojrzała na niego zmęczonymi oczami – dlaczego robisz to wszystko? Nie wystarczy ci, że mnie skrzywdziłeś? Teraz jeszcze masz rozrywkę z tego, że mnie dręczysz? – zapytała i odwróciła się w stronę okna zakrywając dłonią usta i powstrzymując łzy. Po chwili poczuła za plecami ciepło jego ciała.
- Aż tak źle o mnie myślisz? – zapytał cicho i przymknął oczy rozkoszując się jej zapachem, o którym myślał, że zapomniał.
- Dajesz mi ku temu powody – odparła i objęła się ramionami.
- Nie możesz przyjąć do wiadomości, że po prostu chce ci pomóc? Jesteś jeszcze moją żoną – przypomniał.
- Nie jesteś mi nic winny. Masz swoje życie. Nie masz obowiązku mi pomagać – odparła cicho.
- Wiem – odetchnął głęboko – ale choć tyle mogę dla ciebie zrobić. Ze względu na to co nas łączyło i ze względu na Twoją matkę, która jest dla ciebie bardzo ważna – odparł i potarł czoło. Lucia odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy.
- Nie wierzę ci
- Dlaczego?
- Po prostu. Nie wierzę już w żadne Twoje słowo. Są nic nie warte, rozumiesz? – warknęła. Jej twarz znów przybrała nieprzeniknioną maskę pełną bólu i nienawiści – nie chce byś cokolwiek dla mnie robił. Nie chce byś znów kłamał. Nic od ciebie nie chce – powiedziała i przeczesała włosy palcami – okłamywałeś mnie i już ci nie ufam – dodała i wyminęła go kierując się do wyjścia. Pablo przymknął oczy i zaklął w duchu zły na siebie za to co zamierza teraz zrobić. Chwycił Lucię za łokieć i przyciągnął do siebie. Ich usta dzieliły milimetry.
- Nigdy cię nie okłamałem do cholery – powiedział i wpił się w jej usta całując namiętnie. Lucia początkowo zaczęła się opierać. Położyła mu dłonie na piersi i starała go odepchnąć, ale okazał się od niej silniejszy. Przyciągnął ją mocniej do siebie i drażnił podniebienie językiem. Kiedy poczuł, że wiotczeje w jego ramionach rozluźnił nieco uścisk i pocałował ją już delikatniej. Wplótł palce w jej jedwabiste włosy i pieścił ustami jej pełne wargi. Odsunął się od niej powoli i oparł czoło o jej czoło. Odetchnął głęboko i przymknął oczy – nigdy cie nie okłamałem – powtórzył – nigdy nie powiedziałem niczego co było niezgodne z prawdą. Niczego nie ukrywam Lucia – dodał i odsunął się patrząc jej w oczy. Otaksował wzrokiem jej twarz, jego spojrzenie było pełne tęsknoty i bólu – Lucy….. – powiedział miękko, ale w tym momencie Lucia odepchnęła go i uderzyła w twarz. Samotna łza popłynęła jej po policzku. Podeszła do niego patrząc z nienawiścią w swoich pięknych oczach.
- Jeszcze raz to zrobisz a pożałujesz – wysyczała przez zęby – nie masz do mnie żadnych praw – dodała. Podniosła swoją torebkę, która nie wiedzieć czemu leżała na podłodze i wyszła trzaskając z całych sił drzwiami. Pablo zaklął pod nosem i potarł twarz dłońmi.
- Ale ze mnie kretyn – warknął i zacisnął szczęki. Mięsień za policzku zaczął mu drgać. Po chwili usłyszał jak Lucia z piskiem opon odjeżdża spod budynku. Pokręcił głową i podszedł do okna opierając się dłonią o szybę. Nie wiedział jak mógł okazać się takim głupkiem. Uważał, że Lucia rzuci mu się w ramiona po tym co jej zrobił? Nie wiedział co sobie myślał całując ją. Wiedział jedno. Wspaniale było poczuć znów jej cudowne usta. Poczuć ich smak, trzymać w ramionach. Uśmiechnął się pod nosem i potarł policzek, który nie tak dawno miał bliskie spotkanie z drobną dłonią jego żony. Była cudowna w całej tej swojej wojowniczej oprawie.
***
- Jak ja cie nienawidzę – warknęła Lucia i uderzyła dłonią w kierownicę. Puściły jej wszystkie nerwy po tym jak prawie były mąż odważył się ją pocałować. Nie rozumiała po co to zrobił. Przecież nic już ich nie łączyło. Mieli w sądzie zakończyć swoje małżeństwo. Nie żyli ze sobą, nie mieszkali razem i nawet ze sobą nie rozmawiali. Wręcz przeciwnie. Potrafili się tylko kłócić. Bez względu jaki poruszali temat ich rozmowa kończyła się zawsze tak samo. Awanturą. Lucia miała już tego dość. Zaczynało ją to już męczyć. Chciała zapomnieć. Uwolnić się i rozpocząć nowe życie z dala od Pabla. Jak się okazuje to nie było możliwe. Jakby tego było mało okazuje się, że tylko on potrafi jej pomóc. Tylko on chce to zrobić. Nie pojmowała w jakim celu to robi. Nigdy nie pakował się w interesy z firmami, które źle prosperowały. Znała go dość długo by być tego pewną. Zwracał na to szczególną uwagę przy każdej kolejnej umowie. A teraz? Oferował swoją pomoc, nie za darmo ma się rozumieć, ale mimo wszystko. Nie rozumiała pobudek jakie nim kierowały, ale nie chciała i nie miała siły dłużej się nad tym zastanawiać. Potrzebowała odpocząć od tego wszystkiego. Odetchnęła głęboko i zatrzymała samochód przed kawiarnią, w której miała spotkać się z Fernandą. Wysiadła z samochodu i ruszyła chodnikiem do przestronnego patio, gdzie stało kilka stołów. Rozejrzała się dookoła i dostrzegła Fer rozmawiającą z kimś przez komórkę. Kiedy ją zobaczyła uśmiechnęła się i rozłączyła zanim Lucia zdążyła podjeść.
- Cześć – przywitała się i pocałowała przyjaciółkę w policzek. Kiedy poczuła jak drży spojrzała na nią uważnie – co się stało? – zapytała zatroskana. Lucia westchnęła i opadła ciężko na krzesło. Rzuciła torebkę na fotel obok i przeczesała włosy unikając jej wzroku – Chryste….Pablo – bardziej stwierdziła niż zapytała i oparła się wygodnie – widziałaś się z nim? – Lucia przez chwilę milczała. Uniosła wzrok i spojrzała na Fernandę.
- Tak, spotkałam się z nim – odparła. Fer mierzyła ją ostrożnie wzrokiem.
- Przepraszam mogę coś podać? – zapytał kelner, który jak spod ziemi pojawił się przy ich stoliku.
- Tak, poproszę kawę. Mocną – zaznaczyła. Kelner kiwnął głową i odszedł kiedy Fer bezgłośnie pokręciła głową zanim zdążył zapytać czy jej coś podać.
- Znów się pokłóciliście? – zapytała Fer i pochyliła się do przodu opierając łokcie na stoliku. Lucia potrafiła nasadę nosa.
- Mało powiedziane – powiedziała i zacisnęła zęby z wściekłości – rozmawiałam rano z mecenasem Silvą. Powiedział, że firma ojca ma poważne problemy finansowe i długi. Okazało się, że potrzebuję inwestora, który wyłoży pieniądze, aby podnieść firmę. Nie jest to takie proste.
- Domyślam się – odparła Fer. Lucia zerknęła na nią.
- No właśnie. Wyobraź sobie, że znalazł się inwestor, który ma takie pieniądze. W zamian chce połowy udziałów – dodała. Fer uniosła znacząco brew z pytaniem w oczach – tak dobrze kombinujesz. Tym inwestorem okazał się Pablo – odpowiedziała za przyjaciółkę. Zamilkła na chwilę, kiedy kelner podał jej filiżankę z gorącą i mocną kawą – dziękuję – odezwała się do niego. Mężczyzna tylko się skłonił i odszedł – pojechałam więc do niego, żeby mu powiedzieć co o tym sądzę. Nie dostanie firmy mojego ojca. Nie oddam mu tego co mój ojcem tworzył przez lata swojej pracy. Nie oddam mu firmy, nie po tym co mi zrobił – powiedziała i przymknęła oczy – dlaczego on chce odebrać mi jeszcze to? – zapytała szeptem i przełknęła łzy.
- Pablo chce ci pomóc – powiedziała spokojnie Fernanda i upiła łyk kawy. Lucia uniosła wzrok i spojrzała na nią z bólem w oczach.
- Tak? Pomóc? A może upokorzyć i pobawić się moim kosztem? – zapytała a głos jej się załamał. Fernanda pokręciła głową.
- Lucia, przestań robić z niego potwora. Nie ułożyło się wam i nie wnikam z czyjej to winy, ale może skorzystaj z jego pomocy. Masz alternatywę, albo sprzedać krwawicę swojego ojca, albo ją uratować.
- Tak, tylko jakim kosztem? – zapytała Lucia i otarła łzę spływającą jej po policzku – wróciłam żeby się od niego uwolnić, a nie wpadać z deszczu pod rynnę – warknęła.
- A masz inne wyjście? – zapytała Fernanda i patrzyła na nią z tą znaną jej mądrością w oczach. Lucia pokręciła głową. Nienawidziła uczucia bezradności, a teraz właśnie tak się czuła. Obawiała się, że sama nie będzie w stanie poradzić sobie z takimi długami. Czy tego chciała, czy nie była zmuszona skorzystać z oferty Pabla. Musiała ratować firmę. Poniesie za to słoną cenę, ale nic nie mogła poradzić.
- Pocałował mnie – powiedziała cicho i spojrzała niepewnie na przyjaciółkę. Fer otworzyła szerzej oczy i omal nie udławiła się gorącą kawą. Połknęła ją krzywiąc się z bólu kiedy gorący napój poparzył jej przełyk. Sięgnęła po serwetkę i zakryła nią usta na moment a później zamglonym wzrokiem spojrzała na Lucię.
- Co takiego? – zapytała niedowierzając w to co usłyszała.
- Pocałował mnie – powtórzyła Lucia i oparła się na fotelu. Westchnęła – kłóciliśmy się i w pewnym momencie mnie pocałował. Ugięły się pode mną kolana Fer. Nie mogła się odsunąć. Nie miałam dość siły – powiedziała bezradnie – myślałam, że umiem sobie poradzić z tym co nas łączyło, a okazuje się, że jestem całkowicie bezbronna kiedy on jest obok.
- Kochałaś go – stwierdziła Fer. Lucia odetchnęła głęboko. Chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej znajomy kobiecy głos.
- Lucia?
No, no... zdaje się, że Pablo ciągle czuje coś do swojej prawie-byłej-żony i tak sobie myślę, że może naprawdę ze szczerego serca chce jej pomóc? Lucia zaś czuje się skrzywdzona i nic dziwnego, że nie chce mu wierzyć, ale chyba też ciągle ma do niego słabość. Ciekawa jestem dokąd ich to wszystko zaprowadzi. No i co takiego się stało, że musiała wyjechać i zostawić męża? Gdyby nie to, może by jej nie zdradził? A może on jej wcale nie zdradził? W końcu powiedział, że nigdy jej nie oszukał... Sama nie wiem.
Lubię doszukiwać się drugiego dna, ale w tej chwili nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy i widzę tylko czarną dziurę, więc czekam na next. Może wtedy coś mi wpadnie do głowy
Eillen dnia 19:36:22 31-10-11, w całości zmieniany 1 raz
Niezmiernie mi się podobał pierwsza scenka. Uczucia w nich drzemią i nie poszły w las, na pewno! Niech mowią sobie co chcą, i innym też, ale przed samymi sobą nie ukryją, ze coś ich jeszcze łączy.
Poza tym, kończyć w takim momencie? Jestem ciekawa któż ją zauważył. Co za kobieta? Kochanka Pabla? ;D Czekam na odcinek! Pozdrawiam.
Dziękuję za komentarze
Niestety nie odpowiem na żadne Wasze pytanie - zapraszam po prostu na kolejny odcinek
ODCINEK 4
- Lucia? – uniosła wzrok i napotkała troskliwe spojrzenie Teresy Fonseci – kochanie jak ja się za tobą stęskniłam – powiedziała i mocno przytuliła dziewczynę.
- Miło cię widzieć Tereso – przywitała się Lucia. Odsunęła się i uśmiechnęła delikatnie do teściowej.
- Powinnam się na ciebie obrazić za to, że się u nas nie pokazałaś kiedy przyjechałaś – powiedziała z udawaną powagą i przysiadła się do ich stolika. Przywitała się z Fer i uśmiechnęła do Lucii – żałuję, że nie mogliśmy przyjść na pogrzeb twojego taty kochanie – powiedziała ze skruchą i uścisnęła jej dłoń – byliśmy poza Miami i nie udało nam się wrócić na czas – wytłumaczyła i uśmiechnęła się niepewnie. Lucia pokręciła głową.
- Nic się nie stało. W porządku – odparła i spuściła wzrok – a nie przyszłam, bo to nie jest najlepszy pomysł – dodała i spojrzała na Teresę. Kobieta zmarszczyła brwi jakby nie rozumiejąc o co chodzi – to dom Pabla i nie powinnam w nim przebywać. Jeszcze trochę a nie będziemy małżeństwem.
- Nie opowiadaj głupstw – zganiła ją Teresa – to także twój dom skarbie. Zawsze byłaś w nim mile widziana i tak pozostanie. Pablo ma tu najmniej do gadania – odparła poważnie
- Tereso nie mów tak. To twój syn i jego dom. Nie musi mnie w nim oglądać. Poza tym to już pewnie niedługo będzie również dom jego żony i ona też nie będzie miała ochoty by mnie oglądać – dodała i odetchnęła głęboko odpędzając napływające do oczu łzy.
- Boże broń, żeby ta dziewucha została moją synową. Nie ma takiej możliwości – powiedziała otwierając szeroko oczy i zaprzeczając gwałtownie. Lucia uśmiechnęła się tylko.
- To jego wybór. Ma swoje życie. Nasze małżeństwo się skończyło i każde z nas ma prawo ułożyć sobie życie – powiedziała i zmarszczyła brwi kiedy poczuła ukłucie bólu w sercu.
- A ty je sobie ułożyłaś? – zapytała Teresa uważnie jej się przyglądając. Lucia w milczeniu pokręciła głową – no właśnie. To, że mój syn jest idiotą i spieprzył swoje małżeństwo, nie oznacza, że będę tolerować jego kolejne wybory. Tym bardziej jeśli są błędem – powiedziała i poprawiła włosy. Miała ten nawyk odkąd Lucia ją znała. Zawsze kiedy się denerwowała robiła to samo. Bezwiednie poprawiała włosy.
- To, że ja nie ułożyłam sobie życia z kimś innym, nie oznacza, że Pablo nie może. Tereso musisz się liczyć z tym, że będziesz miała nową synową. Z czasem to nastąpi, a wtedy nie chcę powodować kłótni między nimi swoją obecnością – powiedziała i uśmiechnęła się łagodnie. Teresa pokręciła głową i westchnęła zrezygnowana.
- Nie rozumiem dlaczego mój syn ostatnio podejmuje tak fatalne decyzje – uśmiechnęła się blado. Przypominało to raczej grymas niż uśmiech – może masz rację kochanie, ale to nie zmienia faktu, że nigdy nie zaakceptuje tej dziewczyny. Dla mnie jest pusta i próżna. Księżniczka rozpieszczona przez tatusia. Po co Pablowi taki kłopot – zapytała z bezradnością i westchnęła teatralnie. Fernanda odwróciła wzrok i starała się ukryć śmiech. Lucia ujęła Teresę na dłoń i spojrzała w oczy.
- Też się za wami stęskniłam – powiedziała szczerze. Teresa pogładziła jej policzek w matczynej pieszczocie – jeżeli macie ochotę się spotkać, nie widzę przeciwwskazań, ale wolałabym, aby odbyło się to na bardziej neutralnym gruncie – zaproponowała i z wyczekiwaniem patrzyła na teściową.
- Zgoda – przytaknęła kobieta – w takim razie przyjdź na przyjęcie jakie organizujemy z Arturo z okazji trzydziestolecia naszego ślubu – poprosiła Teresa z błyskiem nadziei w oczach. Lucia zdawała sobie sprawę, ze nie jest to najlepszy pomysł. Musiałaby znosić widok Pabla z jego nową kobietą, ale widząc błagalny wzrok Teresy, nie była w stanie jej odmówić – proszę. Bardzo nam na tym zależy – poprosiła i uśmiechnęła się zachęcająco. Lucia skapitulowała.
- W porządku. Przyjdę – zgodziła się, ale w głębi duszy wiedziała, że popełnia kolejny błąd...
***
Po wyjściu Lucii, Pablo przez długi czas siedział w gabinecie i wpatrywał się w okno. Po raz kolejny zaciągnął się papierosem. Przez cały ten czas miał przed oczami spojrzenie żony. Nienawiść i ból, którego był przyczyną. To była ostatnia rzecz jakiej pragnął. Nie chciał sprawiać jej cierpienia. Pragnął dawać jej szczęście. Wiedział, że wszystko zniszczył. Spieprzył swoje małżeństwo po mistrzowsku, a teraz popełnia kolejne błędy. Powinno go to czegoś nauczyć, a wydawało się, że było całkiem odwrotnie. A całkiem niedawno był zakochanym mężem. Zrobił by dla Lucii wszystko. Jeszcze tak niedawno widział w jej oczach miłość i pożądanie, dziś tylko żal. Mimo to nie mogła oszukać swojego ciała. Reakcja na jego bliskość mówiła zupełnie co innego niż oczy. Czuł jak roztapia się w jego ramionach, jak drży gdy jej blisko. Czuł jak bije jej serce kiedy ją całuje. I tylko to dawało mu nadzieję, na to, że coś jeszcze zostało. Nie wiedział tylko, czy w tej chwili ma to jeszcze jakieś znaczenie. Przecież kończyli swoje małżeństwo w sądzie. On miał ułożyć sobie życie z Ruth, a Lucia......no właśnie. Powiedziała, że po dziś dzień była mu wierna. Zastanawiał się czy to prawda, ale doskonale znał swoją żonę. Wiedział, że nie kłamałaby w takiej sprawie. Kiedy on zabawiał się z Ruth, Lucia była sama. Nie pozwoliła się nikomu dotknąć.
- Idiota – warknął do siebie i oparł się w fotelu przymykając oczy. W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Pablo leniwie uniósł powieki i ujrzał swoją siostrę. Uśmiechnęła się i weszła do środka.
- Cześć braciszku – podeszła do niego i pocałowała go w policzek po czym skrzywiła się kiedy weszła z chmurę dymu. Spojrzała na niego znacząco. Uśmiechnął się blado i zgasił papierosa.
- Nie wiem po co palisz to cholerstwo – powiedziała – przecież przez długi czas już po nie, nie sięgałeś – zauważyła. Położyła torebkę na fotelu i skrzyżowała ramiona na piersi. Pablo milczał przez chwilę bawiąc się długopisem.
- Owszem, ale kiedyś przestałem dla Lucii – przyznał wpatrując się w swoją dłoń. Elena pokręciła głową i usiadła przyglądając mu się z troską.
- Tęsknisz za nią? – zapytała, ale znała odpowiedź. Zbyt dobrze znała swojego brata. Byli dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. Tym bardziej nigdy nie rozumiała dlaczego postąpił tak jak postąpił.
- A czy ma to jakieś znaczenie? – zapytał z ironią i odrzucił długopis z furią. Elena w milczeniu obserwowała go – Lucia i tak widzi we mnie drania i największe zło swego życia – wyrzucił z siebie a jego twarz wykrzywił grymas bólu.
- Może powinieneś jej powiedzieć dlaczego chcesz jej pomóc? – zaproponowała Elena, ale widząc spojrzenie brata szybko tego pożałowała.
- Po jaką cholerę? – zapytał z goryczą w głosie – nie będę się próbował wybielić ani przed nią, ani przed nikim innym. To co robię nie będzie moją kartą przetargową. Poza tym, to i tak nie ma już znaczenia. Rozwodzimy się – warknął z furią – nic z tego nie zmieni i nie praw mi kazań moralnych, nie chce mi się tego słuchać – rzucił i wstał wkładając dłonie w kieszenie. Elena zmarszczyła brwi i wstała.
- Naprawdę jesteś idiotą Pablo – syknęła i chwyciła torebkę, wyjęła z niej pliczek dokumentów i rzuciła mu na biurko – tu są dokumenty związane z przyjęciem rodziców – warknęła. Odwrócił się i zerknął na nią – a jak się nad sobą zastanowisz to wiesz gdzie mnie szukać – dodała i wyszła trzaskając drzwiami. Pablo odetchnął głęboko i zaklął pod nosem. Co się dzieje do cholery – pomyślał. Od kilku dni nic mu nie wychodziło. Pokłócił się już chyba ze wszystkimi. ...
***
Lucia weszła do domu i postawiła torebkę na komodzie w holu. Zerknęła w lusterko i skrzywiła się widząc jak wygląda. Dzisiejszy dzień nie należał do udanych. Był wręcz koszmarny i Lucia marzyła o tym by wziąć ciepłą kąpiel i schować się pod kołdrą. Westchnęła i ruszyła schodami na górę.
- Lucia! – usłyszała głos matki. Odwróciła się i uśmiechnęła do niej łagodnie.
- Dzień dobry mamo – przywitała się i pocałowała matkę w policzek
- Coś się stało kochanie? – zapytała z troską i pogładziła jej policzek – źle wyglądasz – przyznała. Lucia przymknęła oczy i uśmiechnęła się szerzej chcąc uspokoić matkę.
- Wszystko jest w porządku – powiedziała starając się by zabrzmiało to przekonywująco. Victoria jednak uniosła brew nie za bardzo dowierzając w słowa córki – naprawdę – zapewniła.
- Masz gościa – powiedziała Victoria dając za wygraną. Lucia zmarszczyła brwi, a matka uśmiechnęła się szeroko.
- Kogo? – zapytała Lucia i wtedy z salonu wyłonił się wysoki blondyn o wspaniałych niebieskich oczach. Uśmiechnął się łobuzersko i rozłożył szeroko ramiona.
- Nie przywitasz się ze mną? – zapytał unosząc brwi. Wyglądał zabójczo w luźnych dżinsach i koszulce z krótkim rękawem. Lucia uśmiechnęła się szeroko i rzuciła mu się na szyję.
- Santi! – wrzasnęła. Chłopak uniósł ją i zakręcił się z nią wokół własnej osi – skąd się tu wziąłeś. Miałeś przyjechać dopiero za dwa tygodnie – zapytała patrząc mu w oczy.
- Owszem – powiedział i odgarnął jej włosy z twarzy – ale udało mi się załatwić wszystko wcześniej.
- Znalazłeś kupca na mieszkanie? – zapytała z nadzieję. Santiago pokiwał głową z uśmiechem.
- Dokładnie. Facet był napalony na to mieszkanie, wiec nie było sensu czekać. Sfinalizowaliśmy umowę i jestem – wyjaśnił. Lucia po raz kolejny przytuliła go mocno z radości.
- Nie wiesz jak się cieszę, że jesteś – przyznała. Santiago pocałował ją w czoło i objął ramieniem.
- Wiem Lu. Stęskniłem się za tobą – odparł i mrugnął do niej porozumiewawczo – teraz muszę tylko znaleźć jakieś mieszkanie, tu w Miami – dodał.
- Santiago na razie możesz zatrzymać się u nas – zaproponowała Victoria z serdecznym uśmiechem – dom jest duży. Za duży na nas dwie – przyznała. Santiago pochylił się i pocałował ją w policzek.
