elvirka - Strona gĹĂłwna
* Występują wulgaryzmy.
Fabuła:
_____Opuszczona przez mężczyznę swojego życia Lizz, pragnie posklejać życie od nowa. By to zrobić, musi pogodzić się ze stratą ukochanego, co niestety nie jest takie proste. W obliczu samobójczej śmierci szanownego Pana B, pojawia się jego matka, a wraz z nią liczne tajemnice do rozwiązania, które nabierają zupełnie innego sensu, niż za życia owego samobójcy.
_____Kobiety nie pałają do siebie sympatią. Są skrajnie różne, ale jest coś, co je ze sobą łączy. Obie równie mocno kochały Brunona z tym, że każda na swój sposób.
_____Lizz, żeby pozwolić swemu ukochanemu odejść, stara się go zrozumieć. I w tym tkwi cały problem bowiem jego natura, okazuje się być niebywale skomplikowana.
_____To historia kobiety, która dowiadując się o różnych faktach z przeszłości swojego kochanka, powoli dochodzi do wniosku, że tak naprawdę zna jedynie wykreowaną - przez pozornie idealnego mężczyznę - postać.
Wstęp:
_____Patrzę w niebo i wiesz co widzę? Nic, bo przysłaniają mi je miliony kropel zimnego deszczu. Kiedyś przyjdzie taki dzień, kiedy naprawdę zatęsknisz. Nie potrafię już płakać. W gruncie rzeczy to dobrze, że rozpętała się ulewa, bo przynajmniej sprawiam takie wrażenie, ale w moich oczodołach nie skrywa się żadna słona łza. Dobrze Ci tak dupku! Nie myśl, że będę teraz wyć do księżyca, bo Ciebie już tutaj nie ma. W moim sercu nadal żłobisz tą kurewsko wielką dziurę, która niczym płomienie, pali mnie od środka, ale Ty się tym nie martwisz. Niby dlaczego JA miałabym przejmować się twoim zimnym trupem? Nie dostrzegasz ukrytego sensu.
_____Ciekawe, czy chciałbyś bym zjawiła się na Twym pogrzebie i czy w ogóle marzyłeś, by kiedykolwiek go mieć wraz z tą całą szopką typu cmentarz, trumna i stypa. Ja ograniczam się tylko do stwierdzenia ‘z prochu powstałeś, w proch się obrócisz’, dlatego preferuję proces kremacji. Może w tym też jesteśmy do siebie podobni? Nie zostałam Twoją żoną, nie mam prawa podejmować za Ciebie decyzji. Zrobi to Twoja matka.
_____Właśnie zauważyłam, że nie potrafię wyrażać się o Tobie w czasie przeszłym.
_____k***a!
_____Nie mogę pojąć, jakim tępym skurwysynem trzeba być, żeby odstawiać takie cyrki. Po co to całe samobójstwo? Dobrze wiesz, że nasze życie wypełnione jest schematami. Skoro odeszłam, oczywistością było, że w końcu wrócę. Nigdy nie możemy być do końca pewni.
_____Zbieram się z mokrej trawy, ponieważ nie mam ochoty dłużej moknąć. W zasadzie nie wiem dokąd mam iść. Nigdzie nie czuję Twojej obecności, której usilnie staram się doszukiwać. Dom, przestał być naszą oazą, w dniu kiedy powiesiłeś się na klamce od frontowych drzwi. Teraz pozostaje mi tylko motelowy pokój. Szkoda, że już nigdy Cię tam nie zastanę. Żałuję również, że sama zbezcześciłam to miejsce. Gdybyś tylko się ocknął z tego amoku, w który nie wiadomo kiedy popadłeś, na pewno nie przyprowadziłabym tutaj Jareda.
_____Twoje słowa nadal potrafią ranić, choć ich nie powtarzasz.
_____Pieprzyłaś się z nim, czy jeszcze nie?
* Tytuł wymyśliła Marta [awangarda]
* To kontynuacja opowiadania pt. 'Toksycznie': pierwsza część' Odbierz to do Ciebie' - ma 10 króciutkich rozdziałów.
* Beztraumówka
* A ten nieudolny obrazeczek zmienię w przyszłości, bo to tak na szybko.
* Może pojawić się tu wszystko: począwszy od WULGARYZMÓW.
* Częstotliwość dodawania rozdziałów: mniej więcej raz na ruski rok, tak rzadko, że zdążycie pozapominać o co chodzi w tym opowiadaniu.
* NIE USUNĘ, nawet jeśli nikt nie będzie chciał go przeczytać, bo tak mi się podoba, przynajmniej takie jest początkowe założenie.
* Ilość rozdziałów: Mniej więcej 10, ale może być różnie.
* OBSADĘ pożarł smok, więc opisu postaci też nie będzie.
* Pozdrawiam serdecznie.
Aberracja dnia 18:10:34 01-06-15, w całości zmieniany 8 razy
Madziulko wróciłaś do nas? Mam nadzieję, że tak!
Czytam i wiesz, że nie zrezygnuję, nawet jeśli jednak okaże się, że będę musiała logować się tam, by poznać zakończenie tej historii
NO specjalnie dodaje tu, żebyś nie musiała się tam specjalnie logować
Jestem wspaniałomyślna taka
A poza tym ostatnio zauważyłam, że tu jest wiele ciekawych opowiadań no i tak jakoś wróciła mi cheć
Haha... żartujesz sobie teraz ze mnie, prawda?
Tak czy siak cieszę się, że wróciłaś i że nie muszę już zaglądać tam
I mam nadzieję, że Twoja chęć to bywania tutaj jest długoterminowa ;D
Taaak, oczywiście, że zostanę na dłużej bo dodałaś nowe opowiadanie
Muszę je skomentować, tak jak pozostałe - bo wszystko nadrobiłam
Żeby nie było, że spam, to rozdział dodam, a co tam!
No dodałam Myślę nawet intensywnie nad jeszcze jednym, ale na razie tylko myślę ;P
A ja mam Ci tu spamować kopiuj+wklej stamtąd?
W sumie co tam... masz, żeby nie było:
"Toksycznie" zachwyciło mnie od początku swoją innością - sposobem w jaki prowadziłaś opowiadanie i cieszę się bardzo, że to się nie zmieniło. Nie powiem, koniec tamtej historii trochę mnie zaskoczył - przez chwilę pomyślałam nawet, że może już nie miałaś pomysłu i chciałaś to jak najszbciej zakończyć, żeby mieć to z głowy, a tu proszę - pojawia się część druga I całe szczęście!
Lizz nadal mnie irytuje, może nawet jeszcze bardziej niż poprzednio? Jest w niej, w jej postępowaniu i sposobie bycia coś, czego nie potrafię nazwać, czego nie rozumiem i nawet nie będę próbowała, bo tak sobie myślę, że to chyba po prostu trzeba przeżyć... chociaż może lepiej nie, bo wtedy człowiek stałby się takim chodzącym zombie, jakim jest teraz dla mnie Lizz. Boję się, że może nie otrząsnąć się po stracie Bruna, a przecież powinna wziąć się w garść! I nie wiem, czy to, co między nimi było można nazwać miłością... Nie wiem, ale może wkrótce, wraz z poznawaniem kolejnych tajemnic rodu Szanownego Pana B. coś mi się rozjaśni
Nie musisz spamować Misiu ♥
Zaraz wyrównam rozdziały i już
Nie galupuj tak, niech się inni z tym zaznajomią, ja grzecznie poczekam
[2
____Całe miasto spowiła już ciemność, a niebo pokrywają miliardy gwiazd. Musisz pojąć, że nie mogłam postąpić inaczej. Moje pojawienie się na cmentarzu z samego rana dostarczyłoby mi tylko nowych upokorzeń, a lekarz ostatnio kazał mi o siebie szczególnie dbać. Właśnie dlatego wybrałam wieczór. Twoje ciało już spoczęło w grobie, ale to nie ma znaczenia. Przecież nic tego nie zmieni. Noszę nasze dziecko pod serduszkiem, więc siłą rzeczy jakaś cząstka Ciebie dalej tkwi we mnie.
____Nadal trwasz, chociaż przestałeś oddychać na własne życzenie, głupku.
____Wchodzę przez wielką, żelazną bramę, która nie wygląda na zbyt nową, by za chwilę przeciskać się pomiędzy grobami. Kiedy byłam tu po raz ostatni, na pewno było zdecydowanie luźniej. To miejsce mnie przytłacza. Gdybyś tylko chciał zostać skremowany, nie musiałabym tu być. Wolałabym widzieć Ciebie w mojej sypialni, ale widocznie dużo bardziej odpowiada Ci marmurowy pomnik niż łóżko. Twój wybór.
____Cmentarz jest niewielki, więc z łatwością odnajduję ogromny grobowiec należący do Twojej rodziny. Zresztą świeże wieńce i spora ilość zniczy ułatwiają poszukiwania. Na płycie nagrobkowej widnieje Twoje zdjęcie. To już przesada. Uśmiechasz się do mnie, jakby nic się nie wydarzyło, a przecież zmiażdżyłeś mi serce.
____Przejeżdżam delikatnie palcami po fotografii.
____Cały czas nieskazitelnie doskonały.
____Słyszę szelest powiewających na wietrze liści, a może tylko chcę go słyszeć. Nagle czuję delikatne szarpnięcie. Odwracam się energicznie ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.
____- Ty jesteś tą d z i w k ą?! – syczy do mnie jakaś kobieta. Ma identyczny kolor oczu, co Ty – głęboka zieleń. Podejrzewam, że mam do czynienia z nikim innym, jak z Twoją szanowną matką. Szkoda, że znam ją tylko z Twoich opowiadań.
____- Nie uda się pani mnie obrazić – odpowiadam. Ciekawa jestem ile ona wie na mój temat. Zapewne nie ma o mnie dobrego zdania, skoro na wstępie próbuje pokazać kto tu jest górą. Bo o to jej chodzi, prawda? Pod tym względem zapewne jesteście podobni. Oboje lubicie sprawować kontrolę i swą postawą udowadniać Waszą wyższość. – Nazywam się Elizabeth i nie wiem o co pani chodzi.
____- Zabiłaś go! – Szept zamienia w krzyk, a słowa powtarza jak mantrę. Czuję zimny powiew wiatru na skórze, co skłania mnie do zapięcia kurtki. – Ty suko! Zamordowałaś moje dziecko!
____W mgnieniu oka doskakuje do mnie, a ja zbyt zdezorientowana, żeby odeprzeć jej atak pozwalam, by jej palce zacisnęły się na mojej szyi.
____Szok.
____Nie próbuję się bronić. W zasadzie nie mam na to siły, bo moje ciało powoli przestaje mnie słuchać. Zarzucam sobie, że może gdybym więcej jadła miałabym wystarczająco energii, by odepchnąć Twoją matkę. Ale w gruncie rzeczy dochodzę do wniosku, że to nie ona mnie dusi, tylko żal, który towarzyszy jej po stracie jedynego dziecka. Zawsze twierdziłeś, że byłeś jedynakiem. Ja mam dziecko, O N A nie ma nikogo. Czyli to Twoja wina.
____Upadam.
____Czuję, że uścisk zelżał, a może tylko mi się wydaje. Słyszę kolejny głos, ale nie jestem w stanie dopasować do siebie pojedynczych wyrazów, które udało mi się wyłapać.
