elvirka - Strona gĹĂłwna
Znajomych proszę o nie komentowanie, co by nie było, że to ja... Bo jeszcze do tego dojdą, a nie chcę mieć przejebane. Jakby co to na priwa. Nie znajomych o opinie jak najbardziej. Krytyki się nie boję. A nawet pomaga to w zrytym łbie... Dorównajcie mi telenowele...
Einstein miał rację, że czas jest względny...
Opowiem o tym jak w ciągu jednego dnia przeszedłem do legendy. Kilka razy, ale srać to. Chyba...O Ludziach, Legendach... O ludziach takiego kalibru, że nie do uwierzenia co odpierdalali! O życiu.
Kiedy chciałem zostać Pilotem? Zawsze! Na egzaminach ktoś powiedział mi do ucha:
- Wiesz jaki jest wzór na Pilota, a nie na „kierowca bombowca”?! Zimne serce/zimne wyrachowanie, choć muszę przyznać mieli, kurwa, jaja... Reszta jest milczeniem.
Byłem w szkole pilotów, na ostatnim roku. Ćwiczyliśmy na orbicie awaryjne zakładanie kombinezonów próżniowych jak w nas coś walło. Kosmiczny śmieć, tyle, że wielki. Kompletne rozszczelnienie promu, piloci i instruktorzy nie mieli kombinezonów, umarli natychmiast. Do tego rozbiło nam silnik główny, a odłamki zmasakrowały zbiorniki paliwa, tlenu i wsio poszło w pisdu. Praktycznie mieliśmy tylko silniki manewrowe i jeden zbiornik rezerwowy, ale paliwa w nim może na dwa strzały. Załataliśmy co się dało, ale praktycznie to siedzieliśmy z ręką w nocniku. Jakby tego było mało wrzuciło nas na ujemną orbitę i przyspieszaliśmy do atmosfery. Grawitacja robiła swoje. Zostało nam z pół godziny. Patrząc po kolegach... Nikt nie był głupi, wszyscy wiedzieli w jakim gównie jesteśmy i że to kwestia minut... .
- Puśćcie mnie na fotel pilota! Wiem jak przeżyć!
- Obyś wiedział co robisz...
- KONTROLA LOTÓW! POŁĄCZCIE MNIE NATYCHMIAST Z DOWÓDCĄ KURSÓW WYŻSZEGO PILOTARZU!! - sygnał łączenia i głos... Nie idzie go za pomieć. Nie ten.
- Czego, że się tak, do cholery, grzecznie zapytam o czwartej rano?!
Wiedziałem, że będzie wkurzony, więc się nie pierdzieliłem w oficjale tony.
- Jestem na orbicie promie Gryf z Dęblina, połączenie jest przez kontrolę lotów, jebło w nas, spadamy w tempie... masa... 43 osoby... paliwa na...
Po prostu szybko streściłem sytuacje i zapytałem czy ma jakieś sugestie jak wyjść z tego syfu?
Odpowiedź była błyskawiczna, morderczo brutalna i niemal wyprana z wszelkich uczuć.
- Kontrola mnie słyszy?
- Tu kontrola. Tak, słyszymy.
- Młody, teoretycznie jesteś trupem, nie masz szans... Za niecałe 15 minut będziesz miał już za dużą prędkość i nie wyhamujesz. Jak meteor wbijesz się w atmosferę i spłoniesz. Zrób „WEJŚCIE NA KIEPURĘ”. Pokazywałem Ci to, wiesz wszystko co trzeba, zresztą masz to we krwi. I nie daj dupy... Kontrola powiadomcie mnie jeśli nie przeżyją, bo to ja będę musiał iść jego ojca...
I się wyłączył. Później zrozumiałem dlaczego i jak bardzo pękało mu serce. Zrobić „Kiepurę”. „Wejście na Kiepurę” to manewr wejścia w atmosferę i lądowania w trybie awaryjnym, na jednym impulsie silników manewrowych, bez pomocy komputera i wszelkich systemów pozycjonowania. Nazwisko pilota, który tego dokonał, jak i całą późniejszą sytuację z tym związaną utajniono. Plotka głosi, że ukradli prom jakiejś komisji, która przyleciała na kontrole. To jak pilot dostał się na niską orbitę niezauważony było dziełem prawdziwego wirtuoza. Na starcie powyłączali wszystkie nadajniki, komputery, identyfikatory, wszystko co mogłoby pozwolić ich zidentyfikować i do samego końca szli tylko i wyłącznie na ręcznym sterowaniu. Jednak nie wiedzieli, że w razie uszkodzenia radia, czy wyłączenia np. przez bezpiecznik, uruchamia się automatycznie radio rezerwowe. Początkowo Kontrola Lotów wzięła ich za jakiś spadający złom do momentu gdy, wraz z całą orbitą słyszała wykonywany pięknym, czystym tenorem szlagier Kiepury.
- Brunetki, blondynki, ja wszystkie Was dziewczynki całooooować chcę...
Śpiewał to przez całą drogę w dół. Kontrola była w szoku, bo wszedł w atmosferę tak precyzyjnie, że spadając jak kamień, prawie bez żadnych korekt kursu, które by go zdradziły, bez komputerów nawigacyjnych, czy choćby map, lecąc nocą „na czuja” bezbłędnie trafił nie tylko w miasto, ale i konkretny adres. Uliczne kamery utrwaliły wszystko, jak bez prób i przymiarek „zaparkował” na parkingu przed burdelem uzbrojonym trzydziestometrowym promem desantowo-szturmowym tak perfekcyjnie, że nikt w okolicznych domach nawet się nie zorientował. Tak po prostu, chlap i już. I to jak krzycząc biegną w celu leczniczego odchamienia zażywać damskiego towarzystwa w pewnym przybytku. Wpadli bardzo szybko, bo policjanci i żandarmi dość często, rutynowo, patrolowali tę okolice ze względu na jej „rozrywkowy” chrakter, zwłaszcza, że była to sobotnia noc. No i gabaryt. Ciężko to schować. Chciałbym zobaczyć ich miny, kiedy TO zobaczyli. Jak wieść gruchnęła to piloci i technicy z bazy, kadeci ze szkoły lotniczej, którzy byli na przepustkach i szwendali się po okolicy, wszyscy kto żyw, zbiegali się tłumnie i patrząc na prom, nie wierzyli własnym oczom. Kiedy ich wyprowadzali z ubranych jedynie w kajdanki zasypali ich pytaniami jak to zrobili, bo to niemożliwe tak wylądować, że się po prostu nie da, a co dopiero wystartować, pilot odpowiedział krótko.
- Jęczysz jak pierdoła Saska. Nie da, nie da. Stoi? Stoi. A jak stoi to widać się da, trzeba tylko być PILOTEM, a nie taką niedojdą, której tatuś załatwił po znajomościach szkołę i pilnuje kariery. A potem wychodzi taki bez jajeczny „kierowca bombowca” i jęczy, że się nie da.
W każdym bądź razie, ten manewr nazwali „Wejście na Kiepurę” i przeszedł do legendy. Z czasem powiedzenie o kimś, że „lata jak Kiepura” stało się nieoficjalną formą najwyższego uznania dla umiejętności w pilotażu. Wręcz synonimem prawdziwego PILOTA, który nie ważne kiedy, w jakim stanie i sytuacji, bez komputerów, w każdych okolicznościach, mając tylko swój instynkt i mistrzowskie wyczucie sprzętu jest wstanie dokonać niemożliwego. Teraz miałem to powtórzyć. Ja kadet. O quwa...
- Kontrola...
- Tu Kontrola, słuchamy.
- Nadaj proszę do wszystkich...
Nie wiedziałem, że w tym momencie babka z kontroli wrzuciła połączenie nadrzędne i mówię do wszystkich kontroli przestrzeni na planecie w trybie awaryjnym.
- Nadaj proszę, do wszystkich, że prom ORL Gryf ze szkoły pilotów miał kolizję, kadłub rozhermetyzowany, piloci i instruktorzy nie żyją, komputery i silnik główny rozbite, powietrza mamy tylko tyle co w butlach w kombinezonach, paliwa na jeden strzał z silników manewrowych, szybko spadamy. Za sterami kadet z piątego roku. Mamy tylko jedno podejście. Celuję mniej/więcej w Europę. Wchodzimy w atmosferę ręcznie „Na Kiepurę”, powtarzam, wchodzimy ręcznie „Na Kiepurę”! Cokolwiek się stanie, przepraszamy, wybaczcie, ale nie mamy innej szansy, w sumie to nie mamy żadnej szansy, więc dla własnego dobra proszę ZEJŚĆ nam z drogi! A jak nie rozumiecie, to MAM WAS W DUPIE! Odpalam na czuja, bo nic nie działa. POZAPINAĆ SIĘ!!
Jedyne co usłyszałem z kontroli to:
- Niech Was Bóg prowadzi...
I tylko słowa z Kiepury mi się potentegowały.
- Brunetki, blondynki, ja wszystkie Was dziewczynki wyruchać chcę...
W ciągu paru minut przeszedłem do historii awiacji. Po pierwsze, prom przetrwał wejście w atmosferę, choć nie wiem jakim cudem. Po drugie, mimo iż leciałem na pałę bez komputerów i na resztkach sterów to, nie dość, że perfekcyjnie trafiłem w Europę to jeszcze rozbiłem się na lotnisku w stolicy Lechistanu, choć w części cywilnej. Po trzecie lądując na brzuchu, nie tylko się nie rozbiłem, ale nawet pozostałem mniej więcej w jednym kawałku, choć z przewagą na mniej. Świat był w szoku, że nikt nie zginął. Wychodząc na naprawdę miękkich nogach z tych resztek, które zostały z promu, wciąż nie wierzyłem, że się udało, że żyjemy, obmacałem się cały, nie byłem nawet draśnięty i wtedy ją zobaczyłem. Nie jakaś wydziarana, okolczykowana, anorektyczna Barbi, warzywo o twarzy nie skalanej inteligencją. Zajebiście proporcjonalna, figura jak bogini i cyce jak dzwon, te kocie ruchy i miała tylko dwa metry... I tu popełniłem błąd. Jak chce się wyrwać dwu metrową panią podporucznik żandarmerii, a ma się 171 centymetrów wzrostu nie mówi się jej, że:
- Jezu, wyrosłaś na najbardziej zajebistą dupę, jaką w życiu widziałem...
Zwłaszcza jak jest z Lechistanu... Kazimierska z domu... Prawy łuk brwiowy, 5 szwów, warga, 4 wewnętrzne z lewej, 6 z prawej, pęknięta szczęka, to nim upadłem. W parterze dostałem jeszcze z w „laczka”, niby tylko raz, ale złamane 3 żebra, z których jedno wyszło na zewnątrz i obrażenia wewnętrzne, bo drugie przebiło płuco. Musieli operować, i chyba jeszcze jakiś wylew wewnętrzny miałem. Ale to było później. Jak mnie wsadzali do karetki nie wiedziałem, że nagrali wszystko, lądowanie, to jak mnie tłucze i, że nadal mnie nagrywają. Pierdzielona doba online! Zamieścili to w ciągu 3 minut i nic już tego nie zatrzymało.
- Widziałeś co mi Motylek, zrobiła? Jezu, wiedziałem, że dobrze się zakochałem! To jest matka dla moich dzieci! Wyobrażasz sobie co może zrobić w obronie rodziny, jak się naprawdę wkurwi? Chcę się w nią wtulać, i czuć jak ona wtula się we mnie. Chcę wąchać jak pachną jej włosy. Chcę widzieć i czuć jak drży. Chcę z zasypiać i z nią się budzić. Chcę widzieć i czuć jej brzuch jak rośnie w niej nowe życie. Chcę budzić ją pocałunkiem i kawą do łóżka. Powiedz, że zapierdole każdego kto powie cokolwiek przeciw niej. W promie mi się to stało, jakby co... I sam ją zatłukę jak jeszcze raz podniesie na mnie rękę. Boże, ale boli...
- Co Ty odpierdalasz, człowieku?
- Nie ma obrączki, ani pierścionka... A jak ma faceta to niech weźmie ze sobą kolegów, bo o taką kobietę będę walczył do pierdolonej śmierci, choćby, qwa, j..banymi zębami...
Potem oplułem się krwią i urwał mi się film. Miałem przesrane i to nim się obudziłem po operacji. A obudziłem się po dwóch dniach i kolega pokazał mi wieści z sieci. Dowiedziałem się, że jestem sławny. Noż, celebryta. Lądowanie wyświetliło ogółem 70 milionów ludzi, mój potłuczony tekst, 19 milionów w ciągu doby. Ponad 200 milionów w drugiej dobie, w większości językach świata... Jej facet, kapitan ze specoddziałów dostał szału i zamieścił wypowiedź o formie mojej śmierci i sposobie kastracji, która do tego doprowadzi...
I te słowa. Nigdy ich nie zapomnę.
- Mogła, szmata, być chociaż dyskretna jak chciała się pierdolić... A ja muszę po niej sprzątać!
Nagranie z kamer... Tata, jak macocha mu to pokazała, wyszedł ze szpitala razem z drzwiami i futryną. Chciał wyjść na zewnątrz, a one otwierały się do wewnątrz. Ich wina, za złą stronę otwierania. I, że Tata pojechał na ustawkę z jakimś korpusem służb specjalnych, bo powiedziałem, żeby palant wziął kolegów. Popatrzyłem po sobie i dookoła. Miałem w sumie 5 rurek, które coś we mnie wlewało z górnej części stojaka i 2 które wylewało coś ze mnie do worków w dolnej części tegoż stojaka. Acha, i jeszcze cewnik. To taka rurka do ją wtykają w... Aż do pęcherza, żeby mocz mógł schodzić bez problemu. Do dziś pamiętam jak instalacja tej kanalizacji wyrwała mnie z narkozy. Ale wracając do tematu. Ustawka miała być za trzy godziny jakieś 6 kilometrów stąd. Wstanie z łóżka zajęło mi pół godziny. Nie dziwcie się. Byłem wzorcowo pocięty. Brzuch, jakby mnie patroszono i klatkę piersiową, bo wyjmowali mi żebra z płuc i składali po skopaniu. Spierdzielenie ze szpitala drugie tyle. Spodnie odpadały, bo cewnik... Półnagi, bosy, poszyty, obity gość w śmiesznym fartuszku, owinięty ręcznikiem, żeby nie było widać gołej dupy, w sumie to widaćbyło ale z przodu jak wiaty zawiał (cewnik), ze stojakiem kroplówek, zapierdziela ulicą w tempie żwawego stulatka. Kto by zwrócił uwagę? Panowie z patrolu co mnie zgarnęli mieli kłopot, bo stojak nie mieścił się do radiowozu, a sami doczepiać się bali, więc dali mi koc, posadzili na ławce jak gołodupca i zapytali w centrali co mają robić. Spierdzieliłem im, ale dogonili mnie po stu metrach. Powiedziałem im kim jestem, gdzie i dlaczego biegnę. Ojciec stoi tam teraz sam. Za mnie! Popatrzyli po sobie i przykuli mnie do ławki. Nawet nie wiem kiedy podjechał samochód. Przede mną kucną mężczyzna i odpiął kajdanki. Popatrzyłem mu w oczy, a on miał w nich łzy, tak ja i ja.
