elvirka - Strona główna



* * *
P R O M O
*
E N T R A D A
* * *

Od ma³ego wyobra¿asz sobie ten dzieñ, kiedy z dr¿±cym sercem, kroczysz pewnie czerwonym dywanem, w ¶nie¿nobia³ej sukni, a oczy wszystkich skierowane s± wy³±cznie na ciebie. Czujesz siê jak ksiê¿niczka, a ¶wiadomo¶æ, ¿e na koñcu dywanu, czeka na ciebie twój dumny, szczê¶liwy ksi±¿ê, dodaje ci si³…
Jednak ¿ycie czêsto w okrutny sposób weryfikuje marzenia. Równie¿ te, o mi³o¶ci do koñca ¶wiata. Przed Wami historia czterech, m³odych, na pozór szczê¶liwych ma³¿eñstw, zawartych z ró¿nych powodów: z rozs±dku, z przymusu, z „³apanki” i na z³o¶æ rodzinie.
Co i ich ³±czy, a co dzieli i gdzie w tym wszystkim miejsce na mi³o¶æ?

Kobieta sukcesu i barman.
Ona bardzo chce mieæ dziecko.
On na gwa³t potrzebuje pieniêdzy.
Znaj± siê od dziecka, a teraz postanowili pomóc sobie nawzajem.

Kobieciarz i szara myszka.
On ani my¶li byæ przyk³adnym mê¿em; zdradza j± na prawo i lewo.
Ona, przyk³adna ¿ona, przymyka na wszystko oko,
u¶wiadamiaj±c sobie, ¿e zakocha³a siê we w³asnym mê¿u.



Stare, dobre (?) ma³¿eñstwo.
Kiedy stali na ¶lubnym kobiercu, wierzyli, ¿e ich mi³o¶æ pokona wszystko.
Jednak po kilku latach, rutyna wziê³a górê nad wszystkim innym.
On wymyka siê z domu przy ka¿dej nadarzaj±cej siê okazji.
Ona ma notoryczne migreny.



Buntownik z wyboru i z³o¶liwa intrygantka.
On za³o¿y³ siê z kumplami, ¿e j± uwiedzie
Ona z³apa³a go na dziecko
Pobrali siê, bo tak wypada.

Co ich ³±czy i gdzie w tym wszystkim miejsce na mi³o¶æ?

Postacie drugoplanowe:






SPIS TRE¦CI:
Prolog cz. 1.
Prolog cz. 2.
Rozdzia³:
|01.|02.|03.|04.|05.|06.|07.|08.|09.|10.|
|11.|12.|13.|14.|15.|16.|17.|18.|19.|20.|
|21.|22.|23.|24.|25.|26.|27.|28.|29.|30.|
|31.|32.|33.|34.| EPILOG

Eillen dnia 20:49:44 15-10-14, w ca³o¶ci zmieniany 40 razy


No i jest, miejmy nadziejê, ¿e nic na tym nie stracisz, a napewno zyskasz.

Jak ju¿ pisa³am opowiadanie oryginale. Tym bardziej cieszê siê, ¿e aktorzy latynoscy co znaczy, ¿e jest to telenowela, których ma³o tutaj.

Bêdê czekaæ na jaki¶ odcinek.

I tak z ciekawo¶ci, bo nurtuje mnie - co znaczy ten tytu³?
Ja te¿ siê cieszê z obsady latynoskiej, poniewa¿ stêskni³am siê za ni±. By³ okres gdzie we wszystkich ( prawie wszystkich ) opowiadaniach dominiwa³a "amerykañska" obsada.
Wiem, ¿e jestem nieobiektywna, ale ju¿ uwielbiam Martina
Czekam na jakich prolog lub odcinek...
Tytu³ oznacza dos³ownie ma³¿eñskie grzeszki

Candy, ja te¿ jestem w tej kwestii nieobiektywna:P

Pierwsza czê¶æ prologu my¶lê, ¿e pojawi siê ju¿ dzi¶ wieczorem


My¶lê, i¿ tytu³ idealnie pasuje, poniewa¿ nie ma ma³¿eñstw idealnych i ka¿de ma swoje ma³e grzeszki
agam, to jest Nas dwie
W pierwotnej wersji mia³y byæ zbrodnie ma³¿eñskie, ale jak ju¿ postawi³am na obsadê latino, to i tytu³ musia³am zmieniæ
I my¶lê, ¿e jest nas wiêcej ni¿ dwie
PROLOG - cz. 1.

* * *

Popatrzy³ na jej g³adkie, idealne cia³o z têsknot±. Od jakiego¶ czasu, choæ spali w jednym ³ó¿ku, to nie spali razem, ale obok siebie. I nie chodzi³o ju¿ tylko o seks. ¯yli razem, a jednak osobno, choæ jeszcze kilka miesiêcy temu wszystko wydawa³o siê byæ w jak najlepszym porz±dku. Teraz jednak ka¿de z nich mia³o swój w³asny ¶wiat, w którym nie chcia³o tego drugiego. On, znika³ z domu na ca³e dnie, a ona coraz czê¶ciej zaczê³a miewaæ silne migreny.
Przysun±³ siê do niej ostro¿nie, by znów poczuæ jej zapach i wtuliæ twarz w jej l¶ni±ce, pachn±ce cytrusami w³osy. By przez chwilê poczuæ siê tak, jak powinien by³ siê czuæ, a nie czu³ siê ju¿ od dawna. Ci±gle nawinie liczy³, ¿e wszystkie problemy znikn± jak za dotkniêciem czarodziejskiej ró¿d¿ki. ¯e jeszcze mo¿e byæ tak, jak by³o gdy siê poznali i nie widzieli ¶wiata poza sob±. Gdy na przekór wszystkim, stanêli razem na ¶lubnym kobiercu, gotowi stawiæ czo³a ca³emu ¶wiatu, byle tylko byæ razem.
Wtuli³ twarz w zag³êbienie jej szyi i delikatnie musn±³ ustami wra¿liw± skórê za uchem. Kiedy¶ uwielbia³a, gdy to robi³, a teraz? Wiedzia³, ¿e ju¿ nie spa³a, a jednak nawet siê nie poruszy³a. Najwyra¼niej bardzo chcia³a, by my¶la³, ¿e jest pogr±¿ona w g³êbokim ¶nie, choæ zupe³nie nie rozumia³ dlaczego. Czy¿by nagle przesta³ j± poci±gaæ? A mo¿e mia³a kogo¶ innego? Szybko odgoni³ od siebie te, jak mu siê wydawa³o, absurdalne my¶li.
- ¦pisz? – wyszepta³ jej wprost do ucha, ale ona nie drgnê³a nawet o milimetr i uparcie milcza³a. Przez chwilê zastanowi³ siê za co ta kara, ale doszed³ do wniosku, ¿e ju¿ od jakiego¶ czasu praktycznie ze sob± nie rozmawiali. Nie potrafi³ tylko wygrzebaæ w zakamarkach pamiêci przyczyny. Po prostu, z dnia na dzieñ zaczêli siê od siebie oddalaæ i stawali siê sobie coraz bardziej obcy. I ¿adne z nich nie próbowa³o nawet naprawiæ tego, co zaczê³o siê psuæ. Brnêli w to dalej, a teraz… teraz mo¿e by³o ju¿ za pó¼no ¿eby cokolwiek zmieniæ?
Westchn±³ lekko i delikatnie przygryz³ p³atek jej ucha. Cokolwiek dzia³o siê miêdzy nimi, nadal by³a jego ¿on± i ci±gle jeszcze nie wyrzuci³a go z sypialni. Uzna³ wiêc, ¿e ci±gle ma do niej to samo ¶wiête prawo, jakie ma ka¿dy m±¿ do swojej ¿ony. Po³o¿y³ ciep³± d³oñ na jej brzuchu i wsun±wszy j± pod jej koszulkê, przesun±³ powoli w górê, w stronê piersi. Mruknê³a co¶ cicho, ale nie by³ to wyraz zadowolenia, a raczej dezaprobaty. Przymkn±³ na chwilê oczy, by opanowaæ narastaj±cy w nim w gniew. Tym razem nie zamierza³ odpu¶ciæ. Nawet, je¶li znów mia³aby uskar¿aæ siê na ból g³owy, co ostatnio zdarza³o siê jej nagminnie.
Znów skubn±³ p³atek jej ucha, wsuwaj±c jednocze¶nie d³oñ miêdzy jej uda. Mog³a oponowaæ i byæ przy tym cholernie stanowcz±, ale nie mia³a najmniejszego wp³ywu na reakcje w³asnego cia³a na jego pieszczoty. Oczywi¶cie wola³by, ¿eby wygl±da³o to zupe³nie inaczej, ale ostatecznie – jak siê nie ma co siê lubi…
Westchn±³ ciê¿ko, gdy poczu³ gor±c± wilgoæ na palcach. Odwróci³ j± na plecy i u³o¿y³ siê wygodnie miêdzy jej udami. W jakim¶ nag³ym przyp³ywie czu³o¶ci, chcia³ j± poca³owaæ, ale odwróci³a g³owê. Bezceremonialnie odsun±³ wiêc brzeg jej bielizny i wszed³ ni± z ca³ym impetem. Le¿a³a pod nim nieruchomo, jak k³oda, a on nie pragn±³ w tej chwili niczego wiêcej jak tylko tego, by daæ upust swojej frustracji i zaspokoiæ pierwotne instynkty. Kilka zdecydowanych pchniêæ wystarczy³o, by by³o ju¿ po wszystkim…
- Nie czekaj na mnie z obiadem – rzuci³ ch³odno, wychodz±c z ³ó¿ka. – I z kolacj± te¿ nie.
Odpowiedzia³a mu cisza, ale niczego innego siê nie spodziewa³. Chcia³ wyj¶æ st±d jak najszybciej i poszukaæ zapomnienia w pracy. A ona? Owinê³a siê szczelnie narzut± i zwinê³a w k³êbek, pozwalaj±c, by samotna ³za wolno sp³ynê³a po jej policzku.

* * *

Przebudzi³ siê, gdy poczu³ delikatne d³onie ¿ony na swoim przyrodzeniu. Odk±d zmieni³ stan cywilny, zdecydowanie polubi³ poranne erekcje, które wcze¶niej by³y jego zmor± i czêsto wprawia³y go w zak³opotanie, gdy po upojnej nocy, budzi³ siê w ³ó¿ku nowopoznanej dziewczyny w takim stanie. Problem by³ tym wiêkszy, gdy dziewczyna wyra¼nie dawa³a mu odczuæ swoje oburzenie jego „stanem pe³nej gotowo¶ci”.
Jego ¿ona zmieni³a to. By³a wulkanem seksu i nigdy nie przeszkadza³y jej jego poranne wzwody. Czasem nawet mia³ wra¿enie, ¿e lubi je bardziej ni¿ on sam, o ile to w ogóle mo¿liwe.
- Czy to dzi¶ jest ten dzieñ, kiedy powinni¶my siê staraæ ze wzmo¿on± si³±? – spyta³ chrapliwym g³osem. Przerwa³a na chwilê pieszczoty i spojrza³a na niego filuternie spod wachlarza gêstych rzês, zdmuchuj±c z czo³a kosmyki ciemnych w³osów. Unios³a brwi i wpe³zn±wszy na niego, przygryz³a policzek od ¶rodka. Nie musia³a odpowiadaæ. Po jej minie wiedzia³ ju¿, ¿e tak, a to oznacza³o kolejny maraton seksu, a potem testy i wyczekiwanie. – Mo¿e nie powinni¶my siê staraæ a¿ tak bardzo? – zagadn±³, pod¶wiadomie czuj±c, ¿e równie¿ tym razem historia nie skoñczy siê tak, jak oboje by tego chcieli. Nie odpowiedzia³a. Usadowi³a siê w dogodnej pozycji na jego biodrach i ¶ci±gnê³a koszulkê. Mimowolnie wyci±gn±³ d³onie w stronê jej nagich piersi, a gdy zaczê³a powoli ocieraæ siê o niego biodrami, poczu³ jak krew zaczyna w nim szybciej kr±¿yæ. Przesta³o mieæ dla niego znaczenie po co to robi±. Liczy³a siê ju¿ tylko przyjemno¶æ, jak± mieli sobie teraz dawaæ.
- Chyba móg³bym siê w tobie zakochaæ, wiesz? – powiedzia³ pó³g³osem, spogl±daj±c w jej ciemne jak wêgielki oczy roziskrzonym wzrokiem. U¶miechnê³a siê lekko i pochyli³a nad nim, by koniuszkiem jêzyka obrysowaæ kontur jego warg. Gdy chcia³ go ju¿ pochwyciæ swoimi ustami, odsunê³a siê nieznacznie i wtuli³a twarz w zag³êbienie jego szyi, delikatnie k±saj±c p³atek jego ucha.
- W moim ¿yciu nie ma miejsca na mi³o¶æ – szepnê³a, chwytaj±c siê ramy ³ó¿ka tu¿ nad jego g³ow±. W tym samym momencie poczu³a go w sobie. Jêknê³a cicho i spojrza³a mu w oczy. – Mi³o¶æ to strasznie przereklamowana sprawa – mruknê³a, patrz±c mu w oczy, a on jednym zwinnym ruchem obróci³ siê z ni± tak, ¿e teraz to on by³ na górze, trzymaj±c j± za nadgarstki tu¿ nad jej g³ow±. U¶miechn±³ siê ³obuzersko, patrz±c na niewinn± twarzyczkê swojej ¿ony. Lubi³ siê z ni± droczyæ, a w tej chwili jej mina, mówi³a sama za siebie. Zna³ j± jednak na tyle dobrze, ¿e widzia³, ¿e nigdy w ¿yciu nie zni¿y³aby siê do tego poziomu, by wypowiedzieæ na g³os te dwa s³owa, które teraz k³êbi³y siê jej po g³owie. By³y zbyt wulgarne, a poza tym nie nale¿a³a do kobiet, które prosz± o cokolwiek. Po prostu bra³a wszystko to, co uwa¿a³a, ¿e jej siê nale¿y.
W koñcu pochyli³ siê, by obj±æ ustami stercz±cy sutek. Jej oddech przyspieszy³ a smuk³e, jêdrne cia³o co i raz wygina³o siê pod nim w spazmach rozkoszy.
- Mo¿e kiedy¶ zmienisz zdanie – wychrypia³ jej wprost do ucha, gdy poczu³ skurcz w lêd¼wiach, zwiastuj±cy rozkoszne zakoñczenie tego s³onecznego poranka.