3
_____Twój dom rodzinny jest ogromny i jednocześnie przerażająco smutny. Brakuje w nim kolorów, które zdecydowanie nieco bardziej wzbogaciłyby wystrój wnętrz, niż te wszystkie kosztowne bibeloty. Mahoniowe drzwi z lśniącą złotą klamką w kształcie gałki przyciągają mój wzrok. Chciałabym ją przekręcić, ale wiem, że tak nie wypada. Czy kiedykolwiek potrafiłaś robić to co należy, dziecinko?
_____- Zgubiła panienka drogę? – pyta mnie starsza kobieta w fartuchu. Jej oczy są tak czarne, że aż przerażające. Nie przypadłam jej do gustu. Zapewne nawet służba wie, kim jestem.
_____W r o g i e m.
_____- Nie – odpowiadam pani pokojowej. W końcu nauczono mnie dobrych manier. Być może moja m a t k a byłaby ze mnie dumna, gdyby usłyszała wyniosłość w mym głosie. W końcu biorę z niej przykład. Czy kiedykolwiek miałaś jakieś priorytety? – Co jest w tym pokoju? – szepczę.
_____Kobieta wyraźnie jest zniesmaczona moim pytaniem, ale przecież tylko odpowiedzi bywają głupie, nie? Mam wrażenie, że stara się uniknąć konwersacji. Zupełnie tak, jakby parzyła ją moja obecność. Widać, że nad czymś się zastanawia.
_____- Należał do pana Brunona. Niewolno tam wchodzić – odpowiada szybko. – Zaprowadzę panią do wyjścia – dodaje pośpiesznie chwytając mnie za prawy łokieć.
_____Mam ochotę powiedzieć jej, żeby s p i e r d a l a ł a.
_____- Chcę porozmawiać z Meredith.
_____Chyba jest zaskoczona. Jej twarz sposępniała jeszcze bardziej. Mam nieodparte wrażenie, że ta służka czuje się tu co najmniej gospodynią, a mnie traktuje jakbym była n i k i m. Zastanawiam się, czemu Ty też zachowywałeś się tak w stosunku do mnie. Czy naprawdę byłam Ci zupełnie obojętną?
_____- Proszę przejść do salonu – mruczy pokojówka. Cieszę się, że postanowiła spełnić moje życzenie.
_____Nie zaprzątam już sobie głowy tym, jak jestem odbierana przez Twoje otoczenie, do którego zakradam się po cichutku. W zasadzie nawet nie mam pojęcia czemu jeszcze tu przebywam, ale ten zapach mnie przyciąga. To przecież Twój zapach. Czuję Cię w całym domu.
_____Nigdzie mi się nie spieszy, więc powoli kroczę ciemnym korytarzem. Przecież nie mam żadnych celów w życiu. Kiedyś bardzo chciałam żyć u Twego boku, ale teraz odebrałeś mi tą możliwość. Pocieszam się jedynie myślą, że nie przegrałam z inną kobietą…
_____Moje rozkojarzenie doprowadza do bolesnego upadku – w dosłownym i metaforycznym ujęciu tego słowa. Z ledwością podnoszę się z podłogi.
_____Potrzebuję odpoczynku od życia. Ty też go potrzebowałeś, prawda?
_____- Nie pojmuję, czemu mój syn wybrał ciebie, skoro mógł mieć każdą? – Słyszę głos Meredith wydobywający się gdzieś z ciemności. Mogłabym się odgryźć, być może nawet tego pragnę, ale nie widzę sensu. Pragnę Was poznać, dowiedzieć się o Tobie wszystkiego od nowa.
_____- Nie chciałam wychodzić bez pożegnania – oznajmiam wesoło. Jej nieco kąśliwa uwaga dotycząca Twojego wyboru dziewczyny w pewien sposób mi nawet pochlebia.
_____Zbieram się do wyjścia, gdyż nie mam już najmniejszej ochoty na pogawędkę, lecz czuję mocny uścisk dłoni na swych ramionach.
_____- Czego ode mnie chcesz? – pytam.
_____- Chciałabym zobaczyć jak mieszkał – mówi nieśmiało. W jej błyszczących oczach dostrzegam blask. Wydaje mi się, że dyskretnie ściera łzę z policzka, ale nie mogę mieć pewności. Moje serce topnieje. To w końcu Twoja matka. Może mnie nienawidzić, ale nie chcę patrzyć jak cierpi.
_____Mimo wszystko nie mam ochoty na to, by zaprosić ją do naszego mieszkania. Sama nie byłam tam od Twojej śmierci. Męczy mnie myśl, że mogłaby zobaczyć nasze gniazdko. To tam wylęgło się tyle przykrych rzeczy.
_____Uciekam.
~*~
_____Może jestem idiotką, ale uważam, że zostałam stworzona do kochania. Potrzebuję kogoś, dla kogo będę stanowiła centrum wszechświata. Pragnę bliskości. Właśnie dlatego na mojej drodze życia pojawił się Jared. Nie przyciągnęłam go do siebie na siłę, nie działam jak magnes. Oczywiście nie chodzi o to, że przestałam Cię kochać, lecz Ty opuściłeś mnie dawno temu. Doskonale to pamiętam.
_____Znowu kolejny raz starasz się być dla mnie oziębły. Od rana chodzę za tobą, jak na zakochaną kobietę przystało i się przymilam, a Ty nic. Zwyczajnie ignorujesz moje poczynania.
_____- Dzwoniła moja matka? – pytasz tylko. Sama nie wiem, czemu podałeś jej nasz domowy numer skoro posiadasz telefon komórkowy. Mam wrażenie, że żyjesz po to, by odbierać od niej połączenia. Robisz to codziennie, a gdy tylko pojawia się drobne opóźnienie zachowujesz się jak ćpun na głodzie.
_____[size=xx-large]To przecież nie jest moja wina![/size]
_____- Nie wiem, być może – marudzę pod nosem. Czy to naprawdę jest takie ważne w momencie kiedy pragnę się z Tobą kochać? Szczerze wątpię.
_____Siadasz na sofie i nerwowo stukasz palcem w blat nocnego stolika, na którym stoi stara lampa z wielkim, zielonym kloszem i aparat telefoniczny. Bezradna, zajmuję miejsce koło Ciebie. Próbuję jakoś Cię zachęcić więc delikatnie przejeżdżam palcem po Twoim nagim torsie. Uwielbiam kiedy masz rozpiętą koszulę, wiesz? Szkoda, że to na Ciebie nie działa i odpychasz moją dłoń. Akurat teraz musi dzwonić telefon.
_____- Cześć, mamo! Czemu nie dzwoniłaś? – pytasz. Niestety nie wiem, co ta wredna zołza Ci odpowiada. To przykre, że nie czekasz tak na telefony ode mnie kiedy gdzieś wyjeżdżasz. To przecież ja jestem Twoją kobietą.
_____- Nic mi nie powiedziała…- Słyszę. Oczywiście moja niedoszła, przyszła teściowa – bo wątpię, by nastąpił jakiś ślub – musiała Ci na mnie donieść.
_____Rozsuwam Twój rozporek. Spoglądasz na mnie z błyskiem w oku. Wiem, że jesteś zdezorientowany, ale nie myśl, że się poddam. Moja dłoń podąża w kierunku Twojej męskości. Gdy chwytam ją w dłoń, wydajesz z siebie delikatny pomruk, a Twoja ręka gładzi mnie po policzku. Wiedziałam, że się poddasz.
_____- Taak, mamo – mówisz, lecz Twój głos z minuty na minuty zmienia się.
_____Moje dłonie wystarczająco już się napracowały, więc zastępuję je ustami.
_____Odkładasz telefon z hukiem.
_____Ciekawe, czy Twoja matka wie, że lubisz, gdy robię Ci loda w trakcie Waszych rozmów?
_____Zbieram się do wyjścia i idę poszukać wrażeń na mieście.
_____Nie potrafisz mnie zaspokoić, a ja nie mam zamiaru spełniać wyłącznie Twoich pragnień.
Nie mogę się doczekać, kiedy dobrniemy do miejsca, gdzie stanęło na zb.pl
Możemy zrobić to bardzo szybko
4
____Jared Cooper to Twoje przeciwieństwo Misiu-Pysiu. W zasadzie można zaliczyć go do normalnych obywateli, jeśli pominie się jego drobne odchylenia. Nie spotykamy się w hotelu, bo obiecałam sobie, że nie popełnię tego błędu drugi raz. Zawsze wiem gdzie go szukać, toteż kieruję się do opuszczonych magazynów znajdujących się na końcu miasteczka.
____Nie pamiętam naszego pierwszego spotkania. Możliwe, że odbyło się ono w sklepie spożywczym, do którego gnałam co rano po świeże produkty na śniadanie dla Ciebie, albo gdzieś w parku. To nieistotne, bo ważne jest to, że znalazłam w nim ukojenie, którego na próżno szukałam pod Twoimi skrzydłami.
____Docieram do opustoszałych hangarów, które swym wyglądem nie zachęcają do poznawania ich wnętrz.
____- Witaj! – Słyszę już na wstępie głos mojego przyjaciela i widzę, jak Jared podąża w mą stronę. – Czemu jesteś taka spięta? – pyta, dotknąwszy moich ramion. To Ty sprawiasz, że jestem sfrustrowana, chociaż tak naprawdę już nie istniejesz, Bruno.
____- Chcę się odprężyć – szepczę, bo wiem, że Jared i tak to usłyszy. – Jego matka ubzdurała sobie, że zobaczy nasze mieszkanie. – Cooper to równy gość. Sama nie wiem, kiedy zaczęłam zwierzać się mu ze wszystkich moich zmartwień. Szkoda, że Ciebie nigdy nic nie obchodziło.
____- To cię w końcu zniszczy Lizz – dorzuca Jared i chwyta mnie za dłoń, by chwilę później podążać w kierunku starego materaca.
____Pomieszczenie jest wyjątkowo zimne, w powietrzu czuć wilgoć. To zabawne, że podoba mi się tu bardziej, niż u Ciebie w domu. Kładziemy się. Nie myśl, że będziemy kopulować jak stado królików, czy czegoś tam jeszcze. Jared wie, że jestem w rozsypce i nie wykorzystuje okazji. Gratisowo wciąż pamiętam, że spodziewam się dziecka, choć nikomu o tym nie wspominam. Długie swetry i legginsy wprost idealnie potrafią zatuszować lekką wypukłość, jak powstała na mym brzuchu. Cooper głaska mnie po głowie, jak małą dziewczynkę, a ja oddaję się tej drobnej pieszczocie.
____- Nie pozwoliłam jej na to, słyszysz?
____- Dobrze, laleczko.
____- Nie potrafię tam przebywać – szlocham po cichu, bezradnie rozkładając ręce. Czuję, jak mój nos się powoli zapycha, więc wbrew wszelkim dobrym manierom i tak dalej, zmuszona jestem wytrzeć go rozciągniętym rękawem. Mój towarzysz śpiewa mi do ucha, jakąś badziewną pioseneczkę, ale pozwalam mu na to, bo jest jedyną przyjaźnie nastawioną do mnie osobą na tą chwilę i cieszę się, że fałszuje gorzej ode mnie.
____- Zostań tu ze mną jeszcze trochę – zachęca, machając mi przed nosem tytką z białym proszkiem. – Każdy ma prawo do chwili relaksu.