- Dziękuję Victorio
- Nie masz za co – odparła i spojrzała na córkę – Lucia cię potrzebuję – dodała i pocałowała córkę w policzek – zostawię was – rzuciła i ruszyła do ogrodu. Lucia odprowadziła ją wzrokiem. Matka wiedziała, że coś jest nie tak. Znała ją całe życie. Mimo to nie naciskała i za to Lucia była jej wdzięczna. Chociażby dlatego, że nie wiedziała jak ma matce wytłumaczyć co się dzieje z firmą. Kolejny wstrząs w tak krótki czasie mocno by się na niej odbił.
- Co się dzieje ? – zapytał Santiago i ujął jej podbródek zmuszając by na niego spojrzała. Westchnęła.
- Nie wiem od czego zacząć – przyznała z rezygnacją. Santiago objął ją ramieniem i ruszył z nią do gabinetu.
- Najlepiej od początku...
NOWA POSTAĆ:
Teściowej to akurat nie wzięłam pod uwagę. I czytając na początku zastanawiałam się czy Teresa jest naprawdę miłą kobietą, czy udaje tą troskę i uprzejmość. Ale chyba nie i sądzę, że szczerze lubi Lucię.
Kim jest Santi? Przyjacielem Luci? Jeśli tak, to dobrze, że kobieta ma kogoś na kogo może liczyć. Jedynie ciekawi mnie jaki stosunek ma do niej sam mężczyzna, ale myślę, że z czasem go poznamy i się dowiemy.
I wiesz co? Już jakoś nie mogę się doczekać, jak Pablo ich zobaczy. Niech w końcu zrozumie co, a raczej kogo stracił. Pozdrawiam.
Dziękuję Menny za komentarz
Widzę, że trochę pytań się nasunęło po tym odcinku, no ale cóż pozwolisz, że nie nie odpowiem zepsułabym wszystko. To co mogę zdradzić to to, że Teresa to szczera kobieta i to, że lubi Lucię to mało powiedziane, ona ją wręcz uwielbia, ale o tym w kolejnym odcinku
A Santi? hm.....mogłabym w sumie co nie co o nim powiedzieć, ale chyba tego nie zrobię. Potrzymam Cię trochę w niepewności. Jedno jest pewne odegra znaczącą rolę w opowiadaniu, ale dlaczego? to się okaże
Przepraszam, że tak post pod postem, ale wrzucam kolejny odcinek
ODCINEK 5
- I tak to wygląda – dodała.
- No to faktycznie nie za ciekawie – przyznał Santiago i oparł łokcie o kolana pochylając się do przodu. Przygryzł policzek od środka zastanawiając się nad czymś – mam nadzieję, że zamierzasz skorzystać z propozycji Pabla? – zapytał i spojrzał jej w oczy . Lucia spuściła głowę i przymknęła oczy.
- Początkowo byłam na niego wściekła i zrobiłabym wszystko, żeby nie przyjąć jego propozycji, ale okazuje się, że nie mam zbyt wiele możliwości – stwierdziła i spojrzała na niego. Santiago uniósł znacząco brew. Przewróciła teatralnie oczami – no dobra nie mam żadnej możliwości.
- Najlepsze co możesz zrobić to przystać na jego ofertę pomocy, nawet jeśli chce połowy udziałów. To zawsze lepsze niż miałby zażądać większościowych akcji, a tego mimo wszystko nie zrobił – zaznaczył Santiago.
- Masz rację – westchnęła i przeczesała włosy palcami – tylko, że ja wróciłam tu poniekąd po to, by się od niego uwolnić, a teraz mam go związać ze sobą i z firmą do końca życia? – zapytała i opadła bezradnie na oparcie kanapy. Santiago zaśmiał się cicho.
- Lucia to nie pakt z diabłem
- A właśnie, że tak – zaoponowała tak gwałtownie, że sama się zaśmiała.
- Skąd wiesz, że za jakiś czas nie będzie cię stać by wykupić jego część firmy? - Zapytał dajac tym samym przyjaciółce powód do zastanowienia – nie przejmuj się tak – pocieszył ją i objął ramieniem przyciągając do siebie – pamiętaj, że będę obok ciebie. Po to przecież przyjechałem – przyznał i uśmiechnął się całując ją w czubek głowy.
- Dziękuję – odetchnęła głęboko i wtuliła się w jego silną pierś.
- Od tego jestem siostrzyczko – odparł pieszczotliwie.
- Możesz coś jeszcze dla mnie zrobić? – zapytała i spojrzała na niego niepewnie.
- O co chodzi? – oparł się na kanapie wygodnie i patrzył jej w oczy z rozbawieniem. Znał tą minę małej dziewczynki. Robiła tak zawsze kiedy chciała go do czegoś przekonać.
- Pójdziesz ze mną na przyjęcie do moich teściów? – zapytała i przymknęła jedno oko czekając na jego wymijającą odpowiedź, na którą będzie musiała znaleźć logiczne argumenty.
***
Lucia siedziała w firmie już od dwóch godzin. Mimo to nie umiała się skupić na pracy, przekładała papiery, sto razy czytała te same dokumenty. Za każdym razem kiedy zadzwonił telefon czy ktoś zapukał do gabinetu podskakiwała, a serce biło jej jak oszalałe. Wszystko to wina telefonu jaki wykonała dziś rano do Pabla. Idąc za namową Santiago poprosiła Pabla o spotkanie. Chciała z nim porozmawiać na temat firmy. Musiała to zrobić, a jednak nerwy miała napięte do granic wytrzymałości. Odetchnęła głęboko i oparła się w wygodnym fotelu. Przymknęła oczy i zaczęła powoli oddychać licząc do dziesięciu. Przerwało jej pukanie do drzwi. Po chwili w gabinecie pojawił się Santiago. Uśmiechnął się do niej i mrugnął porozumiewawczo.
- I jak przejrzałaś te papiery? – zapytał stając tuż obok i opierając się o biurko. Lucia pokręciła głową i westchnęła.
- Nie mogę się na niczym skupić – przyznała i przeczesała włosy palcami.
- Za bardzo się denerwujesz. Uspokój się, przecież Pablo nie zrobi cie krzywdy – powiedział i stanął za nią kładąc dłonie na jej spiętych ramionach. Lucia odprężyła się trochę kiedy poczuła jak jego silne ręce rozmasowują jej obolałe mięśnie. Przymknęła oczy i mruknęła pod nosem uśmiechając się – w porządku? – zapytał rozbawiony. Lucia kiwnęła głową, ale nie odezwała się słowem. Nie chciała zakłócać tej chwili relaksu, która była jej tak bardzo potrzebna. Ciszę przerwało pukanie do drzwi, a później w gabinecie pojawił się Pablo. Kiedy zobaczył Lucię w towarzystwie przystojnego blondyna uniósł znacząco brew.
- Nie chciałem przeszkadzać – rzucił jakby od niechcenia, ale posłał Lucii wściekłe spojrzenie.
- W porządku, czekałam na Ciebie – powiedziała unikając jego wzroku.
- Santiago Iverte – przedstawił się blondyn patrząc na Pabla surowym wzrokiem i podając mu dłoń.
- Pablo Fonseca – zawtórował mu mąż Lucii i spojrzał na kobietę z zaborczością.
- Będę u siebie gdybyś czegoś potrzebowała – powiedział i świadomy tego co może wywołać jego gest pochylił się i pocałował Lucię w czoło. Uśmiechnął się i mijając Pabla wyszedł.
- Usiądź, proszę – rzuciła oschle i sięgnęła do szuflady po resztę dokumentów. Pablo przez cały czas przyglądał jej się uważnie.
- Mówiłaś, że z nikim się nie spotykasz – zauważył opierając się w fotelu. Lucia uniosła znacząco brwi.
- Chyba nie muszę ci się tłumaczyć, nie uważasz? – bardziej stwierdziła niż zapytała patrząc mu w oczy.
- Wydaje mi się, że jeszcze jesteś moją żoną – odparł i otaksował ją wzrokiem. Lucia oparła łokcie na biurku i posłała mu wściekłe spojrzenie.
- Już niedługo – powiedziała i posłała mu wymuszony, sztuczny uśmiech – moje życie nie jest już twoją sprawą. Poza tym, nie poprosiłam cie o spotkanie, żeby z czegokolwiek się tłumaczyć – powiedziała i podała mu dokumenty, które starała się przejrzeć dziś rano. Pablo ostatni raz na nią spojrzał i zaczął przeglądać papiery. Tym razem role się odwróciły. Lucia mogła w milczeniu przyglądać się jemu. Stwierdziła, że niewiele się zmienił. Był tak samo przystojny jak wtedy kiedy wyjeżdżała. Krótkie, ciemne włosy; zielone oczy i kilkudniowy zarost. Jednak teraz w kącikach oczu pojawiły mu się drobne zmarszczki, które było widać kiedy się uśmiechał. Oczy nie błyszczały już tym samym blaskiem, a na twarzy widać było zmęczenie. Na obojgu te rok odcisnął swoje piętno. Oboje popełnili błędy za które przyszło im płacić.
- Tak jak się spodziewałem – powiedział Pablo i położył dokumenty na biurko – tu wyraźnie widać dziurę budżetową – dodał i podał jej kilka faktur. Lucia przyjrzała im się i kiwnęła głową z rezygnacją.
- Uważasz, że można coś z tym zrobić? – zapytała i spojrzała na niego z nadzieją. Pablo przekrzywił głowę i uśmiechnął się łagodnie.
- Nie ma nic niemożliwego – powiedział z wyższością – jeśli przyjmiesz moją propozycję jestem w stanie uratować tę firmę – dodał i potarł w zamyśleniu brodę.
- Dlaczego jesteś tego taki pewny? – zapytała i położyła papiery patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się.
- Bo mam swoje sposoby – widząc spojrzenie żony pełne powątpienia dodał poważniej – znam cię Lucia, wiem, że twoje pomysły na modernizację firmy są świetne – powiedział szczerze patrząc jej w oczy – potrzebujesz tylko środków by je wdrożyć. Ja mogę ci w tym pomóc – kiwnęła głową i odwróciła wzrok.
- Chcąc w zamian połowy udziałów – warknęła, ale już na niego nie spojrzała. Wstała i podeszła do okna krzyżując ręce na piersi. Pablo obrzucił ją wzrokiem. Dopiero teraz miał okazję zobaczyć ją w pełnej krasie. Taką jaką ją zapamiętał. Z idealnie długimi nogami, zgrabnym tyłkiem i szczupłą talią. Brązowe włosy opadały jej kaskadą na plecy. Kiedyś uwielbiał zanurzać w nich palce. Kochał w niej wszystko. Każdy centymetr tego ciała należał do niego. Teraz już nie. Skrzywił się i odwrócił na moment wzrok.
- Uważasz, że to zbyt wygórowana cena? – zapytał, ale nim zdążyła odpowiedzieć dodał – wiele ryzykuję tą inwestycją, nie dziw się, że chce się zabezpieczyć – Lucia stała nadal bez słowa – poza tym – podjął po chwili – chyba lepiej żebym to ja był twoim wspólnikiem niż miałby ci się trafić oszust, prawda? – zapytał. Lucia odwróciła się i spojrzała na niego smutnymi oczami.
- Czasem się zastanawiam co jest gorsze – rzuciła z bólem w głosie i znów odwróciła się do niego plecami. Po chwili usłyszała jak sie porusza i staje tuż obok. Włożył ręce w kieszenie i patrzył w jakiś mało znaczący punkt za oknem.
- Do niczego cie nie zmuszam – powiedział i spojrzał na nią z błyskiem w oczach – to tylko i wyłącznie twoja decyzja.
- Doskonale wiesz, że nie oddam jej tak łatwo – odparła z gniewem – nawet jeśli to miałoby oznaczać męczenie się z tobą – warknęła. Pabla przeszedł dreszcz kiedy usłyszał jej słowa tak przesiąknięte jadem i nienawiścią. Mimo to kiedy widział ją tak walczącą o swoje, pociągała go jeszcze bardziej. Pragnął jej i mógł się oszukiwać, mógł udawać, że zapomniał, ale widząc ją i czując obok siebie nie był w stanie temu zaprzeczyć. Obrzucił ją zaborczym wzrokiem i podszedł bliżej. Lucia łypnęła na niego gniewnie i instynktownie zaczęła się wycofywać. Skrzywiła się kiedy nagle wpadła na zimną ścianę. Spuściła głowę i przymknęła oczy. Pablo oparł dłoń o ścianę tuż przy jej głowie, więżąc ją pomiędzy sobą a oknem.
- Kiedyś wcale się ze mną nie męczyłaś Lucy – powiedział aksamitnym głosem, który przyprawił ją o dreszcz i przywołał wspomnienia. Spojrzała mu w oczy odważnie i zacisnęła zęby.
- Ale to było kiedyś –syknęła.
- Teraz wolisz blondynów? – zapytał unosząc znacząco brew. Mięsień na policzku zaczął mu drgać.
- Idę za twoim przykładem – odcięła się i uśmiechnęła cynicznie – poza tym to nie twoja sprawa – warknęła i próbowała się odsunąć, ale uniemożliwił jej to kładąc drugą dłoń na ścianie.
- I tu się mylisz. Nadal jesteś moją żoną – warknął z zaborczością. Lucia prychnęła i odepchnęła go od siebie.
- Przestań to w kółko powtarzać! – stanęła przy biurku i skrzyżowała ręce na piersi – przypominam ci, że to ty masz kochankę i nie masz prawa niczego ode mnie żądać. A już na pewno nie wierności – wysyczała a jej oczy zaszkliły się od łez. Pablo przemierzył odległość między nimi szybkim krokiem. Chwycił ją za kark i przyciągnął do siebie całując namiętnie. Kiedy zaczęła się opierać objął ją w pasie i przyciągnął mocniej do siebie. językiem wymusił by rozchyliła wargi. Gdy to zrobiła poczuła jak się rozpada. Nie była w stanie mu się oprzeć, gdy drażnił jej podniebienie i tańczył z jej językiem. Chwyciła jego marynarkę w pięść i odwzajemniła pocałunek, a jedna samotna łza spłynęła jej po policzku. Pablo czując jej uległość ujął jej policzek w dłoń i nie przestawał całować. Pchnął ją w stronę biurka, z niecierpliwością podciągnął jej spódnicę, chwycił ją za pośladki i posadził na krawędzi biurka zrzucając jakieś przedmioty. Ujął jej twarz w dłonie i pochwycił jej dolną wargę zębami. Jęknęła w odpowiedzi. Dłońmi zaczął błądzić po jej ciele, aż odnalazł guziki koszuli. Niecierpliwie zaczął je rozpinać.
- Boże... Lucy.... – zamruczał między pocałunkami – nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem
Ojojoj.... no i proszę... mówiłam, że mi się też zdarza nie komentować na czas?
No, i się zdarzyło, ale zaraz to naprawię
Zacznę od tego, że Teresa wydaje się sympatyczną i mądrą kobietą. Nie sądziłam, że ona i Lucia są w tak dobrych relacjach, matki w końcu zazwyczaj jednak są za swoimi ukochanymi synusiami i całą winę zwalają na złe synowe, a tu proszę W każdym razie wydaje mi się, że jest szczera i naprawdę zależy jej na dobru Luci. Za to czytając o Santiago miałam trochę mieszane uczucia, potem zmyliło mnie to, że nazwał Lucie siostrzyczką, a teraz to już sama nie wiem, ale ten facet mi jakoś do gustu nie przypadł
Aaa... i jeszcze na koniec Pablo i Lucia ^^ Powinna go zdzielić w twarz (albo tam niżej, gdzie bardziej boli:P), żeby stracił trochę tej pewności siebie, a nie ulegać mu. Uwielbiam scenki między nimi, ale mam nadzieję, że się w porę otrząśnie, albo, że... wejdzie Santi i to on go zdzieli po gębie??
Czekam
Zdarza się ale ważne, że jesteś
Teresa owszem, ma trochę odmienne spojrzenie na różne sprawy niż tradycyjna mama i dlatego mówi co naprawdę myśli. Jeśli nie zgadza się z tym co robi jej syn mówi to otwarcie, a Lucię uwielbia
Co do Pabla i Lucii to spokojnie, nie masz się co martwić nie ulegnie mu. Przynajmniej nie w następnym odcinku, ale mam pewien pomysł na ich historię i zobaczymy jak to będzie.
Jeśli chodzi natomiast o Santiago to muszę w takim razie popracować nad jego postacią. To raczej dobra duszyczka i przyjaciel do rany przyłóż niż kombinator. Nie bądź dla niego taka surowa
Ufff... to całe szczęście. Niech sobie Pablito za dużo nie wyobraża
Wiesz, ja się lubię doszukiwać we wszystkim wszelkich spiskowych teorii i może dlatego tak oceniłam Santiego, ale skoro mówisz, że to dobra duszyczka, to postaram się spojrzeć na niego nieco przychylniej
Co do tego jednego możesz być pewna fakt, że odegra znaczącą, przynajmniej tak zakładam, rolę w opowiadaniu, ale raczej w pozytywnym sensie
Mówisz, żeby sobie za dużo nie wyobrażał? zobaczymy jak to będzie mam nadzieję, że zaskoczę
Z pewnością zaskoczysz
Rzadko kiedy udaje mi się przewidzieć cokolwiek, jeśli chodzi o Twoje dzieła
Wszystko się okaże, ale miło mi, że nadal wierzysz w moje "umiejętności"
Mam to samo doświadczenie jeśli chodzi o Twoje dzieła, ale to akurat nic nowego. Powtarzam to za każdym razem i będę powtarzać, bo jesteś w tym mistrzem
I nie ma opcji żebym przestała
Tak, w motaniu to rzeczywiście jestem mistrzem... do tego stopnia, że się potem sama rozmotać nie mogę
Dlaczego przerwałaś w takim momencie? Jak tak można? ;D
Ja mówiłam, że oni coś jeszcze do siebie czuję i się powtórzę, no bo.. to widać. I nie rozumiem jak Pablo mógł ją zdradzić. Mam nadzieję, że jeszcze bardziej nam przybliżysz jak to dokładnie było, z tą jego zdradą.
A teraz czekam na kolejny odcinek, z myślą co zrobi Lucia. Podda sie tej namiętności czy sie opanuje i przerwie to? Czekam na new!
Dlaczego przerwałam w takim momencie? hm.....ja już wiem dlaczego poza tym to chyba moja specjalność - przerywać wtedy kiedy nie trzeba
No cóż pozostaje mi zaprosić na kolejny odcinek
ODCINEK 6
- Boże... Lucy.... – zamruczał między pocałunkami – nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem – wplótł palce w jej włosy i pogłębił pocałunek. Nagle ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka.
- Lucia kochanie…. – oboje usłyszeli głos Fernandy. Stanęła jak wryta z szeroko otwartymi oczami. Lucia odskoczyła od męża jak oparzona i zaczęła zapinać guziki koszuli.
- Witaj Fer – Pablo spojrzał na nią zmieszany i potarł w roztargnieniu kark.
- Miło cię znów widzieć Pablo – odparła i spojrzała na przyjaciółkę. Lucia milczała i posłała jej tylko błagalne spojrzenie – to ja pójdę do Santiago – rzuciła krótko i wyszła z gabinetu. Pablo przeniósł wzrok na żonę. Stała do niego tyłem i obejmowała się ramionami.
- Lucy – szepnął i ruszył w jej stronę.
- Idź już – rzuciła nawet na niego nie patrząc – to nie powinno było się zdarzyć – dodała cicho spuszczając głowę. Pablo stanął przed nią.
- Spójrz na mnie – poprosił, ale nie zareagowała – Lucy spójrz na mnie, proszę – ponaglił, ale chciała go tylko wyminąć by odsunąć się jak najdalej.
- Zostaw mnie w spokoju - złapał ją w pasie i zatrzymał. Ujął pod brodę i zajrzał w oczy.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz – powiedział – zrób to, a odejdę. Wiem, że było ci dobrze, czułem jak twoje ciało reaguje na moją bliskość. Możesz starać się mnie oszukać, ale swojego ciała nie oszukasz – dodał. Lucia wyswobodziła się z jego dotyku i rzuciła pełne żalu spojrzenie.
- Odejdź i nigdy więcej tego nie rób – warknęła – przestań mnie ranić – dodała już mniej pewna siebie. Jej oczy zaszkliły się od łez. Pablo pokręcił głową.
- Nie robię tego – Lucia zaśmiała się histerycznie i przeczesała włosy palcami.
- Czyżby? – spojrzała mu w oczy – całujesz mnie, mówisz mi jak bardzo za mną tęsknisz, a w domu czeka na ciebie ona. I co nie ranisz mnie? Odejdź i daj mi wreszcie spokój. Wróć do swojej kochanki i zapomnij, że miałeś żonę. Zapomnij o tym co się dziś zdarzyło. Ja nie chce uczestniczyć w twoim życiu, nie chce być częścią tego pieprzonego trójkąta – powiedziała a po jej policzku popłynęły łzy. Zacisnęła oczy i odwróciła się od niego. Pablo zacisnął szczęki, a miesień na policzku zaczął mu drgać. W powietrzu czuć było napięcie jakie pojawiło się między nimi i nie miało nic wspólnego z tym co kilka minut temu oboje przeżywali. Wściekły na siebie wycofał się szybko i ruszyło do drzwi.
- Zadzwoń jak zdecydujesz co z firmą – rzucił jeszcze i wyszedł trzaskając drzwiami. Dopiero teraz Lucia rozpłakała się na dobre.
***
- Niech cię szlag – zaklął Pablo trzaskając drzwiami do mieszkania. Rzucił marynarkę na oparcie kanapy i nalał sobie whisky do szklanki. Oparł się o barek i wychylił ponad połowę bursztynowego alkoholu. Jak mógł okazać się takim idiotą? Co on sobie wyobrażał, że oboje wrócą do tego co się rozpadło? Przecież już od dawna nie dawał swojemu małżeństwu żadnych szans. Lucia nie darzyła go uczuciem a i on już zapomniał o swojej żonie. Przynajmniej tak mu się właśnie wydawało. Nie sądził, że tak się mylił. Od ponad roku żył w przeświadczeniu, że to co czuł do Lucii umarło śmiercią naturalną. Nic bardziej mylnego. Może nie myślał o niej tak często jak kiedyś, może nie śniła mu się po nocach, nie patrzył już na ich wspólne zdjęcie, ale nadal tęsknił. Odpychał jedynie to uczucie i starał się wymazać wspomnienia. Do czasu aż Lucia wróciła do domu. Wszystko powróciło razem z nią i to ze zdwojoną siłą. Nie mógł zapomnieć jej oczu, zapachu, smaku jej ust kiedy skradał jej pocałunek. Kiedyś pozwalała mu się całować bez pretensji, dawała mu wszystko, całą siebie i on gotów był ofiarować jej swoje serce, ciało i dusze. Dałby jej wszystko to o czym by tylko zamarzyła. Był szczęśliwy kiedy mógł ją uszczęśliwić. Dzisiaj każda ich rozmowa kończyła się tak samo. Kłótnią, kolejną awanturą a nawet namiętnym pocałunkiem. I to wszystko po to tylko by za chwilę zobaczyć w oczach żony pogardę, ból i nienawiść. Po co mu to było. Po co dręczył siebie, mimo iż nigdy nie wrócą o tego co było. Westchnął. W tym samym momencie usłyszał szczęk otwieranego zamka i do mieszkania weszła Ruth. Uśmiechnęła się do niego i pocałowała przelotnie w usta.
- Już wróciłeś? Myślałam, że dziś będziesz później – zaświergoliła a Pablo przez cały czas ją obserwowała. Po chwili jakby wyrwany z transu odezwał się zachrypniętym głosem.
- Zmiana planów – odchrząknął. Ruth wyjęła z torby sukienkę i przyłożyła ją do swojego ciała.