Eillen dnia 18:22:08 24-03-12, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Zwi±zek Juancho i Marisy to przesz³o¶æ. Skoro nie wi±¿e ich nawet seks, o mi³o¶ci nie ma co wspominaæ, a dzieci nie maj± to po co to ci±gn±æ?
Za to Sarê i Martina z pozoru ³±czy tylko seks, ale co by siê tam znalaz³o, gdyby siê w tym zag³êbiæ?
Cudowne opisy, ale ju¿ Ci to mówi³am, chyba, nie jestem pewna. Czekam na kolejne dwie parki, ju¿!
Sin
Poczynaj±c od Marisy i Juancho to ich ma³¿eñstwo dawno upad³o i tutaj chyba ju¿ nie ma mi³o¶ci, no chyba ¿e siê mylê. Zauwa¿y³am, ¿e Juancho chcia³by jako¶ to naprawiæ, ale zbyt ostro mimo wszystko zareagowa³am co sprawi³o, ¿e Marisê zabola³o jego zachowanie. Jak widaæ jest kobiet± wra¿liw± i zapewne nie poznaje mê¿czyzny w którym niegdy¶ by³a zakochana.
Przeciwieñstwem s± Sara i Martin, którzy wiod± bujne ¿ycie seksualne. On nawet móg³by siê w niej zakochaæ, jak powiedzia³. Ale dla niej najwa¿niejsze jest jak widaæ by zaj¶æ w ci±¿ê. Zdesperowana kobieta.
Czekam na kolejne parki.
A mo¿e jeszcze nie wszystko stracone? Nie skre¶lajcie ich tak ³atwo

Dziêki za komentarze :*
Jestem twoj± now± czytelniczk± opis postaci bardzo interesuj±cy nigdy ne czyta±³m opowiadana o takiej fabule a jest bardzo ciekawa No i jest moja ukochana parka Levyrroni
Kiedy mo¿na siê spodziewaæ prologu cze¶æ 2????I odcinka??
Witam w moich skromnych progach
Druga czê¶æ prologu my¶lê, ¿e ju¿ dzi¶ wieczorem
Czytaj±c prolog mia³am wra¿enie, i¿ przedstawi³a¶ nam oba ma³¿eñstwa na zasadzie przeciwieñstwa - przynajmniej je¶li chodzi o sferê cielesn± i sferê duchow±.

Marisa i Juancho pobrali siê z mi³o¶ci, ale z czasem w ich zwi±zek wkrad³a siê rutyna, a razem z ni± znik³a namiêtno¶æ i po¿±danie.

Sara i Martina pobrali siê z powodu wspólnego "interesu" i ma³¿eñstwo mia³o im przynie¶æ pewne korzy¶ci - dla Sary s± to korzy¶ci w postaci dziecka, a dla Martina s± to korzy¶ci finansowe.
Je¶li chodzi o ich ¿ycie erotyczne to widaæ, i¿ jest bardzo bujne i sprawia im ( chyba ) ogromn± frajdê. Mo¿e z czasem obsejsa Sary na punkcie dziecka zejdzie na drugi plan. Chocia¿ w dzisiejszych czasach aby urodziæ i wychowaæ dziecko nie trzeba zaraz wychodziæ za m±¿.
Tak siê zastanawiam, czy przypadkiem Sara po poczêciu dziecka "nie kopnie w dupê" Martina i nie bêdzie chcia³a tego maleñstwa sama wychowywaæ. A mo¿e bêdzie chcia³a stworzyæ dla niego normaln± (?), szczê¶liw± (?) i kochaj±c± siê (?) rodzinê?

Ju¿ Ciê nie bêdê zamêczaæ moimi przemy¶leniami.
Pozdrawiam, i czekam na drug± czê¶æ prologu.

BlueSky dnia 15:49:38 14-08-11, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Nie mia³am zamiaru pokazywaæ ich na zasadzie przeciwieñstw, a je¶li tak wysz³o to zupe³nie przypadkiem
Co do Sary to kobieta z dobrego domu, która nigdy nie pozwoli³aby sobie na nie¶lubne dziecko:P Zreszt± to telenowela, a tam wszystko jest mo¿liwe^^
Zapraszam na drug± czê¶æ prologu

PROLOG - cz. 2.

* * *

Siedzia³a skulona na kanapie w salonie, kurczowo ¶ciskaj±c w d³oniach kubek z gor±ca kaw±. Jej m±¿ czêsto wychodzi³ bez s³owa. Przywyk³a ju¿ tak¿e do tego, ¿e zazwyczaj wraca³ do domu pó¼nym wieczorem bez s³owa wyt³umaczenia, ale nigdy jeszcze nie zdarzy³o mu siê nie wróciæ na noc do domu. Powoli zaczyna³a ju¿ wpadaæ w panikê, choæ intuicja podpowiada³a jej, ¿e nie sta³o siê nic powa¿nego, a jego nieobecno¶æ to, ni mniej, ni wiêcej, jak jakie¶ jego kolejne „spotkanie s³u¿bowe”, które siê przeci±gnê³o.
Kiedy dowiedzia³a siê, ¿e ma wyj¶æ za niego za m±¿ nie by³a tym zachwycona. Nie chcia³a wychodziæ za m±¿ bez mi³o¶ci, ale taka w³a¶nie by³a wola ich ojców – fuzja dwóch, najlepiej prosperuj±cych w kraju przedsiêbiorstw, przypieczêtowana ma³¿eñstwem ich jedynych dzieci. Jej rodzice równie¿ nie pobrali siê z mi³o¶ci, a matka wiele razy powtarza³a jej, ¿e z czasem pokocha swojego mê¿a tak, jak ona kiedy¶ pokocha³a jej ojca. Nie chcia³a jednak wierzyæ tym s³owom. W koñcu jak mog³a pokochaæ zupe³nie obcego sobie mê¿czyznê, z któr± nie ³±czy³o jej nic poza kawa³kiem papierka podpisanego w urzêdzie stanu cywilnego?
Mimo wszystka stara³a siê zachowywaæ jak na ¿onê przysta³o, podczas gdy on nie stroni³ od innych kobiet i nie zamierza³ nawet udawaæ, ¿e jest szczê¶liwym mê¿em.
- Gdzie by³e¶? – spyta³a, gdy wszed³ do salonu chwiejnym krokiem. Stara³a siê zachowaæ kamienn± twarz, ale serce trzepota³o jej w piersi, jak zamkniêty w d³oni motyl.
- Mia³em wa¿ne spotkanie biznesowe – wybe³kota³, si³uj±c siê krawatem.
- Móg³by¶ przynajmniej nie k³amaæ – stwierdzi³a z wyrzutem, podchodz±c do niego i pomagaj±c mu pozbyæ siê marynarki. – Jeste¶ zalany w trupa.
- Nie przesadzaj – wymamrota³, przewracaj±c teatralnie oczami. – I daruj sobie kazania. G³owa mi pêka.
- Chod¼, zaprowadzê ciê do sypialni – zaproponowa³a. Powinna by³a go zostawiæ tak, jak sta³, choæby mia³ pa¶æ na pod³ogê i spaæ tak na niej do wieczora. Nie by³ wart jej uwagi i nerwów, jakie przez niego traci³a. Mimo wszystko, objê³a go w pasie, przewieszaj±c sobie jego rêkê przez ramiê i poprowadzi³a go schodami, do sypialni. – K³ad¼ siê – powiedzia³a, popychaj±c go lekko w stronê ³ó¿ka.
- A czy moja ¶liczna ¿ona zacznie wreszcie spe³niaæ swe ma³¿eñskie obowi±zki i po³o¿y siê obok mnie? – spyta³ z kpi±cym u¶mieszkiem, staraj±c siê odpi±æ mankiety koszuli.
- A czy ty wreszcie zaczniesz zachowywaæ siê jak na mê¿a przysta³o? – opowiedzia³a pytaniem.
- Kiedy tylko zechcesz – stwierdzi³, przyci±gaj±c j± do siebie.
- Zostaw mnie! – krzyknê³a, odpychaj±c go od siebie, gdy pochyli³ siê, by j± poca³owaæ. Mia³a ju¿ do¶æ jego wybryków i tego, jak j± traktowa³. – Masz nazwisko, jeste¶ prezesem jednej z najwiêkszych firm w kraju, g³ow± rodziny, a zachowujesz siê jak rozpuszczony gówniarz! – wykrzycza³a mu w twarz, staraj±c siê powstrzymaæ nap³ywaj±ce do oczu ³zy. Nie chcia³a, ¿eby tak wygl±da³o jej ca³e ¿ycie. – Nie zamierzam d³u¿ej tolerowaæ twoich wyskoków, wiêc zastanów siê, co robisz – zakoñczy³a, poczym wysz³a z sypialni, trzaskaj±c za sob± drzwiami. Opar³a siê o ¶cianê i odetchnê³a g³êboko. Nigdy wcze¶niej nie zdarzy³o siê jej podnie¶æ g³osu na kogokolwiek, a przed chwil± nawrzeszcza³a na w³asnego mê¿a, choæ matka wiele razy uczula³a j±, ¿e powinna byæ potulna i uleg³a, bo inaczej nigdy nie bêdzie z nim szczê¶liwa. Kiedy godzi³a siê na ten ¶lub, wierzy³a, ¿e wszystko siê u³o¿y, ¿e tak jak jej matka, z czasem pokocha mê¿czyznê, którego rodzina wybra³a jej na mê¿a. Jednak jej wiara z dnia na dzieñ mala³a, a tego ranka zniknê³a ju¿ chyba zupe³nie.
Po kilku minutach powoli uchyli³a drzwi sypialni. Jej m±¿ le¿a³ na ³ó¿ku i pochrapywa³ lekko. Mia³a nadziejê, ¿e co¶ wskóra wyrzucaj±c wszystko z siebie, ale jej m±¿ by³ zbyt pijany, by przej±æ siê jej s³owami. Westchnê³a ciê¿ko i podesz³a do niego.
Powoli rozpiê³a guziki jego koszuli i zsunê³a j± z jego umiê¶nionych ramion. Na jego szyi dostrzeg³a soczyste, czerwone piêtno, wyci¶niête ustami innej kobiety, a na ramionach czerwone smugi, pozostawione przez jej paznokcie. Sama nie wiedzia³a czemu, poczu³a uk³ucie w sercu na ten widok. Prze³knê³a nerwowo ¶linê i siêgnê³a do klamry jego paska, a potem rozsunê³a rozporek. ¦ci±gnê³a z niego spodnie i przyjrza³a siê jego idealnemu cia³u. Delikatnie przesunê³a palcem w wzd³u¿ jego wspaniale umiê¶nionego torsu, przygryzaj±c policzek od ¶rodka. Gdyby nie by³ tak cholernie przystojny, mo¿e by³aby w stanie go znienawidziæ.
Zatrzyma³a palec tu¿ przy gumce jego bokserek. Mia³a ogromn± ochotê ¶ci±gn±æ je z niego i podziwiaæ jego cudne cia³o w ca³ej krasie. Kiedy pomy¶la³a, ¿e mog³aby czuæ to cia³o na swoim ciele, poczu³a, ¿e zaczynaj± piec j± policzki. Mia³a ju¿ prawie 24 lata, a wci±¿ by³a dziewic±. Wszystkie jej kole¿anki ju¿ dawno mia³y swój pierwszy raz za sob±, ale ona, choæ nie uwa¿a³a bycia dziewic± za powód do dumy i coraz czê¶ciej wpada³a w zak³opotanie, gdy przyjació³ki zdradza³y sobie pikantne szczegó³y z upojnych nocy, dawno temu postanowi³a sobie, ¿e nie zrobi tego przed ¶lubem. Teraz mia³a wprawdzie mê¿a i mog³a zrobiæ to z czystym sumieniem, ale pozostawa³a jeszcze kwestia uczucia, które w jej mniemaniu, powinno silnie ³±czyæ ludzi, którzy sypiaj± ze sob±. Nie chcia³a tego robiæ byle jak i z byle kim, nawet je¶li tym „byle kim” mia³by byæ jej w³asny m±¿.

* * *

-Co¶ ty powiedzia³a? – krzykn±³, zrywaj±c siê od sto³u.
- Urodzê je i oddam do adopcji – odpar³a, uparcie wpatruj±c siê w talerz z zup± mleczn±.
- Nie o¿eni³em siê z tob± po to, ¿eby¶ teraz oddawa³a je do adopcji!
- Ale o¿eni³e¶ siê ze mn± tylko dlatego, ¿e jestem w ci±¿y, prawda? – spyta³a, posy³aj±c mu mordercze spojrzenie. Odwróci³ siê ty³em do niej i nerwowo przeczesa³ w³osy palcami. Mia³a racjê, a on by³ frajerem, jakich ma³o. Pozwoli³ z³apaæ siê na dziecko jakiej¶ gówniarze, któr± ledwo co pozna³. Cholernie ponêtnej gówniarze. Spojrza³ na ni±. Przyd³uga grzywka opada³a jej na czo³o, a reszta czerwonych w³osów by³a spiêta niedbale w kucyk i tylko pojedyncze kosmyki, okala³y jej okr±g³± twarz. Oczy mia³a obrysowane mocno czarn± kredk±, a powieki pokryte ciemnym cieniem, ale w jej spojrzeniu nie widzia³ ju¿ tych iskierek, które tak go zauroczy³y, gdy zobaczy³ j± po raz pierwszy. W duchu przekl±³ tamten dzieñ i przyjaciela, który podpu¶ci³ go, by j± uwiód³.
- To prawda – zacz±³ cicho po chwili. – O¿eni³em siê z tob±, bo nosisz pod sercem moje dziecko. Gdyby¶ nie by³a w ci±¿y, pewnie nie poprosi³bym ciê o rêkê i da³ nam jeszcze trochê czasu, ale sta³o siê. Za b³êdy w ¿yciu trzeba p³aciæ…
- A co uwa¿asz za b³±d? ¦lub ze mn± czy moj± ci±¿ê? A mo¿e jedno i drugie? – zapyta³a zajadliwie, rzucaj±c ostentacyjnie na stó³ serwetkê, któr± jeszcze przed chwil± mia³a na kolanach.
- Nie powiesz mi chyba, ¿e twoim marzeniem by³o zaj¶æ w ci±¿ê w wieku niespe³na dwudziestu lat z ledwo co poznanym facetem – ironizowa³. Rzeczywi¶cie, nie by³o to jej marzenie, ale uzna³a, ¿e to jedyny sposób, by wyrwaæ siê z domu. Kiedy go pozna³a, wydawa³o jej siê, ¿e z³apa³a pana boga za nogi. Szybko jednak zosta³a wyprowadzona z b³êdu. Jego rodzice nie byli zachwyceni ich zwi±zkiem, a gdy dowiedzieli siê o jej ci±¿y i planowanym ¶lubie nie do¶æ, ¿e nie kiwnêli nawet palcem, by im pomóc, to jeszcze za wszelk± cenê starali siê odwie¶æ go od tego pomys³u. Posunêli siê nawet do tego, by wrêczyæ jej czek na do¶æ poka¼n± sumkê tylko po to, by raz na zawsze zniknê³a z ¿ycia ich syna. Nie przyjê³a go jednak. Ale wcale nie dlatego, ¿e go kocha³a.
- Wiesz co by³o moim marzeniem? – wybuch³a nagle, wstaj±c od sto³u. – Wyrwaæ siê z tej zapyzia³ej nory, w której musia³am mieszkaæ z umieraj±c± matk±! My¶la³e¶, ¿e naprawdê jeste¶ taki wspania³y? ¯e owiniesz mnie sobie wokó³ palca, a ja bêdê tañczyæ, jak mi zagrasz? – spojrza³a mu w oczy, czekaj±c a¿ co¶ powie, ale on postanowi³ milczeæ. – Pozwoli³am ci siê uwie¶æ, kretynie!
- Wiesz o zak³adzie? – wyduka³ os³upia³y. Prychnê³a tylko i roze¶mia³a siê pod nosem.
- Wiesz po co to zrobi³am? ¯eby wie¶æ dostatnie ¿ycie! Dziecko mia³o mi pomóc zatrzymaæ ciê przy sobie. Nie przewidzia³am tylko, ¿e twoi nadziani starzy bêd± mieli nas i swojego wnuka g³êboko w d***e. Sam wiêc widzisz, ¿e poza tym, ¿e ro¶nie mi brzuch i za chwilê bêdê wygl±daæ jak s³onica, to w moim ¿yciu totalnie nic siê nie zmieni³o! Nadal mieszkam w jakiej¶ dziurze i ledwo wi±¿ê koniec z koñcem.
- A czego siê, do cholery, spodziewa³a¶? ¯e zabiorê ciê do domu moich starych, a ty bêdziesz sobie wiod³a ¿ycie jak ksiê¿niczka?! Nigdy nie ukrywa³em przed tob±, ¿e nie mam z nimi dobrych uk³adów i od dawna ¿yjê na w³asny rachunek. Nie bêdê siê przed nimi p³aszczy³ tylko po to, ¿eby¶ mog³a p³awiæ siê w luksusach!
- To ju¿ bez znaczenia – odpar³a ch³odno. – Skoro nie ma hajsu, to nie widzê powodu, dla którego mia³abym zatrzymaæ dziecko. I my¶lê, ¿e powinni¶my siê rozwie¶æ.
Pokrêci³ z niedowierzaniem g³ow± i wymin±³ j± bez s³owa. Tego wszystkiego by³o zbyt wiele, jak na jeden raz. Musia³ odetchn±æ i uspokoiæ siê. Zabra³ star±, skórzan± kurtkê z krzes³a i wyszed³, trzaskaj±c za sob± drzwiami.
To jest ¶wietne! Najbardziej zaintrygowa³a mnie historia Veronici i Franca.
Veronica bardzo przypomina mi mnie. Dziewczyna chce siê wyrwaæ z biedy za wszelk± cenê, i nic w tym dziwnego. Chyba ka¿demu marzy siê ¿ycie w godnych warunkach, jednak Vici siê troszeczkê pogubi³a. Ja chyba nie posunê³abym siê do tego, zeby z³apaæ typa na dziecko, a ju¿ na pewno nie usunê³abym w³asnego dziecka. W koñcu ono nie jest niczemu winne.
Franco za¶ przypomina mi mojego niedosz³ego by³ego - dumny, butny i... g³upi. Trzeba byæ skoñczonym idiot±, ¿eby zarabiaæ marne grosze i nie skorzystaæ z pomocy rodziców, którzy i tak nie maj± co robiæ z kas±. W³asne mieszkanie? Owszem, ale trzeba by³o skonczyæ co¶ wiecej ni¿ gimnazjum