~*~
____Zbieram się w sobie i podejmuję poważną decyzję. Nie mogę dłużej przebywać w motelowym pokoju, skoro posiadamy własne mieszkanie. Muszę stanąć twarzą w twarz z brutalną rzeczywistością. W dodatku, dzięki Jared’owi, czuję się wyluzowana. Nie potrafię wyzbyć się wrażenia, że jestem obserwowana, które towarzyszy mi odkąd opuściłam dom Meredith. Być może fakt, że lekko przyćpałam potęguje to odczucie. Może to dziwne, ale wydaje mi się, że ta kobieta zrobi wszystko, żeby osiągnąć swój cel. W końcu nie różnicie się od siebie tak bardzo.
____Żegnam się z Jaredem całując go w usta, które zawsze mają malinowy posmak.
____- Uważaj na siebie, mała.
____Rozglądam się dwukrotnie i dopiero ruszam w kierunku naszego gniazdka.
____Gdy udaje mi się otworzyć te przeklęte drzwi, wspomnienia buchają mi prosto w twarz ze zdwojoną siłą. Pozostaje mi już tylko rozpacz, bo sama jestem sobie winna.
____Zakochałam się w niewłaściwym facecie, którego najgorszą wadą była miłość do własnej matki.
____Przypominam sobie, że dalej gdzieś mam wasze zdjęcie z wakacji, których nie miałeś zamiaru spędzać ze mną. To chore, że należałaś do mnie przez dziesięć miesięcy w roku, ale dwa zawsze przeznaczałeś dla Meredith. To były najważniejsze miesiące dla Ciebie, prawda?
____Podchodzę do łóżka i podnoszę sporych rozmiarów materac do góry.
____Wiedziałam, że znajdę tam fotografię, o którą się tak bardzo pokłóciliśmy.
____- Pojechałem z nią na wakacje, bo zawsze to robiłem, Eliza– mruczysz mi do ucha. Ja mam odmienne wrażenie. Nie wydaje mi się, żebyś mieli jakieś wspólne zdjęcie, za to z matką masz ich całe albumy. Chciałabym wierzyć, że znaczę dla Ciebie tyle samo co ona. Wiem, że przemawia przeze mnie zazdrość i może nikt mnie nie zrozumie, ale ja czułam, że te wakacje zmienią wszystko, że przez nie Cię stracę. Mam pewne przypuszczenia.
____- I kogo jeszcze ze sobą zabraliście, co? Może Twoja matka znalazła Ci jakoś lepszą kandydatkę na żonę, hę? – warczę, odtrącając Twoje silne ręce, którymi próbujesz mnie uspokajać. – Nie pierdol, tylko mów prawdę!
____- Nie bądź dzieckiem. Chciałbym, żebyś chociaż szanowała moją matkę, wiesz? To dla mnie bardzo ważne, Elizabeth.
____Nadal nie wytłumaczyłeś mi, kim jest kobieta, która na fotografii smaruje Twoje plecy i czemu ukryłeś przede mną to zdjęcie, tak jak resztę, które przywiozłeś z tych pieprzonych wakacji.
____Postanawiam, że może powinnam zapytać Meredith o Wasz wspólny wypad, Bruno. To mój nowy cel.
____Chcę Cię odkrywać na nowo, nawet jeśli to będzie bolesne.
____Leżę na łóżku z nogami wyciągniętymi aż za oparcie. Odrzucam zdjęcie na bok i chwytam w prawą dłoń okrągłe lusterko, które jest prezentem od Ciebie, by policzyć swoje piegi. To było Twoje ulubione zajęcie, dlatego lubię je wykonywać. Wyobrażam sobie, że to nas do siebie zbliża, m i s i u.
____Dzwoni telefon i choć nie mam ochoty na gadki-szmatki, odbieram go.
____- Chciałbym, żebyś zagrała w moim filmie, Lizz – mówi Cooper. – Wszystko obgadamy jutro, więc przemyśl to, skarbie.
5
____Jeśli wydaje Ci się, że przestałam funkcjonować, to grubo się mylisz. Jared nigdy by mi na to nie pozwolił. Musiałam zerwać się z łóżka o świcie po to, by stawić się na głupim planie filmowym. Teraz poszukuję mojego przyjaciela i dalej zastanawiam się, czemu wyraziłam zgodę na swój występ w jego nowej produkcji. Cooper nie stworzył dotąd żadnego cuda. Każdy jego film to zwykły gniot.
____- Cześć, pyszczku. – Słyszę z oddali głos Jared’a. – Świetnie, że jesteś. Przejrzałaś scenariusz? – dotyka prawą dłonią mojego lewego policzka. Rumienię się. Kiwam głową na znak, że posłusznie wykonałam polecenie. – Wyluzuj. Musisz wyglądać swobodnie.
____Nie potrafię się odprężyć, bo wciąż myślę o Twojej śmierci, Bruno. Znalazłam się tu właśnie przez to cholerę samobójstwo, które popełniłeś. Bezrobocie mi nie służy. Nie mam czym zapełnić wolnego czasu, który byłam w stanie poświęcić tylko Tobie.
-____ Zwyczajnie się rozbierz. – Słyszę cichy głos Jared’a, który dobiega zza mych pleców. Jego oddech delikatnie muska moje ucho.
____- Dobrze – przytakuję, bo przecież nie ma powodów, bym tego nie robiła, prawda? Już nie należę do nikogo, gdyż odebrałeś mi jedyną osobę, na której naprawdę mi zależało.
____Zrzucam z siebie czerwoną kurtkę, po czym kolejno ściągam czarną, obcisłą sukienkę i koronkową bieliznę. Jest tak zimno, myślę. Budząc się rano właśnie tak wyobrażałam sobie najchłodniejszy poranek w moim życiu.
____- Będziesz gwiazdą – mówi Jared.
____Często pozowałam do aktów. Nigdy Ci się to nie podobało, ale ktoś musiał zarabiać na naszą dwójkę. Czasami zastanawiałam się, czemu tak ciężko było Ci zabrać się do szukania pracy, odkąd zrezygnowałeś z posady w przedsiębiorstwie swojej matki. To ja jestem za to odpowiedzialna, prawda? Zrezygnowałeś z tego co miałeś, bo chciałeś być przy mnie – przez moment nawet wydawało Ci się, że tak jest. Mnie też udało Ci się oszukać. Ślepo wierzyłam, że jesteś szczęśliwy, nie zauważając jak powoli wykańczasz się psychicznie.
____Nie pojmuję, czemu tamto życie podobało Ci się bardziej, Bruno. No i dlaczego uczepiłeś się mnie.
____Pada śnieg, a jego wielkie płatki spadają na moje nagie ciało, gdy ja marzę o Tobie.
____Nic mnie nie obchodzi.
____- Genialna. Jesteś genialna, mała! – Słyszę, choć tak naprawdę nie dociera do mnie sens słów.
____Znowu jestem nieobecna.
____Samotna.
____Zrozpaczona.
____I w ciąży.
____- Pieprzcie się, leszcze.
____Chwytam swoje porzucone ciuszki i ruszam do wielkiej furgonetki, która pełni funkcję grupowej garderoby. Jest zielona. Okropnie zielona i nie pasująca do tej brzydkiej, smutnej pory roku. Próbuję opanować drżenie rąk, by móc w spokoju się ubrać, ale nie mogę. Rozklejam się, bo zawiodłam. Obiecałam sobie wczoraj, że już więcej nie zapłaczę za Tobą. JESTEŚ DUPKIEM - zrozum. Zniknij z mojego umysłu, przepadnij!
~*~
____Otwieram ogromne drzwi naszego mieszkania. W mojej głowie rodzą się niepokojące myśli. Coś tu nie gra. Upuszczam klucze na podłogę zrobioną z mahoniowych paneli. Pamiętam, jak kłóciliśmy się przy ich wyborze. Zawsze musisz się sprzeciwiać, Elizo. Teraz jednak nie mam ochoty wracać do tamtych wspomnień. Jestem w szoku.
____Nasz salon to istne pobojowisko. Ktoś wyraźnie czegoś szukał, ale przecież zamknęłam drzwi. Zawsze to robię, bo Ty mnie tego nauczyłeś. Musisz być bezpieczna. Cofam się do wyjścia, by sprawdzić, czy znajdę jakieś ślady włamania. Zamek jest nietknięty. Jak to jest możliwe, myślę, próbując sobie przypomnieć co zrobiłam z Twoimi kluczami. Nie przypominam sobie, bym Ci je zabrała, gdy odszedłeś.
To takie frustrujące. Wszystkie uczucia uderzają we mnie ze zdwojoną siłą.
____Przeraża mnie Twoja śmierć.
____Przeraża mnie ten odczuwalny ból istnienia.
____Przeraża mnie pustka, jaką noszę w sobie.
____Przeraża mnie samotność.
____Przeraża mnie myśl o dziecku.
____Gdy dochodzi do mnie to ostatnie, siadam na sofie i podciągam kolana pod brodę. Moje ręce zaciskają się na brązowych, krótko ściętych włosach, które uwydatniają odstające uszy. Ty namówiłeś mnie na zmianę fryzury, a teraz jej nie chcę. Brzydzę się swoim wyglądem. Nie potrafię spojrzeć w lustro, a przecież doskonale wiem co w nim zobaczę. Po co mi to wszystko, hę?
____Chciałabym wiedzieć co mam robić? Rozum podpowiada, bym chwyciła za telefon i wezwała policję, ale ciało odmawia posłuszeństwa. Przez chwilę nie mogę się ruszyć. Czuje się jak sparaliżowana.
____Znowu ta n i e m o c.
____Dźwięk telefonu domowego rozbrzmiewa echem w mojej głowie, która nigdy nie przestaje boleć.
____Hue hue…
____Przez chwilę jestem ciekawa, kto dzwoni, ale dociera do mnie, że poza Twoimi rodzicami, nikt nie posiada tego numeru. JA NIE MAM RODZINY. Wybrałam Ciebie.
____- Droga Elizabeth, pragnę Cię poinformować o zabraniu rzeczy mojego syna. Teraz są na odpowiednim miejscu. Proszę byś zachowała odrobinę rozsądku, jeśli nie pozostało Ci nic z godności i nie informowała policji o mojej wizycie. Gdybyś czegoś potrzebowała, oddzwoń. Pozdrawiam. – Odzywa się moja poczta głosowa.
____- Suka! – syczę przez zaciśnięte zęby. – Parszywa suka – dodaję szeptem i nie potrafię dłużej kontrolować swoich łez.
____Cicho szlocham.
;/
Aberracja dnia 21:49:56 27-06-14, w całości zmieniany 2 razy
6.
Wróciłaś? Powiedz, że tak!
Oczywiście
Zaraz mam wakacje i kilka nowych pomysłów, a tymczasem pomyślałam, że wypadałoby zakończyć to opowiadanie już definitywnie!
Cieszysz się?
Cieszę się, że wróciłaś i to z nowymi pomysłami
Z tego, że postanowiłaś zakończyć opowiadanie trochę mniej, ale z drugiej strony - wszystko przecież musi się kiedyś skończyć, więc cieszę się, że wreszcie się dowiem jak
Trollolo. Nie cierpisz mojej Lizzki, więc już niebawem dam Ci z nią spokój
Fakt. Ale to, że jej nie cierpię nie znaczy, że nie lubię tego opowiadania To dobrze, gdy bohaterzy wywołują różne emocje, a przecież nie zawsze muszą być one tylko pozytywne.
No przecież nie twierdzę, że nie lubisz wytrwałas najdłużej
7.