- Kupiłam sukienkę na przyjęcie – powiedziała i stanęła przed lustrem. Pablo obserwował ją uważnie – i jak ci się podoba? – zapytała.
- Ładna – odparł Pablo i odwrócił wzrok. Ruth zmarszczyła brwi i rzuciła sukienkę na kanapę. Podeszła do niego i ujęła jego policzek w dłoń.
- Co się dzieje? – zapytała słodkim tonem. Pablo spojrzał jej w oczy i patrzył w milczeniu. Czego powinien więcej chcieć od życia? Miał pod nosem atrakcyjną kobietę. Nie była Lucią. Była od niej tak różna. Nie tylko fizycznie, ale i pod względem charakteru. Musi o niej zapomnieć. Ułożyć sobie życie od nowa. Z Ruth. Z kobietą, która gotowa była ofiarować mu to czego chciał bez pytań. Bez awantur. Bez spojrzeń pełnych nienawiści i bólu. Nie mogła dać mu tego co Lucia. Nigdy i żadna kobieta mu tego nie da. Mimo to dlaczego miał nie skorzystać i spróbować ją znienawidzić tak jak ona nienawidziła jego.
- Pablo? – Ruth spojrzała mu w oczy zaniepokojona. Mężczyzna wplótł palce w jej włosy i pocałował gorąco. Kiedy odpowiedziała mu pocałunkiem wziął ją na ręce i skierował się w stronę sypialni.
***
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł – powiedziała Lucia wchodząc a Santiago do wielkiej Sali na której już rozpoczęło się przyjęcia Teresy i Arturo. Santiago zatrzymał się i stanął przed przyjaciółką.
- Lu to najlepsze co możesz zrobić – powiedział. Lucia spuściła głowę i przygryzła dolną wargę. Mimo iż wczoraj wieczorem on i Fer przez dwie godziny starali się przemówić jej do rozumu i odwieść od pomysłu zrezygnowania z przyjścia tu, to i tak nie była przekonana, że dobrze robi – spójrz na mnie – ujął jej podbródek i zmusił by na niego spojrzała – nie możesz się chować przed Pablo do końca życia. I tak będziesz zmuszona znosić jego towarzystwo kiedy przyjmiesz jego ofertę pomocy – uśmiechnął się łagodnie – dlaczego nie stawić mu czoła już teraz?
- Nie wiem czy jestem na to gotowa. Każde nasze spotkanie kończy się tak samo – posmutniała – poza tym jest tu pełno ludzi, którzy mnie znają i wiedzą, że jestem żoną Pabla. Jak mam z nimi rozmawiać i tłumaczyć, że mój mąż pod moim nosem bawi się z kochanką? – zapytała i potarła nasadę nosa.
- Wiem Lucia, że nie jest to dla ciebie łatwe. Pamiętaj, że nie jesteś tu dzisiaj sama – powiedział gładząc jej policzek wierzchem dłoni. Dziewczyna spojrzała na niego z wdzięcznością – poza tym Pablo zdaje się tym nie przejmować. Podobnie jak twoja teściowa.
- Ona nie znosi tej Ruth – powiedziała śmiejąc się na wspomnienie rozmowy z Teresą.
- No widzisz. Nie przejmuj się, masz za sobą zbyt wielu ludzi, którzy cię kochają – powiedział Santiago i pocałował ją w czoło – chodź – rzucił ze śmiechem i ujął jej dłoń prowadząc w głąb sali. Lucia napotkała zaciekawione spojrzenia zgromadzonych gości. Uśmiechnęła się ukradkowo i miała coś powiedzieć do Santiago kiedy ktoś ją zawołał.
- Nie wiem, czy ci wybaczę takie zaniedbanie – Lucia z uśmiechem odwróciła się. Dobrze znała ten głos.
- Elena…. – powiedziała cicho i obje rzuciły się sobie w ramiona.
- Jak mogłaś mi to zrobić – powiedziała dziewczyna i wytarła wierzchem dłoni mokre od łez policzki – nie odezwałaś się słowem, że wracasz. Dowiedziałam się wszystkiego od matki i Pabla – powiedziała odsuwają się od niej i patrząc ze zmarszczonymi brwiami. Widząc jednak skruszone spojrzenie szwagierki uśmiechnęła się przez łzy.
- Wybacz – odparła Lucia i otarła kciukiem łzę z jej policzka – zbyt wiele się wydarzyło od kiedy wróciłam. Sama wiesz….. – dodała ze smutkiem i odwróciła wzrok powstrzymując łzy. Santiago stanął za nią i położył jej dłoń na ramieniu w uspokajającym geście. Lucia uśmiechnęła się blado i spojrzała na Elenę.
- Jak się trzymasz? – zapytała szczerze zatroskana.
- Daję sobie radę - starała się przybrać obojętny ton, ale wcale jej to nie wyszło – muszę, nie mam innego wyjścia.
- Wiesz, że gdybyś czegoś potrzebowała, zawsze możesz na mnie liczyć? – zapytała przyglądając się jej uważnie – bez względu na to, że Pablo to mój brat. Idiota, ale niestety brat – uśmiechnęła się delikatnie, a na jej policzkach pokazały się urocze dołeczki.
- Jesteś kochana – przyznała Lucia i mocno ją uściskała.
- Wiem. Dlatego jeszcze się ze mną przyjaźnisz – dodała i mrugnęła do niej. Lucia zachichotała i odwróciła się do Santiago – wybacz – zreflektowała się – Elena poznaj proszę Santiago Iverte, mój przyjaciel – chłopak podał jej dłoń i uśmiechnął się ukazują białe zęby – Santi, Elena Fonseca, siostra Pabla – dodała a w jej oczach przez moment pojawił się błysk bólu.
- Miło mi cię poznać – powiedział Santiago taksując ją wzrokiem – wiele o tobie słyszałem.
- Szkoda, że ja o tobie nie – odparła i uśmiechnęła zalotnie. Santiago zaśmiał się pod nosem.
- Ja też żałuję – mrugnął do niej. W tej samej chwili zadzwoniła jego komórka – przepraszam – mruknął i wyciągnął telefon patrząc na wyświetlacz – to Fer. Pewnie już przyjechała, pójdę po nią – zakomunikował i kiedy Lucia kiwnęła głową, ruszył do wyjścia przykładając aparat do ucha.
- Skąd go znasz? – zapytała zaciekawiona Elena odprowadzając go wzrokiem. Lucia uśmiechnęła się i przekrzywiła głowę przyglądając jej się.
- To długa historia – odparła wymijająco – spodobał ci się? – bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Wcale nie! – zaprzeczyła tak gwałtownie, że po chwili obje parsknęły śmiechem.
***
- Fer, poradzisz sobie? – zapytał Santiago sięgając po dzwoniący w kieszeni telefon i patrząc na nią ze skruchą. Fernanda zaśmiała się pod nosem.
- Pewnie, idź – odparła. Santiago uśmiechnął się delikatnie i skierował się do wyjścia. Dziewczyna rozejrzała się po sali w poszukiwaniu Lucii. Nigdzie jednak nie mogła jej dostrzec. Napotkała za to kilka znajomych osób. Kiwnęła im na powitanie i uśmiechnęła się przyjaźnie. W głębi duszy nie znosiła tego typu imprez. Zbyt dużo ludzi, plotek, nieprzyjemnych sytuacji. A do tego później każdy każdego obgadał. Bo ta miała taką sukienkę, a ta tę samą w której była rok temu. Co to miało za znaczenie? Fernanda nigdy tego nie rozumiała. Sukienka jak każda inna, a przyjęcia powinny być okazją do zabawy, a nie rewią mody. Niestety w kręgach w których ona się wychowała, to miało ogromne znaczenie. Westchnęła.
- Szampana? – zapytał kelner. Fernanda kiwnęła głową i sięgnęła po kieliszek. Upiła łyk i znów rozejrzała się po sali. Nagle poczuła jak ktoś gładzi jej nagie ramię. Odwróciła się wściekła i gotowa nawtykać temu, kto odważył się ją tak dotykać. Kiedy to zrobiła zamarła.
- Witaj skarbie – Sergio Uribe uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. Stał oparty o ścianę i taksował ją wygłodniałym wzrokiem.
No tak... nie udało się z Lucią, to trzeba było od razu pocieszyć się z Ruth... faceci
Za to Santi i Elena I do tego Pablo, święcie przekonany, że Santi, to nowy mężczyzna jego prawie-byłej-żony Jak sobie wyobrażę, że mógłby zastać Santiaga ze swoją siostrą w jakiejś niejednoznacznej sytuacji, a potem jeszcze próbować szkalować jego opinię przed Lu... haha... chyba mnie fantazja trochę poniosła
No cóż ... słusznie zauważyłaś, że faceci Jak się okaże nie pierwszy i nie ostatni raz będzie się pocieszał w jej ramionach, no ale to się okaże później ....
A co do reszty - w sensie Santiago i Eleny, no i tego pomysłu z Pablem to nic nie powiem okaże się
Faktycznie! Pablo, to facet jak każdy inny. Nie wyszło mu z Lucią [swoją drogą jestem ciekawa co by się wydarzyło, gdyby jednak Fer im nie przeszkodziła], to od razu wtopił się w swoją kochankę.
Elenie najwyraźniej spodobał się Santiago. Może i byliby dobra parą, mimo to zastanawia mnie ten mężczyzna. Czy on naprawdę nic nie czuje do Lucii? Pozdrawiam!
Co by się wydarzyło? Hmm... moim zdaniem są tylko dwa wyjścia - albo by się pogodzili (co raczej nie wchodzi w grę, bo opowiadanie by się musiało skończyć), albo znienawidzili jeszcze bardziej, nie mówiąc już o jakiejś przypadkowej ciąży, która jeszcze bardziej skomplikowałaby relacje między nimi... ot, taka moja mała wizja, ale lepiej nie będę się rozpędzać
Menny - Santiago na pewno nie czuje do Lucii nic oprócz braterskiej miłości i troski. Tego akurat możesz być pewna
Aguś - kochana mogłabym wyprowadzić Cię z błędu, albo potwierdzić Twoje przypuszczenia, ale będzie ciekawiej jak wszystko przemilczę
Oj tak, zdecydowanie nie domagam się rozwiania tych moich wymysłów. Zdecydowanie lepiej, jak to wszystko wyjaśni się samo w miarę czytania
ODCINEK 7 [+18]
- Witaj skarbie – Sergio Uribe uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. Stał oparty o ścianę i taksował ją wygłodniałym wzrokiem.
- Za jakie grzechy musiałam cie dziś tu spotkać – warknęła patrząc mu odważnie w oczy. Uniósł rozbawiony brwi – poza tym nie przypominam sobie, żebym pozwoliła ci się dotykać – wysyczała przez zęby. Sergio uśmiechnął się i podszedł od niej powoli.
- Pozwoliłaś kochanie, dawno temu – przypomniał a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. Prychnęła i chciała go wyminąć, ale sprytnie jej to uniemożliwił. Złapał ją i przyciągnął do siebie tak, że ramieniem uderzyła o jego twardą pierś.
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć – powiedziała wściekła. Sergio zaśmiał się tylko i przygryzł płatek jej ucha. Oddychała coraz ciężej, a kiedy poczuła jego usta na skórze nogi się pod nią ugięły.
- Nie mam nic przeciwko temu byś krzyczała, ale może w pokoju na górze? – zaproponował. Fernandzie serce zaczęło walić jak szalone.
- Po moim trupie - Chciała się wyrwać, ale przytrzymał ją mocniej, a jego dłoń zaczęła gładzić jej plecy i kierować się niżej.
- Kiedyś niczego mi nie odmówiłaś – odparł. Fernanda nie była w stanie dłużej znieść jego dotyku i bliskości. Wyszarpnęła się z jego uścisku i posłała mu udręczone spojrzenie.
- Ale to było zanim oskarżyłeś mnie o to, że chce cie złapać na dziecko – odpysknęła. Sergio natychmiast spoważniał i mimowolnie spojrzał na jej płaski brzuch.
- Fer… - zaczął nieco ciszej, ale dziewczyna przerwała mu unosząc gwałtownie dłoń.
- Daruj sobie – powiedziała a po jej policzku popłynęła samotna łza – nie chce cie znać – dodała łamiącym się głosem.
- Wiem, że nie urodziłaś tego dziecka – powiedział cicho patrząc jej w oczy z bólem. Fernanda przeczesała włosy palcami i zacisnęła powieki powstrzymując łzy.
- Owszem, nie urodziłam. Spełniło się twoje życzenie – wyrzuciła mu w twarz i ruszyła szybko w stronę wyjścia. Sergio zatrzymał ją łapiąc za nadgarstek.
- Fer…. – wyszeptał. Wyrwała się jednak i chlusnęła mu w twarz szampanem. Odstawiła kieliszek na stojącą w holu komodę i wybiegła z budynku.
- Niech to szlag – Sergio otarł twarz dłonią i pobiegł za dziewczyną. Nim jednak zdążył ją dogonić wsiadła już do taksówki i odjechała. Patrzył tylko jak światła samochodu znikają za zakrętem. Zaklął pod nosem i potarł nasadę nosa. Popełnił w życiu wiele błędów. Zdawał sobie sprawę, że największym było to jak potraktował Fernandę. Nigdy przez ten czas kiedy się nie widzieli, nie wybaczył sobie tego. Pamiętał jak wczoraj dzień kiedy oświadczyła mu, że spodziewa się jego dziecka. Westchnął i przykucnął, bo nogi trzęsły mu się jakby były z galarety. On potraktował kobietę, która obdarzyła go zaufaniem jak oszustkę. Powiedział jej wiele okropnych rzeczy, których teraz mocno żałował. A ona wyjechała do Californii zostawiając za sobą wszystko. Zwłaszcza jego.
***
Pablo obserwował żonę odkąd przekroczyła próg sali. Wyglądała cudownie. W granatowej wieczorowej sukni, która wspaniale opinała jej zgrabne ciało. Teraz stała kilka metrów dalej, zwrócona do niego tyłem i rozmawiała w najlepsze z jego matką. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Nigdy nie rozumiał więzi jaka ich łączyła. Umiały się dogadywać jak mało kto. A już na pewno nie teściowa z synową. Cieszyło go to niezmiernie, że nigdy nie miały z tym problemu. Było to coś niesamowitego biorąc pod uwagę jaki charakter miała jego matka. Zawsze sceptycznie i z dystansem podchodziła do każdej jego dziewczyny. Lucia od razu skradła jej serce. Co więcej broniła jej jak własną córkę, nawet przed nim. Teraz kiedy związany był z Ruth odczuł jak bardzo matka potrafi być uszczypliwa. Na każdym kroku przypomniała jak bardzo jej nie znosi. Wielokrotnie wierciła mu dziurę w brzuchu o Lucię i jej całkowite przeciwieństwo Ruth. Nie potrafiła zrozumieć jak Pablo mógł zamienić tak wspaniałą żonę na kogoś pokroju Ruth. Cóż….on sam nie potrafił sobie na to odpowiedzieć. Westchnął i zlustrował żonę po raz setny dzisiejszego wieczoru. Była piękna. Delikatna i zmysłowa. Była świadoma swej atrakcyjności i to zawsze bardzo mu się podobało. Nie potrafił zapomnieć lat jakie spędzili razem. Tak bardzo się kochali. Gotów był dać jej wszystko czego tylko by zapragnęła. Pragnął z nią dzielić życie. Pragnął jej. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo za nią tęsknił. Upił łyk alkoholu nadal patrząc na nią uważnie. Zadrżała delikatnie i odwróciła głowę patrząc prosto na niego swoimi pięknymi niebieskimi oczami, które tak kochał. Powoli odsunął szklankę i wbił w nią przeszywające spojrzenie. Jego ciało napięło się pod wpływem jej spojrzenia. Zawsze tak na niego działała. Jak się okazało pomimo przerwy jaką mieli nadal to robiła. Odwróciła się kiedy podszedł do niej Santiago. Pochylił się tuż nad jej uchem szepcząc coś. Zmarszczyła brwi. Przeprosiła Teresę i ruszyła z mężczyzną do holu. Pablo zacisnął szczęki kiedy widział jak Santiago obejmuje ją w tali. Co prawda nigdy nie widział w jego spojrzeniu pożądania, można by sądzić, że jedynie się przyjaźnią, ale mimo wszystko szlag go trafiał na samą myśl, że w tym człowiekiem jego żona spędza większość swojego czasu. Nie ufał żadnemu mężczyźnie, który kręcił się wokół Lucii. Zaklął pod nosem i przechylił szklankę do dna. Przez cały ten czas nie spuszczał wzroku z rozmawiających o czymś Lucii i Santiago. Mężczyzna położył jej dłoń na policzku i uśmiechnął się delikatnie. Tego było za wiele. Pablo postanowił przerwać całą tę szopkę. Postawił szklankę na komodzie i ruszył w stronę holu. Nim jednak zdążył do nich podjeść Santiago pocałował Lucię w policzek i wybiegł z budynku. Lucia zdawała się nawet go nie zauważać. Była pogrążona w myślach. Cała złość z niego uleciała kiedy dostrzegł cień niepokoju w jej oczach.
- Wszystko w porządku? – zapytał podchodząc do niej. Uniosła smutne oczy, które za chwilę błysnęły gniewem.
- A co cie to obchodzi? Zajmij się lepiej swoją dziewczyną – warknęła i chciała go wyminąć. Złapał ją za łokieć i przyparł do ściany.
- Nie traktuj mnie w ten sposób – wysyczał przez zęby mierząc ją wzrokiem. Spojrzała mu odważnie w oczy i uniosła znacząco brew.
- Niby w jaki? – prychnęła – traktuję cie tak jak na to zasługujesz – warknęła i szarpnęła się chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od niego. Nie pozwolił jej na to.
- Spieszysz się to tego lalusia? – zapytał wściekły. Lucia łypnęła na niego gniewnie.
- Chyba coś ci się pomyliło – odparła wojowniczo – już dawno minęły czasy kiedy z czegokolwiek musiałam ci się tłumaczyć. Ja ciebie nie wypytuje o Ruth. Jakoś nie interesuje mnie twoje życie z nią – powiedziała i starała się go wyminąć. Oparł dłoń o ścianę uniemożliwiając jej ruch. Spojrzała mu w oczy z wyzwaniem.
- Nie byłoby jej gdybyś mnie nie zostawiła – wyrzucił jej z bólem w głosie. Jego oczy błysnęły tęsknotą i cierpieniem. Zmiękły jej kolana kiedy dostrzegła w jego oczach ten ból. Jej oczy zaszkliły się od łez. Spuściła głowę i odpowiedziała cicho.
- Nie zrzucaj całej winy na mnie – odepchnęła jego rękę i pobiegła w stronę schodów – cholera! – zaklęła i upadła kiedy obcas jej się złamał. Poczuła tępy ból w kostce – niech to szlag. Jeszcze tego mi brakowało – powiedziała i rzuciła butem o posadzkę. Pablo znalazł się natychmiast przy niej i kucnął chwytając w silne dłonie jej stopę.
- Zostaw – wysyczała. Spojrzał na nią karcąco i całą uwagę skupił na jej kostce. Zasyczała kiedy starał się nią poruszyć. Zerknął na nią.
- Skręcona – zakomunikował po czym wstał – trzeba ją usztywnić. Chodź – wyciągnął do niej dłoń. Wiedząc, że samej nie uda jej się wstać skorzystała z jego pomocy i podniosła się z posadzki.
- Nigdzie z tobą nie pójdę – powiedziała wyrywając dłoń i postawiła krok. Szybko tego pożałowała, bo omal znów nie wylądowała na posadzce. Pablo nie miał zamiaru z nią dyskutować. Wziął ją na ręce i skierował się po schodach do pokoi.
- Zawsze musisz być taka uparta? – uśmiechnął się i wszedł do jednej z sypialni. Ułożył ją na ogromnym łóżku i skierował się do łazienki. Po chwili wrócił z bandażem w dłoni.
- Nigdy ci to nie przeszkadzało – burknęła cicho. Pablo spojrzał jej szczerze w oczy i uśmiechnął się zmysłowo.
- Owszem i nadal nie przeszkadza. Kochałem cie za to – powiedział niby od niechcenia i skupił się na usztywnianiu kostki. Szybko i sprawnie zawinął jej nogę w bandaż i spojrzał w oczy – mniej boli? – zapytał z troską. Kiwnęła głową i postawiła nogi na podłodze – nie powinnaś wstawać – zakomunikował, ale zignorowała jego protest. Pokuśtykała w stronę drzwi.
- Dam sobie radę – odparła i biodrem oparła się o komodę stojącą niedaleko drzwi.
- Może chociaż cie odwiozę – zaproponował i spojrzał jej w oczy z czułością jakiej dawno nie widziała w jego oczach. Chciało jej się płakać kiedy tak na nią patrzył. Serce ściskało ją w piersi na ten widok. Przymknęła powieki i odetchnęła głęboko. Nagle poczuła jego ciało niebezpiecznie blisko siebie. Uniosła niepewnie wzrok. Napotkała parę wspaniałych brązowych oczu, które rozpalały jej ciało jednym spojrzeniem. Jej ciało zadrżało. Poczuła jak jej mięśnie napinają się do granic wytrzymałości.
- Nie patrz tak na mnie… - powiedziała cicho – nie rób tego… - poprosiła, ale w jej głosie słychać było wahanie. Pablo stanął przed nią i z czułością pogładził jej policzek wierzchem dłoni. Serce Lucii zabiło mocniej. Owionął ją jego zmysłowy i męski zapach. Założył jej włosy za ucho – Pablo….. – wyszeptała. Mężczyzna pochylił się jednak i musnął jej usta swoimi – proszę….- wyjęczała gdy jego wargi drażniły jej usta. Zanim zdążyła zaprotestować pochwycił jej usta swoimi w namiętnym pocałunku. W jednej chwili zapomniała o wszystkich postanowieniach. Wszystkie hamulce poszły w łeb kiedy poczuła znów jego ciepłe wargi na swoich. Tęskniła za nimi przez cały ten rok i tęskniła odkąd oderwali się od siebie w jej gabinecie. Myślała, że zapomniała. Myliła się i to bardzo. Prowadziła ze sobą walkę i sromotnie ją przegrywała. Nie miała siły dłużej mu się opierać. Nie potrafiła znów go od siebie odepchnąć. Będzie tego żałować, ale w tej chwili pragnęła go tak samo jak on pragnął jej. Jęknęła i oddała mu pocałunek. Początkowo nieśmiały delikatny przerodził się w zachłanny i gorący. Pablo wplótł palce w jej włosy i przygniótł ją swoim ciałem do komody. Całowali coraz bardziej niecierpliwie i coraz bardziej zaborczo. Pablo złapał w pięści jej sukienkę i podwinął ją do góry. Chwycił jej pośladki i zwinnym ruchem posadził ją na komodzie. Jej udami oplótł swoje biodra a dłońmi błądził po ciele. Lucia niecierpliwymi palcami zsunęła marynarkę z jego ramion. Po omacku odnalazła guziki jego koszuli i zaczęła je rozpinać, kiedy trwało to zbyt długo szarpnęła ją rozrywając, a guziki posypały się po podłodze. Opuszkami palców pogładziła jego umięśniony tors, płaski brzuch, aż dotarła do paska. Kiedy Pablo poczuł jej gorące dłonie robiące spustoszenie gdziekolwiek się pojawiły jęknął głośno. Odnalazł suwak jej sukienki i szybko go rozpiął. Zsunął ramiączka całując jej szyję, dekolt i odsłonięty biust. Kiedy ustami chwycił nabrzmiały sutek wygięła się w łuk i mruknęła. Pablo uniósł ją ruszył w kierunku łóżka. Ułożył ją na pościeli i pozbył się zbędnych ubrań. Pieścił jej ciało, delektując się jego smakiem i zapachem, który nawiedzał go w snach każdego dnia.