- Komisarz Nowicki. Chodź... - i wziął mnie pod rękę. - Na sygnale zdążymy na czas. Panowie do busa go!
Ludzi był tłum. Wielki tłum i mój Tata naprzeciw nich, sam. I wjazd policji na kogutach i wsio w ogóle. I wsio na żywo on line, bo czemu by nie?! I On, ten chujek, stał tam dumny jak paw z kpiący wyrazem na twarzy. Widziałem przez szybę jego dumne ego... I stał tam mój mój Tata. Sam... Ustawka i Policję wezwali. I nagle podszedł facet, noż klon Taty, tylko siwy i stanął w szeregu z Tatą ramie w ramie. Patrzyłem na nich i nie mogłem uwierzyć, że nigdy nie powiedział, że ma brata bliźniaka. Wyjął portfel, otworzył, wsadził pagony i zamknął. Zajebiście spokojnie położył na ziemi i powiedział do Taty:
- Młody siedzie w busie. Zabierz go stąd, w tej rodzinie od spuszczania wpierdolu i zabijania jestem ja, a poza tym ktoś musi pozostać normalny... Zresztą masz czystą kartotekę, a to ważne.
A do tłumu:
- Sprawa prywatna i rodzinna, więc wypierdalać.
Wszyscy myśleli, że to jakieś jaja, ale cisza jaka nastała tylko podkreśliła skrzypienie kół wózków, na których dwóch panów ciągnęło, jeden butlę tlenową, a drugi wielką torbę.
- ... no oddawaj, przecież mam raka płuc!
- A co ja, kurwa, j.bany Supermen?
- Mogłeś wziąć własną!
- ..erdol się, miałem z pustymi łapami zapierdzielać?!
- Oddawaj, do cholery! Wziąłeś chociaż amunicję?
- Na start, resztę zaraz Odpał dowiezie.
Cisza. To jedyne co można powiedzieć.
- Siema... - gość kaszlnął i sztachnął się tlenem – Szlag... - i zaś sztach na tlenie – Qwa... Nie jesteś sam...
Zbaraniałem. Drugi bez słowa wyjął z torby MAŁY arsenał, który rozdał ignorując policję, a sam wziął RPG 7.
- No co?! To, że stare nie zmienia faktu jak może przyjebać. Który to, ten (tu ilość bluzgów na centymetr kwadratowy zdania przekroczyła zdrowy rozsądek) ..bany ciotogej?!- sztach tlenu - Ta pizda?!
I to drżenie ziemi, jak na pole w milczeniu, równym krokiem wchodzi tłum ponurych ludzi i staje w szeregu... Mina Policji, bezcenna, tłumu zresztą też.
- Komisarz Nowicki. Rzucić wszystko co macie w rękach i całą broń.
Pierwszy powiedział.
- Bo CO?!
A drugi po prostu:
- S...erdalaj.
Komisarz popatrzył na tłum i głośniej zawołał.
- Proszę się cofnąć się powoli i ręce na widoku... - powoli podszedł do Taty i powiedział - Moja córka była w tym promie. Jest na ostatnim roku... Błagam, połóżcie to CO MACIE na ziemi...
I nagle z tłumu poszło głośne mlaśnięcie.
- Zobacz jaki apetyczny i śliczny, niemal zmysłowy jest... Tłuściutki... Wątroba jest moja... Już nie mogę się doczekać, duszona z cebulką...
Wszyscy myśleli, że to żart, ale ich otumaniony wzrok wbity w tego pizdusia i nagłe przełykanie śliny spowodował, że nikt się nie śmiał. A ja w tym czasie otwarłem drzwi i chciałem tam biec, ale zaplątałem się w te rurki i zamiast wyjść to wyjebałem orła na morde razem z tym masztem od kroplówek. Zamknijcie oczy i wyobraźcie to sobie. Wychodzę zza busa i idę, niemal nagi, bo zgubiłem ręcznik i koc, powyrywane z szyi welfromy porozrywały mi ciało, więc lekko ciekłem i lało mi na klate, oparty o stojak z kroplówkami i rurami kanalizacyjnymi wystającymi z kutasa, płuc i brzucha, a do tego pozszywany jak Frankenstein. To bardzo dyskomfortowe uczucie, tak to nazwę. Sanitariusz rzucił się i tamował jak mógł, wołając o karetkę. A ja krzyczałem.
- Na gołe pięści! Żadnej broni! Wychowałem się z nią w jednej piaskownicy... Razem zdzieraliśmy kolana, ucząc się, jak się gania po drzewach i jak sika na mrówki. Z dnia na dzień zniknęła i w końcu ją znalazłem. Motylek jest zajebista! Stawaj, na ubitym placu, a ja rozbroję rodzinę...
I pierdykłem, bo wyrwany welfrom uszkodził mi jednak jakąś tętnicę i mnie zamroczyło. I zaś mnie pokroili, bo mi się, naprawdę, popierdzieliło w żyłach, czy tętnicach i rozbijali mi operacyjnie skrzepy co chciały iść do mózgu.
Później w szpitalu dowiedziałem się co było dalej. Ten tłum to byli koledzy, wtedy myślałem, że brata Taty, bo skoro on wziął kolegów to ja też powinienem mieć i do tego rodziny tych co byli na tym promie. Razem ponad sto pięćdziesięcioro, w tym jak się później dowiedziałem babcia Motylka, zdjęło pagony. Policja wie, kiedy nie ma szans się wtrącać, zwłaszcza jak komisarz sam wyskakuje z blachy i chce stanąć w szeregu. Utrzymali go... Jemu nie wolno... Wpierdol... To była masakra, nie wpierdol, bo słowo litość wypadło ze słownika... Acha, i bardzo proszę, pamiętajcie, nigdy nie denerwuj czyjejś babci. To naprawdę jest niezdrowe. Zwłaszcza jak ma metr sześćdziesiąt wzrostu w kapelutku i jej normalnym stanem funkcjonowania jest stan elementarnego szaleństwa i permanentnego wkurwienia... Na filmie było widać jak po prostu z rykiem wbiegła na gościa i zaczęła go napierd... tłuc z dyńki. A prywatnie powiem tak, rozwińcie wyobraźnię, podnieście do kwadratu i... To nim padł... Przeżył, ale z nowym dizajnem twarzy życie towarzyskie na pewno nabrało dla niego nowego znaczenia i wymiaru... Reszta jego kolegów... Dlatego po tym co zobaczyłem na nagraniach zmieniłem poglądy. Teraz osobiście uważam, że pojęcia między uciekaniem, a spierdalaniem niby określają tę samą czynność, ale moim zdaniem, są do siebie nie absolutnie nieporównywalne. Ich prawdziwy sens można zrozumieć w momencie jak się widzi na własne oczy kobietę odgryzającą w locie komuś pół twarzy, a za nią całe rozpędzone stado jej podobnych.
Kiedy się obudziłem, cisło mnie na zwieracze, a jakoś miałem awersję do tego, żeby walić w łóżku do tej specmiski, no i jak wytrzeć dupę?! Jakoś wstałem i z tymi wsiemi rurkami, co mi jeszcze dodali, pomału ruszyłem do klopa. Po drodze pomyślałem o niej... Reakcja była natychmiastowa. Wiecie jaki to ból mieć wzwód z cewnikiem w środku?! Wyszedłem na korytarz poprosić siostrę czy może mi pomóc usiąść na klopie, bo słabo mi, ale błysk fleszy poraził mi oczy.
Ludzie są dziwni. Jedyne co ich interesowało to to, że stoję ze wzwodem, mimo kanalizacji, a nie o kogo walczę...
Motylka, obudzili o 2ej, czy kole tej godziny. Strażniczka, bez słowa przyłożyła telefon do wizjera i włączyła nagranie.
- Daj znać jakbyś coś potrzebowała... Którejkolwiek z nas... Naprawdę go tak stłukłaś? Chciałabym, w sumie to wszystkie, byśmy chciały, choć raz w życiu coś takiego usłyszeć. Tu masz drugi film...
Kiedy się skończył, strażniczka zapytała.
- On jest naprawdę prawdziwy? Bo się tak zastanawiamy...
Ale Motylek patrzyła na swojego małego klona, jak stoi cała zbryzgana krwią i trzymana przez kilku ludzi i wrzeszczy...
- „I kto jest teraz ..bana szmata?!”
- Tu masz zdjęcia sprzed godziny ze szpitala...
W sumie to nie owijając w bawełnę, stałem w drzwiach, a stojące, jak „Batorego” komin, przyrodzenie wywaliło mi taki namiot, że mi się z tyłu fartuszek skończył i wlazła goła dupa... Nie ma to jak solidarność jajników, zawsze któreś podpierdoli.
Odczytanie testamentu.
Odwoziłem dzieciaki do przedszkola i szkoły jak zadzwoniła Motylek.
- Dzidzia, jakiś adwokat Cię pilnie szuka. Kancelaria Marudus, Gapus, Kontus. Prawo spadkowe. Lucjusza 6. To w centrum.
Znalazłem bez trudu. Jedna z nielicznych wielkich, starych kamienic w krainie wieżowców z której emanuje spokój, kompetencja, wielkie PIENIĄDZE i WŁADZA. Podszedłem do drzwi i chciałem zadzwonić, ale drzwi się otwarły i elegancko ubrany młodzieniec szybko powiedział:
- Pan Marudus już na Pana czeka. To dobrze, że przyszedł Pan bez dzieci i żony.
I przez wspaniały hol, zaprowadził mnie do wyłożonej kryształowymi lustrami windy. Nacisnął 4 i delikatnie ruszyliśmy do góry. Kiedy drzwi się otwarły, zobaczyłem sekretarkę, przepięknie polerowane, drewniane drzwi, które wydały mi się niezwykle eleganckie w swojej ujmującej prostocie. W środku było tak samo. Piękne, tak pięknie, że mnie zamurowało, czyste drewno w naturalnych kolorach, a te układy słojów... Prawdę powiedziawszy to nawet nie rozpoznałem połowy gatunków! Trochę się na tym znałem, bo lubię majsterkować w drewnie, ale tam... Zamurowało mnie po prostu.
Facet zza biurka uśmiechnął się na ten widok.
- I jaka opinia kolegi hobbysty? - zapytał uprzejmie, a ja się po prostu wpatrywałem.
- Przepiękne. Nawet nie przypuszczałem, że można tak robić w drewnie.
– Wie Pan, że większość ludzi co tu przychodzi nawet tego nie zauważa? Są tak pochłonięci wyrwaniem innym z gardła pieniędzy, że nie widzą takiego piękna. - westchnął – Wracajmy na Ziemię. Zgodnie z wolą pańskiego Dziadka w 7 dni po pogrzebie odbędzie cię odczytanie jego testamentu, jednak, aby to uczynić osoby, które są na tej liście muszą się stawić wszystkie razem, osobiście w tym miejscu i o jednym czasie.
- Ale on żyje! Godzinę temu z nim rozmawiałem, ma odebrać dzieciaki ze szkoły! To jakaś horrendalna pomyłka!
A on otworzył teczkę wyrecytował: imiona, nazwisko, urodzony, gdzie, siostry, szkoły i wyniki, karierę w wojsku, misje, odznaczenia, odkąd żonaty, ile dzieci, gdzie się uczą, jakie wyniki...
- ...a żona woła do Pana Dzidzia. To chyba Pan?
Byłem PRZERAŻONY!
- Mówiąc konkretnie chodzi mi o ojca Pańskiego Taty.
- Ale on zginął dekady temu w kosmosie!
- No popatrz Pan... To ciekawe z kim ja piłem w niedziele kawę w knajpce na rogu?
Zerknąłem na listę, prawie nikogo nie znałem, ale była tam Babcia. Ta sympatyczna, zawsze uśmiechnięta i przyjacielska kobiecina, która tak przezabawnie tarmosiła mnie za włosy, do tej pory obsesyjnie nienawidzi Dziadka i Pradziadka. Zawsze jak popije, a wiek nie jest dla niej przeszkodą, to pluje na nich i ich pamięć. Z tego czego się nasłuchałem od urodzenia, wychodziło na to, że to nie ludzie, a jakieś sadystyczni zwyrodnialcy. Nie było zbrodni o którą nie byli by posądzani. A ja w to wierzyłem. Wierzyłem do czasu jak w garażu u Taty znalazłem dokumenty Dziadka. Dziennik i opasłe tomiszcza z których wynikało coś absolutnie innego. Opisał jak się poznali z Babcią, która była od niego starsza o 11 lat. Jak przedstawiła go Pradziadkowi i na powitanie usłyszał:
- Córka, co to za nowy przydupas?
A na stanowczy „protest” Dziadka, tak to ujmijmy, odpowiedział:
- Ślub masz? Oświadczyłeś się? To, że moja córka daje Ci dupy o niczym nie świadczy. Zresztą nie Tobie pierwszemu.
Dziadek, opisał jak przez wiele lat, ciężko zapracował na jego szacunek. Życie czasami jest skomplikowane... Potem jak pojawił się Tata i jaki był szczęśliwy. Zapierdzielał jak tylko mógł na nią, jej córki Ile poświęcił. I jak jej odbiło po śmierci jego rodziców. Pisał o jej pijackich wielodniowych orgiach. Podawał miejsca, daty, nazwiska, czasami numer pliku. To był dla mnie szok. Opisał na jakie dziesiątki tysięcy go wyruchała. Całą wyrachowaną metodę, która czyniła ją niewinną w świetle prawa. Opisał jak usiłowała wyrzucić go na ulicę z jego WŁASNEGO mieszkania. Znalazłem też list intencyjny podpisany przez nią, świadczący, że usiłowała sprzedać za jego plecami mieszkanie po jego rodzicach. Listy z firm windykacyjnych. Totalna masakra. Ale najbardziej przeraziła, przez duże P, mnie zawartość pudełka. W środku były kości pamięci na których były zdjęcia i filmy z jej pijacko-sexualnych orgii. Każde zdjęcie czy film miało swój numer. Porównałem to z tekstem. Po datach doszedłem, że Tata miał wtedy 3 latka i ciągnęło się to latami. Ostatni wpis brzmiał: „Czarne jest czarne, białe jest białe, dziwka to zawód, a kurwa cecha charakteru i nic tego nie zmieni” Nie mogłem się już więcej w życiu do niej przemóc.