Kawiarnia to bardzo kiepskie miejsce na prywatną rozmowę. Zawsze znajdzie się ktoś, kto z wielką przyjemnością przystawi nieco bliżej swoje ucho niż powinien. Właśnie dlatego dziwię się, że mój niedoszły teść wybrał to miejsce. Jest tu przeraźliwie kolorowo. Zielone ściany, wazony z jaskrawymi, wielobarwnymi bukietami. Czuję się zupełnie tak, jakbyśmy mieli pieprzoną wiosnę. Nie mamy.
Nie odpowiada mi taki nastrój. Nic nie jest wstanie wnieść radości w moje życie. Nie chodzi wcale o to, że tylko czekam na śmierć, bo mam po co żyć, Bruno. Po prostu rozumiem, że wyczerpałam swój limit szczęścia, a teraz powinnam pogodzić się ze swoim losem.
Pan Farro widocznie uważa spóźnianie się za wielce taktowne. Zdążyłam pożreć naprawdę sporą ilość lodów, których jakość pozostawiała wiele do życzenia, nim Twój tatuś pojawił się w kolorowej kawiarence.
Jest tak wysoki, że musi lekko pochylić głowę wchodząc do pomieszczenia. Rozgląda się uważnie i być może nawet wysila na uśmiech w moją stronę. Szare oczy są niemal tak piorunujące jak jego idealnie dopasowany strój. Człowiek sukcesu.
- Przepraszam za spóźnienie. – I tyle. Nie wyjaśnia dlaczego kazał mi czekać na siebie okrągłą godzinę. Podejrzewam, że wcale nie jest mu przykro z tego powodu.
- Nie spieszy mi się.
- Ale mnie owszem. – Przywołuje kelnera odpowiednim gestem – Poproszę o kartę.
Zastanawia mnie to, czy Farro poważnie nie widzi jak działa na ludzi, czy raczej należy do tego typu ludzi, dla których najważniejsze są pozory. Oczywistym jest przecież fakt, że kelner niemal przybiega z menu w dłoniach i jest gotowy wyrecytować je dla niego z należytą starannością.
Ja pozostaję niezauważona, nic nieznacząca.
Twój ojciec składa zamówienie nawet nie spoglądając na kartę, a ja jestem w stanie jedynie podziwiać jego pewność siebie.
- Elizo, mam dla ciebie propozycję i bardzo chciałbym, żebyś jej wysłuchała. Podejrzewam, że podjęcie decyzji nie będzie dla Ciebie łatwe, ale nie musisz robić tego teraz.
Trollolo. Bełkot – jedynie tak to można nazwać. Zapewne za chwilę roztoczy przede mną wizję wspaniałej przyszłości, która już na mnie czeka - tyle, że daleko stąd.
- Nie mam pojęcia jakie relacje łączyły cię z Brunonem. Mogę się jedynie domyślać ile rodzinnych sekretów… - A to dobre, co? Twój ojczulek jest totalnym głupkiem. Gdybym miała jakiekolwiek pojęcie o sekretach waszej rodziny nie musiałabym siedzieć tu i wysłuchiwać dziwnego monologu.
Hue Hue…
Nie tylko przede mną miałeś tajemnice, co?
- W każdym razie powinnaś wiedzieć, że Meredith nie jest w stanie cię zaakceptować. Ona i Bruno tworzyli bardzo silny związek dusz. Być może to ja przyczyniłem się do tej tragedii. Popchnąłem syna wprost w ramiona oszalałej matki, ale nie mogłem tego przewidzieć, do cholery. Nie jestem pieprzonym jasnowidzem, Elizo. – W głosie Twego ojca wyczuwam nutkę żalu pomieszanego z gniewem, ale nie traci on nad sobą kontroli.
Natomiast ja się rozpadam. Próbuję traktować to spotkanie jak casting, ale z każdym wypowiedzianym słowem pana Farro, wiem, że nie o taką rolę mi chodziło. Nie mogę przyjąć do wiadomości, że Twoja matka, z powodu ciągłej nieobecności męża, wypełniła pustkę u swego boku Tobą. Kim miałeś dla niej być, Bruno? Dlaczego?
- To się powinno leczyć, panie Farro. Dlaczego dopuścił pan do takiej sytuacji? – dziwię się. Twój ojciec nawet mnie nie słucha – wiem to.
- Związałem się z nieodpowiednią kobietą, ale tak właśnie nakazywała przyzwoitość. Gdyby nie syn nie doszłoby do tego ślubu. Oczywiście w tamtym momencie nawet przez myśl mi nie przeszło, że dziecko niekoniecznie musi być moje. Jak wiesz Bruno i mąż twojej matki są przyrodnimi braćmi. Ja natomiast nie mogę i nigdy nie mogłem mieć dzieci. Gdy się o tym dowiedziałem, łatwiej mi było nie uczestniczyć w życiu rodzinnym niż pielęgnować fikcję, którą próbowała roztaczać wokół siebie moja żona. Wszystko co robiłem zbliżało ich do siebie, Elizo.
Nienaganny człowiek bliki upadkowi – śmiało mogę określić tak to co widzę.
Paradoksalnie wiem co czuje Twój ojciec. Przecież moja matka robiła dokładnie to samo. Dopiero po tych wszystkich latach zrozumiałam, czemu rodzice tak szybko się rozstali i nawet nie zdążyłam poznać ojca. Teraz wiem, że moja matka jest czarodziejką. Nawet z gówna potrafi wyczarować pozory normalności.
- Jaka jest pańska propozycja? – pytam oschle. Nie wydaje mi się, bym chciała siedzieć tu choćby pięć minut dłużej.
O.o
Aberracja dnia 18:04:47 01-06-15, w całości zmieniany 2 razy
EPILOG.
Czasem wyobrażam sobie, że byłeś artystą o tragicznym usposobieniu. Wtedy Twój koniec nie wydaje się aż tak wielkim głupstwem, skarbie. Większość wielkich ludzi tak umiera, a przecież śmierć, której towarzyszą różne plotki i domniemania przynosi rozgłos.
Szkoda, że byłeś zwykłym maminsynkiem, co?
Jestem w prześlicznym, niewielkim sklepiku, gdzie na każdym stoliczku są idealnie poskładane ubranka dziecięce. Bolą mnie oczy od tych wszystkich odcieni różu i błękitu, ale nie potrafię tego nie podziwiać. Nasze dziecko jeszcze się nie urodziło, a już skazane jest na żałobę.
Trzymam w rączce zwykłe czarne śpioszki, których znalezienie zajęło mi dłuższą chwilę. Pani ekspedientka stara się bardzo przyciągnąć moją uwagę do tych wszystkich radośnie kolorowych ciuszków, ale wystarczy jeden z moich wyćwiczonych wyrazów twarzy, by dała mi spokój.
Już niebawem koniec, bąbelku.
Zastanawiam się, czy chodzenie ze mną od sklepu do sklepu sprawiłoby Ci przyjemność? Czy kiedykolwiek w ogóle wybierałbyś ze mną kolor tapety do pokoju dziecięcego? A może zorganizowałbyś takie magiczne miejsce w domu swojej matki, gdzie nigdy nie było miejsca dla mnie?
Ja i nasza kruszynka jesteśmy bezpieczne, choć nie skorzystam z propozycji Twojego ojca. Spakowałam walizki i zdecydowałam się na powrót do Milagros. Myślę, że na wieść, iż zostanie babunią, postarzeje się przynajmniej o jakieś dziesięć lat. Mimowolnie uśmiecham się na to wyobrażenie.
Maleństwo coraz częściej kopie. Być może ma dosyć mojego ciasnego wnętrza. Ja też chciałabym wreszcie trzymać je w swoich ramionach i podziwiać to dziecięce piękno. Obawiam się jednak, że będzie podobne do Ciebie i nic nie będę mogła na to poradzić. Być może też nie sprawdzę się jako mama. Chyba nie miałam zbyt dobrego przykładu. Wiem jednak, że potrafię uczyć się na cudzych błędach, choć oczywiście wolę swoje własne. Podobnie jak dla Ciebie, rodzicielstwo jest dla mnie czymś zupełnie bliżej nieokreślonym. Nie wiem, czy poradnik dla mam coś zdziała, ale zawsze lepiej mieć chociaż książkę, skoro nie ma się żadnego wsparcia. Ty nie chciałeś nim być. Nikogo też nie dopuściłam do siebie bardziej niż Ciebie. Kupuję poradnik.
Myślę sobie, że nasza historia nie musiała się tak skończyć. Było tyle cudownych możliwości, ale wszystkie udało się nam zaprzepaścić. Czuję, że właśnie stoję na końcu drogi. Mogę oczywiście zawrócić i dalej trawać w bezsensie istnienia, ale wiem, że właściwym wyborem będzie zmiana. Skoro nie mogę iść na przód z Tobą, przynajmniej spróbuję życia z naszym dzieciątkiem.
Nie dopuszczę do kolejnej porażki. Za dużo ich w moim krótkim życiu, nie uważasz?
Żegnaj.
***
Poległam. Zanim pojawiłaś się w moim życiu zaplanowałam sobie całą przyszłość. Miałam być Twoim autorytetem, oazą spokoju, cichą przystanią, do której będziesz wracała każdego koszmarnego dnia. Chciałam dać Ci więcej stabilności i oparcia, ale to nie jest możliwe, nie w naszym przypadku. Czekałam na Ciebie przez długie miesiące, modląc się, byś nigdy w życiu nie była podobna do mnie. Taka krucha, bezradna, skazana na innych. Chciałam byś była szczęśliwa.
Pojawiłaś się zupełnie niespodziewanie, a ja poraz pierwszy w życiu zdałam sobie sprawę na czym polega miłość bezwarunkowa, której do tej pory nie doświadczyłam. Moja mama mnie urodziła, ale nie pokochała. Spojrzałaś na mnie maluteńkimi oczkami i wiedziałam, że w tym momencie przepadłam. Cały ten cholerny syf, który za sobą ciągnęłam przez całe życie przestał istnieć. Wraz z Twoimi narodzinami, odrodziłam się i ja. Wyleczyłaś mnie.
Gdy spoglądałam na Twoje malutkie rączki i drobniutkie paluszki, mogłabym przysiądz, że nie potrzeba mi niczego więcej, poza wolnym czasem, bym mogła bezustannie je obcałowywać. Taka śliczna. Każdego dnia patrzyłam jak dorastasz i próbowałam Cię w tym wszystkim dogonić. Nienawidziłam tego, że czas nieustannie biegnie, a Ty razem z nim. Nie mogłam Cię zatrzymać. Wymykałaś się przez moje – coraz bardziej zniszczone od pracy – palce i kiedy ja tak bardzo drżałam o Twoje życie i zdrowie Ty zdawałaś się tym nie przejmować. Nie było dla Ciebie rzeczy niemożliwych do spełnienia. Bezustannie pokonywałaś przeszkody. Najpierw te najmniejsze, począwszy od zbyt wysokich blatów w kuchni, by potem móc walczyć o coś co naprawdę w życiu ważne. Miłość. Nigdy się nie poddawałaś.
Choć tak bardzo starałam się być twarda, wyznaczać granice i wpajać Ci zasady, okazało się, że to właśnie Ty uczyłaś mnie życia, pocieszałaś, otaczałaś troską i lawiną bezinteresownej miłości.
Kocham cię, mój wolny, beztroski ptaszku. Tatuś byłby z Ciebie dumny. Mam rację, Bruno?