Czekam na dalszy rozwój akcji
Iwi Mi³o znów Ciê widzieæ
Co do Vero i Franca to mam tyle mo¿liwo¶ci na rozwiniêcie tej historii, ¿e sama nie wiem, któr± wybraæ;P W ka¿dym razie to wszystko wcale nie jest takie proste na jakie teraz wygl±da ^^
Boziuniu, mówi³am ju¿ uwielbiam Anê Luciê? Mówi³am, bo ju¿ to czyta³am. Jej m±¿ to idiota, spe³niania obowi±zków ma³¿eñskich mu siê zachcia³o. Dziewczyna ma racjê, to nie powinno byæ byle jak i z byle kim.
Vero jest intrygantk±, nie wiem jak mo¿na chcieæ oddaæ swoje dziecko do adopcji, mo¿e za tym siê co¶ kryje? Co do Franca to zgadzam siê z 100% z Iwi.
Czekam na wiêcej.
Obie historie mnie zaintrygowa³y jak i za wcze¶niejszym razem.
Ana Lucia i Sebastian. Bo to do nich nale¿y pierwsza historia, tak? On pozwala sobie na zbyt wiele. Na jej miejscu nie by³abym tak jak jej matka radzi³a "potulna i uleg³a". Pierwszy raz na niego krzyknê³a i mia³a racjê. Jednak on by³ zbyt pijany by cokolwiek zrozumieæ. Ona powinna sobie go jako¶ utemperowaæ, bo gdy Ana Lucia siedzi w domu i martwi siê o niego to on balanguje z innymi panienkami.
Teraz przechodz±c do kolejnej pary - Veronici i Franco. Veronica jest ³asa na pieni±dze i luksusy, dlatego z³apa³a Franco za rogi i to na dziecko. Wielki b³±d. Jej postaæ muszê skrytykowaæ, bo luksusy przecie¿ to nie wszystko. A dziecko potraktowa³a jak sposób na faceta. Franco jest zbyt dumny za¶ ¿eby prosiæ o cokolwiek rodziców. Ale mo¿e jednak?? Co jak co, ale moim zdaniem w tym zwi±zku, a raczej ma³¿eñstwie to on jest raczej trochê m±drzejszy od niej.
Czekam na wiêcej.
Maite, Ana nie bêdzie taka, jak radzi³a jej matka, ale o tym ju¿ w pierwszym odcinku
A Franco... mo¿e wcale nie jest zbyt dumny, tylko ma jaki¶ powód?

Dziêkujê Wam za komentarze i po¶wiêcony czas :*
Brzmi ciekawie, mo¿e poka¿e pazurek? Bêdê czekaæ z niecierpliwo¶ci±.
Mo¿liwe. Mo¿e mieæ jakie¶ nieprzyjemne do¶wiadczenie zwi±zane z rodzicami, ale rozumiem, ¿e ten "powód" dopiero poznamy z czasem.

Tak¿e czekam na premierê.
Poka¿e, poka¿e i to nie raz
No nie odkryjê wszystkich kart od razu. Na wyja¶nienie pewnych spraw trzeba bêdzie poczekaæ ^^
Druga czê¶æ prologu tak samo ¶wietna jak pierwsza

Ana Lucia i Sebastian - w ich obecnym uk³adzie mamy przyk³ad papierowego ma³¿eñstwa i ¿ycia w celibacie - chocia¿ tylko i wy³±cznie ze strony Any, poniewa¿ Sebastian korzysta z ¿ycia pe³n± gêb± - wcale nie popieram tego, co robi, ale kiedy¶ s³ysza³am takie powiedzenie, i¿ je¶li facet nie znajdzie "tego czego¶" u swojej kobiety to poszuka "tego" u innej i Sebastian w pewien sposób realizuje to powiedzenie. I tak siê zastanawiam na, co liczy³a Ana? Wiem, ¿e Sebastian ( jak na razie ) to straszny dupek, ale go polubi³am. I nie wiem czemu, ale jako¶ zbytnio nie jest mi szkoda Any.

Veronica i Franco - szczerze powiedziawszy to nie popieram tego ma³¿eñstwa. Pobrali siê dla dziecka, ale chwila-moment to dziecko jeszcze siê nie urodzi³o i moim zdaniem mogli z tym ¶lubem zaczekaæ. A tak w ogóle to sk±d pewno¶æ, i¿ Vero jest w ci±¿y lub i¿ jest to dziecko Franca?

Po obu czê¶ciach prologu uwa¿am, i¿ idealnie dobra³a¶ tytu³, poniewa¿ ka¿de z tych ma³¿eñstw ma ju¿ jakie¶ grzeszki na sumieniu, a mam przeczucie, ¿e to nie bêd± ich jedyne grzeszki.
Czekam na odcinek...

BlueSky dnia 23:00:24 14-08-11, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Candy, co do Any i Sebastiana, to mo¿e ona nie chce m siê oddaæ, bo jest taki a nie inny?
A Franco i Vero - no w³a¶nie. Ca³kiem s³uszne pytania, na które odpowiedzi pojawi± siê dopiero za jaki¶ czas
Kiedy mo¿na siê spodziewaæ premiery???
Odcinek 1.

Odetchnê³a z ulg±, gdy przekroczy³a próg biurowca i owionê³o j± ch³odne, rze¶kie powietrze. Firmowy zegar wskazywa³ dopiero 09:30, ale z nieba ju¿ la³ siê niemi³osierny ¿ar. Mijaj±c recepcjê, westchnê³a ciê¿ko, b³ogos³awi±c w my¶lach wynalazcê klimatyzacji.
- Halo! Proszê pani! – Dobieg³o do niej jakby zza ¶wiatów. Odwróci³a siê za siebie i wtedy zza kontuaru recepcji wychyli³a siê drobna blondynka, której mina ¶wiadczy³a o tym, ¿e czeka na wyja¶nienia. – Interesantów przyjmujemy dopiero od 11.00 – zakomunikowa³a w koñcu. Brunetka u¶miechnê³a siê lekko i podesz³a do kobiety, która zajê³a ju¿ swoje miejsce przy komputerze. Musia³a byæ nowa, skoro o¶mieli³a siê zwróciæ jej uwagê.
- Ana Lucía Vázquez – przedstawi³a siê, wspieraj±c d³onie na blacie. – Czy mój m±¿, prezes Vázquez, jest u siebie? – spyta³a, obserwuj±c jak na policzki recepcjonistki wylewa siê p³omienny rumieniec.
- Przepraszam – wyduka³a dziewczyna. – Nie wiedzia³am…
- Proszê siê uspokoiæ – powiedzia³a Ana, u¶miechaj±c siê do niej ³agodnie. – Nic takiego siê przecie¿ nie sta³o – zapewni³a j± szczerze i ruszy³a w stronê windy. Sebastián lubi³ otaczaæ siê piêknymi kobietami, a ta by³a naprawdê urocza. S³odka, niewinna i g³upiutka. Ten rumieniec bez w±tpienia nie by³ wyrazem jedynie zak³opotania spowodowanego jej gaf±, ale te¿ faktu, ¿e oto sta³a przed ni± ¿ona mê¿czyzny, który z pewno¶ci± nieraz bajerowa³ j± po godzinach pracy. Byæ mo¿e nawet nie powiedzia³ jej, ¿e jest ¿onaty i karmi³ j± jakimi¶ bajeczkami, których ona w swojej naiwno¶ci chcia³a s³uchaæ i w które chcia³a wierzyæ.
- Skoñczy³o siê – szepnê³a pod nosem Ana, wchodz±c do windy. – Koniec twoich wybryków Sebastiánie Vázquez. – u¶miechnê³a siê do siebie z satysfakcj±. – Koniec z pokorn± ¿on±, przymykaj±c± na wszystko oko.
Nigdy nie podejrzewa³a siebie o takie pok³ady z³o¶liwo¶ci, a w¶ród znajomych zawsze by³a postrzegana jako cicha, nie¶mia³a, zupe³nie pozbawiona pewno¶ci siebie, bogata dziewczyna, która nie wie czego chce od ¿ycia. To Sebastián Vázquez sprawi³, ¿e z szarej myszki zaczê³a przeistaczaæ siê w drapie¿n± kocicê, gotow± walczyæ o to, co jej siê nale¿y. Z pewno¶ci± kiedy¶ mu siê za to w³a¶ciwie odwdziêczy. Teraz jednak inne rzeczy zaprz±ta³y jej my¶li.
Westchnê³a ciê¿ko, przygl±daj±c siê swojemu odbiciu w lustrze zamontowanym na jednej ze ¶cian windy. Nim winda zatrzyma³a siê na w³a¶ciwym piêtrze, zd±¿y³a odgarn±æ d³ugie w³osy na plecy i wytrzeæ niewielk± smu¿kê tuszu, który pod wp³ywem ciep³a rozmaza³ siê jej pod okiem. Z dr¿±cym sercem wesz³a na korytarz, prowadz±cy go gabinetu, który kiedy¶ zajmowa³ jej ojciec, a który teraz nale¿a³ do jej mê¿a. Stukot jej obcasów odbija³ siê echem po pustym korytarzu i przez chwilê czu³a siê jak bohaterka jakiego¶ thrillera, skradaj±ca siê do siedziby wroga.
Rozejrza³a siê dooko³a, przywo³uj±c w pamiêci obrazy sprzed lat, kiedy jako ma³a dziewczynka biega³a tym korytarzem, by choæ na chwilê znale¼æ siê w ramionach wiecznie zapracowanego ojca. Z ulg± stwierdzi³a, ¿e niewiele siê tu zmieni³o, odk±d by³a tu ostatnim razem – na odczytaniu testamentu. Nie znios³aby ¿adnych diametralnych zmian w firmie, któr± od podstaw stworzy³ jej ojciec. I to w³a¶nie ze wzglêdu na niego tu przysz³a. Nawet je¶li Sebastián by³ prezesem, to by³a tak¿e jej firma, jej dziedzictwo i nikt nie móg³ jej zabroniæ tego, co zamierza³a zrobiæ. A zamierza³a zacz±æ tu pracê. Mia³a kwalifikacje nawet do objêcia fotela prezesa, jednak brakowa³o jej do¶wiadczenia, które mia³ jej m±¿. Zreszt± wcale nie mia³a ochoty zarz±dzaæ tym wszystkim. Chcia³a tylko trzymaæ rêkê na pulsie, bo od Sebastiána trudno by³o siê dowiedzieæ czegokolwiek, a intuicja podpowiada³a jej, ¿e wokó³ m³odego prezesa kr±¿± sêpy, którym niekoniecznie zale¿y na dobru firmy.
Drzwi do sekretariatu by³y uchylone, wiêc wesz³a tam bez pukania. W ¶rodku nie by³o nikogo, jednak na biurku sekretarki sta³a fili¿anka z wci±¿ paruj±cym napojem. Szybko omiot³a wzrokiem pokój i skierowa³a siê do drzwi, prowadz±cych bezpo¶rednio do gabinetu mê¿a, na których wci±¿ by³a przytwierdzona z³ota tabliczka z nazwiskiem jej ojca: Luis Vincente del Bosque. Tylko tyle, a mo¿e raczej a¿ tyle, zosta³o dzi¶ po nim w tej firmie. Jego nazwisko zniknê³o ju¿ nawet z nazwy firmy, ustêpuj±c miejsca nazwisku rodziny jej mê¿a. Przymknê³a na chwilê powieki, t³umi±c nap³ywaj±ce do oczu ³zy. Tak bardzo chcia³a zobaczyæ za drzwiami zmêczon± twarz ojca, pochylon± w zadumie nad stosem dokumentów. Kocha³ t± firmê i po¶wiêci³ jej ca³e swoje ¿ycie. Matka czêsto powtarza³a jej, ¿e tylko ona, jego ukochana córka, jest w stanie oderwaæ go od pracy na d³u¿ej ni¿ sekundê. I rzeczywi¶cie tak by³o. By³a oczkiem w g³owie Luisa Vincenta i tylko ona mog³a wygraæ rywalizacjê o jego mi³o¶æ i uwagê z „Grupo Bosque”, jak jeszcze kilka miesiêcy temu nazywa³a siê firma.
Nabra³a powietrza w p³uca i policzy³a do dziesiêciu, zastanawiaj±c siê czy aby na pewno dobrze robi. Ostatecznie stwierdzi³a jednak, ¿e nie ma nic do stracenia i w koñcu nacisnê³a klamkê. W tej samej chwili jej uszu dobieg³ dziwny rumor. Szczup³a, zgrabna szatynka, która najwyra¼niej jeszcze przed chwil± siedzia³a na biurku jej mê¿a, teraz w po¶piechu zapina³a ¶nie¿nobia³± koszulê, kieruj±c siê do wyj¶cia. Sebastián odchrz±kn±³ tylko znacz±co, poprawiaj±c krawat i klapy marynarki.
- Co ciê sprowadza? – spyta³ jak gdyby nigdy nic, sadowi±c siê w skórzanym fotelu za biurkiem, gdy jego towarzyszka zniknê³a, zamykaj±c za sob± drzwi. – Mog³a¶ zadzwoniæ…
- ¯eby nie zastaæ ciê w tej… dziwnej sytuacji z sekretark±? – prychnê³a, podchodz±c do jego biurka. – Z iloma kobietami sypiasz? Z ca³ym ¿eñskim personelem firmy?
Sama nie wiedzia³a dlaczego sytuacja, w której zasta³a mê¿a, tak wyprowadzi³a j± z równowagi. Od dawna przecie¿ wiedzia³a, ¿e zdradza³ j± na prawo i lewo.
- Chcesz zgrywaæ zazdrosn± ¿onê? – spyta³ z kpin±, wstaj±c i opar³szy d³onie o blat biurka, spojrza³ jej prosto w oczy.
- Nie obchodzi mnie z kim i ile razy dziennie uprawiasz seks! – wykrzycza³a, wytrzymuj±c jego spojrzenie.
- Wiêc o co ci chodzi? Znudzi³o ciê siedzenie w domu? A mo¿e przynios³a¶ mi ¶niadanie?
Ana, w przyp³ywie z³o¶ci, kurczowo zacisnê³a drobne d³onie w piê¶ci. Jej m±¿ by³ cynicznym, aroganckim chamem, ale w ca³ej tej jego nonszalanckiej i totalnie ignoranckiej pozie by³o co¶ cholernie seksownego.
- Chcê tu pracowaæ – powiedzia³a, staraj±c siê opanowaæ dr¿enie g³osu. Nie wiedzia³a czemu, zawsze w jego obecno¶ci jej pewno¶æ siebie, niemal znika³a i znów czu³a siê ma³±, bezbronn± dziewczynk±.
- Co? – Sebastián nie dowierza³ w³asnym uszom. – Chyba siê przes³ysza³em – stwierdzi³, u¶miechaj±c siê ironicznie. – Nie masz pojêcia o pracy tutaj – doda³, znów wygodnie rozsiadaj±c siê w swoim fotelu.
- Skoñczy³am studia, pomaga³am ojcu, przez rok by³am na zagranicznym sta¿u... – Nie ustêpowa³a, ale zdawa³a sobie sprawê, ¿e to nie s± dla niego ¿adne argumenty. W jego oczach, kobieta powinna zajmowaæ siê domem, tzn. praniem jego skarpetek i gotowaniem obiadów, na które czêsto nawet nie raczy³ przychodziæ, a od czasu do czasu tak¿e zaspokajaæ jego seksualne „widzi mi siê”.
- I my¶lisz, ¿e to wystarczy, by zarz±dzaæ tak wielk± firm±? – zakpi³. – Nie b±d¼ naiwna.
- Ta firma jest tak samo moja, jak i twoja – postanowi³a zmieniæ taktykê. Proszenie go zgodê zupe³nie nie mia³o najmniejszego sensu. Zreszt± nie musia³a go o nic prosiæ, a jedynie postawiæ go przed faktem dokonanym. – Nie mo¿esz mi tego zabroniæ. Dopóki nie zorganizujemy gabinetu dla mnie, zajmê salê konferencyjn± obok – zakomunikowa³a, po czym odwróci³a siê na piêcie i skierowa³a w stronê drzwi. – A, zapomnia³abym – powiedzia³a, odwracaj±c siê ponownie w jego stronê. – Powiedz swojej sekretarce, ¿e jest zwolniona. I recepcjonistkê te¿ powiniene¶ zmieniæ.
- ¯artujesz? – Tylko tyle by³ w stanie wydusiæ z siebie w tej chwili jej wielce elokwentny m±¿.
- A wygl±dam? – odpowiedzia³a pytaniem, posy³aj±c mu mordercze spojrzenie, po czym zniknê³a za drzwiami, zostawiaj±c go os³upia³ego z jego my¶lami.