- Skarbie – wyszeptał palcami odnajdując jej najintymniejsze miejsce. Westchnęła głośno i wpiła się w jego usta. Jej ciało krzyczało. Błagało o każdą jego pieszczotę, o każdy dotyk. Sięgnęła do paska jego spodni i szybkim ruchem rozpięła go chwytając w dłoń nabrzmiały dowód jego pożądania. Zajęczał kiedy poczuł jej delikatne dłonie dotykające go w taki sposób….chryste…..gotów był spalić się tu na popiół. Coraz trudniej było mu się opanować. A ona jeszcze robiła z nim co chciała. Szybkimi ruchami pozbył się reszty ubrań, jednym ruchem zerwał z żony koronkowe majteczki i ułożył się między jej udami. Pochylił się wciąż całując każdy centymetr jej ciała. Ujął jej kark i pocałował zachłannie wypełniając ją sobą. Jęknęła przygryzając jego wargę. Wbił się w nią głęboko i zaczął się poruszać. Najpierw powoli sycąc się jej ciałem, przypominając sobie każdy najdrobniejszy szczegół. Po chwili jednak oboje byli na skraju wytrzymałości. Lucia przyciągnęła go mocniej do siebie a Pablo nie hamując się dłużej przyspieszył tempa. Wiedział, że następny dzień nie przyniesie nic dobrego. Wiedział, że będą znów drzeć ze sobą koty, ale chwile jakie spędzali ze sobą w tym pokoju dawały mu nadzieję na polepszenie stosunków między nimi. Nie pragnął więcej….
Piękny odcinek! Jak tylko zobaczyłam [+18] od razu pomyślałam o głównych bohaterach, no bo o kim innym? ;D Przecież oni się nadal, wciaż kochają. Niech sobie mówią co chcą, ale to akurat widać. Chociaż dobrze wiemy, że po tym i tak nie będzie kolorowo. Aaa.. i wprowadziłaś ciekawy wątek Sergia i Fer, hm.. zaskoczyło mnie to co się dowiedzieliśmy w tym odcinku. Chyba nie tylko Pablo i Lucia będą się na nowo zmagać ze swoimi uczuciami... Pozdrawiam!
Jak zobaczyłam napis "+18" to pomyślałam o głównych bohaterach, potem pomyślałam, że to chyba niemożliwe, a potem w końcu zaczęłam czytać No i proszę - jednak Pablo i Lucia. Iskrzy między nimi tak, że cholernie żal by było, gdyby jednak nie znaleźli wspólnego języka. Wiem, że jeszcze daleka i kręta droga do tego, ale liczę na happy end Cudny odcinek :*
Dziękuję za komentarze
Aguś co do tego masz całkowitą rację. Długa droga do ich ewentualnego szczęśliwego zakończenia. Wszystko zacznie się komplikować bardziej niż jest w tej chwili
Menny - kochana w stu procentach mogę się z Tobą zgodzić co do wątka Sergia i Fer. Wszystko powoli zacznę wyjaśniać, ale nie tylko główni bohaterowie będą zmagać się ze swoimi uczuciami w końcu to karuzela nie?
Pozdrawiam
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl burdelmama.opx.pl
Co czujemy kiedy całe nasze życie przewraca się do góry nogami. Kiedy tracimy tych, którzy byli dla nas najważniejszymi ludźmi na ziemi. Jak znaleźć w sobie siłę by stawić czoło kolejnym problemom. Na te pytania musiała odpowiedzieć sobie Lucia Fonseca. Przeszło rok temu była szczęśliwą mężatką, zakochaną bez pamięci w swoim mężu. Do czasu kiedy przyłapała ukochanego na zdradzie. Wszystkie plany i marzenia prysły jak bańka mydlana, niszcząc nadzieje na przyszłość. Myślała, że nic gorszego nie może jej już spotkać. Myliła się. Po roku spędzonym w Californii, wraca do rodzinnego domu, by pożegnać się z umierającym ojcem i rozwieść z niewiernym mężem. Wkrótce dowiaduje się, że firma jej ojca stoi na skraju bankructwa. Zaniedbana przez chorego seniora rodu wpadła w kłopoty finansowe. Na domiar złego jedyną osobą, która może jej pomóc jest ten, z którym nie chce mieć już nic wspólnego. Pablo Fonseca w zamian za pomoc żąda czegoś, czego Lucia nie chce mu oddać. Na obojgu ponowne spotkania wywierają ogromne wrażenie, a uczucie jakim się darzyli powraca ze zdwojoną siłą. Problem w tym, że Lucia nie chce mieć nic wspólnego z mężem, a on sam żyje z kochanką u boku. Czy ich miłość ma jeszcze szansę na przetrwanie? Uratują uczucie jakie ich łączy, czy całkiem się znienawidzą?
OBSADA:
RESZTĘ OBSADY DODAM WRAZ Z ROZWOJEM AKCJI [/u
Kenaya dnia 19:46:08 16-05-12, w całości zmieniany 24 razy
Interesująca fabuła i zachęcająca obsada, czynią tą telenowelę godną uwagi. Cieszy mnie, że w głównej roli obsadziłaś Ximenę w wersji z LCDAL, bo bez wątpienia można ją zaliczyć na duży plus.
Co ja widzę? Nowe opowiadanie? Ale czy to znaczy, że MM za chwilę się skończy, czy jednak będziesz pisać dwa równolegle? W sumie to nieistotne, bo tak czy siak będe czytać Co do obsady - wiesz, że dla mnie to tylko miły dodatek do całości, a jestem pewna, że całość, jak zwykle będzie świetna W Twoim wykonaniu po prostu nie może być inaczej ^^
Nigdy nie czytałam żadnego Twojego opowiadania, ale to mnie zaciekawiło i czekam z niecierpliwością na jakiś prolog lub pierwszy odcinek.
Ogromnym plusem jest mój Michel w obsadzie
Dziękuję wszystkim za komentarze
Cieszę się, że obsada, przynajmniej po części, przypadała Wam do gustu.
Aguś - wszystko kiedyś musi się skończy, a dobrze wiesz, że ja czasem wolę zakończyć swoje opowiadanie wcześniej, zanim jeszcze mnie samej znudzi się wymyślanie co dalej. Jak na razie jeszcze muszę dokończyć, wiele spraw w MM, także kilka odcinków przed nami. No ale już bliżej niż dalej do końca
A teraz zapraszam na pierwszy odcinek
ODCINEK 1
Stała na tarasie i od kilku minut wpatrywała się bezsensownie w jakiś mało znaczący punkt w ogrodzie. Sama właściwie nie wiedziała gdzie. Patrzyła i nie poznawała tego miejsca. Czuła się tak jakby to był całkiem obcy jej dom. A przecież to tu się wychowała, tutaj stawiała pierwsze kroki. Tutaj uczyła się jeździć konno. To po tym ogrodzie biegała razem z ojcem, który mimo zapracowania zawsze znalazł czas dla niej, swojej jedynej córki. Roberto Sandoval. Człowiek, który był dla niej nie tylko ojcem, ale wielkim przyjacielem i autorytetem. Wiele się od niego nauczyła, a mimo to zdawała sobie sprawę, że nigdy nie uda jej się mu dorównać. Była dumna, że ma takiego ojca. Rodzina zawsze była u niego na pierwszym miejscu. Nie było nic ważniejszego. Nigdy o niej nie zapominał. Kiedy dorastała i buntowała się, jako jedyny umiał z nią rozmawiać. Brał ją na przejażdżki konne i milczał. To jej wystarczało. Czuła wtedy, że jest dla niego ważna. Poświęcał jej czas, zawsze kiedy tego potrzebowała i wtedy kiedy nawet nie chciała się do tego przyznać. Czasem rozmawiał, czasem po prostu był obok i milczał. Miał doskonałe wyczucie. Wiedział jak się zachować w każdej życiowej sytuacji. Jego spontaniczność, szczerość i mądrość życiowa budziły w Lucii zachwyt każdego dnia przez dwadzieścia cztery lata. Nie pamiętała dnia, żeby się nie uśmiechał. I to właśnie tego śmiechu będzie wszystkim brakowało. Kiedyś ten dom, hacjenda i winnica tętniły życiem. Dzisiaj czegoś tu brakuje i co najgorsze, nikt nigdy nie wypełni już tej pustki. Teraz wszyscy pogrążeni są w żałobie. Lucia nie spodziewała się, że jej powrót z Californii do Meksyku okaże się takim koszmarem. Miała wrócić i uczcić z ojcem jego pięćdziesiąte urodziny, tymczasem wróciła i czas spędzała w szpitalu czuwając przy łóżku umierającego ojca. Choroba postępowała bardzo szybko i niszczyła jego organizm coraz bardziej. Codziennie przez te kilka dni błagała Boga, by nie odbierał jej człowieka, któremu tak wiele w życiu zawdzięcza, a mimo to nie została wysłuchana. Odebrano jej tego, którego kochała najbardziej na świecie. Tego, który dla niej gotów był zrobić wszystko. Dziś już nie usłyszy jego szczerego śmiechu, nie spojrzy w ciepłe rodzicielskie oczy. Nie poczuje silnych ramion, które zawsze dawały poczucie bezpieczeństwa i spokoju.
Samotna łza spłynęła jej po policzku. Otarła ją szybkim ruchem dłoni. Obiecała sobie, że się nie załamie. Nie może tego zrobić. Musiała być silna, by poprowadzić hacjendę i firmę. Miała wiele do zrobienia. Musiała być silna dla matki, która przeżyła śmierć męża najbardziej ze wszystkich. Lucia czasem zazdrościła rodzicom tej miłości. Czystej, szczerej i tak silnej. Nigdy w siebie nie zwątpili. Mieli w sobie oparcie. Lucia nie pamiętała, by kiedykolwiek doszło między nimi do kłótni. Czasem ojciec zamykał się w gabinecie i siedział w milczeniu paląc cygaro. Siedział tak i patrzył na ich ślubne zdjęcie. Później wychodził do ogrodu, gdzie matka pielęgnowała swoje ukochane kwiaty, obejmował ją czule i całował w czoło. Wtedy Lucia nie wiedziała jakie to ważne. Myślała, że lepiej wykrzyczeć sobie w twarz co się myśli. Z upływem lat jednak dowiedziała się, że bardzo się myliła. Zawsze marzyła o tym by doświadczyć takiej miłości. Rzeczywistość jednak miała dla niej inny plan. Zakochała się będąc na studiach. Myślała, że będzie tak szczęśliwa jak jej rodzice. Jednak jej życie potoczyło się innym torem i jej małżeństwo skończyło się bardzo szybko. Kciukiem potarła obrączkę, którą jeszcze miała na palcu. Przez ostatni rok nie znalazła w sobie dość siły, by ją zdjąć. To wszystko tak bardzo wciąż bolało, mimo upływu czasu. A teraz jeszcze większy ból rozdzierał jej serce.
Westchnęła i oparła się dłońmi o barierkę. Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. To jednak nie pomagało. Wspomnienia, emocje i atmosfera dzisiejszego dnia odcisnęła na niej piętno. Nie mogła dłużej wytrzymać towarzystwa ludzi, którzy przybyli do ich domu, by składać kondolencje. Pragnęła ten dzień spędzić samotnie. Wsiąść na swojego ukochanego konia i zniknąć tam gdzie nikt by jej nie znalazł. Musiała odetchnął, bo zaczynała się dusić w tym domu, wśród tych wszystkich ludzi. Widząc ich pełne współczucia spojrzenia, sztucznie bądź szczerze wypowiadane słowa otuchy. Nigdy nie lubiła takich spędów, ale dziś musiała to tolerować. Po części ze względu na matkę, która tylko z powodu obecnych ludzi jakoś jeszcze się trzymała.
Przeczesała włosy palcami i przetarła kark. W tym samym momencie usłyszała czyjeś kroki na posadzce. Odwróciła się i ujrzała swoją najlepszą przyjaciółkę. Ubrana w czarny kostium z eleganckimi spodniami i białą bluzeczką. We włosy miała wsunięte ciemne okulary. Spojrzała na nią zaczerwienionymi oczami i stanęła obok. Przez chwilę obje milczały.
- Jak się trzyma moja mama? – zapytała w końcu Lucia przerywając kojącą ciszę.
- jest silna – odparła Fernanda – a ty? – zapytała i spojrzała jej w oczy. Lucia spuściła wzrok.
- radzę sobie – odpowiedziała i spojrzała przed siebie mrużąc oczy – nie mam innego wyjścia. Muszę stawić czoło rzeczywistości i wspierać matkę – dodała. Spuściła wzrok i spojrzała na złoty krążek zdobiący jej palec – poza tym muszę jeszcze zamknąć wiele spraw – powiedziała i spojrzała na Fernandę smutnymi oczami.
- wiem, że to wcale dla Ciebie nie łatwe – powiedziała i założyła włosy za ucho. Lucia pokręciła głową.
- Gdybym miała to zrobić rok temu, pewnie byłoby to dla mniej trudniejsze. Teraz chce po prostu się uwolnić z tego i tak już nie istniejącego związku – powiedziała a jej głos przesiąknięty był żalem i goryczą – dla nas obojga to będzie najlepsze wyjście. Zwrócę mu wolność i będzie mógł robić co mu się podoba i z kim mu się podoba – powiedziała a jej twarz wykrzywił grymas bólu.
- Rozmawiałaś z nim dzisiaj? – zapytała Fernanda i spojrzała na nią wyczekująco. Lucia uniosła wzrok i pokręciła głową.
- Nie. To nie jest odpowiedni moment na takie rozmowy. To dla mnie i tak ciężki okres, nie chce prowokować z nim kłótni – odparła i przeczesała włosy palcami – a tak się skończy próba rozmowy z nim - westchnęła i oparła się plecami o barierki.
- Dlaczego nie porozmawiacie ze sobą jak dorośli ludzie? – zapytała Fernanda patrząc na przyjaciółkę z dezaprobatą – przecież nie tak dawno świata poza sobą nie widzieliście, spędziliście razem piękne chwile …. – zawiesiła głos widząc zamglone spojrzenie Lucii.
- Fer, proszę cię – poprosiła i zamrugała kilkakrotnie powstrzymując łzy – było, ale się skończyło. Czasem się zastanawiam, czy my oby na pewno się kochaliśmy. Może to był młodzieńczy błąd – powiedziała i skrzyżowała ręce na piersi – pozwoliłam mu się skrzywdzić i wejść sobie na głowie. Drugi raz na to nie pozwolę, dlatego rozmowa z nim jest dla mnie całkowicie bezpodstawna i nic nowego nie wniesie.
- Skoro rak uważasz – powiedziała i uśmiechnęła się blado – pamiętaj jednak, że zawsze możesz na mnie liczyć – położyła jej dłoń na ramieniu. Lucia uśmiechnęła się smutno i kiwnęła głową.
- Wiem, dziękuję – wyszeptała, bo głos jej się załamał. Fernanda bez słowa objęła ją mocno starając się dodać otuchy i siły na to by przetrwała te trudne dla niej dni.
- Idziesz do środka? – zapytała po chwili patrząc jej w oczy. Lucia otarła łzę samotnie spływającą jej po policzku.
- Tak, za chwilę przyjdę – powiedziała i spojrzała przyjaciółce w oczy. nie musiała nic więcej mówić. Fer doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Lucia potrzebuje jeszcze chwili samotności. Kiwnęła więc głową i weszła do domu zostawiając ją samą na tarasie. Nim Fernanda zdążyła zniknąć za drzwiami na jej miejscu pojawił się mężczyzna, z którym Lucia nie miała zamiaru dzisiaj zostawać sam na sam. Odwróciła się do niego tyłem i oparła dłońmi o barierki. Podszedł do niej bez słowa i stanął obok. Włożył ręce w kieszenie i zerknął na jej profil. Wiedział, że jest zmęczona. Znał ją lepiej niż siebie. Pamiętał każdą minę, spojrzenie. Kiedyś należała do niego, teraz stali się dla siebie obcy.
- Co tu robisz? – zapytała spokojnie, ale nawet na niego nie spojrzała.
- Chciałem wiedzieć, czy jakoś sobie radzisz – odparł i nie spuszczał z niej wzroku. Dziewczyna spojrzała mu w oczy z powątpieniem.
- Oczekujesz, że się rozpłaczę? Że wpadnę ci w ramiona prosząc byś mi pomógł? – zapytała i skrzyżowała ręce na piersi – nie martw się, poradzę sobie i nie będę niepokoić ani ciebie, ani twojej nowej dziewczyny – dodała i odwróciła wzrok.
- Daruj sobie – powiedział z kwaśną miną – to nie jest ani czas, ani miejsce na roztrząsanie takich spraw.
- Owszem, masz rację – powiedziała – a ja nie mam zamiaru tego już roztrząsać. Dla mnie wszystko jest jasne od dnia, w którym zastałam cię z tą cholerną blondynką i mam nadzieję, że jesteś z nią szczęśliwy –powiedziała z pogardą – zakończymy nasze małżeństwo w sądzie i nie będę musiała więcej cię oglądać – odparła i ruszyła do domu. Pablo jednak załapał ją za łokieć i spojrzał w oczy.
- Nie obwiniaj za wszystko mnie – powiedział – gdybyś czasem pomyślała o mnie i nie wyjechała nic by się nie stało. Byłaś moją żoną i twoje miejsce było przy mnie – wysyczał przez zęby. Lucia wyrwała ramię z jego uścisku i rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- To nie usprawiedliwia twojej zdrady – warknęła i nie czekając na jego reakcję weszła do domu. Pablo odwrócił się i z furią uderzył w barierkę.
***
- Jest pan pewien Panie mecenasie? – zapytała Lucia, kiedy następnego ranka w hacjendzie pojawił się prawnik jej ojca. Rafael Silva położył dokumenty na stoliku i rozpiął guzik marynarki.
- Niestety, obawiam się Pani Lucio, że sprawa jest poważna – powiedział patrząc na nią ze smutkiem – z tego, co mówił mój przyjaciel firma ma ogromne straty finansowe – dodał. Lucia zrezygnowana ukryła twarz w dłoniach – Roberto podczas choroby nie mógł zająć się firmą, a nie miał nikogo, kto należycie by go zastąpił. Przez tą sytuację i przede wszystkim jego chorobę, wiele spraw zostało zaniedbanych czego konsekwencje widzimy – Lucia wstała i zaczęła niespokojnie chodzić po salonie.
- To wszystko moja wina. Nie powinnam była wyjeżdżać. Gdybym została w domu mogłabym się zająć firmą. Nie mielibyśmy teraz tych wszystkich kłopotów – wyrzucała sobie. Odetchnęła głęboko i potarła czoło.
- Proszę się za nic nie winić. Ojciec był z pani dumny - powiedział szczerze. Lucia spojrzała na niego smutnymi oczami – musimy teraz znaleźć wyjście z tej sytuacji.
- Istniej w ogóle jakaś możliwość? – zapytała i skrzyżowała ręce na piersi – nie mogę stracić firmy, winnicy, ani tego domu – powiedziała patrząc na niego z wyczekiwaniem – to praca życia mojego ojca.
- Zdaje sobie z tego sprawę Pani Lucio – powiedział Rafael i przeczesał włosy palcami – w tej chwili firma potrzebuje mocnego zastrzyku finansowego – zauważył przeglądając po raz kolejny dokumenty. Jeżeli nie chce pani sprzedać firmy, konieczne jest znalezienie wspólnika, który byłby chętny zainwestować w bankrutującą firmę – zauważył patrząc na nią.
- Czyli mamy nikłe szanse na to, by kogoś takiego znaleźć? – zapytała a widząc wahanie mecenasa dodała:
- Proszę mi powiedzieć wszystko – poprosiła. Mecenas zamilkł na chwilę, po czym kiwnął głową.
- Głównie inwestorzy nie chcą topić pieniędzy w biznesie, który nie rokuje dobrze. Na pewno na pani korzyść przemawia to, że ma pani doskonałe pomysły na rozwój firmy, ale mimo to może być ciężko – odparł i potarł brodę w zamyśleniu. Lucia usiadła z rezygnacją w fotelu i przymknęła oczy – właściwie to istniej jedna możliwość. Nie chciałem o tym wspominać, bo myślałem, że znajdziemy inne wyjście – zaczął patrząc na nią niepewnie. Lucia pochyliła się do przodu.
- O co chodzi? – zapytała i spojrzała mu w oczy.
- Jeżeli chce pani zachować firmę i winnicę, mamy jedno wyjście z takiej sytuacji. Jest bowiem jedna osoba, która zgodziłaby się pani pomóc. Jest gotowa zainwestować w firmę, ale oczekuje połowy udziałów – Lucia zawahała się przez chwilę – obawiam się, jednak, że nie będzie pani zadowolona.
- O kim pan mówi mecenasie? – zapytała. Rafael patrzył na nią przez chwilę po czym westchnął.
- O pani mężu. Pablo Fonseca zaoferował swoją pomoc w zamian za połowę udziałów….
dubel
Kenaya dnia 13:51:41 25-09-11, w całości zmieniany 1 raz
Wiedziałam, że gdzieś tu było jeszcze coś Twojego, co dawno miałam przeczytać no i znalazłam, ale dziś już nie mam czasu. Przeczytam i jutro skomentuję. Mam nadzieję, że nie zrezygnowałaś z pisania tego opowiadania?
Szczerze? Zastanawiałam się nad tym i miałam je dzisiaj zgłosić do usunięcia, ale coś mnie podkusiło i tego nie zrobiłam teraz już wiem co Twój komentarz hehe.....
Spokojnie nie ucieknie Ci na razie - a później zobaczymy
Oki, to jutro zaraz po pracy, siadam, czytam i piszę co myślę
A teraz już zmykam. Buziaki :*
OKI to ja pomyślę, co by tu napisać dalej
wow super odcinke czekam na wieciej
Jestem, przeczytałam i powiem Ci, że tytuł jest bardzo adekwatny do tego, co działo się w pierwszym odcinku. Zaczęło się od wspomnień i wzruszeń, potem złość na eks, a na koniec wiadomość o problemach finansowych i o tym, że to właśnie ów eks może okazać się przysłowiowym lekiem na całe zło. Świetne wprowadzenie w akcję i naprawdę mam nadzieję, że jednak będziesz pisała to dalej, bo bardzo zaintrygowała mnie ta historia.
Tak więc pozdrawiam z nadzieją, że wkrótce dodasz tu kolejny rozdziałek.
Czekam :*
Specjalna dedykacja dla Ciebie Aguś za to, że jesteś i chce Ci się czytać moje wypociny
ODCINEK 2
Pablo stał przy oknie i patrzył jak miasto budzi się do życia. Tłumy pędzące do pracy. Samochody stojące w korkach. Wydawać by się mogło, że to kolejny zwykły dzień. Może i tak, ale nie dla niego. Wyjął papierosa z paczki i odpalił. Wypuścił strużkę dymu i patrzył jak znika.
Nie sądził, że spotkanie z Lucią wywrze na nim, aż takie wrażenie. Nie widzieli się rok. Rok przez, który często zastanawiał się co się z nimi stało. Dlaczego miłość, którą się darzyli nie wystarczyła by uratować ich małżeństwo. Oboje popełnili błąd. Nie wiedział tylko czy błędem był fakt, że nie zawalczyli o siebie, czy to, że w ogóle się pobrali. Może to właśnie małżeństwo zniszczyło ich związek. Zastanawiał się nad tym bardzo często, ale nigdy nie wpadł na odpowiedź. Głęboko żałował, że tak to wszystko się potoczyło. Pamiętał doskonale ile dla siebie znaczyli. Każdego dnia widział przed oczami obrazy z tamtych lat, kiedy byli szczęśliwi. Dziś tego wszystkiego już nie było. Teraz nawet nie umieli ze sobą normalnie rozmawiać. Bolała go nienawiść w głosie Lucii kiedy wczoraj z nim rozmawiała. W oczach nie widział już uczucia. Były puste, smutne i pełne bólu. Nic już ich nie łaczyło. Jedyne co im pozostało to rozwieść się i zwrócić wolność sobie nawzajem. Nie było powodu, by dalej mieli się dręczyć. Ich małżeństwo nie istniało. Po co dalej to ciągnąć. On miał nowe życie. Miał kobietę. Nigdy nie zapomni uczucia jakim darzył Lucię, ale to już się zakończyło i nie było sensu do tego wracać. Nie kochali się.