Aberracja dnia 18:00:49 01-06-15, w całości zmieniany 1 raz
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl burdelmama.opx.pl
Fabuła:
_____Opuszczona przez mężczyznę swojego życia Lizz, pragnie posklejać życie od nowa. By to zrobić, musi pogodzić się ze stratą ukochanego, co niestety nie jest takie proste. W obliczu samobójczej śmierci szanownego Pana B, pojawia się jego matka, a wraz z nią liczne tajemnice do rozwiązania, które nabierają zupełnie innego sensu, niż za życia owego samobójcy.
_____Kobiety nie pałają do siebie sympatią. Są skrajnie różne, ale jest coś, co je ze sobą łączy. Obie równie mocno kochały Brunona z tym, że każda na swój sposób.
_____Lizz, żeby pozwolić swemu ukochanemu odejść, stara się go zrozumieć. I w tym tkwi cały problem bowiem jego natura, okazuje się być niebywale skomplikowana.
_____To historia kobiety, która dowiadując się o różnych faktach z przeszłości swojego kochanka, powoli dochodzi do wniosku, że tak naprawdę zna jedynie wykreowaną - przez pozornie idealnego mężczyznę - postać.
Wstęp:
_____Patrzę w niebo i wiesz co widzę? Nic, bo przysłaniają mi je miliony kropel zimnego deszczu. Kiedyś przyjdzie taki dzień, kiedy naprawdę zatęsknisz. Nie potrafię już płakać. W gruncie rzeczy to dobrze, że rozpętała się ulewa, bo przynajmniej sprawiam takie wrażenie, ale w moich oczodołach nie skrywa się żadna słona łza. Dobrze Ci tak dupku! Nie myśl, że będę teraz wyć do księżyca, bo Ciebie już tutaj nie ma. W moim sercu nadal żłobisz tą kurewsko wielką dziurę, która niczym płomienie, pali mnie od środka, ale Ty się tym nie martwisz. Niby dlaczego JA miałabym przejmować się twoim zimnym trupem? Nie dostrzegasz ukrytego sensu.
_____Ciekawe, czy chciałbyś bym zjawiła się na Twym pogrzebie i czy w ogóle marzyłeś, by kiedykolwiek go mieć wraz z tą całą szopką typu cmentarz, trumna i stypa. Ja ograniczam się tylko do stwierdzenia ‘z prochu powstałeś, w proch się obrócisz’, dlatego preferuję proces kremacji. Może w tym też jesteśmy do siebie podobni? Nie zostałam Twoją żoną, nie mam prawa podejmować za Ciebie decyzji. Zrobi to Twoja matka.
_____Właśnie zauważyłam, że nie potrafię wyrażać się o Tobie w czasie przeszłym.
_____k***a!
_____Nie mogę pojąć, jakim tępym skurwysynem trzeba być, żeby odstawiać takie cyrki. Po co to całe samobójstwo? Dobrze wiesz, że nasze życie wypełnione jest schematami. Skoro odeszłam, oczywistością było, że w końcu wrócę. Nigdy nie możemy być do końca pewni.
_____Zbieram się z mokrej trawy, ponieważ nie mam ochoty dłużej moknąć. W zasadzie nie wiem dokąd mam iść. Nigdzie nie czuję Twojej obecności, której usilnie staram się doszukiwać. Dom, przestał być naszą oazą, w dniu kiedy powiesiłeś się na klamce od frontowych drzwi. Teraz pozostaje mi tylko motelowy pokój. Szkoda, że już nigdy Cię tam nie zastanę. Żałuję również, że sama zbezcześciłam to miejsce. Gdybyś tylko się ocknął z tego amoku, w który nie wiadomo kiedy popadłeś, na pewno nie przyprowadziłabym tutaj Jareda.
_____Twoje słowa nadal potrafią ranić, choć ich nie powtarzasz.
_____Pieprzyłaś się z nim, czy jeszcze nie?
* Tytuł wymyśliła Marta [awangarda]
* To kontynuacja opowiadania pt. 'Toksycznie': pierwsza część' Odbierz to do Ciebie' - ma 10 króciutkich rozdziałów.
* Beztraumówka
* A ten nieudolny obrazeczek zmienię w przyszłości, bo to tak na szybko.
* Może pojawić się tu wszystko: począwszy od WULGARYZMÓW.
* Częstotliwość dodawania rozdziałów: mniej więcej raz na ruski rok, tak rzadko, że zdążycie pozapominać o co chodzi w tym opowiadaniu.
* NIE USUNĘ, nawet jeśli nikt nie będzie chciał go przeczytać, bo tak mi się podoba, przynajmniej takie jest początkowe założenie.
* Ilość rozdziałów: Mniej więcej 10, ale może być różnie.
* OBSADĘ pożarł smok, więc opisu postaci też nie będzie.
* Pozdrawiam serdecznie.
Aberracja dnia 18:10:34 01-06-15, w całości zmieniany 8 razy
Madziulko wróciłaś do nas? Mam nadzieję, że tak!
Czytam i wiesz, że nie zrezygnuję, nawet jeśli jednak okaże się, że będę musiała logować się tam, by poznać zakończenie tej historii
NO specjalnie dodaje tu, żebyś nie musiała się tam specjalnie logować
Jestem wspaniałomyślna taka
A poza tym ostatnio zauważyłam, że tu jest wiele ciekawych opowiadań no i tak jakoś wróciła mi cheć
Haha... żartujesz sobie teraz ze mnie, prawda?
Tak czy siak cieszę się, że wróciłaś i że nie muszę już zaglądać tam
I mam nadzieję, że Twoja chęć to bywania tutaj jest długoterminowa ;D
Taaak, oczywiście, że zostanę na dłużej bo dodałaś nowe opowiadanie
Muszę je skomentować, tak jak pozostałe - bo wszystko nadrobiłam
Żeby nie było, że spam, to rozdział dodam, a co tam!
No dodałam Myślę nawet intensywnie nad jeszcze jednym, ale na razie tylko myślę ;P
A ja mam Ci tu spamować kopiuj+wklej stamtąd?
W sumie co tam... masz, żeby nie było:
"Toksycznie" zachwyciło mnie od początku swoją innością - sposobem w jaki prowadziłaś opowiadanie i cieszę się bardzo, że to się nie zmieniło. Nie powiem, koniec tamtej historii trochę mnie zaskoczył - przez chwilę pomyślałam nawet, że może już nie miałaś pomysłu i chciałaś to jak najszbciej zakończyć, żeby mieć to z głowy, a tu proszę - pojawia się część druga I całe szczęście!
Lizz nadal mnie irytuje, może nawet jeszcze bardziej niż poprzednio? Jest w niej, w jej postępowaniu i sposobie bycia coś, czego nie potrafię nazwać, czego nie rozumiem i nawet nie będę próbowała, bo tak sobie myślę, że to chyba po prostu trzeba przeżyć... chociaż może lepiej nie, bo wtedy człowiek stałby się takim chodzącym zombie, jakim jest teraz dla mnie Lizz. Boję się, że może nie otrząsnąć się po stracie Bruna, a przecież powinna wziąć się w garść! I nie wiem, czy to, co między nimi było można nazwać miłością... Nie wiem, ale może wkrótce, wraz z poznawaniem kolejnych tajemnic rodu Szanownego Pana B. coś mi się rozjaśni
Nie musisz spamować Misiu ♥
Zaraz wyrównam rozdziały i już
Nie galupuj tak, niech się inni z tym zaznajomią, ja grzecznie poczekam
[2
____Całe miasto spowiła już ciemność, a niebo pokrywają miliardy gwiazd. Musisz pojąć, że nie mogłam postąpić inaczej. Moje pojawienie się na cmentarzu z samego rana dostarczyłoby mi tylko nowych upokorzeń, a lekarz ostatnio kazał mi o siebie szczególnie dbać. Właśnie dlatego wybrałam wieczór. Twoje ciało już spoczęło w grobie, ale to nie ma znaczenia. Przecież nic tego nie zmieni. Noszę nasze dziecko pod serduszkiem, więc siłą rzeczy jakaś cząstka Ciebie dalej tkwi we mnie.
____Nadal trwasz, chociaż przestałeś oddychać na własne życzenie, głupku.
____Wchodzę przez wielką, żelazną bramę, która nie wygląda na zbyt nową, by za chwilę przeciskać się pomiędzy grobami. Kiedy byłam tu po raz ostatni, na pewno było zdecydowanie luźniej. To miejsce mnie przytłacza. Gdybyś tylko chciał zostać skremowany, nie musiałabym tu być. Wolałabym widzieć Ciebie w mojej sypialni, ale widocznie dużo bardziej odpowiada Ci marmurowy pomnik niż łóżko. Twój wybór.
____Cmentarz jest niewielki, więc z łatwością odnajduję ogromny grobowiec należący do Twojej rodziny. Zresztą świeże wieńce i spora ilość zniczy ułatwiają poszukiwania. Na płycie nagrobkowej widnieje Twoje zdjęcie. To już przesada. Uśmiechasz się do mnie, jakby nic się nie wydarzyło, a przecież zmiażdżyłeś mi serce.
____Przejeżdżam delikatnie palcami po fotografii.
____Cały czas nieskazitelnie doskonały.
____Słyszę szelest powiewających na wietrze liści, a może tylko chcę go słyszeć. Nagle czuję delikatne szarpnięcie. Odwracam się energicznie ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.
____- Ty jesteś tą d z i w k ą?! – syczy do mnie jakaś kobieta. Ma identyczny kolor oczu, co Ty – głęboka zieleń. Podejrzewam, że mam do czynienia z nikim innym, jak z Twoją szanowną matką. Szkoda, że znam ją tylko z Twoich opowiadań.
____- Nie uda się pani mnie obrazić – odpowiadam. Ciekawa jestem ile ona wie na mój temat. Zapewne nie ma o mnie dobrego zdania, skoro na wstępie próbuje pokazać kto tu jest górą. Bo o to jej chodzi, prawda? Pod tym względem zapewne jesteście podobni. Oboje lubicie sprawować kontrolę i swą postawą udowadniać Waszą wyższość. – Nazywam się Elizabeth i nie wiem o co pani chodzi.
____- Zabiłaś go! – Szept zamienia w krzyk, a słowa powtarza jak mantrę. Czuję zimny powiew wiatru na skórze, co skłania mnie do zapięcia kurtki. – Ty suko! Zamordowałaś moje dziecko!
____W mgnieniu oka doskakuje do mnie, a ja zbyt zdezorientowana, żeby odeprzeć jej atak pozwalam, by jej palce zacisnęły się na mojej szyi.
____Szok.
____Nie próbuję się bronić. W zasadzie nie mam na to siły, bo moje ciało powoli przestaje mnie słuchać. Zarzucam sobie, że może gdybym więcej jadła miałabym wystarczająco energii, by odepchnąć Twoją matkę. Ale w gruncie rzeczy dochodzę do wniosku, że to nie ona mnie dusi, tylko żal, który towarzyszy jej po stracie jedynego dziecka. Zawsze twierdziłeś, że byłeś jedynakiem. Ja mam dziecko, O N A nie ma nikogo. Czyli to Twoja wina.
____Upadam.
____Czuję, że uścisk zelżał, a może tylko mi się wydaje. Słyszę kolejny głos, ale nie jestem w stanie dopasować do siebie pojedynczych wyrazów, które udało mi się wyłapać.