Eillen dnia 17:16:50 18-08-11, w ca³o¶ci zmieniany 2 razy
Bardzo ³adnie! Ana Lucia wreszcie wysz³a z cienia i postawi³a mê¿a do pionu.

- Co ciê sprowadza? – spyta³ jak gdyby nigdy nic, sadowi±c siê w skórzanym fotelu za biurkiem, gdy jego towarzyszka zniknê³a, zamykaj±c za sob± drzwi. – Mog³a¶ zadzwoniæ…
- ¯eby nie zastaæ ciê w tej… dziwnej sytuacji z sekretark±? – prychnê³a, podchodz±c do jego biurka. – Z iloma kobietami sypiasz? Z ca³ym ¿eñskim personelem firmy?

ahaha, umar³am! Zabi³o mnie to

Nie obrazi³abym siê, gdyby odcinek by³ d³u¿szy

Pozdrawiam i czekam na nexta
Ju¿ pokocha³am Anê Luciê nareszcie pokaza³a pazurek co mnie zauroczy³o.
Sebastian jest jak to sama ujê³a bezczelny, arogancki i nie wiem jak sama wytrzyma³abym z takim mê¿em. Traktuje kobiety jak zabawki, a w³asn± ¿onê tak jakby by³a jak±¶ jego s³u¿±c±, gosposi± domow±. Okropny facet i z góry mi siê nie spodoba³, tak jak i teraz nadal nie mam do niego ¿adnej sympatii.
Ana Lucia chce zacz±æ pracowaæ w swojej firmie, brawo! Nareszcie schwyta³a byka za rogi! Wielki plus dla niej. Oczywi¶cie mê¿ulek musia³ wyraziæ swoje zdanie i krytykê. Ale kto siê lepiej nie zajmie firm± jak ona?? Przecie¿ jest wykszta³cona a on zamiast pracowaæ zabawia siê z sekretark±.
Ostatnia scena moim zdaniem najlepsza! Gdy ta kaza³a mu zwolniæ sekretark±, a on do niej "¯artujesz?" a ona dziarsko "A wygl±dam?"! Jestem pod wra¿eniem.
Czekam na wiêcej. Ta "parka" szczególnie mnie zaciekawi³a.
Dziêki dziewczyny :*

Iwi, jeszcze d³u¿szy odcinek? Nieee... co za du¿o, to nie zdrowo;P S±dzê, ¿e taka d³ugo¶æ jest w sam raz na raz

Maite, czy to siê Sebastianowi podoba, czy nie, jego ¿ona we¼mie sprawy w swoje rêce, czym bêdzie go doprowadzaæ do szewskiej pasji, ale o tym pó¼niej ^^
Telka bardzo mi siê podoba Ana Lucia wreszcie koñczy z szar± myszk±... zapowiada siê ciekawie

Z niecierpliwo¶ci± czekam na Veronice i Franka !
Odcinek jest fantastyczny a chARKATER any bardzo mi sie podoba i mam nadzieje ,ze taka ju¿ zostanie bynajmiej pzy nim A Sebastian zobaczy jaka ma piêkn± ,urocza i m±dr± ¿one predzej czy pózniej a moze je¶li ko³o nie pojawi sie jaki¶ nowy adorator Czekam na kolejny:)
Widzê ¿e pojawi³a siê kolejna ¶wietna telenowela gdy mnie nie by³o.
Ana Lucia jest ¶wietna zmieni³a siê z szarej myszki w kocice. Dobrze ¿e nie s³ucha nauk swojej matki "kobieta powinna byæ uleg³a itd.". Jej m±¿ jest okropny i obrzydliwy, nie znoszê takich typków.
Kiedy bêdzie kolejny odcinek?
Czy ¶wietna, to siê dopiero oka¿e
A co do nexta... ju¿?
Pocz±tkowo mia³ byæ o kim¶ innym, ale zmieni³am nieco koncepcjê;P

Odcinek 2.

Franco zatrzyma³ swój ukochany motocykl na podje¼dzie przed wielk±, urz±dzon± z ogromnym rozmachem i przepychem hacjend±. Wspomnienie o latach, które tu spêdzi³, by³o mu tak odleg³e, ¿e wydawa³o siê niemal snem, a on sam, mimo, i¿ by³ to jego dom rodzinny, nie pierwszy raz ju¿ czu³ siê tu jak intruz.
Powiesi³ kask na kierownicy i powoli zszed³ z motocykla, kieruj±c siê w stronê wej¶cia. Decyzja o tym, by przyjechaæ tutaj by³a spontaniczna, jak wszystkie jego inne decyzje. Rzadko kiedy analizowa³ sytuacje, rozwa¿aj±c wszystkie „za” i „przeciw” przed podjêciem ostatecznej decyzji. Zazwyczaj najpierw robi³, a dopiero potem my¶la³. Tak by³o i z decyzj± o ¶lubie jak i z decyzj± o przyje¼dzie do rodzinnego domu. Bynajmniej jednak, wcale nie mia³ zamiaru sprowadzaæ siê tu ze swoj± do bólu szczer± i jak siê okaza³o pazern± ¿on±. Chcia³ po prostu porozmawiaæ z matk±, z któr± od zawsze mia³ bardzo dobry kontakt i która zazwyczaj potrafi³a pokazaæ mu zupe³nie inne spojrzenie na sytuacje, w jakich siê w danej chwili znajdowa³. Byæ mo¿e powinien z tym przyj¶æ do ojca, na „mêsk± rozmowê”, jednak ich relacje, kiedy¶ wprost idealne, teraz pozostawia³y wiele do ¿yczenia. Franco nie potrafi³ jednoznacznie okre¶liæ, kiedy ich stosunki zaczê³y siê psuæ, ale wiedzia³ na pewno, ¿e to przez ojca i na z³o¶æ jemu wyprowadzi³ siê z domu z mocnym postanowieniem udowodnienia staruszkowi, ¿e nie potrzebuje do szczê¶cia ani jego ³aski, ani tym bardziej pieniêdzy. Wiedzia³, ¿e spotkanie z nim oznacza³oby kolejn± awanturê, a na to nie mia³ teraz najmniejszej ochoty.
Kiedy stan±³ przed wielkimi dêbowymi drzwiami, przeszklonymi wzorzystym szk³em, nie by³ do koñca pewien, czy mo¿e wej¶æ do ¶rodka ot tak, czy mo¿e raczej powinien zapukaæ. Ci±gle mia³ klucze, ale zdawa³ sobie sprawê, ¿e nie by³ tu mile widziany, zw³aszcza przez ojca. Nim po³o¿y³ d³oñ na poz³acanej klamce, u¶miechn±³ siê do siebie. Mo¿e to o to chodzi³o? Po prostu nie pasowa³ do koncepcji ojca na temat jego jedynego spadkobiercy. Nigdy nie by³ potulnym synem, zamiast luksusowymi samochodami wola³ je¼dziæ starym motorem, poza tym w przeciwieñstwie do rodziców, nigdy nie obnosi³ siê z bogactwem, a zamiast pój¶æ w ¶lady ojca i zostaæ przedsiêbiorc±, wola³ siê ¶cigaæ – albo na torze, albo w wy¶cigach ulicznych, wszystko jedno gdzie, byle tylko czuæ adrenalinê.
Cofn±³ rêkê i w±skim chodnikiem ruszy³ za dom. By³ absolutnie pewien, ¿e jego matka wygrzewa siê przy basenie. Nie pomyli³ siê. Drobna kobieta o krótkich jasnych w³osach i wci±¿ idealnej figurze, zajmowa³a jeden z dwóch le¿aków. Pieni±dze ojca i sprawna rêka chirurga plastycznego sprawi³y, ¿e zupe³nie nie wygl±da³a na swój wiek.
- Dzieñ dobry, mamo – wykrztusi³ Franco, bêd±c ju¿ na tyle blisko, by mog³a go us³yszeæ, a jednocze¶nie na tyle daleko, by nie mog³a uwiesiæ mu siê na szyi. Nie chcia³ mieæ na koszulce, tej ca³ej masy specyfików, które z ca³± pewno¶ci± by³y na ciele kobiety.
- Franco! – Ucieszy³a siê szczerze, zdejmuj±c ciemne okulary i mierz±c syna uwa¿nie. – Zmizernia³e¶, biedaku. Zaraz powiem Rosie, ¿eby przygotowa³a twoje ulubione zrazy…
- Nie trzeba – zaprotestowa³, sil±c siê na u¶miech i usiad³ na s±siednim le¿aku, wspieraj±c przedramiona na kolanach i splataj±c d³onie w koszyczek. – Nie chcia³bym spotkaæ ojca.
- Obaj jeste¶cie niemo¿liwie uparci – westchnê³a, przewracaj±c teatralnie oczami. – Zupe³nie nie rozumiem o co wam chodzi.
- Ja te¿ tego nie rozumiem. Mo¿e po prostu obaj mamy sobie co¶ do udowodnienia? – zacz±³ zastanawiaæ siê na g³os. – A mo¿e mój m³odzieñczy bunt nieszczê¶liwie zbieg³ siê w czasie z jego kryzysem wieku ¶redniego? – zagadn±³ nagle, wywo³uj±c salwê ¶miechu u swojej rodzicielki. Wyci±gnê³a rêkê w jego stronê i w czu³ym ge¶cie zmierzwi³a jego gêste w³osy. Mamo! – jêkn±³, przyg³adzaj±c je z powrotem. – Nie mam ju¿ piêciu lat – doda³. W tej samej chwili z³apa³a go pod brodê, zmuszaj±c by spojrza³ na ni±. Wyrwa³ siê i odwróci³ szybko wzrok.
- Co ciê trapi? – spyta³a kobieta, szczerze zatroskana. – Masz k³opoty – bardziej stwierdzi³a ni¿ spyta³a, przygl±daj±c mu siê z matczynym zatroskaniem.
- Jeden wielki k³opot… – odpar³, wstaj±c z le¿aka, po czym wsun±³ d³onie w kieszenie jeansów i podszed³ do krawêdzi basenu. – K³opot, który nazywa siê Verónica – dokoñczy³, spogl±daj±c przez ramiê w stronê matki.
- Mówili¶my ci z ojcem, ¿e to nie jest dziewczyna dla ciebie i ¿e dziecko to nie jest powód, ¿eby od razu siê ¿eniæ.
- Chcia³em byæ odpowiedzialny.
- Wiem – Us³ysza³ tu¿ za sob±, a chwilê potem poczu³ d³oñ matki na swoim ramieniu. Odwróci³ siê w jej stronê i spojrza³ jej prosto w oczy, jakby szukaj±c w jej spojrzeniu rozwi±zania swoich problemów. – I jestem z ciebie dumna, ale je¶li mêczysz siê w tym zwi±zku, to nie ma sensu go ci±gn±æ. Zrozum to wreszcie.
- Powiedzia³a mi, ¿e zasz³a w ci±¿ê tylko dlatego, bo chcia³a ¿yæ jak królowa – powiedzia³, têpym wzrokiem wpatruj±c siê w pod³o¿e pod swoimi stopami. – Dzieckiem chcia³a sobie kupiæ dostatni± przysz³o¶æ, rozumiesz? – U¶miechn±³ siê kwa¶no. – A teraz chce siê rozwie¶æ a dziecko oddaæ do adopcji.
- A ty? – spyta³a, a on spojrza³ na ni± os³upia³y. – Czego ty chcesz? Mo¿e adopcja to dla tego malucha najlepsze wyj¶cie – powiedzia³a, choæ co¶ zupe³nie innego cisnê³o siê jej w tej chwili na usta. Jednak pytanie syna, czy jest pewien, ¿e to on na pewno jest ojcem, wyda³o jej siê nie na miejscu. Verónica od pocz±tku jej siê nie podoba³a, podczas gdy Franco zdawa³ siê byæ w ni± zapatrzony jak w obrazek. Wygl±da³o na to, ¿e nadal nie chcia³, przyj±æ do wiadomo¶ci tego, z jak± kobiet± siê zwi±za³, choæ przecie¿ ona sama wyzna³a mu motywy swoich dzia³añ.
- Jak mo¿esz tak my¶leæ!? – wrzasn±³ oburzony. – Przyszed³em do ciebie po radê, a ty… Nie oddam tego dziecka, rozumiesz? Nie oddam! Mo¿esz…
- Franco! – wesz³a mu w s³owo, chwytaj±c go ramiona. – Starali¶my siê wychowaæ ciê na odpowiedzialnego cz³owieka i widzê, ¿e nam siê to uda³o – mówi³a spokojnie. – Bierzesz odpowiedzialno¶æ za swoje czyny i nie ma w tym nic z³ego, ale w tym momencie bierzesz tak¿e odpowiedzialno¶æ za drugiego, ma³ego, zupe³nie bezbronnego cz³owieka i nie mo¿esz byæ w tej kwestii egoist±. Nie kochasz Verónici, a ona nie kocha ciebie. Poza ³ó¿kiem chyba nic was nigdy nie ³±czy³o, prawda? – zagadnê³a, a on wpatrywa³ siê w ni± bez s³owa, zaskoczony jej bezpo¶rednio¶ci±. – Chcesz, ¿eby to dziecko dorasta³o w takiej rodzinie? ¯eby patrzy³o jak z dnia na dzieñ nienawidzicie siê coraz bardziej? Adopcja to mo¿e byæ dla niego jedyna szansa na normalny dom i kochaj±c± rodzinê. Sam nie dasz sobie rady. Opieka nad dzieckiem to praca przez 24 godziny na dobê, a Verónica, skoro ju¿ teraz postanowi³a o adopcji, najwyra¼niej nie zamierza siê nim zajmowaæ.
- Dam radê i bêdê je kocha³ za nas oboje – zapewni³, staraj±c siê przekonaæ samego siebie. Kobieta po³o¿y³a d³oñ na jego policzku i u¶miechnê³a siê lekko. – Mo¿e znajdê kiedy¶ odpowiedni± dziewczynê, a mo¿e Verónica zmieni zdanie, gdy po porodzie we¼mie je w ramiona – mówi³ pó³g³osem, spogl±daj±c gdzie¶ w dal, ponad g³ow± matki. – Nie pozwolê, ¿eby obcy ludzie wychowywali moje dziecko – doda³, spogl±daj±c kobiecie prosto w oczy.
- Je¶li tak postanowisz, pomo¿emy ci z ojcem, ale zastanów siê, co tak naprawdê bêdzie dla tego malucha najlepsze.
- Powinienem chyba ju¿ i¶æ – zakoñczy³, cmokaj±c kobietê w policzek, dostrzeg³szy w wielkich tarasowych drzwiach sylwetkê ojca.
- Franco – jêknê³a kobieta z niezadowoleniem, chwytaj±c go za rêkê. – Spróbujcie przynajmniej porozmawiaæ.
- Jeszcze nie teraz – szepn±³, przyk³adaj±c sobie d³onie matki do ust i wyciskaj±c na nich poca³unek – Do zobaczenia – powiedzia³ i ruszy³ w swoj± stronê nawet nie patrz±c w stronê ojca.
- Czego chcia³? – spyta³ mê¿czyzna, odprowadzaj±c syna wzrokiem.
- Porozmawiaæ – odpar³a Juliana, spogl±daj±c na mê¿a. – Móg³by¶ wreszcie odpu¶ciæ i prozo mawiaæ z nim.
- Chcia³ ¿ycia na w³asny rachunek, wiêc niech sobie radzi – odpar³ mê¿czyzna, wsuwaj±c d³onie w kieszenie eleganckich, ciemnych spodni.
- Andrés – jêknê³a kobieta z dezaprobat±. – Franco kiedy¶ doro¶nie do tego, by zainteresowaæ siê rodzinnym biznesem, ale teraz musimy go wspieraæ. To nasz syn...
- Raczej twój syn – przerwa³ jej mê¿czyzna z kpi±cym u¶miechem na twarzy. – Ja nie mam i nigdy nie mia³em syna.
Juliana zatrzepota³a w zdziwieniu d³ugimi rzêsami. Otworzy³a usta, ale nim wydoby³ siê z nich jakikolwiek d¼wiêk, Andrésa ju¿ nie by³o obok niej.