Na odczytaniu testamentu musiałem być obecny. Taki był warunek odczytania. Wszyscy albo nic nikomu. Kiedy wszedłem do biura, na stole stała zapieczętowana starodawna, drewniana skrzynia na naboje. Dziadek był chyba oryginalny. Praktycznie nikogo nie znałem. Adwokat wyjął zalakowaną teczkę i dał do sprawdzenia, a my potwierdziliśmy, że pieczęcie są nienaruszone. Na naszych oczach je złamał, wyją zawartość i zaczął czytać co komu i podawał wymienionym dokumenty, dom, samochód, ziemia, łódź, sześciofuntowa armata z XVII wieku, karabiny, rewolwery. Babcia pożerała wszystkich takim obłędnie nienawistnym wzrokiem, że wszyscy mieli ciarki.
- ...zaś dla mojej ex, oby zdechła w samotności, tej kłamliwej, chciwej suce, zapisuję 3 złote. Kup se szmato piwo. - tu podał jej pieniądze - I punkt ostatni. Mojemu wnukowi zostawiam jedną niebieską kość pamięci o numerach usc9836789 wraz z informacjami na niej zawartymi i wszelkimi do tych informacji prawami i motocykl SHL M 11 z 1964go. Prywatnie dodam, że motocykl ten stoi u mnie w garażu i jest w pełni sprawny z aktualnym przeglądem, zatankowany, opłacony, ubezpieczony i gotów do drogi. Mówię Ci perełka. Jakbyś chciał sprzedać daj znać. A Państwu już dziękuję, reszta jest poufna.
- CO JEST NA TEJ KOŚCI?! - o rodzinie nie powinno się źle mówić, ale w tym wypadku określenie hiena nie oddaje całego sensu tego kim jest... Niestety, rodziny się nie wybiera.
- Nie wiem i nie interesuje mnie to co na niej jest. Dla mnie to tylko przedmiot zapisany w testamencie. Testament mówi wyraźnie, że przedmiot ten i informacje na nim zawarte są własnością tego Pana. Wszelkie dokumenty poświadczające nabycie ich w drodze spadku odbierzecie Państwo w głównym sekretariacie za pokwitowaniem. Państwo pozwolą, że zacytuję odpowiedni ustęp testamentu, który jest imiennie adresowany do Pani... „ A teraz wypierdalaj jebana kurwo, bo mam sprawę do Wnuka”. Moim zdaniem to dość jasne przesłanie, że Wasz czas w tym biurze się skończył, a ja muszę jeszcze przekazać poufne instrukcje.
Wyszli i Adwokat podał mi kartkę, a na niej było:
„ Masz tu paczkę wizytówek. W razie czego, jakiś problemów, wal jak w dym do tych pajaców. Jakby nie kojarzyli to powiedz tylko, „AVE JA” i żeś wnuk Mendy Aspołecznej. Nie zapomnij „AVE JA”. Z Bogiem.”
- To nie z testamentu, tylko od przyjaciół. Nie zgub, a w razie czego wal do mnie to Cię pokieruję, jak będę żył.
Wychodząc na ulicę dotarło do mnie, że... Ona WIEDZIAŁA, że on żyje! Motylek prowadziła o dziwo spokojnie.
- Co dostałeś? - zapytała spokojnie.
- Zabytkowy motocykl z 1964go, drewnianą łódkę i TO ze wszystkimi prawami do zawartości. - i pokazałem jej kość. Odpowiedź była błyskawiczna.
- Co na nim jest? - ale napotkała taki mój wyraz twarzy, że spuściła oczy i bąkła tylko – Przepraszam.
To były jakieś filozoficzne przemyślenia i wspomnienia z wojska. Cholera wie jakie, nie przeglądałem. Ale motocykl... Warunkiem jego pełnej własności było oddanie memuarów do druku. Kuba był redaktorem w jakimś wydawnictwie i zawodowo się tym zajmował, więc zadzwoniłem i wysłałem mu plik. Popatrz, zerknij, jak będziesz miał czas, a ja będę czysty.
Minął jakiś czas...
O ósmej rano startowałem na szkolenie na orbitę, więc przestawiliśmy zegary, żeby dzieciaki poszły szybciej spać. Wiecie jak to jest, bo mnichami nie byliśmy, a tróję położyć spać kiedy czwarte w drodze... Więc wtulałem się w Motylka. W jej ruszający się brzuch, kiedy zadzwonił telefon. Zdziwiłem się, bo dzwonił Kuba.
- Czy Ty wiesz co mi dałeś?! - wściekłość to za małe słowo na oddanie tonu jego głosu.
- O co Ci chodzi? Jest czwarta rano...
- Czy Ty, kurwa, wiesz co mi dałeś do czytania, ty jebany baranie?! - Nooo, tu zatkało mnie.
- Kuba, o co Tobie chodzi?!
- Dałeś mi... To są osobiste wspomnienia... Skąd to, do luja, masz?!
- Kuba, o co Tobie, chodzi?! I na spokojnie poproszę...
Żona okazywała NIEZADOWOLENIE, ale widok mojej twarzy, kiedy Kuba skończył...
- Kochanie, co Tobie?
- ...
Zrozumiała bez słów, że czasami jest lepiej milczeć. Wstałem i poszedłem do kompa. Włączyłem, otwarłem plik i zacząłem czytać...
Nie wiem która była godzina. Motylek podeszła i mną potrząsnęła.
- Dzwonią z dowództwa. Pytają co się stało, że Ciebie nie ma.
- Powiedz, że jestem, że wymiotowałem, ale już jadę.
Ubrałem się jak zombi i wyszedłem. W szoku nie zamknąłem pliku, więc szanowna moja małżonka zachowała się jak każda żonia i uszanowała moją prywatność, czyli wsadziła tam swój śliczny dzióbek. Jak zombi, z automatu opiekowała się dziećmi. Kiedy skończyła czytać, zdziwiła się, że była północ.
Wydawnictwo.
- Przeredagowałem to osobiście. Daty, nazwiska, sytuacje, afery. Wszystko się zgadza. Mało tego część jeszcze żyje i aktywnie działa publicznie, więc powiem to tak. To będzie wojna. To co tam jest zapisane... To się w pale nie mieści. Jeśli Was nie zabiją, co jest DLA NICH najlepszą opcją, to ilość pozwów Was zasypie. Jesteś pewien, że chcesz to opublikować? Nie będzie odwrotu, jak powiesz tak. Mam palec na przycisku...
Myślałem przez chwilę... Nie, przez tygodnie, co mam z tym zrobić. Popatrzyłem na żonę, na jej WIELKI brzuch. W końcu to czwarte dziecko i 9 miesiąc, co tym bardziej mnie podniecało.
- Kochanie... Twoje zdanie?
Żona... Czasami to skomplikowane... Jej wzrok... Ja 170 centymetrów, ona 2 metry i kocham jak chodzi na szpilkach. Ja pilot, ona komandos, no z Żandarmerii. To co robi, ubierzmy to ładnie i delikatnie, bo jak potem wytłumaczę dzieciom, że mamusia umie URWAĆ komuś rękę i nią go, DOSŁOWNIE, zatłuc, o banalnym ukręceniu karku, czy zarżnięciu nie wspomnę, ja gotuje, bo mam lęki dać jej coś ostrego po tym jak nie mogłem wyjąć łyżki wbitej w futrynę. A naprawdę potrafiła przypalić wodę na kawę. Czy o tym, że żeby iść z nią do wyrka, muszę ją rozbroić i jak bardzo mnie wkurwia karabin pod stołem, pociski w lodówce, łuski w piekarniku czy pistolet pod poduszką, pod stołem, sofą w salonie i, w pier... CHLEBAKU!! Bo po co?
- Sprawdziłam to od strony Służb. Nie do wszystkiego mam dostęp, ale wiem kto ma i kto wisi mi przysługi. Wszystko zostało potwierdzone i u mnie też jest sporo żywych i na dodatek pilotują kariery swoich dzieci i wnuków, jako wybitnie zasłużeni. Kochasz mnie, ja kocham Ciebie i dlatego ożeniłam się z Tobą, mam w sobie Twoje kolejne dziecko, ale jak nie wciśniesz tego pier(...) enter i nie pokażesz, że jesteś facetem z jajami z którym się ożeniłam, to przysięgam, że będziesz miał wielką pizde, bo urwę ci jaja z korzeniami! Stoję przed Tobą murem, Kochanie...
Jak ona mnie tym, ŚWIADOMIE, wqwia! Ożeniłam się z Tobą, stoję przed tobą murem, mogę mu już jebnąć, albo jak na imprezie, będąc w 8 miesiącu ciąży, bierze mnie pod pachę i słodkim głosem mówi "idziemy do domku, Kochanie, jestem senna"... Tak, moja żona mnie wkurwia, jest ORYGINALNA... Na początku mieliśmy przez to kryzys, wtedy spakowałem jej walizki i kazałem wypierdalać z domu i wtedy naprawdę płakała, że jest potworem. Kocham ją, chciałem dać jej prezent, na zgodę i zamiast kwiatów, wzionąłem ją do kosmetyczki. Uprzedziłem ją, ale kosmetyczka i tak była w szoku, czemu się nie dziwię, bo za miesiąc miała rodzić, więc gabaryt jej był ORYGINALNY. Ela miała 5,950, Maciek 6,100, a Jadzia 5,090, ja obity ryj, bo popełniłem ten błąd, że chciałem być przy porodzie. No więc kupiłem zajebiste szpilki rozmiar 48, które specjalnie zamówiłem... Usiadłem jej na kolanach, przytuliłem ją.
- Kocham Ciebie taką jaka jesteś, ale szanuj mnie, reszta jest nie ważna, po prostu kochaj mnie i szanuj, bo bez tego nic się nie uda... Chcesz mnie nosić, noś, ale szanuj mnie. A teraz...
Nigdy nie zapomnę jak śmiali się ze mnie, jak weszliśmy do wojskowego baru, do momentu lotu kończącego się zderzeniem ze ścianą. I sufitem, ale najbardziej przerażające było jak przekręciła głowę i chrupło jej w karku, a potem naprawdę zajebała gościem w sufit! Po prostu złapała go za szmaty i zajebała z furią o sufit! Dwa razy!! Jak już skończyła, pękając z dumy spokojnie podszedłem i zapytałem.
- Czy któryś was, psie luje, ma coś do powiedzenia? Jeśli tak, to szybko proszę, bo muszę ją uspokoić. Wiecie, trojaczki, ciąża... A tak prywatnie, to sami pomyślcie, wchodzę do Waszego baru i nazywam Was psimi lujami, wypijam co chcę i spokojnie wychodzę, a Wy trzęsiecie dupami... Ale najbardziej zajebiste jest to, że ona to robi będąc w ciąży i to kiedy napierdziela ją w krzyżu...
Masowałem jej kark i krzyż jak wpadła policja. Na szczęście przytrzymałem i wszystko odbyło się spokojnie. Ależ byłem z niej dumny!! Kobieta w ósmym miesiącu ciąży oskarżona o pobicie sześciu mężczyzn, w tym jednego o pobicie o wielokrotne zderzenie ze ścianą i jednego za pomocą sufitu... Pobicie przez dwukrotne uderzenie o sufit. Z tego lałem.
- Co tu się stało? - Gliniarz popatrzył w szoku dookoła. Zwłaszcza na ludzką sylwetkę odbitą w poziomie w ścianie. Regipsy są cienkie. Chrząknąłem i delikatnie pokazałem na sufit. Spojrzał na mnie, na Motylka.
- Ten kutas obraził mężczyznę mojego życia.
- To Pani to zrobiła?! Może to Pani wyjaśnić?
- Mówiłam. Głuchy Pan? Ten złamas kutany obraził mężczyznę mojego życia i puściły mi nerwy. Myślał, że jak ma kolegów to mu popuszczę.
- Tylko tyle? Uważa Pani, że to ją usprawiedliwia?! - wstała... Pełne 109 kilo, dwu metrowego wkurwienia. Wzrok który napotkał... Jezu, sam miałem ciarki. Usiadła. - W ciąży jestem, a on mnie DENERWUJE! Niech się cieszy, że żyje... A Ty MASUJ MNIE! - ryknęła.
Gliniarz popatrzył na nią, na obitych, na mnie, tłumiącego śmiech i masującego jej plecy...
- Wie Pan, że muszę przystąpić do czynności służbowych... Muszę Was wylegitymować, i.. - z mieszanymi uczuciami patrzył na Motylka.
- Ależ oczywiście. Rozumiem. Przytrzymam ją, jakby co. Wie Pan, ciąża, burza hormonów, zagapiłem się, a potem lepiej było już nie stać na jej drodze...
Po chwili podszedł do mnie inny policjant. Fajny w sumie gość.
- Panie, o co tu chodzi? Ale tak naprawdę, bo wiele w życiu widziałem, ale czegoś takiego jeszcze nie.
- Widzi Pan jak ona wygląda w tej ciąży, widzi Pan co zrobiła, jak się zdenerwowała i ona urodzi mi trzecie dziecko. Kocham ją taką jaka jest. Uważam, że jest najbardziej zajebista na świecie! I ona o tym wie... I proszę uświadomić tym baranom, że ona naprawdę umie zabijać i to profesjonalnie. - pokazałem mu dokumenty i zawartość jej torebki. Gliniaż zbladł.
– Ma pozwolenie, jest z Żandamerii. Żyją tylko dla tego, że się krępuje przy mnie, bo się boi, że mogę się wystraszyć i chcieć uciec od niej... Wie Pan, udaję, bo ją kocham... Proszę mi wierzyć...
Wtedy do sali wpadł jakiś gość.
- „Ty TAKA OWAKA!!”
Motylek strzeliła mu z liścia siedząc na krześle, machając na odlew... I bez żadnych emocji, po czym spokojnie wstała i powiedziała.
- Kopie MNIE ... Przepraszam, muszę się położyć. Awanturuje mi się... - gość krwawi i rzęzi, a ona patrząc na mnie wrzeszczy – Przytul mnie, do cholery! Ty mi to znowu zrobiłeś!
- Pan wybaczy, nie będę ryzykował... - uśmiechnąłem się i rzuciłem się do żony, posadziłem ją na krześle i siadłem jej na kolanach – Nooooo nie bez Twojego, nadzwyczaj aktywnego udziału i kiego grzyba tak się drzesz? Ciąża to nie choroba, Kochanie!
- Ono kopie! MNIE kopie!!
Reszta jest milczeniem, choć prywatnie uważam, że to „kochanie” uratowało mi głowę...
- Pitole Was! - wrzeszczała kiedy wychodziła niosąc mnie pod pachą... - Muszę się położyć!
Wychodząc rąbła gościa z „kopytka”, a miała te zajebiste szpileczki i kieckę, uchlapane teraz krwią... Pamiętajcie, raz na całe życie, jak Kobieta ma na sobie”małą czarną” czy jak tam to nazywają i mają stres, BO WYCHODZĄ DOMU, lepiej tego nie zachlapać...
Mam zajebistą żonę! Więc powiedziałem publikuj i gówno jebło w wentylator. Moim jedynym wkładem jest tylko tytuł „ JA TYLKO MIAŁEM DZIADKA” i notka wstępna.