3
_____Twój dom rodzinny jest ogromny i jednocześnie przerażająco smutny. Brakuje w nim kolorów, które zdecydowanie nieco bardziej wzbogaciłyby wystrój wnętrz, niż te wszystkie kosztowne bibeloty. Mahoniowe drzwi z lśniącą złotą klamką w kształcie gałki przyciągają mój wzrok. Chciałabym ją przekręcić, ale wiem, że tak nie wypada. Czy kiedykolwiek potrafiłaś robić to co należy, dziecinko?
_____- Zgubiła panienka drogę? – pyta mnie starsza kobieta w fartuchu. Jej oczy są tak czarne, że aż przerażające. Nie przypadłam jej do gustu. Zapewne nawet służba wie, kim jestem.
_____W r o g i e m.
_____- Nie – odpowiadam pani pokojowej. W końcu nauczono mnie dobrych manier. Być może moja m a t k a byłaby ze mnie dumna, gdyby usłyszała wyniosłość w mym głosie. W końcu biorę z niej przykład. Czy kiedykolwiek miałaś jakieś priorytety? – Co jest w tym pokoju? – szepczę.
_____Kobieta wyraźnie jest zniesmaczona moim pytaniem, ale przecież tylko odpowiedzi bywają głupie, nie? Mam wrażenie, że stara się uniknąć konwersacji. Zupełnie tak, jakby parzyła ją moja obecność. Widać, że nad czymś się zastanawia.
_____- Należał do pana Brunona. Niewolno tam wchodzić – odpowiada szybko. – Zaprowadzę panią do wyjścia – dodaje pośpiesznie chwytając mnie za prawy łokieć.
_____Mam ochotę powiedzieć jej, żeby s p i e r d a l a ł a.
_____- Chcę porozmawiać z Meredith.
_____Chyba jest zaskoczona. Jej twarz sposępniała jeszcze bardziej. Mam nieodparte wrażenie, że ta służka czuje się tu co najmniej gospodynią, a mnie traktuje jakbym była n i k i m. Zastanawiam się, czemu Ty też zachowywałeś się tak w stosunku do mnie. Czy naprawdę byłam Ci zupełnie obojętną?
_____- Proszę przejść do salonu – mruczy pokojówka. Cieszę się, że postanowiła spełnić moje życzenie.
_____Nie zaprzątam już sobie głowy tym, jak jestem odbierana przez Twoje otoczenie, do którego zakradam się po cichutku. W zasadzie nawet nie mam pojęcia czemu jeszcze tu przebywam, ale ten zapach mnie przyciąga. To przecież Twój zapach. Czuję Cię w całym domu.
_____Nigdzie mi się nie spieszy, więc powoli kroczę ciemnym korytarzem. Przecież nie mam żadnych celów w życiu. Kiedyś bardzo chciałam żyć u Twego boku, ale teraz odebrałeś mi tą możliwość. Pocieszam się jedynie myślą, że nie przegrałam z inną kobietą…
_____Moje rozkojarzenie doprowadza do bolesnego upadku – w dosłownym i metaforycznym ujęciu tego słowa. Z ledwością podnoszę się z podłogi.
_____Potrzebuję odpoczynku od życia. Ty też go potrzebowałeś, prawda?
_____- Nie pojmuję, czemu mój syn wybrał ciebie, skoro mógł mieć każdą? – Słyszę głos Meredith wydobywający się gdzieś z ciemności. Mogłabym się odgryźć, być może nawet tego pragnę, ale nie widzę sensu. Pragnę Was poznać, dowiedzieć się o Tobie wszystkiego od nowa.
_____- Nie chciałam wychodzić bez pożegnania – oznajmiam wesoło. Jej nieco kąśliwa uwaga dotycząca Twojego wyboru dziewczyny w pewien sposób mi nawet pochlebia.
_____Zbieram się do wyjścia, gdyż nie mam już najmniejszej ochoty na pogawędkę, lecz czuję mocny uścisk dłoni na swych ramionach.
_____- Czego ode mnie chcesz? – pytam.
_____- Chciałabym zobaczyć jak mieszkał – mówi nieśmiało. W jej błyszczących oczach dostrzegam blask. Wydaje mi się, że dyskretnie ściera łzę z policzka, ale nie mogę mieć pewności. Moje serce topnieje. To w końcu Twoja matka. Może mnie nienawidzić, ale nie chcę patrzyć jak cierpi.
_____Mimo wszystko nie mam ochoty na to, by zaprosić ją do naszego mieszkania. Sama nie byłam tam od Twojej śmierci. Męczy mnie myśl, że mogłaby zobaczyć nasze gniazdko. To tam wylęgło się tyle przykrych rzeczy.
_____Uciekam.
~*~
_____Może jestem idiotką, ale uważam, że zostałam stworzona do kochania. Potrzebuję kogoś, dla kogo będę stanowiła centrum wszechświata. Pragnę bliskości. Właśnie dlatego na mojej drodze życia pojawił się Jared. Nie przyciągnęłam go do siebie na siłę, nie działam jak magnes. Oczywiście nie chodzi o to, że przestałam Cię kochać, lecz Ty opuściłeś mnie dawno temu. Doskonale to pamiętam.
_____Znowu kolejny raz starasz się być dla mnie oziębły. Od rana chodzę za tobą, jak na zakochaną kobietę przystało i się przymilam, a Ty nic. Zwyczajnie ignorujesz moje poczynania.
_____- Dzwoniła moja matka? – pytasz tylko. Sama nie wiem, czemu podałeś jej nasz domowy numer skoro posiadasz telefon komórkowy. Mam wrażenie, że żyjesz po to, by odbierać od niej połączenia. Robisz to codziennie, a gdy tylko pojawia się drobne opóźnienie zachowujesz się jak ćpun na głodzie.
_____[size=xx-large]To przecież nie jest moja wina![/size]
_____- Nie wiem, być może – marudzę pod nosem. Czy to naprawdę jest takie ważne w momencie kiedy pragnę się z Tobą kochać? Szczerze wątpię.
_____Siadasz na sofie i nerwowo stukasz palcem w blat nocnego stolika, na którym stoi stara lampa z wielkim, zielonym kloszem i aparat telefoniczny. Bezradna, zajmuję miejsce koło Ciebie. Próbuję jakoś Cię zachęcić więc delikatnie przejeżdżam palcem po Twoim nagim torsie. Uwielbiam kiedy masz rozpiętą koszulę, wiesz? Szkoda, że to na Ciebie nie działa i odpychasz moją dłoń. Akurat teraz musi dzwonić telefon.
_____- Cześć, mamo! Czemu nie dzwoniłaś? – pytasz. Niestety nie wiem, co ta wredna zołza Ci odpowiada. To przykre, że nie czekasz tak na telefony ode mnie kiedy gdzieś wyjeżdżasz. To przecież ja jestem Twoją kobietą.
_____- Nic mi nie powiedziała…- Słyszę. Oczywiście moja niedoszła, przyszła teściowa – bo wątpię, by nastąpił jakiś ślub – musiała Ci na mnie donieść.
_____Rozsuwam Twój rozporek. Spoglądasz na mnie z błyskiem w oku. Wiem, że jesteś zdezorientowany, ale nie myśl, że się poddam. Moja dłoń podąża w kierunku Twojej męskości. Gdy chwytam ją w dłoń, wydajesz z siebie delikatny pomruk, a Twoja ręka gładzi mnie po policzku. Wiedziałam, że się poddasz.
_____- Taak, mamo – mówisz, lecz Twój głos z minuty na minuty zmienia się.
_____Moje dłonie wystarczająco już się napracowały, więc zastępuję je ustami.
_____Odkładasz telefon z hukiem.
_____Ciekawe, czy Twoja matka wie, że lubisz, gdy robię Ci loda w trakcie Waszych rozmów?
_____Zbieram się do wyjścia i idę poszukać wrażeń na mieście.
_____Nie potrafisz mnie zaspokoić, a ja nie mam zamiaru spełniać wyłącznie Twoich pragnień.
Nie mogę się doczekać, kiedy dobrniemy do miejsca, gdzie stanęło na zb.pl
Możemy zrobić to bardzo szybko
4
____Jared Cooper to Twoje przeciwieństwo Misiu-Pysiu. W zasadzie można zaliczyć go do normalnych obywateli, jeśli pominie się jego drobne odchylenia. Nie spotykamy się w hotelu, bo obiecałam sobie, że nie popełnię tego błędu drugi raz. Zawsze wiem gdzie go szukać, toteż kieruję się do opuszczonych magazynów znajdujących się na końcu miasteczka.
____Nie pamiętam naszego pierwszego spotkania. Możliwe, że odbyło się ono w sklepie spożywczym, do którego gnałam co rano po świeże produkty na śniadanie dla Ciebie, albo gdzieś w parku. To nieistotne, bo ważne jest to, że znalazłam w nim ukojenie, którego na próżno szukałam pod Twoimi skrzydłami.
____Docieram do opustoszałych hangarów, które swym wyglądem nie zachęcają do poznawania ich wnętrz.
____- Witaj! – Słyszę już na wstępie głos mojego przyjaciela i widzę, jak Jared podąża w mą stronę. – Czemu jesteś taka spięta? – pyta, dotknąwszy moich ramion. To Ty sprawiasz, że jestem sfrustrowana, chociaż tak naprawdę już nie istniejesz, Bruno.
____- Chcę się odprężyć – szepczę, bo wiem, że Jared i tak to usłyszy. – Jego matka ubzdurała sobie, że zobaczy nasze mieszkanie. – Cooper to równy gość. Sama nie wiem, kiedy zaczęłam zwierzać się mu ze wszystkich moich zmartwień. Szkoda, że Ciebie nigdy nic nie obchodziło.
____- To cię w końcu zniszczy Lizz – dorzuca Jared i chwyta mnie za dłoń, by chwilę później podążać w kierunku starego materaca.
____Pomieszczenie jest wyjątkowo zimne, w powietrzu czuć wilgoć. To zabawne, że podoba mi się tu bardziej, niż u Ciebie w domu. Kładziemy się. Nie myśl, że będziemy kopulować jak stado królików, czy czegoś tam jeszcze. Jared wie, że jestem w rozsypce i nie wykorzystuje okazji. Gratisowo wciąż pamiętam, że spodziewam się dziecka, choć nikomu o tym nie wspominam. Długie swetry i legginsy wprost idealnie potrafią zatuszować lekką wypukłość, jak powstała na mym brzuchu. Cooper głaska mnie po głowie, jak małą dziewczynkę, a ja oddaję się tej drobnej pieszczocie.
____- Nie pozwoliłam jej na to, słyszysz?
____- Dobrze, laleczko.
____- Nie potrafię tam przebywać – szlocham po cichu, bezradnie rozkładając ręce. Czuję, jak mój nos się powoli zapycha, więc wbrew wszelkim dobrym manierom i tak dalej, zmuszona jestem wytrzeć go rozciągniętym rękawem. Mój towarzysz śpiewa mi do ucha, jakąś badziewną pioseneczkę, ale pozwalam mu na to, bo jest jedyną przyjaźnie nastawioną do mnie osobą na tą chwilę i cieszę się, że fałszuje gorzej ode mnie.
____- Zostań tu ze mną jeszcze trochę – zachęca, machając mi przed nosem tytką z białym proszkiem. – Każdy ma prawo do chwili relaksu.