*

Wszystko sz³o zgodnie z jej planem. Juancho z dnia na dzieñ oddala³ siê od niej coraz bardziej. Teraz czeka³a tylko na dzieñ, kiedy jej m±¿ postanowi wyprowadziæ siê z ich wspólnego domu i u³o¿yæ sobie ¿ycie na nowo z jak±¶ inn± kobiet±. Dok³adnie tego chcia³a, choæ na sam± my¶l o tym, serce j± bola³o, a do oczu cisnê³y siê ³zy. Ale ona przecie¿ musia³a ¿yæ dalej. A przynajmniej spróbowaæ jako¶ w miarê normalnie funkcjonowaæ. Musia³a znale¼æ pracê, choæby po to, by nie siedzieæ w domu i nie u¿alaæ siê na sob±. Siedzenie w czterech ¶cianach i rozmy¶lanie o tym, jakie to ¿ycie jest niesprawiedliwie, dobija³o j± i tak naprawdê nie prowadzi³o do niczego. Chcia³a byæ miêdzy lud¼mi i ¿yæ chwil±. Tylko tyle jej pozosta³o, choæ wiêkszo¶æ kobiet w jej sytuacji pewnie wola³aby siedzieæ w zaciszu domowym z gor±c± czekolad±, albo butelk± dobrego, czerwonego wina, u¿alaæ siê nad swoim marnym losem i po prostu czekaæ na ten s±dny dzieñ. I ka¿da z nich na jej miejscu, z pewno¶ci± kurczowo trzyma³aby przy sobie swojego ukochanego mê¿czyznê, byle tylko nie byæ sam±. Ona jednak za nic w ¶wiecie nie chcia³a dopu¶ciæ do tego, by jej ukochany Juan Carlos cierpia³ przez ni±. Pokocha³a go od pierwszego wejrzenia, z wzajemno¶ci± zreszt±, a z ka¿dym dniem ich mi³o¶æ stawa³a siê coraz wiêksza. Ale ¿ycie nie by³o sprawiedliwe i w do¶æ okrutny sposób zniszczy³o jej marzenia o wielkiej szczê¶liwej rodzinie. Musia³a odseparowaæ wiêc od siebie Juana, ¿eby przynajmniej jemu oszczêdziæ tego wszystkiego. Teraz pewnie by³ z³y i rozgoryczony, ale kiedy¶ zrozumie i podziêkuje jej za to. Kiedy¶, kiedy jej ju¿ przy nim nie bêdzie…



Eillen dnia 17:14:05 18-08-11, w ca³o¶ci zmieniany 3 razy
Fajnie, ale szkoda, ¿e znowu nie by³o jakie¶ rozmówki Franco kontra Veronica
Czekam na nastêpny odcinek Kiedy siê pojawi ?
Nie mam pojêcia. Urlop mi sie koñczy jutro, wiêc odcinki pewnie bêd± pojawiaæ przy dobrym wietrze raz w tygodniu, na pewno nie czê¶ciej.
Dzi¶ zacznê od koñca, bo koniec ca³kowicie mnie wybi³ z tropu. Czy ja dobrze zrozumia³am? Wnioskujê, ¿e Marissa jest chora i zosta³o jej tylko niewiele dni ¿ycia. To w³a¶nie dlatego chce zniechêciæ do siebie swojego mê¿a, kosztem w³asnego szczê¶cia, bo przecie¿ ona go kocha. Czy ona czasem nie za du¿o od siebie wymaga?
Za¶ Franco zdecydowa³ siê na rozmowê z rodzicami, a raczej matk±, bo z ojcem nawet nie chce rozmawiaæ. Jednak podczas rozmowy zez³o¶ci³ siê jedynie, gdy¿ matka zaproponowa³a mu, ¿e mo¿e lepszym wyj¶ciem by³aby adopcja. Nawet przyznam jej racjê, bo wtedy dziecko mia³oby szansê na prawdziw± rodzinê. Ale Franco naprawdê zale¿y na tym dziecku dlatego nie odda go za nic. Chce sam wychowaæ swojego syna b±d¼ córkê. I za to go podziwiam i trzymam kciuki. Zobaczymy jak Veronica na to zareaguje.
Czekam na wiêcej.
Wszystko dobrze zrozumia³a¶, a do czego to zaprowadzi, to nawet ja jeszcze nie wiem
Co do Veronici, to mogê powiedzieæ jedynie tyle, ¿e nie pozostawi swojemu mê¿owi wyboru, ale o tym za jaki¶ czas
Czy¿by Juliana mia³a przygodê i jej ukochany syn by³ dzieckiem z nieprawego ³o¿a? Chyba ¿e inaczej mo¿na interpretowaæ s³owa "raczej to twój syn". Franco to odpowiedzialny ch³opak, chocia¿ nie pochwalam zabaw w zak³ady o czyje¶ uczucie, ale ta Veronica to lepsze zió³ko.
Marisa chcê odsun±æ od siebie ukochanego. Dlaczego? Czy¿by nie mog³a mieæ dzieci? W koñcu by³a mowa o zniszczonym marzeniu o wielkiej rodzinie. Jej je¶li tak to pope³nia ogromny b³±d. Mam nadzieje, ¿e powie mu o swoim problemie, znajdzie prace i nie bêdzie my¶la³a o takich rzeczach. Tylko o szczê¶ciu
Czekam na wiêcej!
¯yczysz sobie poznaæ odpowiedzi na swoje pytania, czy wolisz ¿yæ w nie¶wiadomo¶ci? Ale jak odpowiem, to pisanie tego opowiadania przestanie mieæ sens, wiêc lepiej bêdê milczeæ ^^
Prosi³abym choæ o ma³e wskazówki O i mo¿e zdradzisz o kim bêdziesz kolejny odcinek pisaæ?
Ok:) No to, po pierwsze, mo¿na inaczej interpretowaæ s³owa "to raczej twój syn" , po drugie, co do Marisy, nie chodzi o to, ¿e nie mo¿e mieæ dzieci, przeczytaj ostatnie zdanie
A co do nastêpnego odcinka - pierwotnie mia³ byæ w pierwszym akapicie o Sarze, w drugim o SeAnie, ale w³a¶nie wpad³am na pomys³ rozmowy miêdzy Juancho i Maris±, wiêc to siê mo¿e zmieniæ, aczkolwiek wcale nie musi ; )
No tak ostatnie zdanie, wbi³am sobie do g³owy jedn± my¶l i nie dopuszcza³am do siebie innej. Czasami jestem wyj±tkowo oporna
O Sarze chêtnie bym przeczyta³a jej losy, ale jako¶ w±tpiê bym by³a fank± jej ma³¿eñstwa. Zdecydowanie po cichu mam nadzieje na kogo¶ trzeciego póki co
A kiedy bêdzie kolejny odcinek?
Kto¶ trzeci to SMartina? Nie... chyba nie... nie wiem... rozwa¿ê to Jakie¶ konkretne propozycje?
Kolejny? Dopiero co by³ jeden i ju¿ mam daæ nastêpny? Na pewno nie dzisiaj, mo¿e w sobotê? A potem raz w tygodniu, bo urlop mi siê koñczy i mój czas wolny zostanie znów ograniczony do minimum
Do soboty mogê poczekaæ. Chocia¿ chêtnie bym przeczyta³a dzisiaj! Jednak uruchomiê w sobie moj± cierpliwo¶æ
PS. Zapraszam na odcinek PKW


Odcinek 3.