I Piąta flota i jej dziennik bojowy
Jak zombi, równym szeregiem
Stanęli nad grobu brzegiem.
Tylko prawdę na ustach mając...
I pomyśleć mój Boże, że
Przemówić to może...
A może...
Wstęp Dziadka... Czy myśleliście kiedyś kim jesteście? Ale w sensie co Was ukształtowało. Dlaczego mówicie przepraszam, albo walicie w ryj? O tym CO was ukształtowało, że jesteście jacy jesteście... Filozofia też nie jest moją mocną stroną, ale to zajebiście dobre pytania. Zastanówcie się co nas ukształtowało, że jesteśmy, jacy jesteśmy.
Oby nasze słowa wstrząsały całym światem i tego gówna już nie dało się zamieść pod dywan.
Z 5 Floty, z ponad 70 000, pogrom przeżyło 816, dożyło powrotu 195… Nasz sygnał, jest legendą. To co dokonaliśmy, jest legendą. Ale nikt nas nie pytał czym są miesiące w przestrzeni, walki o życie, o każdy oddech, o każdy łyk wody, każdy kęs jedzenia, a pod koniec kanibalizm. Nie, nie pyta, bo po co... Zeżarliśmy wszystkich, którzy zginęli. Wręcz biliśmy się o nich, by móc wrócić i mieć coś zjeść. Aż sami staliśmy się pierd… legendą, choć nas wyrżnęli. Dla nas dwa lata, dla reszty świata prawie 30... Czas jest niestety względny. Przeskoki kosztowały nas trochę czasu... Wojna... 5 Flota... Z tysięcy dotrwało 195... Cóż, życie.
Opowiem, nie o tym, jak walczyliśmy, ale o ludziach, kim byli i jakie mieli, jaja i czym naprawdę była 5 flota. Ale od początku...
Stworzyli nas na śmietnik. Tak dosłownie. Wszystko
Na mostku panowała cisza. Po prostu wszyscy zamarli.
- Jesteś pewien?...
- I tak, zdechniemy... Ale moim zdaniem jest zasadnicza (tu soczysty lechistański, wzbogacony o szczegóły anatomiczne, koronoskopie i funkcje rozrodcze) … różnica JAK.
- Klniesz...
- No i ch... Nie wiem jak Ty, ale ja wolę zdychać wyjąc „ch... ci w d...”, niż jak pier...y ciotogej, skomląc o łyk powietrza... Dlatego na mój rozkaz...
- Stop! Proszę, że na mój... Pozwól, żeby na mój...
- Pierdol się leszczu... - popatrzyłem na wszystko, w sumie jaki był wybór - Na Twój...
- Wszyscy na stanowiska i odpalać i ładować jak po...leni! Kij im w krzyż! To był HONOR służyć z Wam dziwki... A im (…).
Po chwili.
- Wiesz, że właśnie powiedziałeś, że chcesz za pomocą prymitywnych sexzabawek wyruchać obcego...
- Jezu... Cierpliwości...
- Tak, tak, wiem, bo jak da Ci siłę to mnie zajebiesz... Jesteś już nudny, zmień płytę...
- Wychodzimy za minutę...
- Zapasy?
- Nie ma.
- Powietrze?
- Nie ma, a nowych filtrów nie narucham, więc nie mamy powietrza... Nie mamy też wody, prądu i ludziny... Jebie nas szkorbut i choroby o których Konował nawet nie wie, więc jakie znaczenie ma mój raport? Zdechniemy w trzy godziny...
Wyszliśmy, na coś jak Saturn. Nadałem do całej załogi.
- Wszyscy w gotowości. Na stanowiska. Mamy godzinę w powietrzu, plus dwie w zbiornikach. Ładować się w Furie i co tam macie, co ma jeszcze w sobie powietrze. Ładujcie jak pojebani... Zaszczyt to był Wami dowodzić...
Wyszliśmy... Stali wszyscy przed nami, ustawieni w dwie fale. Centralnie wyszliśmy za pierwszą.
Hosanna! Stali do nas tyłem!
- Łączność, nadawaj na otwartym zakresie...
Mój głos poszedł w poszedł w przestrzeń. Jak to mówią, na wojnie nie ma niewierzących...
„Aniele Boży, stróżu mój
Za mną stój, ochronie Cię.
Żołnierzem jestem...
Matko Boska, odwróć wzrok...
Bo żołnierzem jestem...
Panie Boże... Zarezerwuj mi miejsce,
Bym nie stał przed bramą i
Przebacz mi, kiedy przed Tobą stanę
Bo to co teraz robię...
Żołnierzem jestem z piątej floty
PIĄTA NAPRZÓD”
I poniosło się... Łup... Łup... Łupp... Młotkami o pokład... Łup... Łupp. Łup... I w rytmie...
Kudłaty nie był poetą, nawet nie lizną tematu... Ale... Co nam tam jak w perspektywie jest zdechnąć...
I tak dalej w rytmie...
„Za wóde nie wypitą,
Za... ( tu o sexie...)
…...... Was!!!!!
Łup... Łup... Łup... Łupp... Odpał dokonał cudu Wszechświata. Wyszliśmy idealnie pośrodku ich formacji. Poszły pełne salwy ze wszystkiego co mieliśmy. Szliśmy przez nich jak anioły zniszczenia przez Boga spuszczone z hamulców. Naprawdę ładowali jak wariaci. Rozwaliliśmy wszystko na naszej drodze, dosłownie strzelając we wszystko. Nie mieli szans. Zniszczenie i pożoga i wyszliśmy na drugi szyk.
- Ne strzelalją culwa. - powiedział Odpał i narzygał na pulpit... Skumałem. Nie strzelali do nas. Powinno być piekło, a nie takie pedalstwo.
- Jezu!! Ta linia to nasi! Mamy nie strzelać!!
- Co?!
- Popieprzyło Was?! - zawołałem.
- NIE STRZELAĆ! - padło po lechistańsku - Powtarzam, nie strzelać!!
Odpał powiedział:
- Jebłem siem, to Ziemia...
- O Boże TO NA PRAWDĘ NASI!! STRZELAMY W NASZYCH!
Orbita płonęła, więc grzecznie zapytałem, A ŻEM ŻOŁNIERZ, NIE PIZDA, to grzecznie zapytałem...
- Tu PIĄTA FLOTA, ORL KAZIMIERZ WIELKI, CO TU SIĘ, DO CHUJA, DZIEJE?! Jaki, w mordę, od dupy strony, jebany, KOZOJEBCA, strzela mi tu na orbicie?! dnia Pią 7:13, 11 Mar 2016, w całości zmieniany 3 razy
- Odpał, K....A, HAMUJ! - zawyłem - Załoga, NIE STRZELAĆ!
- Szpoko, kutwa... Luzik... Przecież ilotuję... Zawiąż mi, jedno oko, bo widę powdójnie... I zaduzuj, kulwa podwójnie.
Wlałem mu w gardło podwójnie i...
- Pokaż PIŹDZELCOM, JAK SIĘ LATA!! Trzymać się!!!
Bulgot Odpała był rozbrajający.
- Dycha, że zafraknie 5 trów do rozjefu... - cokolwiek miał na myśli...
Obrócił nas w miejscu, przy naszej masie, o 180 stopni, nie rozrywając nas. Odpalił silniki główne, pomocnicze i wsie resztę... Wyobraź sobie choinkę. Taką świąteczną. Tylko zamiast gałęzi płomienie z silników. Nie rozpadliśmy się... Podobno było 11... 11 metrów luzu od zderzenia... I tak staliśmy...
- Ale, wielki bydlak...
- Co teraz?
- Flota na nas patrzy?
- Bez jaj, a co innego, ma do ch... ma robić?!
- To zapodaj nasz tekst.
I poszło w kosmos walenie młotów i „ Aniele”...
A oni...
- Odpał, pierdolony pijaku, mała naprzód.
- F, beknięcie, akaj... Nie ma pa(beknięcie)liwa...
- Nadajcie do floty, że...
- Jesteś cały czas na fonii...
- Po cholerę?!
- Sam kazałeś nadawać!
- Yyyy... To więc tak... – chrząknięcie i coś o siliło się na oficjalny ton - Tu ORL Kazimierz Wielki, 5 Flota. Stoimy przed Wami. Nie panikujcie, obronimy Was. Rozkaz wykonany, prosimy o zatankowanie nas, albowiem zabrakło nam paliwa.
W tle było słychać...
- Dobrze było?... - cisza i - Jak to nie rozumieją?! Jaki (tu soczysty lechistański) kod?!
I oficjalnie.
- Powtarzam. Tu ORL Kazimierz Wielki 5 Flota...
A po chwili...
- „ORL Kazimierz Wielki, 5 Flota. Nie ma Was w spisie... Was nie ma.”
- Podaj mi, te … wa jebane kwity... Tu ORL Kazimierz Wielki numer 11223, 5 Flota.
- „ Nie ma 5 Floty!”
Cisza która nastała...
- To co ja, jestem, (proktologia) ...ana fata mrugana?! - rechot w tle i spokojniej - OK, szmata morgana... Chata morgana?- ryk śmiechu – K!@#$%^&*wa... Złudzenie optyczne?!
Szum, krzyki... I w końcu ryk...
- Słuchajcie wy pierdolone, w dupę jebane pedały, tu Okręt Rzeczypospolitej Lechistańskiej Kazimierz Wielki numer 11223 z Piątej Floty... Nie mam żadnych, w dupe jebanych, kodów, ani żadnych pierdolonych, w dupe jebanych haseł!! Nie mam też paliwa, powietrza i wody, walczę o życie, a Wy mnie wkurwiacie jakąś biurokurwakracją! Pojebało Was?!!!
Po chwili...
- Jakiś Admirał Bartłomiej Szerąsek wrzeszczy, żeby wstrzymać ogień i upomina Ciebie o jakiejś kulturze języka, bo jakieś pedały nie umieją tego co mówisz przetłumaczyć na ludzki i, że klniesz gorzej jak jakaś menda aspołeczna .
Ten głos, prawdziwe echo sprzed wieków...
- Daj mnie na drut!
- Jest na drucie!
- Luj Ci w dupe. AVE JA, LUCEK Ty Złamasie Kutany, Ty (^%$#!@#$%)! - powiedziałem w lechstańskim i wsie zbaranieli.
Cisza...
Cisza...
Cisza...
Lechstański jest, że tak powiem niezwykle „barwny”.
- Ave Ty, Ty wredna, podła, wyrachowana, szowinistyczna, powierzchowna, małostkowa, wkurwiająca, chamska do bólu, wulgarna Mendo ASPOŁECZNA. Jakim cudem Jezusie?
- Mam odpowiedź!
- Menda, tu Lucek, ale Was NAPRAWDĘ NIE MA, zginęliście prawie 27 lat temu, od tego czasu nie wolno nadawać nikomu nazwy PIĄTA FLOTA... Wy nie istniejecie!
Dotarło do mnie „TO nie hallo” i popatrzyłem na Odpała...
- Coś Ty, k...a, nam zrobił... - i po chwili – Panie Admirale... AVE MY. Melduję tu ORL Kazimierz Wielki, mam na pokładzie to co zostało z PIĄTEJ FLOTY, stan wyjściowy nie jest mi znany, z uratowanych ośmiuset szesnastu, stu pięćdziesięciu pięciu obecnych, ORL Kazimierz Wielki i pięć pryzów. I SĄ to najtwardsze kutasy jakie zostały z 5 Floty i z jakimi miałem zaszczyt służyć. A teraz wyobraź sobie tych co przetrwali, pomyśl sobie z czego są zrobieni i jaką bandę POPIERDOLEŃCÓW mam na pokładzie... Chcesz sam powiedzieć im prosto w oczy, że nie istnieją?! I przepraszam, że jesteśmy... A ty się zamknij. To że masz cycki i cipę, nie oznacza, że nie masz jaj i nie jesteś Złamasem Kutanym z Piątej Floty.
Ryk śmiechu zagłuszył wszystko.
A w eterze cisza...
Cisza...
Cisza...
I nagle opadła mi szczęka.
- Tu ORL Orzeł... Ave Wy. Zrozumiałem, podchodzę do holowania...
Cisza...
- Tu ORL Gawron, Ave Wy. Mam na pokładzie lekarzy i klinikę.
- Tu ORL Jaźwiec, Ave Wy. Jesteśmy okrętem remontowym, w czym pomóc?
- Tu ORL Wilk, Ave Wy. Jesteśmy jednostką zaopatrzeniową, mamy zapasy, co potrzeba w pierwszej kolejności?
- NASI ZMIENIAJĄ SZYK!!!
Dwa okręty ustawiły się pod kątem, jakby w ukłonie... I nagle wszystkie statki zaczęły... Staliśmy i płakaliśmy. Setki statków w jednym kierunku, powoli zaczęło schylać dzioby. Stoisz i patrzysz...
Kiedy w głównej hali na statku flagowym meldowałem nas Luckowi... OK, Admirałowi Szerąskowi, stały tam setki ludzi. Ale skubaniec osiwiał... A my wyszliśmy i staliśmy brudni, śmierdzący obszarpani, a kiedy on podszedł, konsternacja, kto ma meldować?! Najstarszy stopniem, czy ten co dowodzi? Słowa wypierdalaj, pierdol się i takie tam, odbijały się echem po hali, a on spokojnie stał i czekał. W końcu wyrzucili mnie z szyku, więc podszedłem. Miał zwałę po pachy i choć starał się zachować powagę to mało nie pierdolną ze śmiechu. Zacząłem to w miarę oficjalnie.
- Panie Admirale...
- Ave Ty – przerwał mi.
- Ave Ja... - to był odruch. Odwrócił się i pierwszy oddał honor i...
- AVE WY!
- AVE MY! - ryknęli jak jeden.
Od tamtej pory, we Flocie jest niepisane prawo, że nawet oficjalnie, bez względu na stopień i sytuację, mamy ten honor, że mamy prawo meldować się, mówiąc, Ave Ja i dopiero stopień i nazwisko. Wiecie jak chciało mi się śmiać, kiedy dostałem pismo z dowództwa AVE TY, MA PAN ZE SKUKIEM NATYCHMIASTOWYM I WSZELKIEGO TEGO KONSEKWENCJAMI OBJĄĆ KATEDRE TAKTYKI... Odpisałem spierdalaj.
Rzuci mnie jak szmatę w kancelarii...
Wyszliśmy idealnie, niemal jak w podręczniku prosto pod wrota cumownicze. Odpał naprawdę był czarodziejem sterów. Od Lucka miałem wsie hasła więc chciałem zameldować nas w Kontroli, ale ryk który usłyszałem w psim...
- …dla Ciebie szczylu PANI KAPITAN BADZIKIMIROWSKA!
-...daj sobie na luz i z ósemki do jedenastki niech wypierdalają.