Westchnął. Przynajmniej ona już nic do niego nie czuła. Być może w jego sercu jeszcze gdzieś tli się płomyczek ich miłości. Jednak jest tak mały, że wystarczy go zdmuchnąć. Chciał w końcu odetchnąć. Chciał by ona poczuła się wolna i szczęśliwa a wiedział, że nastąpi to tylko wtedy jeśli da jej rozwód. Być może z kimś była związana. Na samą myśl o tym, coś zakuło go w sercu. Pokręcił głową i zaciągnął się papierosem. Oparł się dłonią o zimną ścianę i przymknął oczy. Musiał przestać o niej myśleć. Przestać roztrząsać to co już się zakończyło. Wiedział, że to wcale nie będzie takie proste. Kilka dni temu rozmawiał z mecenasem Silvą. Zaproponował, że wyciągnie firmę Lucii z kłopotów finansowych. Teraz zastanawiając się nad tym, nie miał pojęcia dlaczego właściwie to powiedział. Zdawał sobie sprawę z tego, że Lucia będzie wściekła kiedy się o tym dowie, ale wiedział też, że firma jest dla niej ważna i zrobi wszystko by ją odzyskać. Dlaczego miał nie skorzystać skoro firma miała potencjał do tego by przynosić zyski. Mógł wziąć w tym udział i wiele zyskać. Nie miał nic do stracenia. Lucia i tak go nienawidziła. Nic nowego. Jednak oprócz tego miał jeszcze swoje powody by jej pomóc. Nie chodziło o zyski i pieniądze. Wiedział o tym tylko on i tak miało pozostać. Nie było potrzeby by ktokolwiek inny znał prawdziwe powody dlaczego angażuje się w ten biznes. A ostatnią osobą, która miała się o tym dowiedzieć była Lucia. Znów zaciągnął się papierosem. Czekały go ciężkie dni i walka z Lucią. Wiedział, że to akurat jest nieuniknione. Westchnął i wtedy usłyszał szczęk otwieranego zamka i do mieszkania weszła Ruth w swoim zwykłym stroju do porannego joggingu. Uśmiechnęła się do niego i podeszła by go pocałować.
- Wstałeś już – zaświergoliła i pocałowała go delikatnie w usta. Skrzywiła się kiedy poczuła dym papierosowy i zgromiła go wzrokiem – prosiłam, żebyś nie palił – powiedziała i wyjęła mu niedopalonego papierosa z dłoni po czym zabrała popielniczkę i zniknęła w kuchni gasząc go po drodze. Pablo tylko pokręcił głową i oparł się plecami o parapet wkładając dłonie w kieszenie spodni.
- Pamiętasz skarbie, że w sobotę jest rocznica ślubu twoich rodziców. Musisz kupić porządny garnitur, a ja powinnam nabyć nową sukienkę – powiedziała obejmując go w pasie – nie chce wyglądać przy tobie jakbym na ciebie nie zasłużyła.
- Nie mów głupstw – powiedział Pablo i odgarnął jej włosy za ucho w czułym geście.
- Twoja mama tak uważa – stwierdziła i zdjęła mu z koszulki niewidzialny paproch – chce jej pokazać, że mnie nie musisz się wstydzić. Poza tym moja rodzina nie należy do plebsu, a tak ona mnie traktuje.
- To nie tak – odparł spokojnie – moja mama jest specyficzną osobą. Nie ufa ludziom. Musisz być cierpliwa i starać się ją zrozumieć. Jest matką, chce nas chronić. Nie możesz mieć jej za złe, ze jest podejrzliwa. Zawsze taka była – uśmiechnął się blado – ludzie długo pracują na to by zdobyć jej zaufanie.
- Wobec Twojej żony też taka była? – zapytała podejrzliwie patrząc mu w oczy. Chciał uniknąć tego pytania. Zdawał sobie sprawę, że Ruth je zada, bo niejednokrotnie jego matka wspominała o Lucii. Jego żona była jedyną osobą jaką Teresa Fonseca darzyła sympatią. Zawsze traktowała ją jak córkę. Pamiętał jaka była wściekła kiedy dowiedziała się, że się rozstali. Nie umiała tego przełknąć, ale z czasem przestała o nią pytać. Pablo nie wiedział czy dlatego, że nie w końcu to do niej dotarło, czy dlatego, że po prostu zdobyła do niej numer telefonu. Nie zdziwił by się gdyby się okazało, ze jednak ma rację. Taka była jego matka. Kochała Lucię i nigdy nie pozwoliła jej zrobić krzywdy, nawet jemu. Własnemu synowi.
- Musimy o tym rozmawiać teraz? Nie jest istotne to jak moja matka traktuje Lucię. Nie jestem już z nią. Żyję z tobą – powiedział i pocałował ją by uciąć dalszą niepotrzebną dyskusję na ten temat. Przynajmniej na jakiś czas. Znał Ruth i wiedział, że nie da za wygraną i ten temat powtórzy się przy pierwszej nadarzającej się okazji. Ruth była po prostu inna niż jego żona. Słodka, dbająca niemal do przesady o własny wygląd i reputację. Przejmowała się tym co mówili o niej inni. Lubiła pieniądze i luksus. Była księżniczką tatusia, który zawsze ją rozpieszczał. Lucia była jej przeciwieństwem. Wychowana na zaradną, mądrą i silną kobietę, która nie pozwoliła sobie wejść na głowę. Zawsze była szczera i nie martwiła się tym co powiedzą o niej ludzie. Nie dbała o pieniądze, a co więcej lubiła pracować i mieć świadomość, ze może sama się utrzymać. Wtedy bardzo go to pociągało. Zawsze to właśnie podobało mu się w Lucii i dlatego stała się jego żoną. Był dumny, ze ma obok siebie taką kobietę. Pewną siebie i świadomą swojej atrakcyjności. A nie młodą dziewczynę, która uwielbiała prezenty i komplementy. Sam nie wiedział, dlaczego związał się z Ruth. Przecież nie była nawet o milimetr ucieleśnieniem jego marzeń o kobietach. Jednak może właśnie dlatego, ze była inna. Chciał zapomnieć. Teraz zaczął się zastanawiać czy naprawdę mu się to udało.
***
- Zajmiesz się tym Sergio? – poprosił Pablo i oparł się na fotelu przecierając dłonią oczy. Sergio przyjrzał mu się uważnie.
- Ciężka noc? – zapytał, a Pablo jedynie skinął głową – nie spałeś, czy Ruth cię wykończyła? – zażartował, ale Pablo spiorunował go wzrokiem i szybko uśmiech znikł z jego twarzy – przepraszam stary – uniósł ręce w geście poddania.
- ciężki dzień, ciężka noc i zanosi się na to, że przez najbliższe dni nie będzie łatwiej – westchnął i napotkał zaciekawione spojrzenie przyjaciela.
- Lucia – bardziej stwierdził niż zapytał. Pablo nic nie odpowiedział – rozmawiałeś z nią?
- o ile w ogóle można nazwać to rozmową. Zamieniłem z nią kilka słów, ale jak zwykle skończyło się nieprzyjemnie – przyznał.
- musicie drzeć ze sobą koty nawet na pogrzebie? – zapytał Sergio i zaczął bawić się długopisem.
- myślisz, ze tego chciałem? – zapytał – myślałem, że będziemy mogli normalnie porozmawiać. Chciałem tylko wiedzieć czy jakoś sobie radzi, ale to był błąd.
- jest silna. Znasz ją przecież – powiedział Sergio z uśmiechem – musiałeś zdawać sobie sprawę z tego, ze takie rozmowy będą się tak kończyć.
- dzięki – prychnął – jesteś bardzo pomocny – westchnął i przymknął oczy. Był zmęczony ostatnimi dniami. W firmie też wiele się działo. Nie miał chwili wytchnienia. Mało spał, a teraz jeszcze to.
- Lucia wie, co zamierzasz? – zapytał Sergio i Pablo spojrzał na niego.
- podejrzewam, ze już wie. Mecenas Silva miał z nią o tym dzisiaj porozmawiać. Podejrzewam, że nie będzie zachwycona, ale ja nie mam innego wyjścia.
- może powinieneś jej powiedzieć, dlaczego naprawdę to robisz? – zaproponował Sergio. Pablo pokręcił głową i zapalił papierosa.
- nie może. Tak będzie lepiej dla niej, dla mnie, dla wszystkich. Poza tym nie ma to znaczenia – zaciągnął się i oparł znów w fotelu – i tak mnie nienawidzi. Fakt, że się dowie niczego nie zmieni, więc nie widzę sensu by wiedziała – dodał.
- naprawdę nie możecie się dogadać? – zapytał Sergio i rzucił papiery na biurko.
- nie zanosi się na to i proszę cie nie próbuj mnie przekonywać, że jest jakiś sposób. Cieszy mnie twój optymizm, ale ja nie będę już próbował z nią rozmawiać normalnie, bo to i tak niczego nie wniesie – stwierdził i przeczesał włosy palcami – czasy kiedy rozumieliśmy się bez słów minęły. Teraz nawet za ich pomocą nie możemy się dogadać – powiedział a jego twarz wykrzywił grymas bólu.
- nie spodziewałem się, że to wszystko tak się potoczy. Byliście... – spojrzał na przyjaciela. Wpatrywał się w niego pełnym bólu i dezaprobaty spojrzeniem – zresztą nieważne – rzucił – Ruth wie o tym, że Lucia wróciła? – zapytał
- nie. wczoraj cały dzień spędziła z matką. Wróciła późno, a dziś rano nie było okazji. Poza tym jest zajęta czymś zupełnie innym – powiedział a jego spojrzenie złagodniało. Zerknął na Sergia a widząc pytanie w jego oczach dodał.
- martwi się tym jak wypadnie na uroczystości rocznicy ślubu moich rodziców – Sergio się zaśmiał i pokręcił głową.
- no tak. Cała Ruth – stwierdził tylko i nic więcej nie powiedział. Wiedział, że to drażliwy temat dla jego przyjaciela. Nie lubił Ruth podobnie jak większość jego rodziny czy przyjaciół. Wszystko dlatego, ze zajęła miejsce Lucii, którą wszyscy kochali. Jednak taką decyzję podjął Pablo i nie zamierzał go osądzać. Nigdy tego nie robił i teraz też nie zamierzał. Chciał coś powiedzieć, ale obaj usłyszeli podniesiony głos sekretarki dobiegający z holu....
***
Lucia odetchnęła głęboko i wysiadła z samochodu. Sięgnęła po torebkę z tylnego siedzenia i ruszyła do wejścia. Weszła do holu firmy swojego męża i z uśmiechem skinęła zaskoczonemu portierowi. Uniósł czapkę i ukłonił się delikatnie uśmiechając się serdecznie. Stanęła przy windach i wcisnęła guzik. Przystępowała z nogi na nogę. Była wściekła jak nigdy. Zamierzała w tej chwili powiedzieć Pablowi co o nim myśli. Kiedy mecenas Silva powiedział jej, że jej mąż może pomóc, ale w zamian chce połowy udziałów szlag ją trafił na miejscu. Nie zamierzała tak tego zostawić. Nie da mu tej satysfakcji, a co więcej wcale nie potrzebowała jego pomocy. Znajdzie innego inwestora, który nie zażąda za pomoc tak kosmicznej ceny. Skrzywiła się, nie była o tym przekonana, ale nie miała wyjścia. Musiała jakoś sobie poradzić i to bez Pabla Fonseci. Winda przyjechała i drzwi się otworzyły. Wsiadła do niej i wcisnęła guzik z numerem pięć. Przejrzała się w lustrze i poprawiła okulary przeciwsłoneczne, które miała wsunięte na głowę. Rzuciła okiem na swój strój i była dumna z siebie, że mimo tragedii jaka ją spotkała wyglądała dobrze. Puder zatuszował odrobinę cienie pod oczami, za co była ogromnie wdzięczna. Nie chciała tu przyjść jako zrozpaczona córeczka tatusia, która szuka pomocy u prawie byłego męża. Co to, to nie. Wyglądała jak kobieta biznesu w granatowych, eleganckich spodniach z kieszeniami, w białej koszuli i granatowym żakiecie w tej chwili rozpiętym. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. W tym samym momencie drzwi windy się otworzy i wysiadła. Jej obcasy stukały po posadzce kiedy ruszyła do gabinetu Pabla. Stanęła przy biurku sekretarki.
- Pablo jest u siebie? – zapytała. Dziewczyna zmarszczyła brwi i otaksowała ją wzrokiem.
- Była pani umówiona? – zapytała i sięgnęła po kalendarz otwierając go na dzisiejszym dniu – poproszę nazwisko.
- Nie byłam umówiona, ale muszę z nim pilnie zobaczyć – powiedziała.
- Prezes jest w tej chwili zajęty. Proszę zaczekać, a ja dowiem się czy ma czas by panią przyjąć – powiedziała sekretarka i sięgnęła po słuchawkę telefonu.
- Nie będę czekała, aż Pan Prezes – zaakcentowała to słowo – znajdzie czas w swoim wypełnionym terminarzu, aby ze mną porozmawiać – odparła i ruszyła w kierunku drzwi. spanikowana sekretarka rzuciła się za nią.
- Nie może pani tam wejść – krzyknęła, ale było za późno. Wpadła do biura i napotkała zaciekawione spojrzenie Pabla. Przy biurku naprzeciwko siedział Sergio. Wstali obaj.
- Mówiłam tej pani, że nie ma pan czasu, ale nie chciała mnie słuchać – powiedziała przerażona.
- Spokojnie Juliana. Ta Pani to moja żona – powiedział Pablo z błyskiem w oku – nie łącz żadnych rozmów, proszę
Kenaya dnia 0:34:17 26-10-11, w całości zmieniany 1 raz
Dedyk? Dla mnie?! Dziękuję :*
A jeśli chodzi o czytanie tych Twoich, jak to nazwałaś "wypocin", to możesz być absolutnie pewna, że jeszcze dłuuuugo (jeśli w ogóle) mi się to nie znudzi. Nie ma szans, żebyś się ode mnie uwolniła
Co do odcinka - Pablo coś czuje do swojej żony i ona chyba do niego też, o czym świadczą jej reakcje, w końcu kto się czubi... a od nienawiści do miłości bardzo krótka droga
Ruth jest trochę irytująca i wydaje mi się jakaś taka... płytka. Ale może to tylko pierwsze wrażenie. Za to Sergio wygląda na całkiem sympatycznego ^^
Czekam na new i całe to mięso, którym zapewne Lucia zaraz obrzuci swojego prawie eks
Dzięki za koma Aguś
Szczerze przyznam, że wcale nie zamierzam się do Ciebie uwalniać. Cieszą mnie Twoje komentarze, a nawet fakt, że chce Ci się to wszystko czytać
Co do bohaterów - to muszę powiedzieć, że słusznie oceniłaś Sergia i Ruth - właśnie tacy mieli być no, ale jak to bywa w tego typu opowiadaniach - bywa różnie i sympatyczny Sergio tez może mieć coś na sumieniu. No ale już milczę i nic nie powiem
A co do mięsa to trafiłaś w sedno - zresztą nie mogło być inaczej
Dla nich obojgu jest zapewne trudno, tak się spotkac po jakimś czasie. Zwłaszcza, że rozstali się w niemiły im sposób. A najtrudniej przeżywała to Lucia, bo w końcu jakby nie patrzeć została zdradzona. Mimo tego, mam wrażenie, że między nimi jeszcze wszystkie uczucia się nie wypaliły. Ale to będzie ciężka droga, aby doszli do porozumienia. Niezmiernie mnie ciekawi jaki w tym wszystkim ma powód Pablo, aby ratowac firmę ojca Lucii. Co on ukrywa takiego? Pozdrawiam!
Menny cieszę się, że wpadłaś masz rację co do drogi jaką będą musieli przejść bohaterowie by w końcu być szczęśliwymi, ale do tego jeszcze daleko
Teraz zapraszam na kolejny odcinek
ODCINEK 3
- Spokojnie Juliana. Ta Pani to moja żona – powiedział Pablo z błyskiem w oku – nie łącz żadnych rozmów, proszę – dodał jeszcze. Kątem oka zobaczył jak zdezorientowana sekretarka potulnie wycofała się z gabinetu i zamknęła za sobą drzwi. w gabinecie zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Sergio.
- Miło znów cie widzieć Lucio – powiedział i podszedł do niej całując w policzek. Pomimo wyskoku jego najlepszego przyjaciela, on sam nie miał żadnych zatargów z Lucią. Ona również nigdy ni robiła mu żadnych wyrzutów.
- Ciebie również Sergio, ale nie wpadłam tu towarzysko – powiedziała i spojrzała na męża. Stał i w milczeniu mierzył ją wzrokiem.
- To ja zostawię was samych – powiedział – będę u siebie – rzucił do Pabla i wyszedł.
- Co tu robisz? – zapytał i włożył dłoń w kieszeń gasząc papierosa. Lucia obserwowała co robi i uniosła brew, ale nie skomentowała tego.
- A uważasz, że nie mamy o czym rozmawiać? – zapytała i skrzyżowała ręce na piersi. Pablo uśmiechnął się cynicznie. Obszedł biurko i oparł się o nie patrząc na nią z wyzwaniem.
- O rozwodzie? – zapytał a jego oczy błysnęły.
- Nie zgrywaj idioty do cholery – warknęła – doskonale wiesz po co tu przyszłam, ale oświecę cię – powiedziała i podeszła do biurka rzucając papierami jakie dostała do podpisania od mecenasa – nie dostaniesz centa z firmy mojego ojca – wysyczała piorunując go wzrokiem – odebrałeś mi wszystko co było dla mnie cenne – dodała z bólem w głosie – ale tego nie dostaniesz.
- Jeżeli już poruszamy ten temat, to oboje jesteśmy winni rozpadowi naszego małżeństwa – odparł patrząc jej głęboko w oczy.
- Z tą tylko różnicą, że ja nie wskoczyłam nikomu do łóżka – odbiła piłeczkę, a Pablo uniósł brew.
- Akurat to, tylko ty wiesz. Ja nie mam tej pewności – odgryzł się. Lucia poczuła jak jej oczy napełniają się łzami.
- Jak śmiesz.... – warknęła i uniosła dłoń by go spoliczkować, ale chwycił ją w żelaznym uścisku.
- Cholera wie po co i do kogo wyjechałaś. Nie było cie rok. Jakoś nie śpieszyło ci się by wrócić – wyrzucił jej. Lucia wyrwała dłoń z jego uścisku.
- Jesteś draniem – powiedziała i przymknęła oczy by powstrzymać łzy - Wróciłam po miesiącu – dodała patrząc mu w oczy z nienawiścią – po to tylko by dowiedzieć się, że mój kochający mąż nie umie utrzymać interesu w spodniach – obrzuciła go wściekłym spojrzeniem.
- Prosiłem byś nie wyjeżdżała. Twoje miejsce było przy mnie – warknął a jego oczy błysnęły gniewem. Lucia zaśmiała się histerycznie i przeczesała włosy palcami odsuwając się od niego.
- Jesteś hipokrytą wiesz? Nie zrzucisz winy na mnie. Byłam ci wierna – powiedziała z bólem w oczach, a samotna łza mimowolnie spłynęła jej po policzku. Otarła ją szybkim ruchem dłoni – byłam ci wierna po dziś dzień i żałuje – wysyczała. Pablo zacisnął pięści z wściekłości na to co powiedziała. Szlag to trafiał na samą myśl o tym, że coś takiego przyszło jej nawet do głowy.
- Droga wolna – powiedział – nie musisz się hamować. Rób co ci się podoba i z kim ci się podoba.
- Nie licz na to, że przed rozwodem z kimś mnie przyłapiesz. Twoje niedoczekanie – powiedziała – a firmę mojego ojca zostaw w spokoju. Nie dostaniesz tych udziałów. Prędzej umrę.
- Nie mów hop kochanie – odparł z ironią – nikt o zdrowych zmysłach nie wejdzie w interes z firmą, która ma takie kłopoty finansowe i długi. Nie licz na to, że kogoś znajdziesz – powiedział pewny siebie.
- Niech cie piekło pochłonie Pablo....
- Z miłą chęcią, ale wydaje mi się, że nie masz wyjścia i tylko ja jestem chętny by zaopiekować się twoją firmą – dodał przekonany o swoim triumfie.
- Dlaczego? – zapytała Lucia i spojrzała na niego zmęczonymi oczami – dlaczego robisz to wszystko? Nie wystarczy ci, że mnie skrzywdziłeś? Teraz jeszcze masz rozrywkę z tego, że mnie dręczysz? – zapytała i odwróciła się w stronę okna zakrywając dłonią usta i powstrzymując łzy. Po chwili poczuła za plecami ciepło jego ciała.
- Aż tak źle o mnie myślisz? – zapytał cicho i przymknął oczy rozkoszując się jej zapachem, o którym myślał, że zapomniał.
- Dajesz mi ku temu powody – odparła i objęła się ramionami.
- Nie możesz przyjąć do wiadomości, że po prostu chce ci pomóc? Jesteś jeszcze moją żoną – przypomniał.
- Nie jesteś mi nic winny. Masz swoje życie. Nie masz obowiązku mi pomagać – odparła cicho.
- Wiem – odetchnął głęboko – ale choć tyle mogę dla ciebie zrobić. Ze względu na to co nas łączyło i ze względu na Twoją matkę, która jest dla ciebie bardzo ważna – odparł i potarł czoło. Lucia odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy.
- Nie wierzę ci
- Dlaczego?
- Po prostu. Nie wierzę już w żadne Twoje słowo. Są nic nie warte, rozumiesz? – warknęła. Jej twarz znów przybrała nieprzeniknioną maskę pełną bólu i nienawiści – nie chce byś cokolwiek dla mnie robił. Nie chce byś znów kłamał. Nic od ciebie nie chce – powiedziała i przeczesała włosy palcami – okłamywałeś mnie i już ci nie ufam – dodała i wyminęła go kierując się do wyjścia. Pablo przymknął oczy i zaklął w duchu zły na siebie za to co zamierza teraz zrobić. Chwycił Lucię za łokieć i przyciągnął do siebie. Ich usta dzieliły milimetry.
- Nigdy cię nie okłamałem do cholery – powiedział i wpił się w jej usta całując namiętnie. Lucia początkowo zaczęła się opierać. Położyła mu dłonie na piersi i starała go odepchnąć, ale okazał się od niej silniejszy. Przyciągnął ją mocniej do siebie i drażnił podniebienie językiem. Kiedy poczuł, że wiotczeje w jego ramionach rozluźnił nieco uścisk i pocałował ją już delikatniej. Wplótł palce w jej jedwabiste włosy i pieścił ustami jej pełne wargi. Odsunął się od niej powoli i oparł czoło o jej czoło. Odetchnął głęboko i przymknął oczy – nigdy cie nie okłamałem – powtórzył – nigdy nie powiedziałem niczego co było niezgodne z prawdą. Niczego nie ukrywam Lucia – dodał i odsunął się patrząc jej w oczy. Otaksował wzrokiem jej twarz, jego spojrzenie było pełne tęsknoty i bólu – Lucy….. – powiedział miękko, ale w tym momencie Lucia odepchnęła go i uderzyła w twarz. Samotna łza popłynęła jej po policzku. Podeszła do niego patrząc z nienawiścią w swoich pięknych oczach.