~*~
____Zbieram się w sobie i podejmuję poważną decyzję. Nie mogę dłużej przebywać w motelowym pokoju, skoro posiadamy własne mieszkanie. Muszę stanąć twarzą w twarz z brutalną rzeczywistością. W dodatku, dzięki Jared’owi, czuję się wyluzowana. Nie potrafię wyzbyć się wrażenia, że jestem obserwowana, które towarzyszy mi odkąd opuściłam dom Meredith. Być może fakt, że lekko przyćpałam potęguje to odczucie. Może to dziwne, ale wydaje mi się, że ta kobieta zrobi wszystko, żeby osiągnąć swój cel. W końcu nie różnicie się od siebie tak bardzo.
____Żegnam się z Jaredem całując go w usta, które zawsze mają malinowy posmak.
____- Uważaj na siebie, mała.
____Rozglądam się dwukrotnie i dopiero ruszam w kierunku naszego gniazdka.
____Gdy udaje mi się otworzyć te przeklęte drzwi, wspomnienia buchają mi prosto w twarz ze zdwojoną siłą. Pozostaje mi już tylko rozpacz, bo sama jestem sobie winna.
____Zakochałam się w niewłaściwym facecie, którego najgorszą wadą była miłość do własnej matki.
____Przypominam sobie, że dalej gdzieś mam wasze zdjęcie z wakacji, których nie miałeś zamiaru spędzać ze mną. To chore, że należałaś do mnie przez dziesięć miesięcy w roku, ale dwa zawsze przeznaczałeś dla Meredith. To były najważniejsze miesiące dla Ciebie, prawda?
____Podchodzę do łóżka i podnoszę sporych rozmiarów materac do góry.
____Wiedziałam, że znajdę tam fotografię, o którą się tak bardzo pokłóciliśmy.
____- Pojechałem z nią na wakacje, bo zawsze to robiłem, Eliza– mruczysz mi do ucha. Ja mam odmienne wrażenie. Nie wydaje mi się, żebyś mieli jakieś wspólne zdjęcie, za to z matką masz ich całe albumy. Chciałabym wierzyć, że znaczę dla Ciebie tyle samo co ona. Wiem, że przemawia przeze mnie zazdrość i może nikt mnie nie zrozumie, ale ja czułam, że te wakacje zmienią wszystko, że przez nie Cię stracę. Mam pewne przypuszczenia.
____- I kogo jeszcze ze sobą zabraliście, co? Może Twoja matka znalazła Ci jakoś lepszą kandydatkę na żonę, hę? – warczę, odtrącając Twoje silne ręce, którymi próbujesz mnie uspokajać. – Nie pierdol, tylko mów prawdę!
____- Nie bądź dzieckiem. Chciałbym, żebyś chociaż szanowała moją matkę, wiesz? To dla mnie bardzo ważne, Elizabeth.
____Nadal nie wytłumaczyłeś mi, kim jest kobieta, która na fotografii smaruje Twoje plecy i czemu ukryłeś przede mną to zdjęcie, tak jak resztę, które przywiozłeś z tych pieprzonych wakacji.
____Postanawiam, że może powinnam zapytać Meredith o Wasz wspólny wypad, Bruno. To mój nowy cel.
____Chcę Cię odkrywać na nowo, nawet jeśli to będzie bolesne.
____Leżę na łóżku z nogami wyciągniętymi aż za oparcie. Odrzucam zdjęcie na bok i chwytam w prawą dłoń okrągłe lusterko, które jest prezentem od Ciebie, by policzyć swoje piegi. To było Twoje ulubione zajęcie, dlatego lubię je wykonywać. Wyobrażam sobie, że to nas do siebie zbliża, m i s i u.
____Dzwoni telefon i choć nie mam ochoty na gadki-szmatki, odbieram go.
____- Chciałbym, żebyś zagrała w moim filmie, Lizz – mówi Cooper. – Wszystko obgadamy jutro, więc przemyśl to, skarbie.
5
____Jeśli wydaje Ci się, że przestałam funkcjonować, to grubo się mylisz. Jared nigdy by mi na to nie pozwolił. Musiałam zerwać się z łóżka o świcie po to, by stawić się na głupim planie filmowym. Teraz poszukuję mojego przyjaciela i dalej zastanawiam się, czemu wyraziłam zgodę na swój występ w jego nowej produkcji. Cooper nie stworzył dotąd żadnego cuda. Każdy jego film to zwykły gniot.
____- Cześć, pyszczku. – Słyszę z oddali głos Jared’a. – Świetnie, że jesteś. Przejrzałaś scenariusz? – dotyka prawą dłonią mojego lewego policzka. Rumienię się. Kiwam głową na znak, że posłusznie wykonałam polecenie. – Wyluzuj. Musisz wyglądać swobodnie.
____Nie potrafię się odprężyć, bo wciąż myślę o Twojej śmierci, Bruno. Znalazłam się tu właśnie przez to cholerę samobójstwo, które popełniłeś. Bezrobocie mi nie służy. Nie mam czym zapełnić wolnego czasu, który byłam w stanie poświęcić tylko Tobie.
-____ Zwyczajnie się rozbierz. – Słyszę cichy głos Jared’a, który dobiega zza mych pleców. Jego oddech delikatnie muska moje ucho.
____- Dobrze – przytakuję, bo przecież nie ma powodów, bym tego nie robiła, prawda? Już nie należę do nikogo, gdyż odebrałeś mi jedyną osobę, na której naprawdę mi zależało.
____Zrzucam z siebie czerwoną kurtkę, po czym kolejno ściągam czarną, obcisłą sukienkę i koronkową bieliznę. Jest tak zimno, myślę. Budząc się rano właśnie tak wyobrażałam sobie najchłodniejszy poranek w moim życiu.
____- Będziesz gwiazdą – mówi Jared.
____Często pozowałam do aktów. Nigdy Ci się to nie podobało, ale ktoś musiał zarabiać na naszą dwójkę. Czasami zastanawiałam się, czemu tak ciężko było Ci zabrać się do szukania pracy, odkąd zrezygnowałeś z posady w przedsiębiorstwie swojej matki. To ja jestem za to odpowiedzialna, prawda? Zrezygnowałeś z tego co miałeś, bo chciałeś być przy mnie – przez moment nawet wydawało Ci się, że tak jest. Mnie też udało Ci się oszukać. Ślepo wierzyłam, że jesteś szczęśliwy, nie zauważając jak powoli wykańczasz się psychicznie.
____Nie pojmuję, czemu tamto życie podobało Ci się bardziej, Bruno. No i dlaczego uczepiłeś się mnie.
____Pada śnieg, a jego wielkie płatki spadają na moje nagie ciało, gdy ja marzę o Tobie.
____Nic mnie nie obchodzi.
____- Genialna. Jesteś genialna, mała! – Słyszę, choć tak naprawdę nie dociera do mnie sens słów.
____Znowu jestem nieobecna.
____Samotna.
____Zrozpaczona.
____I w ciąży.
____- Pieprzcie się, leszcze.
____Chwytam swoje porzucone ciuszki i ruszam do wielkiej furgonetki, która pełni funkcję grupowej garderoby. Jest zielona. Okropnie zielona i nie pasująca do tej brzydkiej, smutnej pory roku. Próbuję opanować drżenie rąk, by móc w spokoju się ubrać, ale nie mogę. Rozklejam się, bo zawiodłam. Obiecałam sobie wczoraj, że już więcej nie zapłaczę za Tobą. JESTEŚ DUPKIEM - zrozum. Zniknij z mojego umysłu, przepadnij!
~*~
____Otwieram ogromne drzwi naszego mieszkania. W mojej głowie rodzą się niepokojące myśli. Coś tu nie gra. Upuszczam klucze na podłogę zrobioną z mahoniowych paneli. Pamiętam, jak kłóciliśmy się przy ich wyborze. Zawsze musisz się sprzeciwiać, Elizo. Teraz jednak nie mam ochoty wracać do tamtych wspomnień. Jestem w szoku.
____Nasz salon to istne pobojowisko. Ktoś wyraźnie czegoś szukał, ale przecież zamknęłam drzwi. Zawsze to robię, bo Ty mnie tego nauczyłeś. Musisz być bezpieczna. Cofam się do wyjścia, by sprawdzić, czy znajdę jakieś ślady włamania. Zamek jest nietknięty. Jak to jest możliwe, myślę, próbując sobie przypomnieć co zrobiłam z Twoimi kluczami. Nie przypominam sobie, bym Ci je zabrała, gdy odszedłeś.
To takie frustrujące. Wszystkie uczucia uderzają we mnie ze zdwojoną siłą.
____Przeraża mnie Twoja śmierć.
____Przeraża mnie ten odczuwalny ból istnienia.
____Przeraża mnie pustka, jaką noszę w sobie.
____Przeraża mnie samotność.
____Przeraża mnie myśl o dziecku.
____Gdy dochodzi do mnie to ostatnie, siadam na sofie i podciągam kolana pod brodę. Moje ręce zaciskają się na brązowych, krótko ściętych włosach, które uwydatniają odstające uszy. Ty namówiłeś mnie na zmianę fryzury, a teraz jej nie chcę. Brzydzę się swoim wyglądem. Nie potrafię spojrzeć w lustro, a przecież doskonale wiem co w nim zobaczę. Po co mi to wszystko, hę?
____Chciałabym wiedzieć co mam robić? Rozum podpowiada, bym chwyciła za telefon i wezwała policję, ale ciało odmawia posłuszeństwa. Przez chwilę nie mogę się ruszyć. Czuje się jak sparaliżowana.
____Znowu ta n i e m o c.
____Dźwięk telefonu domowego rozbrzmiewa echem w mojej głowie, która nigdy nie przestaje boleć.
____Hue hue…
____Przez chwilę jestem ciekawa, kto dzwoni, ale dociera do mnie, że poza Twoimi rodzicami, nikt nie posiada tego numeru. JA NIE MAM RODZINY. Wybrałam Ciebie.
____- Droga Elizabeth, pragnę Cię poinformować o zabraniu rzeczy mojego syna. Teraz są na odpowiednim miejscu. Proszę byś zachowała odrobinę rozsądku, jeśli nie pozostało Ci nic z godności i nie informowała policji o mojej wizycie. Gdybyś czegoś potrzebowała, oddzwoń. Pozdrawiam. – Odzywa się moja poczta głosowa.
____- Suka! – syczę przez zaciśnięte zęby. – Parszywa suka – dodaję szeptem i nie potrafię dłużej kontrolować swoich łez.
____Cicho szlocham.
;/
Aberracja dnia 21:49:56 27-06-14, w całości zmieniany 2 razy
6.
Wróciłaś? Powiedz, że tak!
Oczywiście
Zaraz mam wakacje i kilka nowych pomysłów, a tymczasem pomyślałam, że wypadałoby zakończyć to opowiadanie już definitywnie!
Cieszysz się?
Cieszę się, że wróciłaś i to z nowymi pomysłami
Z tego, że postanowiłaś zakończyć opowiadanie trochę mniej, ale z drugiej strony - wszystko przecież musi się kiedyś skończyć, więc cieszę się, że wreszcie się dowiem jak
Trollolo. Nie cierpisz mojej Lizzki, więc już niebawem dam Ci z nią spokój
Fakt. Ale to, że jej nie cierpię nie znaczy, że nie lubię tego opowiadania To dobrze, gdy bohaterzy wywołują różne emocje, a przecież nie zawsze muszą być one tylko pozytywne.
No przecież nie twierdzę, że nie lubisz wytrwałas najdłużej
7.