Znam tylko jedną osobę która ma tak popieprzone nazwisko, ale on nie miał córki... Włączyłem wizję. Furia Wściekłości stała mi w ekranie gotowa przegryźć mi krtań. Nie wykapany Odpał, ale Odpał z pełnego wytrysku! I słyszał to co koleś powiedział.
- Urodziłaś się – powiedziałem – pod koniec września, lub na początku października 2146go, z ojca Jana i matki Eleonory z domu Sapieha, masz brata Jana.
Zgłupiała. Po prostu ją zamurowało, a ja z zimnym wyrachowaniem kontynuowałem.
- Zadzwoń do Matki. Słowo się rzekło, Badzikimirowski u płota. Do brata, że chrzestny u płota. Do Dowództwa, Piąta Flota, Wy chuje, małą literą, wróciła do domu. Do naszych rodzin, przywiozłem ilu się dało. Doki od osiem w górę są dla nas. A ten pierdoła niech spierdala...
Patrzyła na mnie jakby w przestrzeń i zdałem sobie sprawę, że nie ma ode mnie wizji. Włączyłem ją i podskoczyła jak stuknięta prądem.
- Odpał – rzuciłem – tak żeś Elke żegnał, żeś foremkę zalał. Córke masz Kutafonie.
Odpał wszedł w kadr. Patrzył. Nie myliliśmy się od dwóch lat, więc... Więc, no ten tego... Widziałem w jego oczach łzy, widziałem jak płyną. Widziałem jak oczy nagle stwardniały i powiedział:
- Zwolnić doki od osiem w górę. Piąta Flota wraca do domu. Statki wypierdalać mi z doków, kurwy dawać na pirs, rodziny do bram, załogi na stanowiska, zdjąć maskowanie i salwą przed nos temu skurwysynowi co mi córkę obraził! Córcia, zajmij się swoimi obowiązkami. - a do nas powiedział śmiertelnie spokojnie - Gdzie jest TEN SKÓRWYSYN CO OBRAZIŁ MOJĄ CÓRKĘ?!
Orbita zapłonęła.
Po prostu ją podpaliliśmy.
Wszyscy się dowiedzieli, żeby nasze rodziny traktować z szacunkiem.
Ponoć przez godzinę można było o północy nad Europą czytać gazety.
- Kontrola, nawigator jest na skraju skrajnego wkurwienia, jak im życie miłe niech spierdalają... Cumujemy, MASKOWANIE RURZUĆ!
I naprawdę była córką swego ojca, a jej słownictwo, jego barwa i nawiązania etymologiczne naprawdę mi zaimponowało, jak nas zobaczyła.
- Braciak, właśnie mija mnie kilometr Czegoś... To coś ma pierdolony KILOMETR, a na nim jest koleś w siodle i z kopią w ręku. Moim zdaniem powinieneś uciekać...
Przy okazji okazało się, że nasze trzy pryzy dysponują większą siłą zniszczenia niż całe floty Ziemi, więc nie uruchamialiśmy pozostałych. Bo po co, jak te małe spuściły im wpierdol? „Ale Wielki Skurwiel” miał ponad kilometr średnicy, długi sam nie wiem. Orbita radośnie płonie, a ja muszę to zacumować i pięć pozostałych. Po za tym chcieli se strzelić, na co nie pozwoliłem.
Brudny i śmierdzący wszedłem do baru, nie było czasu na kąpiel, poza tym odwykłem od wody. Chciałem się, po prostu napić/znieczulić/najebać i oddać karton z rzeczami. Musiałem chyba zdrowo śmierdzieć, ale ostatnie 3 miesiące racjonowaliśmy wodę. Jak myło się ryło, to połykało się wodę… Myło jak miało się szczoteczkę, inaczej palec. W przestrzeni nie było skąd jej wziąć. No więc jak tylko zacumowaliśmy, zszedłem ze statku, bo miałem do tego prawo, wziąłem co miałem i poszedłem oddać karton z rzeczami Gomeza/się najebać. Ceny potrafiły zabić. Ale co tam, zamówiłem flaszkę i żesz kurw… nie mieli ogórków kiszonych, nawet nie wiedzieli co to jest! Barman patrzył nie na mnie, ale na kombinezon. Chyba dużo w życiu widział. Ale on nie patrzył na sam kombinezon, tylko na brudny, wytarty emblemat na cycku.
- 5 Flota… Przecież jej nie ma.
- Nalewasz czy nie?
- Witold Robicki… Był na Kazimierzu Wielkim... To mój brat...
Czasami ludzie rozumieją się bez słów.
- Nie kojarzę. Jak go wołali?
- Elew…
- Pamiętam. Elementarnie Leniwy Element Wojskowy, choć wolę określenie, że jest to skrzyżowanie Kurwy z Osłem. Nie do zajebania i nie do zmienienia. Wielkie bydle, ponad dwa metry.
- Metr sześćdziesiąt w kapeluszu na obcasach, ale za trzech szeroki, nie jeden się naciął...
- Jest w abordażu. Straszna zadziora. Napisz parę słów to mu oddam.
Czasami wyraz oczu mówi więcej niż 10 000 słów... Zmiękł, przytrzymał się blatu. Natychmiast pojawiło się trzech z ochrony. Olałem ich i jakby nigdy nic zapytałem.
- Tu mam teraz paczkę dla....Nastalija Hoselita Gomez... Po mężu... Znajdę Ją tu?
Od mojego zaplecza podszedł do mnie młody byczek z Marinsów, to takie warzywo armatnie do walki w kosmosie. No więc podszedł i szturchnął mnie i cytuje WYPIERDALAJ BRUDASIE. No to ja „grzecznie” w niezwykle soczystym lechistańsko-uniwersalnym, a kląłem w sześciu językach, że mi przeszkadza w rozmowie i jak się nie odstosunkuje to dostanie w pape i się zesra.
- JAK SIĘ ZWRACASZ DO STARSZEGO OFICERA?!
- Ave Ja…
Jedyne co mi zostało po latach w cholernym kosmosie to, to co miałem na sobie. Cisza jaka nastała, dała mi do zrozumienia, więc raczyłem zwrócić uwagę. Oficer, i to major. Ja młodszy chorąży. Barman wyją szklankę, nalał, podał i rozmowa przeszła do legendy.
- Tylko go nie zabij…
- Ja go tylko wyrzucę!
- Nie do Pana mówiłem, majorze, tylko się o Pana martwię.
- ???
Mina kompletnie zbaraniałego faceta i błysk niepewności. Cofnął się. Patrzył, ale nie widział, inni tak samo. Chciał pokazać klasę i dostał w papę. Kozaki, cholera. W pięciu przybiegli. Bójka barowa więc lałem z liścia, 1,6 G przez lata. Po co mieć coś na sumieniu, zejebie śmiecia, a odpowiem za człowieka z jednym wyjątkiem. Wino, kobiety i śpiew. Miałem co wypić, co zjeść, przyjebałem po ryjach, tylko... Postawiłem pudło na barze, wyjąłem z pudła czytnik...
- Masz takie wejście?
- Mam...
- 17 poproszę …
Przyśpiew HAJJJJAHEEEEE i gitara... Gomez grał zajebiście!! Stanąłem w pozycji byka, ręce wyprostowane, palce jak rogi! Zamiotłem nogami. Kurwa FANDANGO, czy jak mu tam, pasadoble... I zatupałem, pierdolić to... U nich, wyszła zza baru zdrowa piędziesiątka z groszem, ale jak tupła! Jezu... Drzazgi poszły! Rzuciłem się przez środek parkietu, na kolanach zrobiłem obrót, wstałem na byka i daliśmy czadu! Ależ ona szła!
- MAMO!!! - ten wrzask zatrzymał muzykę...
Popatrzyła na mnie wyzywająco i na nic nie zwracała uwagi, tylko wyzywająco tupła. Tupłem... Wyzywający wzrok. Duma. Łzy w oczach. I ta iskra... PIERDOLIĆ TO! Ludzie, aż wstali. Bez muzyki wysłaliśmy parkiet w kosmos, aż drzazgi szły, odpowiadała na każdy ruch, gest... A po wszystkim, podszedłem do gościa, ją schowałem za plecami. Znałem go. Czysty Ojciec.
- Uczył mnie Twój Tata, mam jego rzeczy. Poznaję rysy, ale poproszę o dowód tożsamości nim oddam.
Tego nie mówi się do największego mafioza... Za plecami kobieta z którą tańczyłem padła z krzykiem na kolana. Trzymała pudło i rękaw. Odcinaliśmy lewą stronę kombinezonu z nazwiskiem, baretkami, nazwiskiem i rękawem z symbolem, bo reszta była potrzebna na szmaty. Takie życie.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!! - to wycie... Płacz... Skowyt... Całowała zdjęcia i rękaw i krzyczała, a ja klęczałem z pistoletem w potylicy.
- Szefie?!
Patrzył spokojnie. Patrzył mi w oczy. Bez lęku, czy groźby.
- Skąd to masz?
- Twój Tata mi dał...- strzał w mordę i podnosiłem się z podłogi – Jezu... - ale kop, a miał parę...
- Miałem to tylko oddać... Czemu mnie tłuczesz, do chuja? - zaskomlałem. I ostatnie co zobaczyłem jak do sali wchodzi, „dla Ciebie, kurwo, PANI Paulinka”, popierdolony demon zniszczenia, najbardziej wściekła i agresywna, bo nieruchana ze strachu przed nią samą, baba na świecie. Popatrzyła, ja we krwi, baba wyje, goście bez karków, klamka we łbie, a nie przy... Czasami można się zdziwić... Tak to ujmę. Ale... No mam swoje zdanie na ten temat. Nikt nie zginął... Jej wnuczka to „Motylek” i wiem... Ale, wtedy, tam, z wyplutych zębów mógłbym zrobić sobie piękną kolię. Resztę sami sobie dopiszcie. Potem mnie wyniosła pod pachą... Obciach jak cholera... Pani Doktor co mnie składała do kupy nie była miła, ani sympatyczna. Była wojskowym chirurgiem i nie miała na to czasu by się pierdolić, więc po prostu, połatała mnie i wypierdoliła za drzwi. Wróciłem...
- To są szwy?! Byle kurwa na opłotkach lepiej szyje!
Na przeprosiny kosztowało mnie to Afrykę. A konkretnie jej zwiedzanie i była tego warta! Do czasu... To było... Przewodnik parzył na mnie. Stał tam, stary, zmarszczony, widać było, że dużo widział. Stałem ja. Kiwnąłem mu głową, on kiwną mi. Patrzył i widział. Nic nie powiedział, tylko zabrał ludzi na wycieczkę. Zamówili, to dostali. Ja nie pojechałem. A ona przyszła w nocy. Przytuliła się i po prostu tak spaliśmy. Rano już jej nie było. Wycieczka wróciła. Jazgot był niesamowity, przeżywali dosłownie każdy moment. W końcu się uspokoili. Przyszła noc. Spaliśmy razem w namiocie. Pani Doktor i ja. A muszę przyznać, że naprawdę Pani Doktor była warta grzechu. I przyszła ONA. Trąciła mnie nosem więc podniosłem koc, a ona nic nie chciała, tylko się we mnie wtuliła. No i tu miałem przejebane na starcie. Przewodnik przyszedł nas obudzić, a ja byłem wtulony w stukilową lwice. Mało tego, ta pizda, przyprowadziła swoje stado, co doprowadziło przewodnika do niemal zawału. Doktórka, jak zobaczyła co na podłodze śpi to zaczęła drzeć ryja, przewodnik strzela w powietrze, a lwica chcąc mnie bronić stara się wszystko rozszarpać. Po prostu burdel, choć miałem szczęście, że miał mnie kto pozszywać. Myślałem, że mam zwidy, ale nazajutrz rano kiedy otwarłem oczy, to spałem już z trzema lwicami. Nie macie pojęcia jak potrafią się przytulić... Wyszedłem z namiotu i nalałem wody do wanny. Każdemu chce się rano pić. Stało ich siedmiu, opartych o samochody. Uzbrojeni po zęby. Luzaki, pewni siebie, a ja nie wiem co chcieli. Nazwałem ją Ela. Wyszła z namiotu i otarła się o mnie. Nie macie pojęcia jak bardzo może być to może być namiętne i przyjemne. Spojrzała na tych baranów i tylko mrukła. Z namiotu wyszły jeszcze dwie. Nie otarły się, po prostu... Po prostu mnie ominęły. Elka nic nie zrobiła, a one wiedziały, że jestem „zastrzeżony”. Nie zwracałem na nic uwagi, nalałem wody, poczochrałem łby i obudziłem Dziadka. Na migi mu pokazałem, że musi, więc wyszedł, a oni stali bladzi, o ile tak można nazwać czarnego człowieka. Pokazałem mu by podszedł i pogadał, a sam zabrałem lwy do namiotu. Z wiadrem chodziłem z pięć razy nim się napiły.
Dziadek w końcu do mnie podszedł. Strzeliłem palcami, a one wyszły...
- Problem?
- Oni chcieć iść bez problem, ale lew leży na silniku...
Popatrzyłem, fakt. Elka leżała na masce, a wkoło 6 lwic. Niby TYLKO LEŻAŁY w około. Ale cała jej poza tylko sugerowała, tylko mnie trąć, a nikt nie był głupi. Świt już był w pełnej krasie więc wziąłem ją pod pachę. Potem próbowałem na plecy. Elka ważyła z dobre 100 kilo, i dobrze się bawiła moimi próbami, więc gówno mi z tego wyszło. Strzeliłem ją z klapsa w dupę, żeby wiedziała, że to koniec żartów i sama pobiegła. Patrzyli się na mnie dziwnie. W nocy Doktórkę, która ze mną spała w zębach wyniosły z namiotu, więcej się do mnie skrajnie przerażona nie odezwała, a Elka tak się we mnie wplątała, że się po prostu w tym zatraciłem. Nie miałem pojęcia, że nagrywają każdy nasz ruch. Rano w namiocie miałem 7 lwów. W związku z czym dostałem propozycję nie do odrzucenia natychmiastowego wypierdalania z obozu.
Stałem z paszportem przed okienkiem z na lotnisku, kiedy za plecami wybuchła panika i wrzaski. Elka przyszła się pożegnać. Z rodziną. Przyniosła mi pół zebry, żebym nie był głodny. Stały tam na terminalu lotniska, a ludzie wybiegali z bronią. Machałem w panice rękoma i udało mi się je wyprowadzić za drzwi. Stało tam z trzydziestu chłopa z wycelowaną bronią, a ja wyganiałem z terminalu 7 lwic, które przyniosły mi na lotnisko pół zebry na drogę. Jeśli ja jestem pojebany to jak nazwać tę sytuację?!
Elka usiadła i pokazała mi swoje młode.
2
Przed wyjściem w kosmos wygrałem w karty... Myśleli, że mają frajera. Miałem tyle kasy, że zaczęli mnie szukać i to na bardzo poważnie. Nie wiem kim byli, ale cała pałownia mnie szukała. Nie miałem gdzie się schować. Więc wszedłem do burdelu, żeby „przeczekać”, ale były... YYYYYY... Nie czułem ekscytacji... Więc kupiłem burdel. A właściwie połowę burdelu, 50%.