Juan wróci³ do domu wcze¶niej ni¿ pocz±tkowo zamierza³. Marisa spa³a skulona na kanapie z ksi±¿k± w rêku. Podszed³ do niej i delikatnie wysun±³ j± spod jej d³oni, uwa¿aj±c by nie obudziæ ¿ony i jednocze¶nie nie zamkn±æ ksi±¿ki. Zerkn±³ na ok³adkê i u¶miechn±³ siê do siebie. „Rozwa¿na i romantyczna”. Nie by³ w stanie zliczyæ, ile razy ju¿ widzia³ ¿onê, zaczytan± w tej powie¶ci. Za ka¿dym razem czyta³a j± z takim samym zapa³em, a ogl±daj±c ekranizacje, zawsze twierdzi³a, ¿e s± do niczego i nie oddaj± nawet w po³owie tego, co chcia³a przekazaæ swoim czytelnikom autorka.
- Rozwa¿na i romantyczna – szepn±³ Juan, przenosz±c wzrok z ok³adki na swoj± ¿onê. Te dwa s³owa idealnie pasowa³y do Marisy i mo¿e w³a¶nie dlatego pokocha³ j± ca³ym sercem? Uczucie, które ich po³±czy³o, by³o jak grom z jasnego nieba. Zanim j± pozna³, nigdy nie s±dzi³, ¿e mo¿na kochaæ tak mocno i byæ gotowym po¶wiêciæ dla drugiej osoby dos³ownie wszystko. Stali siê nieroz³±czni jeszcze w szkole ¶redniej, a kiedy po maturze, na przekór wszystkim, zdecydowali siê na ¶lub, wierzyli, ¿e ich mi³o¶æ przetrwa wszystko. Czy¿by teraz mia³o siê okazaæ, ¿e oboje siê wtedy pomylili?
Szukaj±c czego¶, czym móg³by zaznaczyæ stronê, na której Marisa skoñczy³a czytaæ, zerkn±³ na tekst. Sam nie wiedzia³ czemu spo¶ród wielu wersów w oczy rzuci³y mu siê akurat te dwa zdania:
- „Byæ mo¿e moje uczucia s± silniejsze. Silniejsze ni¿ moja wiara w nie.” – przeczyta³ szeptem i usiad³ na skraju kanapy, zastanawiaj±c siê nad sensem tych s³ów. Mo¿e faktycznie tak by³o? Mo¿e przestali wierzyæ, ¿e ich mi³o¶æ mo¿e trwaæ do koñca ¶wiata? Nie mogli przecie¿ tak z dnia na dzieñ staæ siê sobie zupe³nie obojêtnymi i przestaæ siê kochaæ.
Westchn±³ ciê¿ko, patrz±c na zmêczon±, blad± twarz swojej ¿ony. Od³o¿y³ ksi±¿kê na stolik, k³ad±c j± otwart±, grzbietem do góry i poszed³ po koc, którym delikatnie okry³ Marisê. Mruknê³a co¶ przez sen, ale nie otworzy³a oczu, wiêc przykucn±³ obok kanapy i wierzchem d³oni delikatnie dotkn±³ jej twarzy, utwierdzaj±c siê tylko w przekonaniu, ¿e to zupe³nie niemo¿liwe, ¿e ich mi³o¶æ, tak po prostu siê wypali³a.
- Juan? – Dobieg³ go jej zmêczony g³os.
- Przepraszam, nie chcia³em ciê obudziæ… – szepn±³, g³adz±c jej w³osy w czu³ym ge¶cie. Nie mia³a serca znów go atakowaæ i robiæ mu awantur. By³y chwile, kiedy mia³a ochotê powiedzieæ mu o wszystkim i pozwoliæ, by pociesza³ j±, ko³ysz±c w swoich silnych ramionach i ta bez w±tpienia do takich nale¿a³a. Jednak zaraz potem pojawia³y siê my¶li, ¿e skoro mo¿e mu oszczêdziæ tego wszystkiego, to zrobi to. Za wszelk± cenê. – Dlaczego wszystko siê tak skomplikowa³o? – spyta³, wpatruj±c siê w jej du¿e oczy. – Co siê z nami sta³o, Mari? – Chwyci³ jej szczup³± d³oñ miêdzy swoje i utkwi³ wzrok w z³otej obr±czce na jej palcu, a pytanie, które przed chwil± zada³, zawis³o nad nimi niczym gilotyna. – Mo¿e powinni¶my spróbowaæ to naprawiæ…
- Naprawiæ? – prychnê³a, podnosz±c siê z kanapy. – Tu ju¿ nie ma czego naprawiaæ – doda³a, kieruj±c siê w stronê kuchni. ¦wiêcie wierzy³a w te s³owa, choæ z zupe³nie innych powodów, ni¿ mu siê mog³o wydawaæ. – To koniec, Juan.
- Jak mo¿esz? – spyta³, staj±c tu¿ za ni±. Czu³a na szyi jego oddech, jednak nie dotyka³ jej. – Naprawdê nic ju¿ do mnie nie czujesz? Tak po prostu?
Zacisnê³a mocno powieki, by powstrzymaæ ³zy. Jak mia³a mu powiedzieæ prosto w oczy, ¿e go nie kocha? Jak mia³ jej uwierzyæ, skoro ona sama nie by³a w stanie sobie tego wmówiæ?
- Mari – szepn±³ jej wprost do ucha, chwytaj±c j± za ramiona, ale wtedy wyrwa³a mu siê.
- Zostaw mnie – syknê³a, spogl±daj±c na niego z bólem. – Byli¶my m³odzi i g³upi…
- Kochali¶my siê – wszed³ jej w s³owo.
- W³a¶nie! Masz racjê – mówi³a, wbijaj±c szczup³y palec w jego tors. – Kochali¶my siê. Czas przesz³y.
- Co siê z tob± dzieje? – spyta³, niczego nie rozumiej±c. – Nie w takiej kobiecie siê zakocha³em. Zupe³nie ciê nie poznajê, Mari.
- A mo¿e nigdy tak naprawdê mnie nie pozna³e¶? – zagadnê³a, po czym odwróci³a siê na piecie, nie mog±c znie¶æ jego pe³nego bólu spojrzenia, ale wtedy chwyci³ j± za rêkê i przyci±gn±³ do siebie, po czym wycisn±³ na jej ustach namiêtny poca³unek. Pocz±tkowo, chcia³a mu siê wyrwaæ, ale gdy poczu³a jego jêzyk w swoich ustach, przesta³a siê szarpaæ. Przylgnê³a do niego ca³± sob± i wplataj±c d³onie w jego gêste w³osy z ca³ej si³y odda³a poca³unek. Ostatni raz, przemknê³o jej przez g³owê, a oczy zapiek³y j± od wzbieraj±cych pod powiekami ³ez.
- Mari… – mówi³ spokojnie, opar³szy czo³o o jej czo³o, ci±gle trzymaj±c jej drobn± twarz w swoich d³oniach. – Mo¿esz wmawiaæ mnie i sobie, ¿e nic ju¿ do mnie nie czujesz, ale poca³unki nie k³ami± – spojrza³ w jej w oczy. By³y puste. Zimne i nieobecne. Zupe³nie mu obce, jakby nie nale¿a³y do dziewczyny, z której ¶lubowa³ przed bogiem i rodzin± mi³o¶æ do koñca ¿ycia.
- Powiniene¶ przenie¶æ siê do pokoju go¶cinnego – powiedzia³a, odsuwaj±c siê od niego. Wiedzia³a, ¿e Juan tak ³atwo nie odpu¶ci i uzna³a, ¿e czas siêgn±æ po nieco bardziej drastyczne ¶rodki.
- Masz kogo¶? – zat³uk³o mu siê w g³owie i nim siê spostrzeg³ wypowiedzia³ to na g³os. ¯adne inne logiczne wyt³umaczenie zachowania Marisy nie przychodzi³o mu w tej chwili do g³owy.
- Czy ja kogo¶ mam? – wybuch³a. – To ty znikasz z domu na ca³e dnie! My¶lisz, ¿e jednym poca³unkiem i paroma czu³ymi s³ówkami wyma¿esz z naszego ¿ycie te wszystkie miesi±ce, kiedy ¿yli¶my obok siebie? To tak nie dzia³a!
- Do¶æ! – uci±³. – Mam tego cholernie do¶æ! Rozumiesz? – wykrzycza³ jej w twarz, zupe³nie nie rozumiej±c o co jej chodzi. W jednej chwili oddawa³a poca³unek, i by³ pewien, ¿e by³o to najprawdziwsze i zupe³nie szczere, a w nastêpnej kaza³a mu przenosiæ siê do pokoju go¶cinnego. – Zastanów siê czego chcesz i jak dojdziesz do jakich¶ wniosków, to daj znaæ – zakoñczy³ i wyszed³ z mieszkania, trzaskaj±c za sob± drzwiami.

*

Siedzia³a za biurkiem, analizuj±c sprawozdania finansowe swojej firmy za ostanie pó³rocze, jednak nie potrafi³a skupiæ siê na pracy. W³a¶nie. Ostatnie pó³rocze. Tyle zmieni³o siê w jej ¿yciu w tym czasie. A mo¿e wcale nie tak du¿o? Firma zaczê³a wreszcie przynosiæ zyski, a ona zmieni³a tylko stan cywilny. Z Sary Fernández sta³a siê Sar± Fernández Roca choæ prawie w ogóle nie u¿ywa³a nazwiska mê¿a. Tak naprawdê nie znosi³a zmian. Jedyn±, jakiej w tej chwili pragnê³a, by³a chêæ posiadania dziecka, choæ zdawa³a sobie sprawê, ¿e to wywróci ca³y jej pouk³adany ¶wiat do góry nogami. Ale nie martwi³a siê tym wcale. Mia³a przecie¿ przy swoim boku Martina, a wiedzia³a, ¿e on jej nigdy nie zawiedzie. Znali siê od dziecka. By³ jej najlepszym przyjacielem i powiernikiem jej sekretów. Bêd±c jeszcze nastolatk±, to do niego zawsze przychodzi³a zwierzaæ siê ze swoich problemów, ¿aliæ po kolejnych k³ótniach z rodzicami. Jemu te¿ opowiada³a o swoich mi³o¶ciach i facetach na jedn± noc. A on zawsze s³ucha³ jej cierpliwie i zawsze znajdywa³ jakie¶ rozwi±zanie jej problemów, niezale¿nie od tego, jakiej sfery jej ¿ycia dotyczy³y. Martin Roca. Przystojny, inteligentny, odpowiedzialny, barman. Idealny dawca genów dla jej potomka – jeszcze do niedawana w³a¶nie tak o nim my¶la³a, ale teraz… Teraz zastanawia³a siê dlaczego do tej pory nie uda³o siê jej zaj¶æ w ci±¿ê, choæ miesi±c w miesi±c tak usilnie próbowali to zmieniæ.
Siêgnê³a po test ci±¿owy z nadziej±, ¿e tym razem zobaczy tam dwie wyra¼ne kreski.
- Cholera! – zaklê³a, ciskaj±c testem do kosza i ukry³a twarz w d³oniach. Coraz czê¶ciej dochodzi³a do wniosku, ¿e nie jest jej pisane posiadanie potomstwa.
- Wygra³y¶my! – Do jej gabinetu, jak zwykle bez pukania, wparowa³a ¶liczna, drobna blondynka o twarzy nastolatki. – Sarita! S³yszysz? – Sara podnios³a na ni± zmêczony, zatroskany wzrok. – Co siê dzieje? – zaniepokoi³a siê blondynka, siadaj±c na wprost Sary. Ta tylko westchnê³a, wspieraj±c brodê na splecionych d³oniach.
- Co wygra³y¶my? – spyta³a, sil±c siê na u¶miech.
- Znów nie wysz³o? – odpowiedzia³a pytaniem blondynka. Bardziej istotne ni¿ news z jakim przebieg³a, by³o to, co trapi³o jej szefow±. Nie trudno by³o domy¶leæ siê, co sprawi³o, ¿e jej twarz wygl±da³a, jakby przed chwil± zdjêto j± z krzy¿a.
- Czy ca³a firma wie ju¿ o moich…– zawiesi³a na chwilê g³os, szukaj±c odpowiednich s³ów. Macierzyñskich planach? – zagadnê³a nagle Sara.
- Nikomu nic nie mówi³am! – zaprotestowa³a gwa³townie blondynka. – Przysiêgam! – zapewni³a, k³ad±c praw± d³oñ na sercu, a lew± unosz±c na wysoko¶æ twarzy.
Sara wsta³a zza biurka i nerwowo przeczesa³a d³ugie, ciemne w³osy palcami, wpatruj±c siê w panoramê miasta, maluj±c± siê za wielkim oknem.
- Ale wiesz – podjê³a po chwili blondynka – wysz³a¶ z m±¿ tak nagle, za jakiego¶ barmana…
Ludzie plotkuj±. Na pocz±tku mówili, ¿e chcia³a¶ odreagowaæ swój poprzedni zwi±zek i mo¿e przypadkiem zasz³a¶ w ci±¿ê z tym, cytujê, ³achudr±. No ale, ¿e nie urós³ ci brzuch, a twoja rodzina nie powiêkszy³a siê w ¿aden tajemniczy sposób o kolejnego cz³onka, to zaczêli mówiæ, ¿e mo¿e to by³o dziecko Artura, którego on siê wypar³. Da³ ci pieni±dze na aborcjê, ale ty za jego pieni±dze zamiast usun±æ ci±¿ê, kupi³a¶ sobie pierwszego lepszego faceta, ¿eby nie zostaæ pann± z dzieckiem, a potem z tego ca³ego stresu i przepracowania poroni³a¶, a teraz g³upio ci wykrêciæ siê z tego ma³¿eñstwa, bo wysz³oby na jaw, ¿e to nie by³o z mi³o¶ci… – urwa³a, u¶wiadomiwszy sobie, ¿e gdyby brunetka mog³a zabijaæ wzrokiem, to nie ¿y³aby ju¿ od dobrych kilku minut.
Sara u¶miechnê³a siê kwa¶no. Zawsze bawi³y j± plotki, które rozsiewali na jej temat jej pracownicy, a Clara by³a doskona³ym informatorem. Teraz jednak wcale nie by³o jej do ¶miechu.
- Chcia³am ci tylko powiedzieæ – zaczê³a Clara, podnosz±c siê z fotela – ¿e wygra³y¶my ten przetarg i bêdziemy jedynym podwykonawc± „Grupo Bosque” w kraju. Tu masz papiery, które przys³ali – przesunê³a po blacie biurka w stronê Sary plik dokumentów. – A jutro w po³udnie masz spotkanie z ich prezesem. Zmienili teraz nazwê, ale siedzibê maj± pod starym adresem.
Sara omiot³a wzrokiem teczkê, w której znajdowa³y siê przyniesione przez Clarê dokumenty. W oczy rzuci³o siê jej tylko jedno. Nowa nazwa firmy „Grupo Vázquez”…



Eillen dnia 11:57:27 20-08-11, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Rozumiem Marissê, ale nie jestem pewna czy jej sposób na prze¿ywanie choroby jest tak ¶wietny jak jej siê wydaje. Ok, on (nie) przestanie jej kochaæ, ale uraz pozostanie, a kiedy¶ wszystko siê wyda, nawet podczas spraw rozwodowych, bo na razie to ma³¿eñstwo tylko ku temu zmierza.
Franco jest odpowiedzialny, nawet zbyt odpowiedzialny. Ma racjê, ¿e nie chce oddawaæ dziecka do adopcji, to jego krew, o ile podejrzenia jego matki siê nie potwierdz±. Nie rozumiem Veronici, nie potrafi³abym porzuciæ w³asnego dziecka, dlatego w tej kwestii jestem zdecydowanie po stronie Franca.
Sara i jej chêæ posiadania dziecka. Za bardzo siê staraj±, nied³ugo seks zacznie byæ dla nich przykrym obowi±zkiem w dni p³odne, a to te¿ nie wró¿y dobrze na przysz³o¶æ. Uwiod³a mnie postaæ Clary, tak firmowa plotkareczka, która zawsze wszystko wie.
Czekam na wiêcej, Agu¶.
Ja tu potrzebujê Veronicy i Franca ! Teraz, zaraz, natychmiast !!!!!!!!!!