- Jeszcze raz to zrobisz a pożałujesz – wysyczała przez zęby – nie masz do mnie żadnych praw – dodała. Podniosła swoją torebkę, która nie wiedzieć czemu leżała na podłodze i wyszła trzaskając z całych sił drzwiami. Pablo zaklął pod nosem i potarł twarz dłońmi.
- Ale ze mnie kretyn – warknął i zacisnął szczęki. Mięsień za policzku zaczął mu drgać. Po chwili usłyszał jak Lucia z piskiem opon odjeżdża spod budynku. Pokręcił głową i podszedł do okna opierając się dłonią o szybę. Nie wiedział jak mógł okazać się takim głupkiem. Uważał, że Lucia rzuci mu się w ramiona po tym co jej zrobił? Nie wiedział co sobie myślał całując ją. Wiedział jedno. Wspaniale było poczuć znów jej cudowne usta. Poczuć ich smak, trzymać w ramionach. Uśmiechnął się pod nosem i potarł policzek, który nie tak dawno miał bliskie spotkanie z drobną dłonią jego żony. Była cudowna w całej tej swojej wojowniczej oprawie.
***
- Jak ja cie nienawidzę – warknęła Lucia i uderzyła dłonią w kierownicę. Puściły jej wszystkie nerwy po tym jak prawie były mąż odważył się ją pocałować. Nie rozumiała po co to zrobił. Przecież nic już ich nie łączyło. Mieli w sądzie zakończyć swoje małżeństwo. Nie żyli ze sobą, nie mieszkali razem i nawet ze sobą nie rozmawiali. Wręcz przeciwnie. Potrafili się tylko kłócić. Bez względu jaki poruszali temat ich rozmowa kończyła się zawsze tak samo. Awanturą. Lucia miała już tego dość. Zaczynało ją to już męczyć. Chciała zapomnieć. Uwolnić się i rozpocząć nowe życie z dala od Pabla. Jak się okazuje to nie było możliwe. Jakby tego było mało okazuje się, że tylko on potrafi jej pomóc. Tylko on chce to zrobić. Nie pojmowała w jakim celu to robi. Nigdy nie pakował się w interesy z firmami, które źle prosperowały. Znała go dość długo by być tego pewną. Zwracał na to szczególną uwagę przy każdej kolejnej umowie. A teraz? Oferował swoją pomoc, nie za darmo ma się rozumieć, ale mimo wszystko. Nie rozumiała pobudek jakie nim kierowały, ale nie chciała i nie miała siły dłużej się nad tym zastanawiać. Potrzebowała odpocząć od tego wszystkiego. Odetchnęła głęboko i zatrzymała samochód przed kawiarnią, w której miała spotkać się z Fernandą. Wysiadła z samochodu i ruszyła chodnikiem do przestronnego patio, gdzie stało kilka stołów. Rozejrzała się dookoła i dostrzegła Fer rozmawiającą z kimś przez komórkę. Kiedy ją zobaczyła uśmiechnęła się i rozłączyła zanim Lucia zdążyła podjeść.
- Cześć – przywitała się i pocałowała przyjaciółkę w policzek. Kiedy poczuła jak drży spojrzała na nią uważnie – co się stało? – zapytała zatroskana. Lucia westchnęła i opadła ciężko na krzesło. Rzuciła torebkę na fotel obok i przeczesała włosy unikając jej wzroku – Chryste….Pablo – bardziej stwierdziła niż zapytała i oparła się wygodnie – widziałaś się z nim? – Lucia przez chwilę milczała. Uniosła wzrok i spojrzała na Fernandę.
- Tak, spotkałam się z nim – odparła. Fer mierzyła ją ostrożnie wzrokiem.
- Przepraszam mogę coś podać? – zapytał kelner, który jak spod ziemi pojawił się przy ich stoliku.
- Tak, poproszę kawę. Mocną – zaznaczyła. Kelner kiwnął głową i odszedł kiedy Fer bezgłośnie pokręciła głową zanim zdążył zapytać czy jej coś podać.
- Znów się pokłóciliście? – zapytała Fer i pochyliła się do przodu opierając łokcie na stoliku. Lucia potrafiła nasadę nosa.
- Mało powiedziane – powiedziała i zacisnęła zęby z wściekłości – rozmawiałam rano z mecenasem Silvą. Powiedział, że firma ojca ma poważne problemy finansowe i długi. Okazało się, że potrzebuję inwestora, który wyłoży pieniądze, aby podnieść firmę. Nie jest to takie proste.
- Domyślam się – odparła Fer. Lucia zerknęła na nią.
- No właśnie. Wyobraź sobie, że znalazł się inwestor, który ma takie pieniądze. W zamian chce połowy udziałów – dodała. Fer uniosła znacząco brew z pytaniem w oczach – tak dobrze kombinujesz. Tym inwestorem okazał się Pablo – odpowiedziała za przyjaciółkę. Zamilkła na chwilę, kiedy kelner podał jej filiżankę z gorącą i mocną kawą – dziękuję – odezwała się do niego. Mężczyzna tylko się skłonił i odszedł – pojechałam więc do niego, żeby mu powiedzieć co o tym sądzę. Nie dostanie firmy mojego ojca. Nie oddam mu tego co mój ojcem tworzył przez lata swojej pracy. Nie oddam mu firmy, nie po tym co mi zrobił – powiedziała i przymknęła oczy – dlaczego on chce odebrać mi jeszcze to? – zapytała szeptem i przełknęła łzy.
- Pablo chce ci pomóc – powiedziała spokojnie Fernanda i upiła łyk kawy. Lucia uniosła wzrok i spojrzała na nią z bólem w oczach.
- Tak? Pomóc? A może upokorzyć i pobawić się moim kosztem? – zapytała a głos jej się załamał. Fernanda pokręciła głową.
- Lucia, przestań robić z niego potwora. Nie ułożyło się wam i nie wnikam z czyjej to winy, ale może skorzystaj z jego pomocy. Masz alternatywę, albo sprzedać krwawicę swojego ojca, albo ją uratować.
- Tak, tylko jakim kosztem? – zapytała Lucia i otarła łzę spływającą jej po policzku – wróciłam żeby się od niego uwolnić, a nie wpadać z deszczu pod rynnę – warknęła.
- A masz inne wyjście? – zapytała Fernanda i patrzyła na nią z tą znaną jej mądrością w oczach. Lucia pokręciła głową. Nienawidziła uczucia bezradności, a teraz właśnie tak się czuła. Obawiała się, że sama nie będzie w stanie poradzić sobie z takimi długami. Czy tego chciała, czy nie była zmuszona skorzystać z oferty Pabla. Musiała ratować firmę. Poniesie za to słoną cenę, ale nic nie mogła poradzić.
- Pocałował mnie – powiedziała cicho i spojrzała niepewnie na przyjaciółkę. Fer otworzyła szerzej oczy i omal nie udławiła się gorącą kawą. Połknęła ją krzywiąc się z bólu kiedy gorący napój poparzył jej przełyk. Sięgnęła po serwetkę i zakryła nią usta na moment a później zamglonym wzrokiem spojrzała na Lucię.
- Co takiego? – zapytała niedowierzając w to co usłyszała.
- Pocałował mnie – powtórzyła Lucia i oparła się na fotelu. Westchnęła – kłóciliśmy się i w pewnym momencie mnie pocałował. Ugięły się pode mną kolana Fer. Nie mogła się odsunąć. Nie miałam dość siły – powiedziała bezradnie – myślałam, że umiem sobie poradzić z tym co nas łączyło, a okazuje się, że jestem całkowicie bezbronna kiedy on jest obok.
- Kochałaś go – stwierdziła Fer. Lucia odetchnęła głęboko. Chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej znajomy kobiecy głos.
- Lucia?
No, no... zdaje się, że Pablo ciągle czuje coś do swojej prawie-byłej-żony i tak sobie myślę, że może naprawdę ze szczerego serca chce jej pomóc? Lucia zaś czuje się skrzywdzona i nic dziwnego, że nie chce mu wierzyć, ale chyba też ciągle ma do niego słabość. Ciekawa jestem dokąd ich to wszystko zaprowadzi. No i co takiego się stało, że musiała wyjechać i zostawić męża? Gdyby nie to, może by jej nie zdradził? A może on jej wcale nie zdradził? W końcu powiedział, że nigdy jej nie oszukał... Sama nie wiem.
Lubię doszukiwać się drugiego dna, ale w tej chwili nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy i widzę tylko czarną dziurę, więc czekam na next. Może wtedy coś mi wpadnie do głowy
Eillen dnia 19:36:22 31-10-11, w całości zmieniany 1 raz
Niezmiernie mi się podobał pierwsza scenka. Uczucia w nich drzemią i nie poszły w las, na pewno! Niech mowią sobie co chcą, i innym też, ale przed samymi sobą nie ukryją, ze coś ich jeszcze łączy.
Poza tym, kończyć w takim momencie? Jestem ciekawa któż ją zauważył. Co za kobieta? Kochanka Pabla? ;D Czekam na odcinek! Pozdrawiam.
Dziękuję za komentarze
Niestety nie odpowiem na żadne Wasze pytanie - zapraszam po prostu na kolejny odcinek
ODCINEK 4
- Lucia? – uniosła wzrok i napotkała troskliwe spojrzenie Teresy Fonseci – kochanie jak ja się za tobą stęskniłam – powiedziała i mocno przytuliła dziewczynę.
- Miło cię widzieć Tereso – przywitała się Lucia. Odsunęła się i uśmiechnęła delikatnie do teściowej.
- Powinnam się na ciebie obrazić za to, że się u nas nie pokazałaś kiedy przyjechałaś – powiedziała z udawaną powagą i przysiadła się do ich stolika. Przywitała się z Fer i uśmiechnęła do Lucii – żałuję, że nie mogliśmy przyjść na pogrzeb twojego taty kochanie – powiedziała ze skruchą i uścisnęła jej dłoń – byliśmy poza Miami i nie udało nam się wrócić na czas – wytłumaczyła i uśmiechnęła się niepewnie. Lucia pokręciła głową.
- Nic się nie stało. W porządku – odparła i spuściła wzrok – a nie przyszłam, bo to nie jest najlepszy pomysł – dodała i spojrzała na Teresę. Kobieta zmarszczyła brwi jakby nie rozumiejąc o co chodzi – to dom Pabla i nie powinnam w nim przebywać. Jeszcze trochę a nie będziemy małżeństwem.
- Nie opowiadaj głupstw – zganiła ją Teresa – to także twój dom skarbie. Zawsze byłaś w nim mile widziana i tak pozostanie. Pablo ma tu najmniej do gadania – odparła poważnie
- Tereso nie mów tak. To twój syn i jego dom. Nie musi mnie w nim oglądać. Poza tym to już pewnie niedługo będzie również dom jego żony i ona też nie będzie miała ochoty by mnie oglądać – dodała i odetchnęła głęboko odpędzając napływające do oczu łzy.
- Boże broń, żeby ta dziewucha została moją synową. Nie ma takiej możliwości – powiedziała otwierając szeroko oczy i zaprzeczając gwałtownie. Lucia uśmiechnęła się tylko.
- To jego wybór. Ma swoje życie. Nasze małżeństwo się skończyło i każde z nas ma prawo ułożyć sobie życie – powiedziała i zmarszczyła brwi kiedy poczuła ukłucie bólu w sercu.
- A ty je sobie ułożyłaś? – zapytała Teresa uważnie jej się przyglądając. Lucia w milczeniu pokręciła głową – no właśnie. To, że mój syn jest idiotą i spieprzył swoje małżeństwo, nie oznacza, że będę tolerować jego kolejne wybory. Tym bardziej jeśli są błędem – powiedziała i poprawiła włosy. Miała ten nawyk odkąd Lucia ją znała. Zawsze kiedy się denerwowała robiła to samo. Bezwiednie poprawiała włosy.
- To, że ja nie ułożyłam sobie życia z kimś innym, nie oznacza, że Pablo nie może. Tereso musisz się liczyć z tym, że będziesz miała nową synową. Z czasem to nastąpi, a wtedy nie chcę powodować kłótni między nimi swoją obecnością – powiedziała i uśmiechnęła się łagodnie. Teresa pokręciła głową i westchnęła zrezygnowana.
- Nie rozumiem dlaczego mój syn ostatnio podejmuje tak fatalne decyzje – uśmiechnęła się blado. Przypominało to raczej grymas niż uśmiech – może masz rację kochanie, ale to nie zmienia faktu, że nigdy nie zaakceptuje tej dziewczyny. Dla mnie jest pusta i próżna. Księżniczka rozpieszczona przez tatusia. Po co Pablowi taki kłopot – zapytała z bezradnością i westchnęła teatralnie. Fernanda odwróciła wzrok i starała się ukryć śmiech. Lucia ujęła Teresę na dłoń i spojrzała w oczy.
- Też się za wami stęskniłam – powiedziała szczerze. Teresa pogładziła jej policzek w matczynej pieszczocie – jeżeli macie ochotę się spotkać, nie widzę przeciwwskazań, ale wolałabym, aby odbyło się to na bardziej neutralnym gruncie – zaproponowała i z wyczekiwaniem patrzyła na teściową.
- Zgoda – przytaknęła kobieta – w takim razie przyjdź na przyjęcie jakie organizujemy z Arturo z okazji trzydziestolecia naszego ślubu – poprosiła Teresa z błyskiem nadziei w oczach. Lucia zdawała sobie sprawę, ze nie jest to najlepszy pomysł. Musiałaby znosić widok Pabla z jego nową kobietą, ale widząc błagalny wzrok Teresy, nie była w stanie jej odmówić – proszę. Bardzo nam na tym zależy – poprosiła i uśmiechnęła się zachęcająco. Lucia skapitulowała.
- W porządku. Przyjdę – zgodziła się, ale w głębi duszy wiedziała, że popełnia kolejny błąd...
***
Po wyjściu Lucii, Pablo przez długi czas siedział w gabinecie i wpatrywał się w okno. Po raz kolejny zaciągnął się papierosem. Przez cały ten czas miał przed oczami spojrzenie żony. Nienawiść i ból, którego był przyczyną. To była ostatnia rzecz jakiej pragnął. Nie chciał sprawiać jej cierpienia. Pragnął dawać jej szczęście. Wiedział, że wszystko zniszczył. Spieprzył swoje małżeństwo po mistrzowsku, a teraz popełnia kolejne błędy. Powinno go to czegoś nauczyć, a wydawało się, że było całkiem odwrotnie. A całkiem niedawno był zakochanym mężem. Zrobił by dla Lucii wszystko. Jeszcze tak niedawno widział w jej oczach miłość i pożądanie, dziś tylko żal. Mimo to nie mogła oszukać swojego ciała. Reakcja na jego bliskość mówiła zupełnie co innego niż oczy. Czuł jak roztapia się w jego ramionach, jak drży gdy jej blisko. Czuł jak bije jej serce kiedy ją całuje. I tylko to dawało mu nadzieję, na to, że coś jeszcze zostało. Nie wiedział tylko, czy w tej chwili ma to jeszcze jakieś znaczenie. Przecież kończyli swoje małżeństwo w sądzie. On miał ułożyć sobie życie z Ruth, a Lucia......no właśnie. Powiedziała, że po dziś dzień była mu wierna. Zastanawiał się czy to prawda, ale doskonale znał swoją żonę. Wiedział, że nie kłamałaby w takiej sprawie. Kiedy on zabawiał się z Ruth, Lucia była sama. Nie pozwoliła się nikomu dotknąć.
- Idiota – warknął do siebie i oparł się w fotelu przymykając oczy. W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Pablo leniwie uniósł powieki i ujrzał swoją siostrę. Uśmiechnęła się i weszła do środka.
- Cześć braciszku – podeszła do niego i pocałowała go w policzek po czym skrzywiła się kiedy weszła z chmurę dymu. Spojrzała na niego znacząco. Uśmiechnął się blado i zgasił papierosa.
- Nie wiem po co palisz to cholerstwo – powiedziała – przecież przez długi czas już po nie, nie sięgałeś – zauważyła. Położyła torebkę na fotelu i skrzyżowała ramiona na piersi. Pablo milczał przez chwilę bawiąc się długopisem.
- Owszem, ale kiedyś przestałem dla Lucii – przyznał wpatrując się w swoją dłoń. Elena pokręciła głową i usiadła przyglądając mu się z troską.
- Tęsknisz za nią? – zapytała, ale znała odpowiedź. Zbyt dobrze znała swojego brata. Byli dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. Tym bardziej nigdy nie rozumiała dlaczego postąpił tak jak postąpił.
- A czy ma to jakieś znaczenie? – zapytał z ironią i odrzucił długopis z furią. Elena w milczeniu obserwowała go – Lucia i tak widzi we mnie drania i największe zło swego życia – wyrzucił z siebie a jego twarz wykrzywił grymas bólu.
- Może powinieneś jej powiedzieć dlaczego chcesz jej pomóc? – zaproponowała Elena, ale widząc spojrzenie brata szybko tego pożałowała.
- Po jaką cholerę? – zapytał z goryczą w głosie – nie będę się próbował wybielić ani przed nią, ani przed nikim innym. To co robię nie będzie moją kartą przetargową. Poza tym, to i tak nie ma już znaczenia. Rozwodzimy się – warknął z furią – nic z tego nie zmieni i nie praw mi kazań moralnych, nie chce mi się tego słuchać – rzucił i wstał wkładając dłonie w kieszenie. Elena zmarszczyła brwi i wstała.
- Naprawdę jesteś idiotą Pablo – syknęła i chwyciła torebkę, wyjęła z niej pliczek dokumentów i rzuciła mu na biurko – tu są dokumenty związane z przyjęciem rodziców – warknęła. Odwrócił się i zerknął na nią – a jak się nad sobą zastanowisz to wiesz gdzie mnie szukać – dodała i wyszła trzaskając drzwiami. Pablo odetchnął głęboko i zaklął pod nosem. Co się dzieje do cholery – pomyślał. Od kilku dni nic mu nie wychodziło. Pokłócił się już chyba ze wszystkimi. ...
***
Lucia weszła do domu i postawiła torebkę na komodzie w holu. Zerknęła w lusterko i skrzywiła się widząc jak wygląda. Dzisiejszy dzień nie należał do udanych. Był wręcz koszmarny i Lucia marzyła o tym by wziąć ciepłą kąpiel i schować się pod kołdrą. Westchnęła i ruszyła schodami na górę.
- Lucia! – usłyszała głos matki. Odwróciła się i uśmiechnęła do niej łagodnie.
- Dzień dobry mamo – przywitała się i pocałowała matkę w policzek
- Coś się stało kochanie? – zapytała z troską i pogładziła jej policzek – źle wyglądasz – przyznała. Lucia przymknęła oczy i uśmiechnęła się szerzej chcąc uspokoić matkę.
- Wszystko jest w porządku – powiedziała starając się by zabrzmiało to przekonywująco. Victoria jednak uniosła brew nie za bardzo dowierzając w słowa córki – naprawdę – zapewniła.
- Masz gościa – powiedziała Victoria dając za wygraną. Lucia zmarszczyła brwi, a matka uśmiechnęła się szeroko.
- Kogo? – zapytała Lucia i wtedy z salonu wyłonił się wysoki blondyn o wspaniałych niebieskich oczach. Uśmiechnął się łobuzersko i rozłożył szeroko ramiona.
- Nie przywitasz się ze mną? – zapytał unosząc brwi. Wyglądał zabójczo w luźnych dżinsach i koszulce z krótkim rękawem. Lucia uśmiechnęła się szeroko i rzuciła mu się na szyję.
- Santi! – wrzasnęła. Chłopak uniósł ją i zakręcił się z nią wokół własnej osi – skąd się tu wziąłeś. Miałeś przyjechać dopiero za dwa tygodnie – zapytała patrząc mu w oczy.
- Owszem – powiedział i odgarnął jej włosy z twarzy – ale udało mi się załatwić wszystko wcześniej.
- Znalazłeś kupca na mieszkanie? – zapytała z nadzieję. Santiago pokiwał głową z uśmiechem.
- Dokładnie. Facet był napalony na to mieszkanie, wiec nie było sensu czekać. Sfinalizowaliśmy umowę i jestem – wyjaśnił. Lucia po raz kolejny przytuliła go mocno z radości.
- Nie wiesz jak się cieszę, że jesteś – przyznała. Santiago pocałował ją w czoło i objął ramieniem.
- Wiem Lu. Stęskniłem się za tobą – odparł i mrugnął do niej porozumiewawczo – teraz muszę tylko znaleźć jakieś mieszkanie, tu w Miami – dodał.
- Santiago na razie możesz zatrzymać się u nas – zaproponowała Victoria z serdecznym uśmiechem – dom jest duży. Za duży na nas dwie – przyznała. Santiago pochylił się i pocałował ją w policzek.
- Dziękuję Victorio
- Nie masz za co – odparła i spojrzała na córkę – Lucia cię potrzebuję – dodała i pocałowała córkę w policzek – zostawię was – rzuciła i ruszyła do ogrodu. Lucia odprowadziła ją wzrokiem. Matka wiedziała, że coś jest nie tak. Znała ją całe życie. Mimo to nie naciskała i za to Lucia była jej wdzięczna. Chociażby dlatego, że nie wiedziała jak ma matce wytłumaczyć co się dzieje z firmą. Kolejny wstrząs w tak krótki czasie mocno by się na niej odbił.
- Co się dzieje ? – zapytał Santiago i ujął jej podbródek zmuszając by na niego spojrzała. Westchnęła.
- Nie wiem od czego zacząć – przyznała z rezygnacją. Santiago objął ją ramieniem i ruszył z nią do gabinetu.
- Najlepiej od początku...
NOWA POSTAĆ:
Teściowej to akurat nie wzięłam pod uwagę. I czytając na początku zastanawiałam się czy Teresa jest naprawdę miłą kobietą, czy udaje tą troskę i uprzejmość. Ale chyba nie i sądzę, że szczerze lubi Lucię.
Kim jest Santi? Przyjacielem Luci? Jeśli tak, to dobrze, że kobieta ma kogoś na kogo może liczyć. Jedynie ciekawi mnie jaki stosunek ma do niej sam mężczyzna, ale myślę, że z czasem go poznamy i się dowiemy.
I wiesz co? Już jakoś nie mogę się doczekać, jak Pablo ich zobaczy. Niech w końcu zrozumie co, a raczej kogo stracił. Pozdrawiam.
Dziękuję Menny za komentarz
Widzę, że trochę pytań się nasunęło po tym odcinku, no ale cóż pozwolisz, że nie nie odpowiem zepsułabym wszystko. To co mogę zdradzić to to, że Teresa to szczera kobieta i to, że lubi Lucię to mało powiedziane, ona ją wręcz uwielbia, ale o tym w kolejnym odcinku
A Santi? hm.....mogłabym w sumie co nie co o nim powiedzieć, ale chyba tego nie zrobię. Potrzymam Cię trochę w niepewności. Jedno jest pewne odegra znaczącą rolę w opowiadaniu, ale dlaczego? to się okaże
Przepraszam, że tak post pod postem, ale wrzucam kolejny odcinek
ODCINEK 5
- I tak to wygląda – dodała.
- No to faktycznie nie za ciekawie – przyznał Santiago i oparł łokcie o kolana pochylając się do przodu. Przygryzł policzek od środka zastanawiając się nad czymś – mam nadzieję, że zamierzasz skorzystać z propozycji Pabla? – zapytał i spojrzał jej w oczy . Lucia spuściła głowę i przymknęła oczy.
- Początkowo byłam na niego wściekła i zrobiłabym wszystko, żeby nie przyjąć jego propozycji, ale okazuje się, że nie mam zbyt wiele możliwości – stwierdziła i spojrzała na niego. Santiago uniósł znacząco brew. Przewróciła teatralnie oczami – no dobra nie mam żadnej możliwości.