Kawiarnia to bardzo kiepskie miejsce na prywatną rozmowę. Zawsze znajdzie się ktoś, kto z wielką przyjemnością przystawi nieco bliżej swoje ucho niż powinien. Właśnie dlatego dziwię się, że mój niedoszły teść wybrał to miejsce. Jest tu przeraźliwie kolorowo. Zielone ściany, wazony z jaskrawymi, wielobarwnymi bukietami. Czuję się zupełnie tak, jakbyśmy mieli pieprzoną wiosnę. Nie mamy.
Nie odpowiada mi taki nastrój. Nic nie jest wstanie wnieść radości w moje życie. Nie chodzi wcale o to, że tylko czekam na śmierć, bo mam po co żyć, Bruno. Po prostu rozumiem, że wyczerpałam swój limit szczęścia, a teraz powinnam pogodzić się ze swoim losem.
Pan Farro widocznie uważa spóźnianie się za wielce taktowne. Zdążyłam pożreć naprawdę sporą ilość lodów, których jakość pozostawiała wiele do życzenia, nim Twój tatuś pojawił się w kolorowej kawiarence.
Jest tak wysoki, że musi lekko pochylić głowę wchodząc do pomieszczenia. Rozgląda się uważnie i być może nawet wysila na uśmiech w moją stronę. Szare oczy są niemal tak piorunujące jak jego idealnie dopasowany strój. Człowiek sukcesu.
- Przepraszam za spóźnienie. – I tyle. Nie wyjaśnia dlaczego kazał mi czekać na siebie okrągłą godzinę. Podejrzewam, że wcale nie jest mu przykro z tego powodu.
- Nie spieszy mi się.
- Ale mnie owszem. – Przywołuje kelnera odpowiednim gestem – Poproszę o kartę.
Zastanawia mnie to, czy Farro poważnie nie widzi jak działa na ludzi, czy raczej należy do tego typu ludzi, dla których najważniejsze są pozory. Oczywistym jest przecież fakt, że kelner niemal przybiega z menu w dłoniach i jest gotowy wyrecytować je dla niego z należytą starannością.
Ja pozostaję niezauważona, nic nieznacząca.
Twój ojciec składa zamówienie nawet nie spoglądając na kartę, a ja jestem w stanie jedynie podziwiać jego pewność siebie.
- Elizo, mam dla ciebie propozycję i bardzo chciałbym, żebyś jej wysłuchała. Podejrzewam, że podjęcie decyzji nie będzie dla Ciebie łatwe, ale nie musisz robić tego teraz.
Trollolo. Bełkot – jedynie tak to można nazwać. Zapewne za chwilę roztoczy przede mną wizję wspaniałej przyszłości, która już na mnie czeka - tyle, że daleko stąd.
- Nie mam pojęcia jakie relacje łączyły cię z Brunonem. Mogę się jedynie domyślać ile rodzinnych sekretów… - A to dobre, co? Twój ojczulek jest totalnym głupkiem. Gdybym miała jakiekolwiek pojęcie o sekretach waszej rodziny nie musiałabym siedzieć tu i wysłuchiwać dziwnego monologu.
Hue Hue…
Nie tylko przede mną miałeś tajemnice, co?
- W każdym razie powinnaś wiedzieć, że Meredith nie jest w stanie cię zaakceptować. Ona i Bruno tworzyli bardzo silny związek dusz. Być może to ja przyczyniłem się do tej tragedii. Popchnąłem syna wprost w ramiona oszalałej matki, ale nie mogłem tego przewidzieć, do cholery. Nie jestem pieprzonym jasnowidzem, Elizo. – W głosie Twego ojca wyczuwam nutkę żalu pomieszanego z gniewem, ale nie traci on nad sobą kontroli.
Natomiast ja się rozpadam. Próbuję traktować to spotkanie jak casting, ale z każdym wypowiedzianym słowem pana Farro, wiem, że nie o taką rolę mi chodziło. Nie mogę przyjąć do wiadomości, że Twoja matka, z powodu ciągłej nieobecności męża, wypełniła pustkę u swego boku Tobą. Kim miałeś dla niej być, Bruno? Dlaczego?
- To się powinno leczyć, panie Farro. Dlaczego dopuścił pan do takiej sytuacji? – dziwię się. Twój ojciec nawet mnie nie słucha – wiem to.
- Związałem się z nieodpowiednią kobietą, ale tak właśnie nakazywała przyzwoitość. Gdyby nie syn nie doszłoby do tego ślubu. Oczywiście w tamtym momencie nawet przez myśl mi nie przeszło, że dziecko niekoniecznie musi być moje. Jak wiesz Bruno i mąż twojej matki są przyrodnimi braćmi. Ja natomiast nie mogę i nigdy nie mogłem mieć dzieci. Gdy się o tym dowiedziałem, łatwiej mi było nie uczestniczyć w życiu rodzinnym niż pielęgnować fikcję, którą próbowała roztaczać wokół siebie moja żona. Wszystko co robiłem zbliżało ich do siebie, Elizo.
Nienaganny człowiek bliki upadkowi – śmiało mogę określić tak to co widzę.
Paradoksalnie wiem co czuje Twój ojciec. Przecież moja matka robiła dokładnie to samo. Dopiero po tych wszystkich latach zrozumiałam, czemu rodzice tak szybko się rozstali i nawet nie zdążyłam poznać ojca. Teraz wiem, że moja matka jest czarodziejką. Nawet z gówna potrafi wyczarować pozory normalności.
- Jaka jest pańska propozycja? – pytam oschle. Nie wydaje mi się, bym chciała siedzieć tu choćby pięć minut dłużej.
O.o
Aberracja dnia 18:04:47 01-06-15, w całości zmieniany 2 razy
EPILOG.
Czasem wyobrażam sobie, że byłeś artystą o tragicznym usposobieniu. Wtedy Twój koniec nie wydaje się aż tak wielkim głupstwem, skarbie. Większość wielkich ludzi tak umiera, a przecież śmierć, której towarzyszą różne plotki i domniemania przynosi rozgłos.
Szkoda, że byłeś zwykłym maminsynkiem, co?
Jestem w prześlicznym, niewielkim sklepiku, gdzie na każdym stoliczku są idealnie poskładane ubranka dziecięce. Bolą mnie oczy od tych wszystkich odcieni różu i błękitu, ale nie potrafię tego nie podziwiać. Nasze dziecko jeszcze się nie urodziło, a już skazane jest na żałobę.
Trzymam w rączce zwykłe czarne śpioszki, których znalezienie zajęło mi dłuższą chwilę. Pani ekspedientka stara się bardzo przyciągnąć moją uwagę do tych wszystkich radośnie kolorowych ciuszków, ale wystarczy jeden z moich wyćwiczonych wyrazów twarzy, by dała mi spokój.
Już niebawem koniec, bąbelku.
Zastanawiam się, czy chodzenie ze mną od sklepu do sklepu sprawiłoby Ci przyjemność? Czy kiedykolwiek w ogóle wybierałbyś ze mną kolor tapety do pokoju dziecięcego? A może zorganizowałbyś takie magiczne miejsce w domu swojej matki, gdzie nigdy nie było miejsca dla mnie?
Ja i nasza kruszynka jesteśmy bezpieczne, choć nie skorzystam z propozycji Twojego ojca. Spakowałam walizki i zdecydowałam się na powrót do Milagros. Myślę, że na wieść, iż zostanie babunią, postarzeje się przynajmniej o jakieś dziesięć lat. Mimowolnie uśmiecham się na to wyobrażenie.
Maleństwo coraz częściej kopie. Być może ma dosyć mojego ciasnego wnętrza. Ja też chciałabym wreszcie trzymać je w swoich ramionach i podziwiać to dziecięce piękno. Obawiam się jednak, że będzie podobne do Ciebie i nic nie będę mogła na to poradzić. Być może też nie sprawdzę się jako mama. Chyba nie miałam zbyt dobrego przykładu. Wiem jednak, że potrafię uczyć się na cudzych błędach, choć oczywiście wolę swoje własne. Podobnie jak dla Ciebie, rodzicielstwo jest dla mnie czymś zupełnie bliżej nieokreślonym. Nie wiem, czy poradnik dla mam coś zdziała, ale zawsze lepiej mieć chociaż książkę, skoro nie ma się żadnego wsparcia. Ty nie chciałeś nim być. Nikogo też nie dopuściłam do siebie bardziej niż Ciebie. Kupuję poradnik.
Myślę sobie, że nasza historia nie musiała się tak skończyć. Było tyle cudownych możliwości, ale wszystkie udało się nam zaprzepaścić. Czuję, że właśnie stoję na końcu drogi. Mogę oczywiście zawrócić i dalej trawać w bezsensie istnienia, ale wiem, że właściwym wyborem będzie zmiana. Skoro nie mogę iść na przód z Tobą, przynajmniej spróbuję życia z naszym dzieciątkiem.
Nie dopuszczę do kolejnej porażki. Za dużo ich w moim krótkim życiu, nie uważasz?
Żegnaj.
***
Poległam. Zanim pojawiłaś się w moim życiu zaplanowałam sobie całą przyszłość. Miałam być Twoim autorytetem, oazą spokoju, cichą przystanią, do której będziesz wracała każdego koszmarnego dnia. Chciałam dać Ci więcej stabilności i oparcia, ale to nie jest możliwe, nie w naszym przypadku. Czekałam na Ciebie przez długie miesiące, modląc się, byś nigdy w życiu nie była podobna do mnie. Taka krucha, bezradna, skazana na innych. Chciałam byś była szczęśliwa.
Pojawiłaś się zupełnie niespodziewanie, a ja poraz pierwszy w życiu zdałam sobie sprawę na czym polega miłość bezwarunkowa, której do tej pory nie doświadczyłam. Moja mama mnie urodziła, ale nie pokochała. Spojrzałaś na mnie maluteńkimi oczkami i wiedziałam, że w tym momencie przepadłam. Cały ten cholerny syf, który za sobą ciągnęłam przez całe życie przestał istnieć. Wraz z Twoimi narodzinami, odrodziłam się i ja. Wyleczyłaś mnie.
Gdy spoglądałam na Twoje malutkie rączki i drobniutkie paluszki, mogłabym przysiądz, że nie potrzeba mi niczego więcej, poza wolnym czasem, bym mogła bezustannie je obcałowywać. Taka śliczna. Każdego dnia patrzyłam jak dorastasz i próbowałam Cię w tym wszystkim dogonić. Nienawidziłam tego, że czas nieustannie biegnie, a Ty razem z nim. Nie mogłam Cię zatrzymać. Wymykałaś się przez moje – coraz bardziej zniszczone od pracy – palce i kiedy ja tak bardzo drżałam o Twoje życie i zdrowie Ty zdawałaś się tym nie przejmować. Nie było dla Ciebie rzeczy niemożliwych do spełnienia. Bezustannie pokonywałaś przeszkody. Najpierw te najmniejsze, począwszy od zbyt wysokich blatów w kuchni, by potem móc walczyć o coś co naprawdę w życiu ważne. Miłość. Nigdy się nie poddawałaś.
Choć tak bardzo starałam się być twarda, wyznaczać granice i wpajać Ci zasady, okazało się, że to właśnie Ty uczyłaś mnie życia, pocieszałaś, otaczałaś troską i lawiną bezinteresownej miłości.
Kocham cię, mój wolny, beztroski ptaszku. Tatuś byłby z Ciebie dumny. Mam rację, Bruno?
Aberracja dnia 18:00:49 01-06-15, w całości zmieniany 1 raz