Proszê, proszê, proszê...
Z ma³ym opó¼nieniem, ale jestem.
Historia Marisy mnie bardzo wzrusza. Kobieta drêczy w³asn± siebie. Chce sprawiæ za wszelk± cenê, ¿eby Juan siê w niej odkocha³. A on uparcie d±¿y do tego, by ich uczucia ponownie siê odrodzi³y. Gdy j± poca³owa³ zdawa³o siê, ¿e ju¿ wszystko bêdzie dobrze. Jednak Mari nadal stoi przy swoim. Przecie¿ gdyby mu wyzna³a prawdê o swojej chorobie to przynajmniej nie musia³aby prze¿ywaæ tego sama, mia³aby w nim oparcie, mi³o¶æ i czu³o¶æ. A tak? Musi sama cierpieæ i przez to coraz trudniej bêdzie znosi³a swoj± chorobê. Biedaczka, sama siê katuje. A Juan mimo, ¿e chcia³by naprawiæ ich ma³¿eñstwo to ju¿ nie wie jak - po prostu brakuje mu si³y i cierpliwo¶ci. Ale mo¿e jednak??
Za¶ Sara za wszelk± cenê chce zaj¶æ w ci±¿ê, a tu nadal nic. Jest zdesperowana i równocze¶nie za³amana. Mo¿e za bardzo siê stara? O ile co¶ takiego jest mo¿liwe.
No i niespodzianka. Jutro bêdzie mia³a spotkanie z Sebastianem, tak?? Mê¿em Any Lucii.
Sin, co do Clary, to na razie nie przewidywa³am dla niej niczego wiêcej, ale kto wie

Figielek póki co nie ma opcji, ¿ebym napisa³a co¶ w V&F, bo strasznie kiepsko idzie mi pisanie z usztywnionym paluchem...

Maite - Sara rzeczywi¶cie spotka siê z Sebastianem

Dziêki Wam za komentarze :* Next postaram siê dodaæ w pi±tek wieczorem, ale niczego nie obiecujê, a ju¿ zw³aszcza teraz, kiedy dziobie po klawiszach w³a¶ciwie jedn± ³apk±
Czytam. Kocham t± obsadê, Levyrroni
Mam nadziejê, ¿e w przysz³ym odcinku zajdzie miêdzy nimi jaka¶ czu³o¶æ w postaci np. poca³unku Albo zgrywania przed kim¶ udanej parki. No nie wiem.

Teraz trochê o parach:

Marisa i Juancho - ich historia po odcinku trzecim zrobi³a siê bardzo wzruszaj±ca, uwielbiam t± parê, mam nadziejê, ¿e choæby przez przypadek Juan dowie siê o chorobie ¿ony.

Sara i Martin - szkoda, ¿e Sara nie mo¿e zaj¶æ w ci±¿y, by³oby ciekawie gdyby z przyja¼ni ich zwi±zek przekszta³ci³ siê w mi³o¶æ..

Veronica i Franco - ona wkurzy³a mnie na samym pocz±tku, szkoda mi Franca, podziwiam go za jego decyzjê o wychowaniu dziecka, miejmy nadziejê, ¿e Veronica rozmy¶li siê i nie odda dziecka.

Ana Lucia i Sebastian - moi ulubieñcy, kibicujê im bardzo mocno, ¿eby w koñcu stali siê prawdziwym ma³¿eñstwem, Sebastian jest dok³adnie taki jak o nim napisa³a¶, czyli mimo aroganckiego i chamskiego zachowania jest bardzo poci±gaj±cy, a Ana Lucia nareszcie wziê³a siê za siebie, ¿yczy³abym jej, ¿eby sta³a siê bardziej pewna siebie i bardzo atrakcyjna dla mê¿a, aby Sebastian zacz±³ j± szanowaæ i przesta³ zdradzaæ. Tak pewnie bêdzie na samym koñcu telenoweli

Nie mogê siê doczekaæ kolejnego odcinka. Mam nadziejê, ¿e miêdzy Sebastianem i Sar± do niczego nie dojdzie, bo ju¿ tutaj wyobra¿am sobie najczarniejsze scenariusze, ale jestem dobrej my¶li co do kolejnego odcinka. Wiêcej Levyrroni

Pozdrawiam
Witam w moich skromnych progach
Levyrroni ju¿ w nastêpnym odcinku, ale na poca³unki i czu³o¶ci trzeba bêdzie jeszcze trochê poczekaæ
A propos Levyrroni i filmików w pierwszym po¶cie. Poca³unki Any Lucii i Sabstiana, rozmowy i p³acz bêd± w telce czy fragmenty s± przypadkowe?

Brillantez dnia 19:29:03 24-08-11, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Szczerze? Na pocz±tku by³y przypadkowe. Jak robi³am te filmiki, to mia³am w g³owie ledwie ogólny zarys, ale z czasem wszystko mi siê ³adnie zaczê³o uk³adaæ wiêc na dzi¶ mogê powiedzieæ, ¿e wiêkszo¶æ na pewno bêdzie mia³a miejsce
W takim razie bardzo fajnie A mog³aby¶ zdradziæ jak to bêdzie z wszystkimi parami? Poznaj± siê? Bêd± mieli jakie¶ romanse, sprawy miedzy sob±?
Powiem ogólnie, ¿eby nie spoilerowaæ za du¿o, bo mo¿e niektórzy wol± nie wiedzieæ, ¿e losy bohaterów z pewno¶ci± bêd± siê ze sob± przeplataæ, niektórzy siê z sob± znaj± inni dopiero siê poznaj±... trochê zamieszania bêdzie, jak to w telenoweli
Na pocz±tku my¶la³am, ¿e bêdzie co¶ ³±czy³o Sarê i Sebastiana, ale Sara taka nie jest... Przynajmniej mi siê tak wydaje. W takim razie mo¿e siê zaprzyja¼ni z An± Luci±... Mam nadziejê, ¿e nied³ugo siê przekonam! I wiem, ¿e siê powtarzam, ale czekam na Levyrroni <3


Odcinek 4.

Tak jak przypuszcza³a, Sebastián nie by³ zachwycony jej obecno¶ci± w firmie, ale s³owo siê rzek³o. Choæ sama zaczyna³a mieæ w±tpliwo¶ci, czy dobrze post±pi³a, postanowi³a, ¿e nie da mu tej satysfakcji i nie wycofa siê. Szczêk otwieranych drzwi wyrwa³ j± z rozmy¶lañ.
- Wzywa³a mnie pani? – spyta³ wysoki, postawny brunet, zamykaj±c za sob± drzwi sali konferencyjnej. – Arturo Chavez…– urwa³, gdy urocza, jak mu siê wydawa³o, kobieta, siedz±ca za wielkim szklanym sto³em, na chwilê oderwa³a wzrok od zalegaj±cych na blacie papierów i spojrza³a na niego przyja¼nie. Gdy zbli¿y³ siê do sto³u, wsta³a i wyci±gnê³a drobn± d³oñ w jego stronê.
- Ana Lucía Vázquez – przedstawi³a siê, ale on doskonale wiedzia³ ju¿ kim by³a. „Upart± dziwaczk±”, z któr± musia³ dzieliæ ¿ycie jego najlepszy przyjaciel. Nie zna³ jej przecie¿ jeszcze, a i tak mia³ ju¿ o niej zupe³nie inne zdanie ni¿ Sebastián. Doszed³ do wniosku, ¿e jego kumpel by³ g³upkiem, nie dostrzegaj±c, jaki skarb ma pod nosem. – Dziêkujê, ¿e pan przyszed³. Proszê usi±¶æ. – Wskaza³a miejsce po przeciwnej stronie sto³u, ale on, tak jak wymaga³y tego podstawy savoir vivre’u, poczeka³, a¿ ona usi±dzie i dopiero potem sam zaj±³ miejsce, które mu wcze¶niej wskaza³a. – Chcê wprowadziæ tu pewne zmiany. Zaczniemy od zatrudnienia nowej sekretarki – powiedzia³a, wyrywaj±c go z zamy¶lenia. Odchyli³ siê wygodnie na krze¶le, a k±ciki jego ust unios³y siê w lekkim u¶miechu. Nie móg³ siê na ni± napatrzeæ. Diablica o twarzy anio³a, pomy¶la³. W dodatku nie by³a wcale taka g³upia za jak± mia³ j± jej m±¿. – Jest pan szefem dzia³u kadr – kontynuowa³a – wiêc wie pan, jakie kwalifikacje powinna mieæ asystentka prezesa, prawda? – spyta³a, spogl±daj±c na niego spod d³ugich gêstych rzês i przez chwilê wygl±da³a jak ma³a dziewczynka, która w sklepie z zabawkami dostrzeg³a w³a¶nie na jednej z pó³ek wymarzon± lalkê.
- Owszem, wiem – powiedzia³ spokojnie, a jego aksamitny g³os i ¶widruj±ce spojrzenie sprawi³y, ¿e przez jej cia³o przebieg³ dreszcz. Serce zatrzepota³o jej w piersi tak, jak trzepota³o, gdy pierwszy spotka³a Sebastiána. Spojrza³a w jego ciemne, prawie czarne oczy, a potem przesunê³a wzrok na jego umiê¶niony tors, którego zarys wspaniale uwydatnia³a blado niebieska, jedwabna koszula jak± mia³ na sobie. Szybko jednak odgoni³a od siebie natrêtne my¶li, które zaczê³y k³êbiæ siê w jej g³owie i wróci³a do sedna sprawy.
- Wiêc wie pan równie¿, ¿e obecna asystentka mojego mê¿a takowych nie posiada. – Przesunê³a w jego stronê teczkê osobow± kobiety, o której rozmawiali. – Na jakiej podstawie zosta³a zatrudniona? – spyta³a, choæ dobrze zna³a odpowied¼, ale nie dane by³o jej us³yszeæ tego z ust Arturo, bo do sali wparowa³ w¶ciek³y Sebastián.
- Co tu siê, do cholery, dzieje? – wrzasn±³, trzaskaj±c za sob± drzwiami. – Zostaw nas samych – zwróci³ siê do Arturo. Mê¿czyzna spojrza³ niepewnie najpierw na przyjaciela, a potem na jego ¿onê. – Zostaw nas! – powtórzy³ Sebastián znacznie g³o¶niej ni¿ poprzednio, gdy Arturo pos³a³ mu pe³ne dezaprobaty dla jego zachowania spojrzenie. – No ju¿! – ponagli³ go, a Chavez wsta³ niechêtnie i skierowa³ siê w stronê drzwi.
- Proszê wyp³aciæ obecnej asystentce dwumiesieczn± odprawê, wydaæ jej ¶wiadectwo pracy i rozpisaæ nowy konkurs na to stanowisko. – Us³ysza³ jeszcze zanim wyszed³. Skin±³ Anie potakuj±co i wyszed³, zostawiaj±c j± „na po¿arcie w¶ciek³emu lwu”.
- Co ty wyprawiasz? – warkn±³ w¶ciek³y Sebastián, nie czekaj±c nawet, a¿ Arturo zamknie za sob± drzwi.
- W³a¶nie sprawdzam predyspozycje twojej asystentki, panny… – zawiesi³a na chwilê g³os i spojrza³a na ok³adkê akt, by odczytaæ z niej nazwisko. – Celeste Gonzales.
- S± wystarczaj±ce – powiedzia³ krótko Sebastián, naiwnie licz±c, ¿e zdo³a uci±æ tym t±, jego zdaniem, bezsensown± dyskusjê.
- W³a¶nie widzê. Jej jedynym atutem jest chyba jej uroda, choæ jak na mój gust i ta kwestia jest co najmniej dyskusyjna – rzuci³a k±¶liwie, posy³aj±c mê¿owi mordercze spojrzenie. – W ka¿dym razie kwalifikacji, to ona nie ma ¿adnych.
Sebastián zacz±³ nerwowo chodziæ od ¶ciany do ¶ciany, na zmianê to przeczesuj±c d³oni± w³osy, to znów g³adz±c siê w zamy¶leniu po brodzie pokrytej kilkudniowym zarostem. W koñcu zatrzyma³ siê na wprost swojej ¿ony i zmrozi³ j± wzrokiem. Chcia³ co¶ powiedzieæ, ale z jego ust nie wydoby³ siê ¿aden d¼wiêk. Nie chodzi³o mu wcale o los Celeste, ale o to, by mieæ ostatnie s³owo. Tym razem jednak nale¿a³o ono do jego ¿ony. Przymkn±³ na chwilê powieki i opu¶ci³ g³owê, a k±ciki jego ust mimowolnie unios³y siê w lekkim u¶miechu.
Pierwszy i ostatni raz ze mn± wygra³a¶, pomy¶la³, spogl±daj±c w jej ciemne oczy. By³y teraz zupe³nie inne, ni¿ kiedy patrzy³ w nie w urzêdzie stanu cywilnego, wsuwaj±c jej na palec z³ot± obr±czkê. Wtedy by³a wystraszon±, niepewn± siebie szar± myszk±, a teraz wydawa³o siê, ¿e wszystkie jej negatywne cechy zniknê³y, jak za dotkniêciem czarodziejskiej ró¿d¿ki. Sta³a siê teraz odwa¿n± kobiet±, gotow± walczyæ o to, co jej siê nale¿y. Nie ucieka³a ju¿ wzrokiem przed jego spojrzeniem, nie miota³a siê jak ryba bez wody, gdy do niej mówi³. Nie by³a ju¿ t± An±, któr± po¶lubi³.
- D³ugo jeszcze bêdziesz siê tak na mnie gapi³? – dobieg³ go jej g³os. Nie odpowiedzia³ tylko odwróci³ siê na piêcie i wyszed³, udaj±c siê wprost do gabinetu Arturo.
- Co ty odpierdalasz? – rykn±³, a Chavez roze¶mia³ siê w g³os. – Bawi ciê bratanie siê z wrogiem?
- To nie jest twój wróg, tylko twoja ¿ona – odpar³ spokojnie. – W dodatku bardzo piêkna kobieta – doda³, u¶miechaj±c siê w rozmarzeniu.
- Omota³a ciê tymi swoimi ma¶lanymi spojrzeniami – stwierdzi³ Sebastián z pogard±. – Jest w tym dobra – doda³, nape³niaj±c dwie szklanki lodem i szkock±.
- Ma o wiele wiêcej walorów ni¿ ci siê wydaje – odpar³ Arturo, spogl±daj±c przyjacielowi w oczy, kiedy ten podawa³ mu szklankê z alkoholem. – Naprawdê tego nie widzisz?
- Chyba uderzy³e¶ siê w g³owê, bo gadasz g³upoty – powiedzia³ Sebastián, zastanawiaj±c siê w duchu nad uwag± przyjaciela o domniemanych walorach jego ¿ony. – Je¶li bêdziesz jej pomaga³ – doda³ po chwili – wylecisz z tej firmy z wielkim hukiem. I nie bêdzie mia³o dla mnie znaczenia, ¿e jeste¶ dla mnie jak brat.
- Opamiêtaj siê, Vázquez – odpar³ Arturo, szczerz±c zêby od ucha do ucha. – Je¶li to mia³ byæ szanta¿, to niezbyt ci wyszed³. Zreszt± postaw siê w mojej sytuacji. Ona tak samo jak ty, jest w³a¶cicielem tej firmy i w ka¿dej chwili mo¿e mnie zwolniæ, a ju¿ zw³aszcza, je¶li odmówiê wspó³pracy…
Sebastián teatralnie wywróci³ oczami. Zwolni³a ju¿ sekretarkê. Kto wie do czego jeszcze gotowa by³a siê posun±æ, byle postawiæ na swoim i daæ mu nauczkê.