- Najlepsze co możesz zrobić to przystać na jego ofertę pomocy, nawet jeśli chce połowy udziałów. To zawsze lepsze niż miałby zażądać większościowych akcji, a tego mimo wszystko nie zrobił – zaznaczył Santiago.
- Masz rację – westchnęła i przeczesała włosy palcami – tylko, że ja wróciłam tu poniekąd po to, by się od niego uwolnić, a teraz mam go związać ze sobą i z firmą do końca życia? – zapytała i opadła bezradnie na oparcie kanapy. Santiago zaśmiał się cicho.
- Lucia to nie pakt z diabłem
- A właśnie, że tak – zaoponowała tak gwałtownie, że sama się zaśmiała.
- Skąd wiesz, że za jakiś czas nie będzie cię stać by wykupić jego część firmy? - Zapytał dajac tym samym przyjaciółce powód do zastanowienia – nie przejmuj się tak – pocieszył ją i objął ramieniem przyciągając do siebie – pamiętaj, że będę obok ciebie. Po to przecież przyjechałem – przyznał i uśmiechnął się całując ją w czubek głowy.
- Dziękuję – odetchnęła głęboko i wtuliła się w jego silną pierś.
- Od tego jestem siostrzyczko – odparł pieszczotliwie.
- Możesz coś jeszcze dla mnie zrobić? – zapytała i spojrzała na niego niepewnie.
- O co chodzi? – oparł się na kanapie wygodnie i patrzył jej w oczy z rozbawieniem. Znał tą minę małej dziewczynki. Robiła tak zawsze kiedy chciała go do czegoś przekonać.
- Pójdziesz ze mną na przyjęcie do moich teściów? – zapytała i przymknęła jedno oko czekając na jego wymijającą odpowiedź, na którą będzie musiała znaleźć logiczne argumenty.
***
Lucia siedziała w firmie już od dwóch godzin. Mimo to nie umiała się skupić na pracy, przekładała papiery, sto razy czytała te same dokumenty. Za każdym razem kiedy zadzwonił telefon czy ktoś zapukał do gabinetu podskakiwała, a serce biło jej jak oszalałe. Wszystko to wina telefonu jaki wykonała dziś rano do Pabla. Idąc za namową Santiago poprosiła Pabla o spotkanie. Chciała z nim porozmawiać na temat firmy. Musiała to zrobić, a jednak nerwy miała napięte do granic wytrzymałości. Odetchnęła głęboko i oparła się w wygodnym fotelu. Przymknęła oczy i zaczęła powoli oddychać licząc do dziesięciu. Przerwało jej pukanie do drzwi. Po chwili w gabinecie pojawił się Santiago. Uśmiechnął się do niej i mrugnął porozumiewawczo.
- I jak przejrzałaś te papiery? – zapytał stając tuż obok i opierając się o biurko. Lucia pokręciła głową i westchnęła.
- Nie mogę się na niczym skupić – przyznała i przeczesała włosy palcami.
- Za bardzo się denerwujesz. Uspokój się, przecież Pablo nie zrobi cie krzywdy – powiedział i stanął za nią kładąc dłonie na jej spiętych ramionach. Lucia odprężyła się trochę kiedy poczuła jak jego silne ręce rozmasowują jej obolałe mięśnie. Przymknęła oczy i mruknęła pod nosem uśmiechając się – w porządku? – zapytał rozbawiony. Lucia kiwnęła głową, ale nie odezwała się słowem. Nie chciała zakłócać tej chwili relaksu, która była jej tak bardzo potrzebna. Ciszę przerwało pukanie do drzwi, a później w gabinecie pojawił się Pablo. Kiedy zobaczył Lucię w towarzystwie przystojnego blondyna uniósł znacząco brew.
- Nie chciałem przeszkadzać – rzucił jakby od niechcenia, ale posłał Lucii wściekłe spojrzenie.
- W porządku, czekałam na Ciebie – powiedziała unikając jego wzroku.
- Santiago Iverte – przedstawił się blondyn patrząc na Pabla surowym wzrokiem i podając mu dłoń.
- Pablo Fonseca – zawtórował mu mąż Lucii i spojrzał na kobietę z zaborczością.
- Będę u siebie gdybyś czegoś potrzebowała – powiedział i świadomy tego co może wywołać jego gest pochylił się i pocałował Lucię w czoło. Uśmiechnął się i mijając Pabla wyszedł.
- Usiądź, proszę – rzuciła oschle i sięgnęła do szuflady po resztę dokumentów. Pablo przez cały czas przyglądał jej się uważnie.
- Mówiłaś, że z nikim się nie spotykasz – zauważył opierając się w fotelu. Lucia uniosła znacząco brwi.
- Chyba nie muszę ci się tłumaczyć, nie uważasz? – bardziej stwierdziła niż zapytała patrząc mu w oczy.
- Wydaje mi się, że jeszcze jesteś moją żoną – odparł i otaksował ją wzrokiem. Lucia oparła łokcie na biurku i posłała mu wściekłe spojrzenie.
- Już niedługo – powiedziała i posłała mu wymuszony, sztuczny uśmiech – moje życie nie jest już twoją sprawą. Poza tym, nie poprosiłam cie o spotkanie, żeby z czegokolwiek się tłumaczyć – powiedziała i podała mu dokumenty, które starała się przejrzeć dziś rano. Pablo ostatni raz na nią spojrzał i zaczął przeglądać papiery. Tym razem role się odwróciły. Lucia mogła w milczeniu przyglądać się jemu. Stwierdziła, że niewiele się zmienił. Był tak samo przystojny jak wtedy kiedy wyjeżdżała. Krótkie, ciemne włosy; zielone oczy i kilkudniowy zarost. Jednak teraz w kącikach oczu pojawiły mu się drobne zmarszczki, które było widać kiedy się uśmiechał. Oczy nie błyszczały już tym samym blaskiem, a na twarzy widać było zmęczenie. Na obojgu te rok odcisnął swoje piętno. Oboje popełnili błędy za które przyszło im płacić.
- Tak jak się spodziewałem – powiedział Pablo i położył dokumenty na biurko – tu wyraźnie widać dziurę budżetową – dodał i podał jej kilka faktur. Lucia przyjrzała im się i kiwnęła głową z rezygnacją.
- Uważasz, że można coś z tym zrobić? – zapytała i spojrzała na niego z nadzieją. Pablo przekrzywił głowę i uśmiechnął się łagodnie.
- Nie ma nic niemożliwego – powiedział z wyższością – jeśli przyjmiesz moją propozycję jestem w stanie uratować tę firmę – dodał i potarł w zamyśleniu brodę.
- Dlaczego jesteś tego taki pewny? – zapytała i położyła papiery patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się.
- Bo mam swoje sposoby – widząc spojrzenie żony pełne powątpienia dodał poważniej – znam cię Lucia, wiem, że twoje pomysły na modernizację firmy są świetne – powiedział szczerze patrząc jej w oczy – potrzebujesz tylko środków by je wdrożyć. Ja mogę ci w tym pomóc – kiwnęła głową i odwróciła wzrok.
- Chcąc w zamian połowy udziałów – warknęła, ale już na niego nie spojrzała. Wstała i podeszła do okna krzyżując ręce na piersi. Pablo obrzucił ją wzrokiem. Dopiero teraz miał okazję zobaczyć ją w pełnej krasie. Taką jaką ją zapamiętał. Z idealnie długimi nogami, zgrabnym tyłkiem i szczupłą talią. Brązowe włosy opadały jej kaskadą na plecy. Kiedyś uwielbiał zanurzać w nich palce. Kochał w niej wszystko. Każdy centymetr tego ciała należał do niego. Teraz już nie. Skrzywił się i odwrócił na moment wzrok.
- Uważasz, że to zbyt wygórowana cena? – zapytał, ale nim zdążyła odpowiedzieć dodał – wiele ryzykuję tą inwestycją, nie dziw się, że chce się zabezpieczyć – Lucia stała nadal bez słowa – poza tym – podjął po chwili – chyba lepiej żebym to ja był twoim wspólnikiem niż miałby ci się trafić oszust, prawda? – zapytał. Lucia odwróciła się i spojrzała na niego smutnymi oczami.
- Czasem się zastanawiam co jest gorsze – rzuciła z bólem w głosie i znów odwróciła się do niego plecami. Po chwili usłyszała jak sie porusza i staje tuż obok. Włożył ręce w kieszenie i patrzył w jakiś mało znaczący punkt za oknem.
- Do niczego cie nie zmuszam – powiedział i spojrzał na nią z błyskiem w oczach – to tylko i wyłącznie twoja decyzja.
- Doskonale wiesz, że nie oddam jej tak łatwo – odparła z gniewem – nawet jeśli to miałoby oznaczać męczenie się z tobą – warknęła. Pabla przeszedł dreszcz kiedy usłyszał jej słowa tak przesiąknięte jadem i nienawiścią. Mimo to kiedy widział ją tak walczącą o swoje, pociągała go jeszcze bardziej. Pragnął jej i mógł się oszukiwać, mógł udawać, że zapomniał, ale widząc ją i czując obok siebie nie był w stanie temu zaprzeczyć. Obrzucił ją zaborczym wzrokiem i podszedł bliżej. Lucia łypnęła na niego gniewnie i instynktownie zaczęła się wycofywać. Skrzywiła się kiedy nagle wpadła na zimną ścianę. Spuściła głowę i przymknęła oczy. Pablo oparł dłoń o ścianę tuż przy jej głowie, więżąc ją pomiędzy sobą a oknem.
- Kiedyś wcale się ze mną nie męczyłaś Lucy – powiedział aksamitnym głosem, który przyprawił ją o dreszcz i przywołał wspomnienia. Spojrzała mu w oczy odważnie i zacisnęła zęby.
- Ale to było kiedyś –syknęła.
- Teraz wolisz blondynów? – zapytał unosząc znacząco brew. Mięsień na policzku zaczął mu drgać.
- Idę za twoim przykładem – odcięła się i uśmiechnęła cynicznie – poza tym to nie twoja sprawa – warknęła i próbowała się odsunąć, ale uniemożliwił jej to kładąc drugą dłoń na ścianie.
- I tu się mylisz. Nadal jesteś moją żoną – warknął z zaborczością. Lucia prychnęła i odepchnęła go od siebie.
- Przestań to w kółko powtarzać! – stanęła przy biurku i skrzyżowała ręce na piersi – przypominam ci, że to ty masz kochankę i nie masz prawa niczego ode mnie żądać. A już na pewno nie wierności – wysyczała a jej oczy zaszkliły się od łez. Pablo przemierzył odległość między nimi szybkim krokiem. Chwycił ją za kark i przyciągnął do siebie całując namiętnie. Kiedy zaczęła się opierać objął ją w pasie i przyciągnął mocniej do siebie. językiem wymusił by rozchyliła wargi. Gdy to zrobiła poczuła jak się rozpada. Nie była w stanie mu się oprzeć, gdy drażnił jej podniebienie i tańczył z jej językiem. Chwyciła jego marynarkę w pięść i odwzajemniła pocałunek, a jedna samotna łza spłynęła jej po policzku. Pablo czując jej uległość ujął jej policzek w dłoń i nie przestawał całować. Pchnął ją w stronę biurka, z niecierpliwością podciągnął jej spódnicę, chwycił ją za pośladki i posadził na krawędzi biurka zrzucając jakieś przedmioty. Ujął jej twarz w dłonie i pochwycił jej dolną wargę zębami. Jęknęła w odpowiedzi. Dłońmi zaczął błądzić po jej ciele, aż odnalazł guziki koszuli. Niecierpliwie zaczął je rozpinać.
- Boże... Lucy.... – zamruczał między pocałunkami – nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem
Ojojoj.... no i proszę... mówiłam, że mi się też zdarza nie komentować na czas?
No, i się zdarzyło, ale zaraz to naprawię
Zacznę od tego, że Teresa wydaje się sympatyczną i mądrą kobietą. Nie sądziłam, że ona i Lucia są w tak dobrych relacjach, matki w końcu zazwyczaj jednak są za swoimi ukochanymi synusiami i całą winę zwalają na złe synowe, a tu proszę W każdym razie wydaje mi się, że jest szczera i naprawdę zależy jej na dobru Luci. Za to czytając o Santiago miałam trochę mieszane uczucia, potem zmyliło mnie to, że nazwał Lucie siostrzyczką, a teraz to już sama nie wiem, ale ten facet mi jakoś do gustu nie przypadł
Aaa... i jeszcze na koniec Pablo i Lucia ^^ Powinna go zdzielić w twarz (albo tam niżej, gdzie bardziej boli:P), żeby stracił trochę tej pewności siebie, a nie ulegać mu. Uwielbiam scenki między nimi, ale mam nadzieję, że się w porę otrząśnie, albo, że... wejdzie Santi i to on go zdzieli po gębie??
Czekam
Zdarza się ale ważne, że jesteś
Teresa owszem, ma trochę odmienne spojrzenie na różne sprawy niż tradycyjna mama i dlatego mówi co naprawdę myśli. Jeśli nie zgadza się z tym co robi jej syn mówi to otwarcie, a Lucię uwielbia
Co do Pabla i Lucii to spokojnie, nie masz się co martwić nie ulegnie mu. Przynajmniej nie w następnym odcinku, ale mam pewien pomysł na ich historię i zobaczymy jak to będzie.
Jeśli chodzi natomiast o Santiago to muszę w takim razie popracować nad jego postacią. To raczej dobra duszyczka i przyjaciel do rany przyłóż niż kombinator. Nie bądź dla niego taka surowa
Ufff... to całe szczęście. Niech sobie Pablito za dużo nie wyobraża
Wiesz, ja się lubię doszukiwać we wszystkim wszelkich spiskowych teorii i może dlatego tak oceniłam Santiego, ale skoro mówisz, że to dobra duszyczka, to postaram się spojrzeć na niego nieco przychylniej
Co do tego jednego możesz być pewna fakt, że odegra znaczącą, przynajmniej tak zakładam, rolę w opowiadaniu, ale raczej w pozytywnym sensie
Mówisz, żeby sobie za dużo nie wyobrażał? zobaczymy jak to będzie mam nadzieję, że zaskoczę
Z pewnością zaskoczysz
Rzadko kiedy udaje mi się przewidzieć cokolwiek, jeśli chodzi o Twoje dzieła
Wszystko się okaże, ale miło mi, że nadal wierzysz w moje "umiejętności"
Mam to samo doświadczenie jeśli chodzi o Twoje dzieła, ale to akurat nic nowego. Powtarzam to za każdym razem i będę powtarzać, bo jesteś w tym mistrzem
I nie ma opcji żebym przestała
Tak, w motaniu to rzeczywiście jestem mistrzem... do tego stopnia, że się potem sama rozmotać nie mogę
Dlaczego przerwałaś w takim momencie? Jak tak można? ;D
Ja mówiłam, że oni coś jeszcze do siebie czuję i się powtórzę, no bo.. to widać. I nie rozumiem jak Pablo mógł ją zdradzić. Mam nadzieję, że jeszcze bardziej nam przybliżysz jak to dokładnie było, z tą jego zdradą.
A teraz czekam na kolejny odcinek, z myślą co zrobi Lucia. Podda sie tej namiętności czy sie opanuje i przerwie to? Czekam na new!
Dlaczego przerwałam w takim momencie? hm.....ja już wiem dlaczego poza tym to chyba moja specjalność - przerywać wtedy kiedy nie trzeba
No cóż pozostaje mi zaprosić na kolejny odcinek
ODCINEK 6
- Boże... Lucy.... – zamruczał między pocałunkami – nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem – wplótł palce w jej włosy i pogłębił pocałunek. Nagle ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka.
- Lucia kochanie…. – oboje usłyszeli głos Fernandy. Stanęła jak wryta z szeroko otwartymi oczami. Lucia odskoczyła od męża jak oparzona i zaczęła zapinać guziki koszuli.
- Witaj Fer – Pablo spojrzał na nią zmieszany i potarł w roztargnieniu kark.
- Miło cię znów widzieć Pablo – odparła i spojrzała na przyjaciółkę. Lucia milczała i posłała jej tylko błagalne spojrzenie – to ja pójdę do Santiago – rzuciła krótko i wyszła z gabinetu. Pablo przeniósł wzrok na żonę. Stała do niego tyłem i obejmowała się ramionami.
- Lucy – szepnął i ruszył w jej stronę.
- Idź już – rzuciła nawet na niego nie patrząc – to nie powinno było się zdarzyć – dodała cicho spuszczając głowę. Pablo stanął przed nią.
- Spójrz na mnie – poprosił, ale nie zareagowała – Lucy spójrz na mnie, proszę – ponaglił, ale chciała go tylko wyminąć by odsunąć się jak najdalej.
- Zostaw mnie w spokoju - złapał ją w pasie i zatrzymał. Ujął pod brodę i zajrzał w oczy.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz – powiedział – zrób to, a odejdę. Wiem, że było ci dobrze, czułem jak twoje ciało reaguje na moją bliskość. Możesz starać się mnie oszukać, ale swojego ciała nie oszukasz – dodał. Lucia wyswobodziła się z jego dotyku i rzuciła pełne żalu spojrzenie.
- Odejdź i nigdy więcej tego nie rób – warknęła – przestań mnie ranić – dodała już mniej pewna siebie. Jej oczy zaszkliły się od łez. Pablo pokręcił głową.
- Nie robię tego – Lucia zaśmiała się histerycznie i przeczesała włosy palcami.
- Czyżby? – spojrzała mu w oczy – całujesz mnie, mówisz mi jak bardzo za mną tęsknisz, a w domu czeka na ciebie ona. I co nie ranisz mnie? Odejdź i daj mi wreszcie spokój. Wróć do swojej kochanki i zapomnij, że miałeś żonę. Zapomnij o tym co się dziś zdarzyło. Ja nie chce uczestniczyć w twoim życiu, nie chce być częścią tego pieprzonego trójkąta – powiedziała a po jej policzku popłynęły łzy. Zacisnęła oczy i odwróciła się od niego. Pablo zacisnął szczęki, a miesień na policzku zaczął mu drgać. W powietrzu czuć było napięcie jakie pojawiło się między nimi i nie miało nic wspólnego z tym co kilka minut temu oboje przeżywali. Wściekły na siebie wycofał się szybko i ruszyło do drzwi.
- Zadzwoń jak zdecydujesz co z firmą – rzucił jeszcze i wyszedł trzaskając drzwiami. Dopiero teraz Lucia rozpłakała się na dobre.
***
- Niech cię szlag – zaklął Pablo trzaskając drzwiami do mieszkania. Rzucił marynarkę na oparcie kanapy i nalał sobie whisky do szklanki. Oparł się o barek i wychylił ponad połowę bursztynowego alkoholu. Jak mógł okazać się takim idiotą? Co on sobie wyobrażał, że oboje wrócą do tego co się rozpadło? Przecież już od dawna nie dawał swojemu małżeństwu żadnych szans. Lucia nie darzyła go uczuciem a i on już zapomniał o swojej żonie. Przynajmniej tak mu się właśnie wydawało. Nie sądził, że tak się mylił. Od ponad roku żył w przeświadczeniu, że to co czuł do Lucii umarło śmiercią naturalną. Nic bardziej mylnego. Może nie myślał o niej tak często jak kiedyś, może nie śniła mu się po nocach, nie patrzył już na ich wspólne zdjęcie, ale nadal tęsknił. Odpychał jedynie to uczucie i starał się wymazać wspomnienia. Do czasu aż Lucia wróciła do domu. Wszystko powróciło razem z nią i to ze zdwojoną siłą. Nie mógł zapomnieć jej oczu, zapachu, smaku jej ust kiedy skradał jej pocałunek. Kiedyś pozwalała mu się całować bez pretensji, dawała mu wszystko, całą siebie i on gotów był ofiarować jej swoje serce, ciało i dusze. Dałby jej wszystko to o czym by tylko zamarzyła. Był szczęśliwy kiedy mógł ją uszczęśliwić. Dzisiaj każda ich rozmowa kończyła się tak samo. Kłótnią, kolejną awanturą a nawet namiętnym pocałunkiem. I to wszystko po to tylko by za chwilę zobaczyć w oczach żony pogardę, ból i nienawiść. Po co mu to było. Po co dręczył siebie, mimo iż nigdy nie wrócą o tego co było. Westchnął. W tym samym momencie usłyszał szczęk otwieranego zamka i do mieszkania weszła Ruth. Uśmiechnęła się do niego i pocałowała przelotnie w usta.
- Już wróciłeś? Myślałam, że dziś będziesz później – zaświergoliła a Pablo przez cały czas ją obserwowała. Po chwili jakby wyrwany z transu odezwał się zachrypniętym głosem.
- Zmiana planów – odchrząknął. Ruth wyjęła z torby sukienkę i przyłożyła ją do swojego ciała.
- Kupiłam sukienkę na przyjęcie – powiedziała i stanęła przed lustrem. Pablo obserwował ją uważnie – i jak ci się podoba? – zapytała.
- Ładna – odparł Pablo i odwrócił wzrok. Ruth zmarszczyła brwi i rzuciła sukienkę na kanapę. Podeszła do niego i ujęła jego policzek w dłoń.
- Co się dzieje? – zapytała słodkim tonem. Pablo spojrzał jej w oczy i patrzył w milczeniu. Czego powinien więcej chcieć od życia? Miał pod nosem atrakcyjną kobietę. Nie była Lucią. Była od niej tak różna. Nie tylko fizycznie, ale i pod względem charakteru. Musi o niej zapomnieć. Ułożyć sobie życie od nowa. Z Ruth. Z kobietą, która gotowa była ofiarować mu to czego chciał bez pytań. Bez awantur. Bez spojrzeń pełnych nienawiści i bólu. Nie mogła dać mu tego co Lucia. Nigdy i żadna kobieta mu tego nie da. Mimo to dlaczego miał nie skorzystać i spróbować ją znienawidzić tak jak ona nienawidziła jego.
- Pablo? – Ruth spojrzała mu w oczy zaniepokojona. Mężczyzna wplótł palce w jej włosy i pocałował gorąco. Kiedy odpowiedziała mu pocałunkiem wziął ją na ręce i skierował się w stronę sypialni.
***
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł – powiedziała Lucia wchodząc a Santiago do wielkiej Sali na której już rozpoczęło się przyjęcia Teresy i Arturo. Santiago zatrzymał się i stanął przed przyjaciółką.
- Lu to najlepsze co możesz zrobić – powiedział. Lucia spuściła głowę i przygryzła dolną wargę. Mimo iż wczoraj wieczorem on i Fer przez dwie godziny starali się przemówić jej do rozumu i odwieść od pomysłu zrezygnowania z przyjścia tu, to i tak nie była przekonana, że dobrze robi – spójrz na mnie – ujął jej podbródek i zmusił by na niego spojrzała – nie możesz się chować przed Pablo do końca życia. I tak będziesz zmuszona znosić jego towarzystwo kiedy przyjmiesz jego ofertę pomocy – uśmiechnął się łagodnie – dlaczego nie stawić mu czoła już teraz?
- Nie wiem czy jestem na to gotowa. Każde nasze spotkanie kończy się tak samo – posmutniała – poza tym jest tu pełno ludzi, którzy mnie znają i wiedzą, że jestem żoną Pabla. Jak mam z nimi rozmawiać i tłumaczyć, że mój mąż pod moim nosem bawi się z kochanką? – zapytała i potarła nasadę nosa.
- Wiem Lucia, że nie jest to dla ciebie łatwe. Pamiętaj, że nie jesteś tu dzisiaj sama – powiedział gładząc jej policzek wierzchem dłoni. Dziewczyna spojrzała na niego z wdzięcznością – poza tym Pablo zdaje się tym nie przejmować. Podobnie jak twoja teściowa.
- Ona nie znosi tej Ruth – powiedziała śmiejąc się na wspomnienie rozmowy z Teresą.