- Słuchaj Kobieto. One są okropne. Mam tyle kasy... Z mojej połowy czystego zysku 10 % dla mnie na konto, 90 na inwestycje... Wchodzisz Burdelmama?!
Burdelmama miała opory, ale podałem jej rękę. Uścisnęła. Dałem jej kartkę z danymi i kasę. Patrzyła w ciężkim szoku.
- A papiery?
- Madam, idę w kosmos, chuj wie czy wrócę, wolę zainwestować w burdel niż dać tym cwelom w banku. Daliśmy sobie słowo, uścisnęliśmy sobie dłonie. Nie masz honoru?
Dopadli mnie, bo to była tylko kwestia czasu i skopali jak psa...
- Już mnie okradli... - krzyknąłem, ale to ich nie spowolniło. Życie.
Zanieśli mnie później na pokład i poszliśmy w przestrzeń... I lata poszły w pizdu.
Stałem w banku. Podałem dowód.
- Mam u Was konto.
Miałem kłopot z płatnościami. Pani wzięła dowód, wstukała i zamarła...
- Przepraszam...
Już przywykłem do reakcji, że w moim roczniku ludzie zapierdalają w balkonikach... Kolejne stopnie, konsultacje... Dzwonienia... Okazało się, że jakiś pedał wpadł na „genialny” pomysł, jak wylizać dupę komu trzeba i dostać awans. Skurwiele ubzdurali sobie, że jak dla nas minęło 2 lata to za tyle są nam winni. Nie za, pierdolone, prawie 30... Po za tym nasze rodziny korzystały z zapomóg, rent i innych takich... I zablokowali nam konta, do czasu wyjaśnienia „sytuacji”. Emocje...
- Ale ma Pan tu drugie konto, z którego może Pan w pełni korzystać. Tu ma Pan jego stan.
O kurwa... Ożeszkurwajapierdole...
Było ping i panienka powiedziała:
- Właśnie wpłyną przelew, zechce Pan popatrzeć? Zgadza się?
Wtedy sobie przypomniałem... Jeśli to jest moje 10 % to czego ja jestem, właścicielem?!
Stałem na ulicy. Patrzyłem na to. Podszedłem do gościa na bramce i powiedziałem:
- Powiedz Burdelmamie, że tu stoję.
Złapał mnie za gardło, ale... Nie byłem miły... Już się nauczyłem nowokultury.
- Powiedz Szefowej BURDELMAMA, MADAM, TU STOJĘ!! - i puściłem. I stałem...
Wyszła... Patrzyła w szoku... Tłum ludzi przed wejściem...
- Jak? Jakim cudem?
- Madam, klękam przed Twoim honorem – zgiąłem kolana – Chylę czoło nad uczciwością. - i zgiąłem kark...
Ciężko to zrozumieć, ale nie umiałem inaczej jej uhonorować. Wstałem. Patrzyła ma mnie w szoku. Pogłaskała po policzku.
- Życie jest dziwne... Nieprawdaż? - zapytałem.
- Jezu... Nie, aż tak...
Znaleźliśmy ich. Myśleli, że co? Teraz, no mam „znajomości”, ciekawe jak się wytłumaczy ten chujek od pomysłu o 2 latach, żonie. 11 kilofów wbitych w samochód przez wielki napis MASZ DWA DNI NA ZAPŁATĘ ZA USŁUGI, ALBO JUŻ NIGDY NIE WSADZISZ C...A W NICZYJĄ DUPIE I ZROBIMY TO TAK, ŻE NAPRAWDĘ BĘDZIESZ CIERPIAŁ i nazwisko, dla pewności. A zrobiło to, trzech muskularnych facetów w kominiarkach i stringach i skórzanych uprzężach. Wiecie, monitoring czasami jest przydatny... Większy palant, co się na to zgodził został dostarczony do szpitala schlany, zcipany przez spanikowanego, eterycznego, młodzieńca.
- Poniosło nas trochę, bo lubimy ostrą grę, ale nie mogę tego z niego wyjąć... Bogowie! - i uciekł.
Prześwietlenia i badania wykazały obecność w odbycie działającego wibratora, który przeszedł poza zwieracze. Operacja... Jednego dnia Pan Admirał i jego najbliższy współpracownik mieli dziwnie, podobne problemy. Plotki, szemrane informacje, ŻONY... Hmmmm... Następny, który miał przejąć naszą sprawę dostał „po cichu, nie oficjalnie, w zaufaniu” wiadomość że kilofy i wibracje naprawdę nas natchnęły i mamy sporo ciekawych pomysłów. A do szefa wydziału prawnego floty zadzwonił adwokat Don Sworcy i powiedział, że na osobistą prośbę Don Sworcy, chce nas reprezentować. Don Sworca... Swożewski z domu, ale zmienił, chuj wie po co. Taka czarna eminencja. Coś jak Al Capone, tylko na DUŻO większą skalę, bo Al myślał lokalnie, a nie globalnie. Zjeb nie był dumny z syna, ale potrzebowaliśmy prawnika... Zjeb, bo jest tak narwany, że aż zjebany, ale twierdzi, że mu z tym dobrze.
Kolejny był z innej półki. Niby jak skała, kawaler i nie do ruszenia. Była kupa śmiechu puki w wiadomościach nie podali, że Egzekutor przeją sprawę. Bit zbladł, dostał telepichy i zaczął mówić...
Zjeb zadzwonił do Syna po prośbie, a ten kazał powiedzieć sekretarce, żeby spierdalał... Dostał adwokata i ma się pierdolić... Zjebowi odbiło, klęczał i płakał, a on nigdy nie płakał. Kopnelim go w dupę i podnieślim.
- Znajdźcie mi tych ludzi... - powiedziałem podając kartkę. Za godzinę się zdziwiłem...
Jest takie przysłowie. Upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu... No chyba, że wymyślisz kuchnię. Żeby podać wystawny obiad najpierw gromadzisz składniki, przygotowujesz je, mieszasz, pieczesz dusisz, gotujesz. Same w sobie są banalne, ale jak skończysz... Poezja, jak się uzupełniają i jaki dają smak. Zastanawialiście się jak jecie. Wchodzicie do pokoju i co? Najpierw jest zapach. Wąchacie. Potem widzicie co wąchacie. Potem dotykacie tego, a sam smak jest ukoronowaniem. Na ogniu ciężko to zrobić. W nocy miałem wizję. Dwie pieczenie. Kurwa, ja nie wymyśliłem kuchni, ja wymyśliłem pięciogwiazdkową restaurację!! Obudziłem WSZYSTKICH i powiedziałem im. A Zjeb się zawziął, oj zawziął i uśmiechnął... Odpał miał stres, ale też miał WIZJĘ. To wtedy wymyślił Wejście na Kiepurę. Na razie wystartowaliśmy po cichu.
Rano Don wyjechał ze swojego biurowca, więc zwolnił do zera przed skrętem na światłach, bo to najbardziej ruchliwa ulica... Odpał był wirtuozem sterów, niestety nie na trzeźwo. Ćwierćtonowa torpeda ( takie cusik długie na trzy metry, w sumie to bomba ino z napędem ), przechodząc przez maskę limuzyny i wbijając się w asfalt, zwróciła mu uwagę, że coś jest nie halo. Wcześniej wyjelim wsio z jej środka, w końcu to Syn... Zjeb wyszedł w kombinezonie roboczym, ze stołem i postawił go na środku ulicy przed maską auta. My podaliśmy tylko dwa krzesła... Położył dłonie na płask na stole i czekał. Ktoś trąbnął, ale strzał z 4 kilowatowego lujostwa w maskę limuzyny „Dona” i samo skierowanie w stronę trąbnięcia wystarczyło do ciszy, zwłaszcza jak druga torpeda dymi wbita w bagażnik. Ludzie non stop nagrywali, taka pojebana era.
- Czy wystarczająco zwróciłem Twoją uwagę? Czekam, Synu! - Zjeb nie krzyczał, nie musiał.
Don wyszedł i z miną twardziela podszedł do stołu i usiadł.
- Dłonie płasko na stole, że by było uczciwie. - Zjeb był konkret facet – Obowiązkiem Ojca jest uczyć dzieci. Teraz Ciebie będę uczyć. Poprosiłem Ciebie o pomoc, udzieliłeś mi jej, jestem wdzięczny...
Przyjechała Policja, ale oni też są tylko ludźmi i pewne „argumenty” uświadamiają im... Czynią ich świadomymi...
Don nawet nie mrugnął, to mu trzeba przyznać.
- Miałem interes, a Ty kazałeś mi spierdalać. To było niegrzeczne. Chamskie. Teraz kto inny zbierze profity, a szkoda, poznał byś ważnych ludzi i byli by Ci dłużni. Pomyślałem jednak, że jak dam Tobie lekcję, to dobrze Tobie zrobi. Zaczniemy od szacunku i zaufania. Suka, chodź tu.
Podeszła spokojnie.
- Nazywam Cię Suką. Szanujesz mnie?
- Pierdol się! - odpowiedź nie była miła.
- Widzisz goryla? Strzel mu w klatę. - wyjęcie klamki, strzał i jej schowanie, może sekunda, na szczęście miał kamizelkę...
- Dlaczego mnie Suko nie lubisz? - zapytał.
- Wysłałeś mojego brata na śmierć, nienawidzę Ciebie! - a wiedzcie, że powiedzenie tego przez zaciśnięte zęby jest sztuką.
- Dlaczego TO teraz zrobiłaś? - zapytałem.
– Ufam Ci... Nigdy mnie nie zawiodłeś. Zawsze wychodziliśmy cało z wszelkiego gówna.- i się wyprostowała.
- Zaufanie... - i popatrzył mu w oczy.
- Menda, proszę podejdź...
Podszedłem, ale...
- Ilu LUDZI posłałeś na śmierć?'
- Po co pytasz?!
- Uczę syna. Ilu osobiście dobiłeś? - był moim przyjacielem, ale odbił się od burty samochodu, a potem... Płakałem z wściekłości. Jak doszedł do siebie popatrzył na Syna i zadał pytanie.
- To mój przyjaciel i nie był zły... Chcesz wiedzieć co zrobi jak się wkurwi? - wstał - TU I TERAZ masz dwie bomby wbite w samochód, strzelałem do Twojego człowieka, a Ty siedzisz na środku ulicy i ja mam to w dupie. Popatrz, mam wyjebane na Twoją minę i co masz. Widzę strach w Twoich oczach. TO jest brak szacunku. - usiadł - Wysłałem jej BRATA, na śmierć, a popatrz stoi za moimi plecami... Ufam jej. Menda mnie uderzył, ale szanuję go, to mój przyjaciel i wiem, że wyciągnie mnie lub moje ciało z każdego gówna. Strach, zaufanie, szacunek. Teraz nauczę Cię czym jest furia, agresja i przemoc...
I dał znak. FURIA to bojowy kombinezon dostosowany do walk w korytarzach w kosmosie... 11 sekund zajęło rozszarpanie samochodu na strzępy. A pancerny był.
- Agresja i przemoc.
Na dachu wieżowca był prywatny apartament. Był... Łomot serii był ogłuszający.
- To tylko... - złapał się za ucho i słuchał – Popierdoliło Was?! - westchnął – Nie zmienili taśm... W części mieszkania masz dach na poziomie podłogi... Sorki... Nie martw się. Odbudujesz. Stolik i krzesła zatrzymaj na pamiątkę i nie irytuj mnie już więcej, bo się zdenerwuję, a to niezdrowe dla zdrowia i dostaniesz klapsa. Wiesz jak mnie znaleźć, nie chowam się. Buziaki Synku.
Odpał wylądował perfekcyjnie. Po prostu daliśmy krok w otwartą jamę platformy ładunkowej i już lecieliśmy w górę. Policja była bez szans.
Godzina później.
Wszedłem do budynku i napotkałem SEKRETARIAT.
- Ja do głównej Szefowej. Do Jadźki.
Cerberki były w szoku. W końcu jedna odpowiedziała.
- Pani Jadwiga dziś nie przyjmuje. Czy był Pan umówiony?
- Nie, ale...
- Tu jest formularz. Proszę wypełnić i czekać na kontakt.
Totalne olanie. Wyjąłem „klamkę” i raz w kolumnę, co podpierała sufit, drugi w ladę... Był „bałagan”.
- Mam nadzieję, że zwróciłem Pani uwagę... - mój spokój powodował potworną panikę, ludzie płasko leżeli na podłodze – Proszę bardzo uprzejmie, podnieść telefon, czy co to tam jest i wykonać połączenie do Wielkiej Szefowej, tej na szczycie i powiedzieć jej co się stało i AVE JA JADŹKA. Czekam na krzesełku...
Wpadła ochrona...I wypadła w gówno... Czekałem dalej na krzesełku...
- Szefowa jest w Bangkoku... Ma ważne spotkanie... - lęk i strach w oczach.
- Rozumiem, więc proszę jej przerwać i powiedzieć, że AVE JA tu stoi.
Zaczęła coś szeptać i w chwilę później.
- Dam na głośnik... - i usłyszałem - „Ty skurwielu nie żyjesz od ponad dwudziestu pięciu lat!! Opłakałem CIEBIE”
- Ave JA, popatrz na monitoring, czy wyglądam na trupa? Ja i 5 Flota, mieliśmy zawirowane w życiu, ale stoimy na orbicie... Przepraszam, że żyje. Mam biznes, zostawiłem u tej lafiryndy co jest przed mła, kartkę z informacjami. Znajdź mi proszę tego człowieka, telefon, adres, dryndnę jutro... I ochłoń Jadźka, przeklinasz, a kobiecie, do luja, nie wypada... - i wyszedłem i wpadłem na więcej ochrony... Nie byli mili. Naprawdę. I znowu wpadli w gówno, bo nie byłem sam...
- Pobawcie się – powiedziałem do tych co stali za mną.
A swoją drogą to ja ich nie rozumiem. Dają takiemu blachę, klamkę, hełm i myśli, że kto jest?! Dziwni są ludzie. Ich broń zostawiliśmy w portierni na dole.
Rano dryndłem. Odebrała od razu.
- Kawa i ciacho? - zapytałem.
To co wrzeszczała było... No ni chuchu nie kumałem, więc zastukałem do drzwi od jej apartamentu w hotelu.
- WON!! - ryknęły drzwi, a słuchawka grzmiała decybelami, więc włączyłem wideo i trzymałem kamerę skierowaną na kawę, ciacho i numer drzwi. Zrobiło się cicho. Zastukałem. Tu może pomińmy pewne, dalsze, kwestie. Życie jest oryginalne jak dostaje się w morde na otwarcie drzwi.
Trzy godziny później, A NAPRWDĘ SIĘ STARAŁEM, przy zimnej kawie i ciepłym już cieście, leżąc na mnie zapytała.