Franco wróci³ do domu z mêtlikiem w g³owie. Matka, jak zwykle, pokaza³a mu zupe³nie inny punkt widzenia na problem z jakim do niej przyszed³. I w jednym musia³ przyznaæ jej racjê – dziecko powinno wychowywaæ siê w kochaj±cej siê rodzinie, ale z drugiej strony… kto móg³by kochaæ je bardziej ni¿ w³asny ojciec?
Westchn±³ ciê¿ko, przekrêci³ klucz w drzwiach i wszed³ do mieszkania. Jak zwykle, obiadu nie by³o. Verónica nie zaprz±ta³a sobie g³owy takim prozaicznymi czynno¶ciami, jak sprz±tanie czy przygotowywanie posi³ków. By³a wprost stworzona do roli ksiê¿niczki, wokó³ której wszyscy chodz± na paluszkach, potulnie wykonuj±c ka¿de jej polecenie.
Spojrza³ na zdjêcie przytwierdzone magnesem do lodówki, z którego u¶miecha³a siê do niego jego piêkna ¿ona. Kiedy j± pozna³, nic nie wskazywa³o na to, ¿e oka¿e siê tak± harpi±. Powinien obiæ Juanowi gêbê za to, ¿e wpakowa³ go w takie szambo. Za³o¿yli siê tak, jak ju¿ nieraz siê zak³adali. Mia³ tylko uwie¶æ czerwono w³os±, zadziorn± kelnereczkê, a tymczasem naprawdê siê w niej zadurzy³. Zaczêli siê regularnie spotykaæ, a on coraz czê¶ciej dochodzi³ do wniosku, choæ nadal daleko mu by³o do mówienia o wielkich uczuciach, mi³o¶ci od pierwszego wejrzenia i do koñca ¿ycia i tym podobnych pierdo³ach, ¿e z ni± móg³by spróbowaæ zbudowaæ pierwszy raz w swoim ¿yciu powa¿ny, dojrza³y zwi±zek. Nim jednak podj±³ decyzjê, los sam zdecydowa³ za niego. Dzieñ, kiedy o¶wiadczy³a mu, ¿e spodziewa siê jego dziecka pamiêta³ doskonale. Poczu³ siê wtedy, jakby ca³y ¶wiat zwali³ mu siê na g³owê. Szybko jednak wzi±³ siê w gar¶æ i wbrew woli rodziców podj±³ decyzjê o ¶lubie. Verónica by³a zachwycona, gdy powiedzia³, ¿e siê z ni± o¿eni. W koñcu nie mia³ zbyt dobrej opinii, a na pewno nikt nie pos±dza³by go o to, ¿e bêdzie gotów wzi±æ na swoje barki odpowiedzialno¶æ za swoje wybryki i chwilowe kaprysy. Bo tylko tak móg³ nazwaæ swój zwi±zek z Verónic±. Na pocz±tku wszystko uk³ada³o siê w miarê dobrze, ale z czasem jego ¿ona zaczê³a powoli ods³aniaæ swoje prawdziwe oblicze i w koñcu wygarnê³a mu wszystko w twarz. Byæ mo¿e ¶lub z ni± to rzeczywi¶cie by³ b³±d, jak uwa¿ali jego rodzice, jednak nie mia³ zamiaru pope³niæ kolejnego i pozwoliæ Verónice na oddanie ich dziecka do adopcji.
Dochodz±cy z sypialni rumor, skutecznie wyrwa³ go z rozmy¶lañ. Kiedy wszed³ do pokoju, zobaczy³ Verónicê, pakuj±c± walizki.
- Co ty robisz? – spyta³, staraj±c siê zachowaæ spokój.
- Nie widzisz? Pakujê siê. Powiedzia³am ci ju¿ przecie¿, ¿e to nie ma sensu…
- Nie bêdê tego s³ucha³ – wszed³ jej w zdanie, a ona tylko wzruszy³a ramionami, ani na sekundê nie przerywaj±c wrzucania rzeczy do walizki.
- To ju¿ chyba wszystko – powiedzia³a po chwili, rozgl±daj±c siê po ich sypialni, a raczej pokoiku, w którym spali na jakim¶ starym, skrzypi±cym, jednoosobowym ³ó¿ku, bêd±cym jedynym obok dwudrzwiowej szafy, meblem w tym pomieszczeniu . – Przyjadê po rzeczy po pracy – doda³a, zamykaj±c walizkê – i ju¿ wiêcej nie bêdziesz musia³ mnie ogl±daæ – zakoñczy³a, patrz±c mu w oczy. Mia³a ochotê poca³owaæ go, a nawet przespaæ siê z nim na odchodne, bo kochankiem by³ wspania³ym, ale nie s±dzi³a by w zaistnia³ej sytuacji zgodzi³ siê na to. Przygryz³a wargê i u¶miechnê³a siê lekko na samo wspomnienie tego, co potrafili wyprawiaæ w ³ó¿ku.
- Co ciê tak bawi? – spyta³.
- Wspominam stare czasy – mruknê³a, kieruj±c siê w stronê kuchni.
- Nie pozwolê ci teraz odej¶æ – powiedzia³ stanowczo, chwytaj±c j± za nadgarstek i przyci±gaj±c do siebie.
- Nie jeste¶ moim panem i w³adc±! – krzyknê³a, usi³uj±c siê wyszarpn±æ, ale trzyma³ j± zbyt mocno. – Nie bêdziesz mi rozkazywa³!
- A ty nie bêdziesz sama decydowaæ o losie tego dziecka. – Spojrza³ znacz±co na jej wci±¿ jeszcze p³aski brzuch. – To tak¿e moje dziecko! – wysycza³ jej w twarz, nie staraj±c siê nawet ukryæ narastaj±cej w¶ciek³o¶ci. Verónica jednak pozosta³a zupe³nie niewzruszona i tylko teatralnie przewróci³a oczami, wzdychaj±c ciê¿ko. Nie mia³a ochoty, s³uchaæ jakich¶ umoralniaj±cych tekstów. Jej plan na ¿ycie by³ do¶æ jasny i prosty i nie by³o w nim miejsca na ¿adnego ma³ego, rozwrzeszczanego, ró¿owego bachora. – Mo¿esz mnie nie kochaæ, mo¿emy siê rozstaæ – zacz±³ po chwili Franco ju¿ prawie zupe³nie spokojnie – ale dopóki nosisz pod sercem moje dziecko, nie spuszczê ciê z oka. Mo¿esz te¿ zrzec siê praw rodzicielskich, ale ja nie oddam naszego dziecka obcym ludziom. Rozumiesz? – zakoñczy³, powoli zwalniaj±c u¶cisk na jej nadgarstku. Chcia³ byæ ojcem dla tego dziecka i tego jednego by³ w tej chwili absolutnie pewien. Je¶li bêdzie trzeba, pójdzie nawet do ojca, prosiæ, by przyj±³ ich pod swój dach. Byle tylko Verónica zosta³a i zdecydowa³a siê urodziæ.


Ana Lucia jeszcze bardziej stawia siê mê¿owi. Skoñczy³o siê panowanie Sebastiana, teraz czas na Anê. Podoba mi siê ona taka odmieniona Wyra¼nie wpad³a w oko Arturowi, a on jej. Gdyby co¶ z tego by³o pewnie wtedy dopiero Sebstian dostrzeg³by jak± ma przy sobie piêkn± i inteligentn± kobietê. Spogl±daj±c na to z innej strony to jego zachowanie odmieni³o ¿onê. Jakby siê dogadali i pokochali tworzyliby piêkn± parkê Stwarzam w³a¶nie Traumê Vázquez albo Team Ana Lucía y Sebastian Kocham ich

Poza tym bardziej siê spodziewa³am po Sebastianie jakiego¶ romansu, a widaæ, ¿e to u Any w gabinecie co¶ siê ¶wiêci³o Czekam na rozwój akcji.

Nadal podziwiam Franca, to wspaniale, ¿e chce zatrzymaæ dziecko. Bêdzie dobrym ojcem, bo odpowiedzialnym. Veronica jest okropna, strasznie p³ytka i egoistyczna, ¿eby jej siê odmieni³o...

Kiedy mo¿na siê spodziewaæ nowego odcinka? Czekam na niego z niecierpliwo¶ci±.
Brillantez mo¿esz mnie wpisaæ na cz³onka Teamu

"Uparta dziwaczka" pokaza³a pazurki, doprowadzaj±c tym samym mê¿a do wrzenia. Prawie mi go szkoda ¯artujê. Jestem ciekawa jak dalej zachowa siê Arturo, biedaczek jest pomiêdzy m³otem a kowad³em.
Veronica i Franco, kocham ich s³owne przepychanki, ale ona dzia³a mi na nerwy. Czy ta dziewczyna zna s³owo "sumienie"? Bo raczej mi na to nie wygl±da.
Ja podstawiam sobie kogo¶ innego za Franca, to zaczynam go lubiæ. Rób tak dalej
Czekam

Brillantez mo¿esz mnie wpisaæ na cz³onka Teamu

Dobrze Bêdziemy pisaæ pod ka¿d± odpowiedzi± w tym temacie "Team Ana Lucía y Sebastian" na kolorowo i pogrubion± czcionk± Co Ty na to?

Team Ana Lucía y Sebastian
Spoko :p

Team Ana Lucía y Sebastian
Ja równie¿ z góry polubi³am Anê Luciê i Sebastiana i mam to samo zdanie, ¿e gdyby siê jako¶ pogodzili to tworzyliby naprawdê piêkn± parê, ale jak narazie siê raczej do tego nie zanosi.
Kobieta wziê³a sprawê w swoje rêce i nie zamierza ju¿ byæ t± szar± myszk± co niegdy¶. Spokojnie mo¿na j± okre¶liæ mianem - bizneswomen. Sebastian na jej s³owa ca³kiem siê zatka³ i nie wiedzia³ nawet co powiedzieæ. Za¶ jego najlepszy przyjaciel by³ zauroczony wrêcz jego ¿on± i mia³ w zupe³no¶ci racjê. Szkoda, ¿e Sebastian nie potrafi zauwa¿yæ jak cudown± ¿onê ma u swojego boku.
Jestem dumna z Franco. Wspaniale, ¿e chce siê zaj±æ dzieckiem, które urodzi mi Veronica. Ale czy napewno jest tego pewien i podejmie siê tej odpowiedzialno¶ci? Przekonamy siê. Jak narazie dziewczyna jest strasznie uparta i pyskata, nie lubiê jej ani trochê.

Ja równie¿ z góry polubi³am Anê Luciê i Sebastiana i mam to samo zdanie, ¿e gdyby siê jako¶ pogodzili to tworzyliby naprawdê piêkn± parê, ale jak narazie siê raczej do tego nie zanosi.

Do³±czasz siê do Teamu ?

Ja równie¿ z góry polubi³am Anê Luciê i Sebastiana i mam to samo zdanie, ¿e gdyby siê jako¶ pogodzili to tworzyliby naprawdê piêkn± parê, ale jak narazie siê raczej do tego nie zanosi.

Do³±czasz siê do Teamu ?

Pewnie, w grupie ra¼niej Klaudi

A ciebie Brillantez, chcia³am zaprosiæ na moje opowiadanie, link jest pod obrazkiem w moim podpisie

Team Ana Lucía y Sebastian

Sunshine dnia 15:26:21 26-08-11, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz

Ja równie¿ z góry polubi³am Anê Luciê i Sebastiana i mam to samo zdanie, ¿e gdyby siê jako¶ pogodzili to tworzyliby naprawdê piêkn± parê, ale jak narazie siê raczej do tego nie zanosi.

Do³±czasz siê do Teamu ?

Pewnie, w grupie ra¼niej Klaudi

A ciebie Brillantez, chcia³am zaprosiæ na moje opowiadanie, link jest pod obrazkiem w moim podpisie

Team Ana Lucía y Sebastian

Jasne, ¿e ra¼niej

Dziêkujê, zagl±dnê, pewnie zostanê na d³u¿ej

Team Ana Lucía y Sebastian
Zostawiæ Was na chwilê i co tu siê wyrabia? A w ogóle pyta³ siê kiedy¶ kto¶ o to czy siê zgadzam na tworzenie jakich¶ teamów, hê??;P

Specjalnie dla Was next byæ mo¿e jeszcze w weekend, ale niczego nie obiecujê
I mo¿e jako autorka nie powinna, ale nie mogê siê powstrzymaæ...
SeAna team
Dobrze, czekamy na next, miejmy nadziejê, ¿e bêdzie w tym tygodniu

Oj tam, co Ci szkodzi

Team Ana Lucía y Sebastian

Brillantez dnia 19:15:28 26-08-11, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
S± na to ca³kiem spore szanse A poza tym... dla takich wspania³ych czytelników wszystko (no prawie wszystko;))
Oczywi¶cie dziewczynki, ¿e i ja do³±czê do waszej grupy - im wiêcej nas tym ra¼niej.

Team Ana Lucía y Sebastian
Team Ana Lucía y Sebastian

Bardzo podoba mi siê ta telka. I zreszta jak napisa³am uwielbiam Ane Lucie i Sebastiana. Ciekawi mnie te¿ w±tek Mari i Juancha. Mam nadziejê, ¿e nied³ugo co¶ wstawisz. A komentujê dopiero teraz bo niedawno wróci³am z wakacji i nadrobi³am wszyskie odcinki. Masz mnie za czytelniczkê.

– A, zapomnia³abym – powiedzia³a, odwracaj±c siê ponownie w jego stronê. – Powiedz swojej sekretarce, ¿e jest zwolniona. I recepcjonistkê te¿ powiniene¶ zmieniæ.
- ¯artujesz? – Tylko tyle by³ w stanie wydusiæ z siebie w tej chwili jej wielce elokwentny m±¿.
- A wygl±dam? – odpowiedzia³a pytaniem, posy³aj±c mu mordercze spojrzenie, po czym zniknê³a za drzwiami, zostawiaj±c go os³upia³ego z jego my¶lami.

U¶mia³am siê przy tym. Z chêci± zobaczy³abym minê Sebastiana.

I tu mnie Franco zaskoczy³ po drugim odcinku. Czytaj±c opis jego bohatera, ¿e za³o¿yl siê z kumplami, ¿e uwiedzie Veronicê, spodziewa³am siê raczej czego¶ innego. Nie s±dzi³am, ¿e mêzczyzna stanie siê a¿ tak odpowiedzialny i przyjmie wszystko na siebie - postanowienie, ¿e nie chce oddaæ dziecka i sam bêdzie siê nim opiekowaæ.

Mam mieszane uczucia do Marisy i jej mê¿a. Glownie chyba do niej. Fakt, pierwsze odcinki, wiêc wiele nie mówi±. Czy kobieta na prawde kocha swojego mê¿a? Mo¿e jednak ¿ywi do niego jakim¶ uczucie, a na pewno tak jest.. Wiêc problem mo¿e stanowi Juancho. Widaæ, ¿e przynajmniej odnosi wra¿enie, ¿e mu zale¿y, jednak... co¶ jest.

Sara. Hm, ciekawi mnie wysz³a za Martin tylko z powodu dziecka, ¿e chce zostaæ matk±. Mo¿e i tak by³o, ale czy teraz tak jest, albo czy bêdzie?
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl
  •