- No widzisz. Nie przejmuj się, masz za sobą zbyt wielu ludzi, którzy cię kochają – powiedział Santiago i pocałował ją w czoło – chodź – rzucił ze śmiechem i ujął jej dłoń prowadząc w głąb sali. Lucia napotkała zaciekawione spojrzenia zgromadzonych gości. Uśmiechnęła się ukradkowo i miała coś powiedzieć do Santiago kiedy ktoś ją zawołał.
- Nie wiem, czy ci wybaczę takie zaniedbanie – Lucia z uśmiechem odwróciła się. Dobrze znała ten głos.
- Elena…. – powiedziała cicho i obje rzuciły się sobie w ramiona.
- Jak mogłaś mi to zrobić – powiedziała dziewczyna i wytarła wierzchem dłoni mokre od łez policzki – nie odezwałaś się słowem, że wracasz. Dowiedziałam się wszystkiego od matki i Pabla – powiedziała odsuwają się od niej i patrząc ze zmarszczonymi brwiami. Widząc jednak skruszone spojrzenie szwagierki uśmiechnęła się przez łzy.
- Wybacz – odparła Lucia i otarła kciukiem łzę z jej policzka – zbyt wiele się wydarzyło od kiedy wróciłam. Sama wiesz….. – dodała ze smutkiem i odwróciła wzrok powstrzymując łzy. Santiago stanął za nią i położył jej dłoń na ramieniu w uspokajającym geście. Lucia uśmiechnęła się blado i spojrzała na Elenę.
- Jak się trzymasz? – zapytała szczerze zatroskana.
- Daję sobie radę - starała się przybrać obojętny ton, ale wcale jej to nie wyszło – muszę, nie mam innego wyjścia.
- Wiesz, że gdybyś czegoś potrzebowała, zawsze możesz na mnie liczyć? – zapytała przyglądając się jej uważnie – bez względu na to, że Pablo to mój brat. Idiota, ale niestety brat – uśmiechnęła się delikatnie, a na jej policzkach pokazały się urocze dołeczki.
- Jesteś kochana – przyznała Lucia i mocno ją uściskała.
- Wiem. Dlatego jeszcze się ze mną przyjaźnisz – dodała i mrugnęła do niej. Lucia zachichotała i odwróciła się do Santiago – wybacz – zreflektowała się – Elena poznaj proszę Santiago Iverte, mój przyjaciel – chłopak podał jej dłoń i uśmiechnął się ukazują białe zęby – Santi, Elena Fonseca, siostra Pabla – dodała a w jej oczach przez moment pojawił się błysk bólu.
- Miło mi cię poznać – powiedział Santiago taksując ją wzrokiem – wiele o tobie słyszałem.
- Szkoda, że ja o tobie nie – odparła i uśmiechnęła zalotnie. Santiago zaśmiał się pod nosem.
- Ja też żałuję – mrugnął do niej. W tej samej chwili zadzwoniła jego komórka – przepraszam – mruknął i wyciągnął telefon patrząc na wyświetlacz – to Fer. Pewnie już przyjechała, pójdę po nią – zakomunikował i kiedy Lucia kiwnęła głową, ruszył do wyjścia przykładając aparat do ucha.
- Skąd go znasz? – zapytała zaciekawiona Elena odprowadzając go wzrokiem. Lucia uśmiechnęła się i przekrzywiła głowę przyglądając jej się.
- To długa historia – odparła wymijająco – spodobał ci się? – bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Wcale nie! – zaprzeczyła tak gwałtownie, że po chwili obje parsknęły śmiechem.
***
- Fer, poradzisz sobie? – zapytał Santiago sięgając po dzwoniący w kieszeni telefon i patrząc na nią ze skruchą. Fernanda zaśmiała się pod nosem.
- Pewnie, idź – odparła. Santiago uśmiechnął się delikatnie i skierował się do wyjścia. Dziewczyna rozejrzała się po sali w poszukiwaniu Lucii. Nigdzie jednak nie mogła jej dostrzec. Napotkała za to kilka znajomych osób. Kiwnęła im na powitanie i uśmiechnęła się przyjaźnie. W głębi duszy nie znosiła tego typu imprez. Zbyt dużo ludzi, plotek, nieprzyjemnych sytuacji. A do tego później każdy każdego obgadał. Bo ta miała taką sukienkę, a ta tę samą w której była rok temu. Co to miało za znaczenie? Fernanda nigdy tego nie rozumiała. Sukienka jak każda inna, a przyjęcia powinny być okazją do zabawy, a nie rewią mody. Niestety w kręgach w których ona się wychowała, to miało ogromne znaczenie. Westchnęła.
- Szampana? – zapytał kelner. Fernanda kiwnęła głową i sięgnęła po kieliszek. Upiła łyk i znów rozejrzała się po sali. Nagle poczuła jak ktoś gładzi jej nagie ramię. Odwróciła się wściekła i gotowa nawtykać temu, kto odważył się ją tak dotykać. Kiedy to zrobiła zamarła.
- Witaj skarbie – Sergio Uribe uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. Stał oparty o ścianę i taksował ją wygłodniałym wzrokiem.
No tak... nie udało się z Lucią, to trzeba było od razu pocieszyć się z Ruth... faceci
Za to Santi i Elena I do tego Pablo, święcie przekonany, że Santi, to nowy mężczyzna jego prawie-byłej-żony Jak sobie wyobrażę, że mógłby zastać Santiaga ze swoją siostrą w jakiejś niejednoznacznej sytuacji, a potem jeszcze próbować szkalować jego opinię przed Lu... haha... chyba mnie fantazja trochę poniosła
No cóż ... słusznie zauważyłaś, że faceci Jak się okaże nie pierwszy i nie ostatni raz będzie się pocieszał w jej ramionach, no ale to się okaże później ....
A co do reszty - w sensie Santiago i Eleny, no i tego pomysłu z Pablem to nic nie powiem okaże się
Faktycznie! Pablo, to facet jak każdy inny. Nie wyszło mu z Lucią [swoją drogą jestem ciekawa co by się wydarzyło, gdyby jednak Fer im nie przeszkodziła], to od razu wtopił się w swoją kochankę.
Elenie najwyraźniej spodobał się Santiago. Może i byliby dobra parą, mimo to zastanawia mnie ten mężczyzna. Czy on naprawdę nic nie czuje do Lucii? Pozdrawiam!
Co by się wydarzyło? Hmm... moim zdaniem są tylko dwa wyjścia - albo by się pogodzili (co raczej nie wchodzi w grę, bo opowiadanie by się musiało skończyć), albo znienawidzili jeszcze bardziej, nie mówiąc już o jakiejś przypadkowej ciąży, która jeszcze bardziej skomplikowałaby relacje między nimi... ot, taka moja mała wizja, ale lepiej nie będę się rozpędzać
Menny - Santiago na pewno nie czuje do Lucii nic oprócz braterskiej miłości i troski. Tego akurat możesz być pewna
Aguś - kochana mogłabym wyprowadzić Cię z błędu, albo potwierdzić Twoje przypuszczenia, ale będzie ciekawiej jak wszystko przemilczę
Oj tak, zdecydowanie nie domagam się rozwiania tych moich wymysłów. Zdecydowanie lepiej, jak to wszystko wyjaśni się samo w miarę czytania
ODCINEK 7 [+18]
- Witaj skarbie – Sergio Uribe uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. Stał oparty o ścianę i taksował ją wygłodniałym wzrokiem.
- Za jakie grzechy musiałam cie dziś tu spotkać – warknęła patrząc mu odważnie w oczy. Uniósł rozbawiony brwi – poza tym nie przypominam sobie, żebym pozwoliła ci się dotykać – wysyczała przez zęby. Sergio uśmiechnął się i podszedł od niej powoli.
- Pozwoliłaś kochanie, dawno temu – przypomniał a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. Prychnęła i chciała go wyminąć, ale sprytnie jej to uniemożliwił. Złapał ją i przyciągnął do siebie tak, że ramieniem uderzyła o jego twardą pierś.
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć – powiedziała wściekła. Sergio zaśmiał się tylko i przygryzł płatek jej ucha. Oddychała coraz ciężej, a kiedy poczuła jego usta na skórze nogi się pod nią ugięły.
- Nie mam nic przeciwko temu byś krzyczała, ale może w pokoju na górze? – zaproponował. Fernandzie serce zaczęło walić jak szalone.
- Po moim trupie - Chciała się wyrwać, ale przytrzymał ją mocniej, a jego dłoń zaczęła gładzić jej plecy i kierować się niżej.
- Kiedyś niczego mi nie odmówiłaś – odparł. Fernanda nie była w stanie dłużej znieść jego dotyku i bliskości. Wyszarpnęła się z jego uścisku i posłała mu udręczone spojrzenie.
- Ale to było zanim oskarżyłeś mnie o to, że chce cie złapać na dziecko – odpysknęła. Sergio natychmiast spoważniał i mimowolnie spojrzał na jej płaski brzuch.
- Fer… - zaczął nieco ciszej, ale dziewczyna przerwała mu unosząc gwałtownie dłoń.
- Daruj sobie – powiedziała a po jej policzku popłynęła samotna łza – nie chce cie znać – dodała łamiącym się głosem.
- Wiem, że nie urodziłaś tego dziecka – powiedział cicho patrząc jej w oczy z bólem. Fernanda przeczesała włosy palcami i zacisnęła powieki powstrzymując łzy.
- Owszem, nie urodziłam. Spełniło się twoje życzenie – wyrzuciła mu w twarz i ruszyła szybko w stronę wyjścia. Sergio zatrzymał ją łapiąc za nadgarstek.
- Fer…. – wyszeptał. Wyrwała się jednak i chlusnęła mu w twarz szampanem. Odstawiła kieliszek na stojącą w holu komodę i wybiegła z budynku.
- Niech to szlag – Sergio otarł twarz dłonią i pobiegł za dziewczyną. Nim jednak zdążył ją dogonić wsiadła już do taksówki i odjechała. Patrzył tylko jak światła samochodu znikają za zakrętem. Zaklął pod nosem i potarł nasadę nosa. Popełnił w życiu wiele błędów. Zdawał sobie sprawę, że największym było to jak potraktował Fernandę. Nigdy przez ten czas kiedy się nie widzieli, nie wybaczył sobie tego. Pamiętał jak wczoraj dzień kiedy oświadczyła mu, że spodziewa się jego dziecka. Westchnął i przykucnął, bo nogi trzęsły mu się jakby były z galarety. On potraktował kobietę, która obdarzyła go zaufaniem jak oszustkę. Powiedział jej wiele okropnych rzeczy, których teraz mocno żałował. A ona wyjechała do Californii zostawiając za sobą wszystko. Zwłaszcza jego.
***
Pablo obserwował żonę odkąd przekroczyła próg sali. Wyglądała cudownie. W granatowej wieczorowej sukni, która wspaniale opinała jej zgrabne ciało. Teraz stała kilka metrów dalej, zwrócona do niego tyłem i rozmawiała w najlepsze z jego matką. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Nigdy nie rozumiał więzi jaka ich łączyła. Umiały się dogadywać jak mało kto. A już na pewno nie teściowa z synową. Cieszyło go to niezmiernie, że nigdy nie miały z tym problemu. Było to coś niesamowitego biorąc pod uwagę jaki charakter miała jego matka. Zawsze sceptycznie i z dystansem podchodziła do każdej jego dziewczyny. Lucia od razu skradła jej serce. Co więcej broniła jej jak własną córkę, nawet przed nim. Teraz kiedy związany był z Ruth odczuł jak bardzo matka potrafi być uszczypliwa. Na każdym kroku przypomniała jak bardzo jej nie znosi. Wielokrotnie wierciła mu dziurę w brzuchu o Lucię i jej całkowite przeciwieństwo Ruth. Nie potrafiła zrozumieć jak Pablo mógł zamienić tak wspaniałą żonę na kogoś pokroju Ruth. Cóż….on sam nie potrafił sobie na to odpowiedzieć. Westchnął i zlustrował żonę po raz setny dzisiejszego wieczoru. Była piękna. Delikatna i zmysłowa. Była świadoma swej atrakcyjności i to zawsze bardzo mu się podobało. Nie potrafił zapomnieć lat jakie spędzili razem. Tak bardzo się kochali. Gotów był dać jej wszystko czego tylko by zapragnęła. Pragnął z nią dzielić życie. Pragnął jej. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo za nią tęsknił. Upił łyk alkoholu nadal patrząc na nią uważnie. Zadrżała delikatnie i odwróciła głowę patrząc prosto na niego swoimi pięknymi niebieskimi oczami, które tak kochał. Powoli odsunął szklankę i wbił w nią przeszywające spojrzenie. Jego ciało napięło się pod wpływem jej spojrzenia. Zawsze tak na niego działała. Jak się okazało pomimo przerwy jaką mieli nadal to robiła. Odwróciła się kiedy podszedł do niej Santiago. Pochylił się tuż nad jej uchem szepcząc coś. Zmarszczyła brwi. Przeprosiła Teresę i ruszyła z mężczyzną do holu. Pablo zacisnął szczęki kiedy widział jak Santiago obejmuje ją w tali. Co prawda nigdy nie widział w jego spojrzeniu pożądania, można by sądzić, że jedynie się przyjaźnią, ale mimo wszystko szlag go trafiał na samą myśl, że w tym człowiekiem jego żona spędza większość swojego czasu. Nie ufał żadnemu mężczyźnie, który kręcił się wokół Lucii. Zaklął pod nosem i przechylił szklankę do dna. Przez cały ten czas nie spuszczał wzroku z rozmawiających o czymś Lucii i Santiago. Mężczyzna położył jej dłoń na policzku i uśmiechnął się delikatnie. Tego było za wiele. Pablo postanowił przerwać całą tę szopkę. Postawił szklankę na komodzie i ruszył w stronę holu. Nim jednak zdążył do nich podjeść Santiago pocałował Lucię w policzek i wybiegł z budynku. Lucia zdawała się nawet go nie zauważać. Była pogrążona w myślach. Cała złość z niego uleciała kiedy dostrzegł cień niepokoju w jej oczach.
- Wszystko w porządku? – zapytał podchodząc do niej. Uniosła smutne oczy, które za chwilę błysnęły gniewem.
- A co cie to obchodzi? Zajmij się lepiej swoją dziewczyną – warknęła i chciała go wyminąć. Złapał ją za łokieć i przyparł do ściany.
- Nie traktuj mnie w ten sposób – wysyczał przez zęby mierząc ją wzrokiem. Spojrzała mu odważnie w oczy i uniosła znacząco brew.
- Niby w jaki? – prychnęła – traktuję cie tak jak na to zasługujesz – warknęła i szarpnęła się chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od niego. Nie pozwolił jej na to.
- Spieszysz się to tego lalusia? – zapytał wściekły. Lucia łypnęła na niego gniewnie.
- Chyba coś ci się pomyliło – odparła wojowniczo – już dawno minęły czasy kiedy z czegokolwiek musiałam ci się tłumaczyć. Ja ciebie nie wypytuje o Ruth. Jakoś nie interesuje mnie twoje życie z nią – powiedziała i starała się go wyminąć. Oparł dłoń o ścianę uniemożliwiając jej ruch. Spojrzała mu w oczy z wyzwaniem.
- Nie byłoby jej gdybyś mnie nie zostawiła – wyrzucił jej z bólem w głosie. Jego oczy błysnęły tęsknotą i cierpieniem. Zmiękły jej kolana kiedy dostrzegła w jego oczach ten ból. Jej oczy zaszkliły się od łez. Spuściła głowę i odpowiedziała cicho.
- Nie zrzucaj całej winy na mnie – odepchnęła jego rękę i pobiegła w stronę schodów – cholera! – zaklęła i upadła kiedy obcas jej się złamał. Poczuła tępy ból w kostce – niech to szlag. Jeszcze tego mi brakowało – powiedziała i rzuciła butem o posadzkę. Pablo znalazł się natychmiast przy niej i kucnął chwytając w silne dłonie jej stopę.
- Zostaw – wysyczała. Spojrzał na nią karcąco i całą uwagę skupił na jej kostce. Zasyczała kiedy starał się nią poruszyć. Zerknął na nią.
- Skręcona – zakomunikował po czym wstał – trzeba ją usztywnić. Chodź – wyciągnął do niej dłoń. Wiedząc, że samej nie uda jej się wstać skorzystała z jego pomocy i podniosła się z posadzki.
- Nigdzie z tobą nie pójdę – powiedziała wyrywając dłoń i postawiła krok. Szybko tego pożałowała, bo omal znów nie wylądowała na posadzce. Pablo nie miał zamiaru z nią dyskutować. Wziął ją na ręce i skierował się po schodach do pokoi.
- Zawsze musisz być taka uparta? – uśmiechnął się i wszedł do jednej z sypialni. Ułożył ją na ogromnym łóżku i skierował się do łazienki. Po chwili wrócił z bandażem w dłoni.
- Nigdy ci to nie przeszkadzało – burknęła cicho. Pablo spojrzał jej szczerze w oczy i uśmiechnął się zmysłowo.
- Owszem i nadal nie przeszkadza. Kochałem cie za to – powiedział niby od niechcenia i skupił się na usztywnianiu kostki. Szybko i sprawnie zawinął jej nogę w bandaż i spojrzał w oczy – mniej boli? – zapytał z troską. Kiwnęła głową i postawiła nogi na podłodze – nie powinnaś wstawać – zakomunikował, ale zignorowała jego protest. Pokuśtykała w stronę drzwi.
- Dam sobie radę – odparła i biodrem oparła się o komodę stojącą niedaleko drzwi.
- Może chociaż cie odwiozę – zaproponował i spojrzał jej w oczy z czułością jakiej dawno nie widziała w jego oczach. Chciało jej się płakać kiedy tak na nią patrzył. Serce ściskało ją w piersi na ten widok. Przymknęła powieki i odetchnęła głęboko. Nagle poczuła jego ciało niebezpiecznie blisko siebie. Uniosła niepewnie wzrok. Napotkała parę wspaniałych brązowych oczu, które rozpalały jej ciało jednym spojrzeniem. Jej ciało zadrżało. Poczuła jak jej mięśnie napinają się do granic wytrzymałości.
- Nie patrz tak na mnie… - powiedziała cicho – nie rób tego… - poprosiła, ale w jej głosie słychać było wahanie. Pablo stanął przed nią i z czułością pogładził jej policzek wierzchem dłoni. Serce Lucii zabiło mocniej. Owionął ją jego zmysłowy i męski zapach. Założył jej włosy za ucho – Pablo….. – wyszeptała. Mężczyzna pochylił się jednak i musnął jej usta swoimi – proszę….- wyjęczała gdy jego wargi drażniły jej usta. Zanim zdążyła zaprotestować pochwycił jej usta swoimi w namiętnym pocałunku. W jednej chwili zapomniała o wszystkich postanowieniach. Wszystkie hamulce poszły w łeb kiedy poczuła znów jego ciepłe wargi na swoich. Tęskniła za nimi przez cały ten rok i tęskniła odkąd oderwali się od siebie w jej gabinecie. Myślała, że zapomniała. Myliła się i to bardzo. Prowadziła ze sobą walkę i sromotnie ją przegrywała. Nie miała siły dłużej mu się opierać. Nie potrafiła znów go od siebie odepchnąć. Będzie tego żałować, ale w tej chwili pragnęła go tak samo jak on pragnął jej. Jęknęła i oddała mu pocałunek. Początkowo nieśmiały delikatny przerodził się w zachłanny i gorący. Pablo wplótł palce w jej włosy i przygniótł ją swoim ciałem do komody. Całowali coraz bardziej niecierpliwie i coraz bardziej zaborczo. Pablo złapał w pięści jej sukienkę i podwinął ją do góry. Chwycił jej pośladki i zwinnym ruchem posadził ją na komodzie. Jej udami oplótł swoje biodra a dłońmi błądził po ciele. Lucia niecierpliwymi palcami zsunęła marynarkę z jego ramion. Po omacku odnalazła guziki jego koszuli i zaczęła je rozpinać, kiedy trwało to zbyt długo szarpnęła ją rozrywając, a guziki posypały się po podłodze. Opuszkami palców pogładziła jego umięśniony tors, płaski brzuch, aż dotarła do paska. Kiedy Pablo poczuł jej gorące dłonie robiące spustoszenie gdziekolwiek się pojawiły jęknął głośno. Odnalazł suwak jej sukienki i szybko go rozpiął. Zsunął ramiączka całując jej szyję, dekolt i odsłonięty biust. Kiedy ustami chwycił nabrzmiały sutek wygięła się w łuk i mruknęła. Pablo uniósł ją ruszył w kierunku łóżka. Ułożył ją na pościeli i pozbył się zbędnych ubrań. Pieścił jej ciało, delektując się jego smakiem i zapachem, który nawiedzał go w snach każdego dnia.
- Skarbie – wyszeptał palcami odnajdując jej najintymniejsze miejsce. Westchnęła głośno i wpiła się w jego usta. Jej ciało krzyczało. Błagało o każdą jego pieszczotę, o każdy dotyk. Sięgnęła do paska jego spodni i szybkim ruchem rozpięła go chwytając w dłoń nabrzmiały dowód jego pożądania. Zajęczał kiedy poczuł jej delikatne dłonie dotykające go w taki sposób….chryste…..gotów był spalić się tu na popiół. Coraz trudniej było mu się opanować. A ona jeszcze robiła z nim co chciała. Szybkimi ruchami pozbył się reszty ubrań, jednym ruchem zerwał z żony koronkowe majteczki i ułożył się między jej udami. Pochylił się wciąż całując każdy centymetr jej ciała. Ujął jej kark i pocałował zachłannie wypełniając ją sobą. Jęknęła przygryzając jego wargę. Wbił się w nią głęboko i zaczął się poruszać. Najpierw powoli sycąc się jej ciałem, przypominając sobie każdy najdrobniejszy szczegół. Po chwili jednak oboje byli na skraju wytrzymałości. Lucia przyciągnęła go mocniej do siebie a Pablo nie hamując się dłużej przyspieszył tempa. Wiedział, że następny dzień nie przyniesie nic dobrego. Wiedział, że będą znów drzeć ze sobą koty, ale chwile jakie spędzali ze sobą w tym pokoju dawały mu nadzieję na polepszenie stosunków między nimi. Nie pragnął więcej….
Piękny odcinek! Jak tylko zobaczyłam [+18] od razu pomyślałam o głównych bohaterach, no bo o kim innym? ;D Przecież oni się nadal, wciaż kochają. Niech sobie mówią co chcą, ale to akurat widać. Chociaż dobrze wiemy, że po tym i tak nie będzie kolorowo. Aaa.. i wprowadziłaś ciekawy wątek Sergia i Fer, hm.. zaskoczyło mnie to co się dowiedzieliśmy w tym odcinku. Chyba nie tylko Pablo i Lucia będą się na nowo zmagać ze swoimi uczuciami... Pozdrawiam!
Jak zobaczyłam napis "+18" to pomyślałam o głównych bohaterach, potem pomyślałam, że to chyba niemożliwe, a potem w końcu zaczęłam czytać No i proszę - jednak Pablo i Lucia. Iskrzy między nimi tak, że cholernie żal by było, gdyby jednak nie znaleźli wspólnego języka. Wiem, że jeszcze daleka i kręta droga do tego, ale liczę na happy end Cudny odcinek :*
Dziękuję za komentarze
Aguś co do tego masz całkowitą rację. Długa droga do ich ewentualnego szczęśliwego zakończenia. Wszystko zacznie się komplikować bardziej niż jest w tej chwili
Menny - kochana w stu procentach mogę się z Tobą zgodzić co do wątka Sergia i Fer. Wszystko powoli zacznę wyjaśniać, ale nie tylko główni bohaterowie będą zmagać się ze swoimi uczuciami w końcu to karuzela nie?
Pozdrawiam