- Po co Go szukasz?
- Umów nas.
- Po co?! Wiesz kto TO jest?
- Mam taką nadzieję, że nadal ma wpływy – i uśmiechnąłem się – Zadzwoń i zapytaj, czy jest w domu. Wiem, że możesz. I o nic nie pytaj.
Po chwili...
- Jest. Co mam powiedzieć?
- Jeśli nadal szuka panny młodej, to niech nie wychodzi i, że oddzwonisz w ciągu godziny.
Przyłożyła telefon do ucha i zbladła.
- On to słyszał... Nie będzie wychodzić... I powiedział, że NAS znajdzie...
- No to się Skarbie rozłącz. - uśmiechnąłem się – Muszę lecieć. Zrobimy tak, dam Ci strzałkę, a Ty zadzwonisz do niego, że ma gościa przed drzwiami. OK?
- Boję się...
- Oj tam, jakby co to zganiaj ma mła! - i się wyprostowałem dumnie!
Dolot zajął pół godziny. Dziwni są ludzie, niby szef wywiadu Ziemi, a taki śmiech na sali z zabezpieczeń. Nawet się nie jarli co im wycięliśmy. W końcu stałem na progu i dałem strzałkę. I czekałem. Otwarły się drzwi i to całe celowanie w moją osobę, a zwłaszcza w głowę było już wkurwiające.
- Mamy dwie opcje. - powiedziałem - Pierwsza, rozerwę tę strzelbę na pół. Z jednej lufy zrobię Panu krawat, a drugą wsadzę Panu w dupę. Druga opcja, możemy porozmawiać.
Chwile później, siedzieliśmy w kuchni. Lał kawę w kubki.
- Wie Pan, że zniknęła z własnego wesela? Szukaliśmy jej jak wściekli... Trzymałem ją na chrzcie...
- Wiem. Dam Panu wszystko z wyjątkiem sposobu pozbycia się zwłok. Ale pod jednym warunkiem i nie za darmo.
To jak na mnie patrzył.
- Najpierw proszę mi obiecać, że nie będzie Pan tego oglądać.
- Bo co?!
- Bo nagranie co i jak z nią robiono i w jaki sposób ma ponad 70 godzin...
Ten wzrok...
- W tym pudełku jest dysk z oryginałem i kartka z danymi do kopii na jakimś serwerze.
Wziął pudełko i patrzył w nie.
- Skąd Pan to ma? - spytał.
- Kolega był informatykiem. Sieć sztabowa Floty się zamuliła, więc się wziął solidnie do roboty i znalazł TO, a musi Pan wiedzieć, że oglądali to na żywo. Tu są wszystkie adresy, skąd nadano, kto to oglądał, logowania, wszystko. Nie mieli dowodów, że to widział, ale dla pewności skończył w 5 Flocie. Szuka teraz żony i dziecka. Ale jak już mówiłem. Nic za darmo. Jutro będzie afera z promem z 5 Floty. Zależy nam, żeby to on – podałem drugą kartkę z danymi – dostał tę sprawę. Proszę też o ZAMIANĘ nazwisk tych osób na te nazwiska i jeśli ktoś będzie je sprawdzał, jedyne co powinien zobaczyć to TAJNE, a Pan zadba o to żeby wszyscy wiedzieli, jak bardzo szkodliwe jest kopać w ich danych lub się nawet odzywać o tych osobach. Potem to odkręcimy, ale zależy nam na TERAZ.
- Był świadkiem na jej ślubie... Co...
Nic nie powiedziałem, ale chyba zrozumiał. To prawda, że oczy nie kłamią.
- Proszę dać to zawodowcom, a nam tego człowieka. Nie dotkniemy go palcem, sam Pan go tknie. Przysięgam. Jak również o MAXYMALNE przyspieszenie jutrzejszej rozprawy o nielegalne wejście w atmosferę. Czas jest tu kluczową rolą. Nawet niech będzie tego samego dnia, dla przykładu, że nikt nie jest bezkarny. Przyszedłem, dałem, poprosiłem. Pan ma wpływy, wiem, ale ja mam 5 Flotę. Widział Pan wiadomości? Polecam o Don Sworcy i o tym jak można czytać w nocy... To, moim zdaniem, dobry argument dla ludzi jak będą mieli opory, lub chcieć mielić ozorem.
Kiedy rano wstałem, a rano jest względne, bo dla niektórych to środek nocy, czekała na mnie wiadomość.
„ Nie dali mi na TO patrzeć. Potwierdzili, że to autentyk. Rodzina jest wdzięczna za wieści, bo wszystko jest lepsze od niepewności. WSZYSTKO załatwione. Jakby coś jeszcze to dzwoń”
Potrawa wstawiona na ogień, teraz przyprawy...
- Połącz mnie z Luckiem...
Po chwili.
- Masz go na drucie...
Siląc się na maksymalnie oficjalny ton powiedziałem.
- Panie Admirale, w związku z Pana poranną wizytacją mamy problem. Nie wiemy czy te nowoczesne wahadłowce pasują do naszych wejść. Ale mamy pewność, że PeDeSy (Prom Desantowo-Szturmowy) pasują. Nawet jak są w pełni uzbrojone i zatankowane po korki.
Po chwili ciszy, skumałem, że trawi. Nie był głupi, zrozumiał, że coś się grubo kroi.
- Dobrze, że Pan powiedział. Nie spodziewałem się, takich problemów o świcie... Zapytam o typ wejścia i zapodam, żeby dupy nam nie urwało. Może zsynchronizujmy zegarki i ustalmy czas wizytacji... U mnie jest, ( tu o stosunkach płciowych )...ana 3 31...
- Przyjąłem, proponuję, jeśli będzie Panu pasować ÓSMA... I weź ogórki kiszone. Boże jak, ja za nimi tęsknię!
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl burdelmama.opx.pl
Einstein miał rację, że czas jest względny...
Opowiem o tym jak w ciągu jednego dnia przeszedłem do legendy. Kilka razy, ale srać to. Chyba...O Ludziach, Legendach... O ludziach takiego kalibru, że nie do uwierzenia co odpierdalali! O życiu.
Kiedy chciałem zostać Pilotem? Zawsze! Na egzaminach ktoś powiedział mi do ucha:
- Wiesz jaki jest wzór na Pilota, a nie na „kierowca bombowca”?! Zimne serce/zimne wyrachowanie, choć muszę przyznać mieli, kurwa, jaja... Reszta jest milczeniem.
Byłem w szkole pilotów, na ostatnim roku. Ćwiczyliśmy na orbicie awaryjne zakładanie kombinezonów próżniowych jak w nas coś walło. Kosmiczny śmieć, tyle, że wielki. Kompletne rozszczelnienie promu, piloci i instruktorzy nie mieli kombinezonów, umarli natychmiast. Do tego rozbiło nam silnik główny, a odłamki zmasakrowały zbiorniki paliwa, tlenu i wsio poszło w pisdu. Praktycznie mieliśmy tylko silniki manewrowe i jeden zbiornik rezerwowy, ale paliwa w nim może na dwa strzały. Załataliśmy co się dało, ale praktycznie to siedzieliśmy z ręką w nocniku. Jakby tego było mało wrzuciło nas na ujemną orbitę i przyspieszaliśmy do atmosfery. Grawitacja robiła swoje. Zostało nam z pół godziny. Patrząc po kolegach... Nikt nie był głupi, wszyscy wiedzieli w jakim gównie jesteśmy i że to kwestia minut... .
- Puśćcie mnie na fotel pilota! Wiem jak przeżyć!
- Obyś wiedział co robisz...
- KONTROLA LOTÓW! POŁĄCZCIE MNIE NATYCHMIAST Z DOWÓDCĄ KURSÓW WYŻSZEGO PILOTARZU!! - sygnał łączenia i głos... Nie idzie go za pomieć. Nie ten.
- Czego, że się tak, do cholery, grzecznie zapytam o czwartej rano?!
Wiedziałem, że będzie wkurzony, więc się nie pierdzieliłem w oficjale tony.
- Jestem na orbicie promie Gryf z Dęblina, połączenie jest przez kontrolę lotów, jebło w nas, spadamy w tempie... masa... 43 osoby... paliwa na...
Po prostu szybko streściłem sytuacje i zapytałem czy ma jakieś sugestie jak wyjść z tego syfu?
Odpowiedź była błyskawiczna, morderczo brutalna i niemal wyprana z wszelkich uczuć.
- Kontrola mnie słyszy?
- Tu kontrola. Tak, słyszymy.
- Młody, teoretycznie jesteś trupem, nie masz szans... Za niecałe 15 minut będziesz miał już za dużą prędkość i nie wyhamujesz. Jak meteor wbijesz się w atmosferę i spłoniesz. Zrób „WEJŚCIE NA KIEPURĘ”. Pokazywałem Ci to, wiesz wszystko co trzeba, zresztą masz to we krwi. I nie daj dupy... Kontrola powiadomcie mnie jeśli nie przeżyją, bo to ja będę musiał iść jego ojca...
I się wyłączył. Później zrozumiałem dlaczego i jak bardzo pękało mu serce. Zrobić „Kiepurę”. „Wejście na Kiepurę” to manewr wejścia w atmosferę i lądowania w trybie awaryjnym, na jednym impulsie silników manewrowych, bez pomocy komputera i wszelkich systemów pozycjonowania. Nazwisko pilota, który tego dokonał, jak i całą późniejszą sytuację z tym związaną utajniono. Plotka głosi, że ukradli prom jakiejś komisji, która przyleciała na kontrole. To jak pilot dostał się na niską orbitę niezauważony było dziełem prawdziwego wirtuoza. Na starcie powyłączali wszystkie nadajniki, komputery, identyfikatory, wszystko co mogłoby pozwolić ich zidentyfikować i do samego końca szli tylko i wyłącznie na ręcznym sterowaniu. Jednak nie wiedzieli, że w razie uszkodzenia radia, czy wyłączenia np. przez bezpiecznik, uruchamia się automatycznie radio rezerwowe. Początkowo Kontrola Lotów wzięła ich za jakiś spadający złom do momentu gdy, wraz z całą orbitą słyszała wykonywany pięknym, czystym tenorem szlagier Kiepury.
- Brunetki, blondynki, ja wszystkie Was dziewczynki całooooować chcę...
Śpiewał to przez całą drogę w dół. Kontrola była w szoku, bo wszedł w atmosferę tak precyzyjnie, że spadając jak kamień, prawie bez żadnych korekt kursu, które by go zdradziły, bez komputerów nawigacyjnych, czy choćby map, lecąc nocą „na czuja” bezbłędnie trafił nie tylko w miasto, ale i konkretny adres. Uliczne kamery utrwaliły wszystko, jak bez prób i przymiarek „zaparkował” na parkingu przed burdelem uzbrojonym trzydziestometrowym promem desantowo-szturmowym tak perfekcyjnie, że nikt w okolicznych domach nawet się nie zorientował. Tak po prostu, chlap i już. I to jak krzycząc biegną w celu leczniczego odchamienia zażywać damskiego towarzystwa w pewnym przybytku. Wpadli bardzo szybko, bo policjanci i żandarmi dość często, rutynowo, patrolowali tę okolice ze względu na jej „rozrywkowy” chrakter, zwłaszcza, że była to sobotnia noc. No i gabaryt. Ciężko to schować. Chciałbym zobaczyć ich miny, kiedy TO zobaczyli. Jak wieść gruchnęła to piloci i technicy z bazy, kadeci ze szkoły lotniczej, którzy byli na przepustkach i szwendali się po okolicy, wszyscy kto żyw, zbiegali się tłumnie i patrząc na prom, nie wierzyli własnym oczom. Kiedy ich wyprowadzali z ubranych jedynie w kajdanki zasypali ich pytaniami jak to zrobili, bo to niemożliwe tak wylądować, że się po prostu nie da, a co dopiero wystartować, pilot odpowiedział krótko.
- Jęczysz jak pierdoła Saska. Nie da, nie da. Stoi? Stoi. A jak stoi to widać się da, trzeba tylko być PILOTEM, a nie taką niedojdą, której tatuś załatwił po znajomościach szkołę i pilnuje kariery. A potem wychodzi taki bez jajeczny „kierowca bombowca” i jęczy, że się nie da.
W każdym bądź razie, ten manewr nazwali „Wejście na Kiepurę” i przeszedł do legendy. Z czasem powiedzenie o kimś, że „lata jak Kiepura” stało się nieoficjalną formą najwyższego uznania dla umiejętności w pilotażu. Wręcz synonimem prawdziwego PILOTA, który nie ważne kiedy, w jakim stanie i sytuacji, bez komputerów, w każdych okolicznościach, mając tylko swój instynkt i mistrzowskie wyczucie sprzętu jest wstanie dokonać niemożliwego. Teraz miałem to powtórzyć. Ja kadet. O quwa...
- Kontrola...
- Tu Kontrola, słuchamy.
- Nadaj proszę do wszystkich...
Nie wiedziałem, że w tym momencie babka z kontroli wrzuciła połączenie nadrzędne i mówię do wszystkich kontroli przestrzeni na planecie w trybie awaryjnym.
- Nadaj proszę, do wszystkich, że prom ORL Gryf ze szkoły pilotów miał kolizję, kadłub rozhermetyzowany, piloci i instruktorzy nie żyją, komputery i silnik główny rozbite, powietrza mamy tylko tyle co w butlach w kombinezonach, paliwa na jeden strzał z silników manewrowych, szybko spadamy. Za sterami kadet z piątego roku. Mamy tylko jedno podejście. Celuję mniej/więcej w Europę. Wchodzimy w atmosferę ręcznie „Na Kiepurę”, powtarzam, wchodzimy ręcznie „Na Kiepurę”! Cokolwiek się stanie, przepraszamy, wybaczcie, ale nie mamy innej szansy, w sumie to nie mamy żadnej szansy, więc dla własnego dobra proszę ZEJŚĆ nam z drogi! A jak nie rozumiecie, to MAM WAS W DUPIE! Odpalam na czuja, bo nic nie działa. POZAPINAĆ SIĘ!!
Jedyne co usłyszałem z kontroli to:
- Niech Was Bóg prowadzi...
I tylko słowa z Kiepury mi się potentegowały.
- Brunetki, blondynki, ja wszystkie Was dziewczynki wyruchać chcę...
W ciągu paru minut przeszedłem do historii awiacji. Po pierwsze, prom przetrwał wejście w atmosferę, choć nie wiem jakim cudem. Po drugie, mimo iż leciałem na pałę bez komputerów i na resztkach sterów to, nie dość, że perfekcyjnie trafiłem w Europę to jeszcze rozbiłem się na lotnisku w stolicy Lechistanu, choć w części cywilnej. Po trzecie lądując na brzuchu, nie tylko się nie rozbiłem, ale nawet pozostałem mniej więcej w jednym kawałku, choć z przewagą na mniej. Świat był w szoku, że nikt nie zginął. Wychodząc na naprawdę miękkich nogach z tych resztek, które zostały z promu, wciąż nie wierzyłem, że się udało, że żyjemy, obmacałem się cały, nie byłem nawet draśnięty i wtedy ją zobaczyłem. Nie jakaś wydziarana, okolczykowana, anorektyczna Barbi, warzywo o twarzy nie skalanej inteligencją. Zajebiście proporcjonalna, figura jak bogini i cyce jak dzwon, te kocie ruchy i miała tylko dwa metry... I tu popełniłem błąd. Jak chce się wyrwać dwu metrową panią podporucznik żandarmerii, a ma się 171 centymetrów wzrostu nie mówi się jej, że:
- Jezu, wyrosłaś na najbardziej zajebistą dupę, jaką w życiu widziałem...
Zwłaszcza jak jest z Lechistanu... Kazimierska z domu... Prawy łuk brwiowy, 5 szwów, warga, 4 wewnętrzne z lewej, 6 z prawej, pęknięta szczęka, to nim upadłem. W parterze dostałem jeszcze z w „laczka”, niby tylko raz, ale złamane 3 żebra, z których jedno wyszło na zewnątrz i obrażenia wewnętrzne, bo drugie przebiło płuco. Musieli operować, i chyba jeszcze jakiś wylew wewnętrzny miałem. Ale to było później. Jak mnie wsadzali do karetki nie wiedziałem, że nagrali wszystko, lądowanie, to jak mnie tłucze i, że nadal mnie nagrywają. Pierdzielona doba online! Zamieścili to w ciągu 3 minut i nic już tego nie zatrzymało.
- Widziałeś co mi Motylek, zrobiła? Jezu, wiedziałem, że dobrze się zakochałem! To jest matka dla moich dzieci! Wyobrażasz sobie co może zrobić w obronie rodziny, jak się naprawdę wkurwi? Chcę się w nią wtulać, i czuć jak ona wtula się we mnie. Chcę wąchać jak pachną jej włosy. Chcę widzieć i czuć jak drży. Chcę z zasypiać i z nią się budzić. Chcę widzieć i czuć jej brzuch jak rośnie w niej nowe życie. Chcę budzić ją pocałunkiem i kawą do łóżka. Powiedz, że zapierdole każdego kto powie cokolwiek przeciw niej. W promie mi się to stało, jakby co... I sam ją zatłukę jak jeszcze raz podniesie na mnie rękę. Boże, ale boli...
- Co Ty odpierdalasz, człowieku?
- Nie ma obrączki, ani pierścionka... A jak ma faceta to niech weźmie ze sobą kolegów, bo o taką kobietę będę walczył do pierdolonej śmierci, choćby, qwa, j..banymi zębami...
Potem oplułem się krwią i urwał mi się film. Miałem przesrane i to nim się obudziłem po operacji. A obudziłem się po dwóch dniach i kolega pokazał mi wieści z sieci. Dowiedziałem się, że jestem sławny. Noż, celebryta. Lądowanie wyświetliło ogółem 70 milionów ludzi, mój potłuczony tekst, 19 milionów w ciągu doby. Ponad 200 milionów w drugiej dobie, w większości językach świata... Jej facet, kapitan ze specoddziałów dostał szału i zamieścił wypowiedź o formie mojej śmierci i sposobie kastracji, która do tego doprowadzi...
I te słowa. Nigdy ich nie zapomnę.
- Mogła, szmata, być chociaż dyskretna jak chciała się pierdolić... A ja muszę po niej sprzątać!
Nagranie z kamer... Tata, jak macocha mu to pokazała, wyszedł ze szpitala razem z drzwiami i futryną. Chciał wyjść na zewnątrz, a one otwierały się do wewnątrz. Ich wina, za złą stronę otwierania. I, że Tata pojechał na ustawkę z jakimś korpusem służb specjalnych, bo powiedziałem, żeby palant wziął kolegów. Popatrzyłem po sobie i dookoła. Miałem w sumie 5 rurek, które coś we mnie wlewało z górnej części stojaka i 2 które wylewało coś ze mnie do worków w dolnej części tegoż stojaka. Acha, i jeszcze cewnik. To taka rurka do ją wtykają w... Aż do pęcherza, żeby mocz mógł schodzić bez problemu. Do dziś pamiętam jak instalacja tej kanalizacji wyrwała mnie z narkozy. Ale wracając do tematu. Ustawka miała być za trzy godziny jakieś 6 kilometrów stąd. Wstanie z łóżka zajęło mi pół godziny. Nie dziwcie się. Byłem wzorcowo pocięty. Brzuch, jakby mnie patroszono i klatkę piersiową, bo wyjmowali mi żebra z płuc i składali po skopaniu. Spierdzielenie ze szpitala drugie tyle. Spodnie odpadały, bo cewnik... Półnagi, bosy, poszyty, obity gość w śmiesznym fartuszku, owinięty ręcznikiem, żeby nie było widać gołej dupy, w sumie to widaćbyło ale z przodu jak wiaty zawiał (cewnik), ze stojakiem kroplówek, zapierdziela ulicą w tempie żwawego stulatka. Kto by zwrócił uwagę? Panowie z patrolu co mnie zgarnęli mieli kłopot, bo stojak nie mieścił się do radiowozu, a sami doczepiać się bali, więc dali mi koc, posadzili na ławce jak gołodupca i zapytali w centrali co mają robić. Spierdzieliłem im, ale dogonili mnie po stu metrach. Powiedziałem im kim jestem, gdzie i dlaczego biegnę. Ojciec stoi tam teraz sam. Za mnie! Popatrzyli po sobie i przykuli mnie do ławki. Nawet nie wiem kiedy podjechał samochód. Przede mną kucną mężczyzna i odpiął kajdanki. Popatrzyłem mu w oczy, a on miał w nich łzy, tak ja i ja.
- Komisarz Nowicki. Chodź... - i wziął mnie pod rękę. - Na sygnale zdążymy na czas. Panowie do busa go!
Ludzi był tłum. Wielki tłum i mój Tata naprzeciw nich, sam. I wjazd policji na kogutach i wsio w ogóle. I wsio na żywo on line, bo czemu by nie?! I On, ten chujek, stał tam dumny jak paw z kpiący wyrazem na twarzy. Widziałem przez szybę jego dumne ego... I stał tam mój mój Tata. Sam... Ustawka i Policję wezwali. I nagle podszedł facet, noż klon Taty, tylko siwy i stanął w szeregu z Tatą ramie w ramie. Patrzyłem na nich i nie mogłem uwierzyć, że nigdy nie powiedział, że ma brata bliźniaka. Wyjął portfel, otworzył, wsadził pagony i zamknął. Zajebiście spokojnie położył na ziemi i powiedział do Taty:
- Młody siedzie w busie. Zabierz go stąd, w tej rodzinie od spuszczania wpierdolu i zabijania jestem ja, a poza tym ktoś musi pozostać normalny... Zresztą masz czystą kartotekę, a to ważne.
A do tłumu:
- Sprawa prywatna i rodzinna, więc wypierdalać.
Wszyscy myśleli, że to jakieś jaja, ale cisza jaka nastała tylko podkreśliła skrzypienie kół wózków, na których dwóch panów ciągnęło, jeden butlę tlenową, a drugi wielką torbę.
- ... no oddawaj, przecież mam raka płuc!
- A co ja, kurwa, j.bany Supermen?
- Mogłeś wziąć własną!
- ..erdol się, miałem z pustymi łapami zapierdzielać?!
- Oddawaj, do cholery! Wziąłeś chociaż amunicję?
- Na start, resztę zaraz Odpał dowiezie.
Cisza. To jedyne co można powiedzieć.
- Siema... - gość kaszlnął i sztachnął się tlenem – Szlag... - i zaś sztach na tlenie – Qwa... Nie jesteś sam...
Zbaraniałem. Drugi bez słowa wyjął z torby MAŁY arsenał, który rozdał ignorując policję, a sam wziął RPG 7.
- No co?! To, że stare nie zmienia faktu jak może przyjebać. Który to, ten (tu ilość bluzgów na centymetr kwadratowy zdania przekroczyła zdrowy rozsądek) ..bany ciotogej?!- sztach tlenu - Ta pizda?!
I to drżenie ziemi, jak na pole w milczeniu, równym krokiem wchodzi tłum ponurych ludzi i staje w szeregu... Mina Policji, bezcenna, tłumu zresztą też.
- Komisarz Nowicki. Rzucić wszystko co macie w rękach i całą broń.
Pierwszy powiedział.
- Bo CO?!
A drugi po prostu:
- S...erdalaj.
Komisarz popatrzył na tłum i głośniej zawołał.
- Proszę się cofnąć się powoli i ręce na widoku... - powoli podszedł do Taty i powiedział - Moja córka była w tym promie. Jest na ostatnim roku... Błagam, połóżcie to CO MACIE na ziemi...
I nagle z tłumu poszło głośne mlaśnięcie.
- Zobacz jaki apetyczny i śliczny, niemal zmysłowy jest... Tłuściutki... Wątroba jest moja... Już nie mogę się doczekać, duszona z cebulką...
Wszyscy myśleli, że to żart, ale ich otumaniony wzrok wbity w tego pizdusia i nagłe przełykanie śliny spowodował, że nikt się nie śmiał. A ja w tym czasie otwarłem drzwi i chciałem tam biec, ale zaplątałem się w te rurki i zamiast wyjść to wyjebałem orła na morde razem z tym masztem od kroplówek. Zamknijcie oczy i wyobraźcie to sobie. Wychodzę zza busa i idę, niemal nagi, bo zgubiłem ręcznik i koc, powyrywane z szyi welfromy porozrywały mi ciało, więc lekko ciekłem i lało mi na klate, oparty o stojak z kroplówkami i rurami kanalizacyjnymi wystającymi z kutasa, płuc i brzucha, a do tego pozszywany jak Frankenstein. To bardzo dyskomfortowe uczucie, tak to nazwę. Sanitariusz rzucił się i tamował jak mógł, wołając o karetkę. A ja krzyczałem.
- Na gołe pięści! Żadnej broni! Wychowałem się z nią w jednej piaskownicy... Razem zdzieraliśmy kolana, ucząc się, jak się gania po drzewach i jak sika na mrówki. Z dnia na dzień zniknęła i w końcu ją znalazłem. Motylek jest zajebista! Stawaj, na ubitym placu, a ja rozbroję rodzinę...
I pierdykłem, bo wyrwany welfrom uszkodził mi jednak jakąś tętnicę i mnie zamroczyło. I zaś mnie pokroili, bo mi się, naprawdę, popierdzieliło w żyłach, czy tętnicach i rozbijali mi operacyjnie skrzepy co chciały iść do mózgu.
Później w szpitalu dowiedziałem się co było dalej. Ten tłum to byli koledzy, wtedy myślałem, że brata Taty, bo skoro on wziął kolegów to ja też powinienem mieć i do tego rodziny tych co byli na tym promie. Razem ponad sto pięćdziesięcioro, w tym jak się później dowiedziałem babcia Motylka, zdjęło pagony. Policja wie, kiedy nie ma szans się wtrącać, zwłaszcza jak komisarz sam wyskakuje z blachy i chce stanąć w szeregu. Utrzymali go... Jemu nie wolno... Wpierdol... To była masakra, nie wpierdol, bo słowo litość wypadło ze słownika... Acha, i bardzo proszę, pamiętajcie, nigdy nie denerwuj czyjejś babci. To naprawdę jest niezdrowe. Zwłaszcza jak ma metr sześćdziesiąt wzrostu w kapelutku i jej normalnym stanem funkcjonowania jest stan elementarnego szaleństwa i permanentnego wkurwienia... Na filmie było widać jak po prostu z rykiem wbiegła na gościa i zaczęła go napierd... tłuc z dyńki. A prywatnie powiem tak, rozwińcie wyobraźnię, podnieście do kwadratu i... To nim padł... Przeżył, ale z nowym dizajnem twarzy życie towarzyskie na pewno nabrało dla niego nowego znaczenia i wymiaru... Reszta jego kolegów... Dlatego po tym co zobaczyłem na nagraniach zmieniłem poglądy. Teraz osobiście uważam, że pojęcia między uciekaniem, a spierdalaniem niby określają tę samą czynność, ale moim zdaniem, są do siebie nie absolutnie nieporównywalne. Ich prawdziwy sens można zrozumieć w momencie jak się widzi na własne oczy kobietę odgryzającą w locie komuś pół twarzy, a za nią całe rozpędzone stado jej podobnych.
Kiedy się obudziłem, cisło mnie na zwieracze, a jakoś miałem awersję do tego, żeby walić w łóżku do tej specmiski, no i jak wytrzeć dupę?! Jakoś wstałem i z tymi wsiemi rurkami, co mi jeszcze dodali, pomału ruszyłem do klopa. Po drodze pomyślałem o niej... Reakcja była natychmiastowa. Wiecie jaki to ból mieć wzwód z cewnikiem w środku?! Wyszedłem na korytarz poprosić siostrę czy może mi pomóc usiąść na klopie, bo słabo mi, ale błysk fleszy poraził mi oczy.
Ludzie są dziwni. Jedyne co ich interesowało to to, że stoję ze wzwodem, mimo kanalizacji, a nie o kogo walczę...
Motylka, obudzili o 2ej, czy kole tej godziny. Strażniczka, bez słowa przyłożyła telefon do wizjera i włączyła nagranie.
- Daj znać jakbyś coś potrzebowała... Którejkolwiek z nas... Naprawdę go tak stłukłaś? Chciałabym, w sumie to wszystkie, byśmy chciały, choć raz w życiu coś takiego usłyszeć. Tu masz drugi film...
Kiedy się skończył, strażniczka zapytała.
- On jest naprawdę prawdziwy? Bo się tak zastanawiamy...
Ale Motylek patrzyła na swojego małego klona, jak stoi cała zbryzgana krwią i trzymana przez kilku ludzi i wrzeszczy...
- „I kto jest teraz ..bana szmata?!”
- Tu masz zdjęcia sprzed godziny ze szpitala...
W sumie to nie owijając w bawełnę, stałem w drzwiach, a stojące, jak „Batorego” komin, przyrodzenie wywaliło mi taki namiot, że mi się z tyłu fartuszek skończył i wlazła goła dupa... Nie ma to jak solidarność jajników, zawsze któreś podpierdoli.
Odczytanie testamentu.
Odwoziłem dzieciaki do przedszkola i szkoły jak zadzwoniła Motylek.
- Dzidzia, jakiś adwokat Cię pilnie szuka. Kancelaria Marudus, Gapus, Kontus. Prawo spadkowe. Lucjusza 6. To w centrum.
Znalazłem bez trudu. Jedna z nielicznych wielkich, starych kamienic w krainie wieżowców z której emanuje spokój, kompetencja, wielkie PIENIĄDZE i WŁADZA. Podszedłem do drzwi i chciałem zadzwonić, ale drzwi się otwarły i elegancko ubrany młodzieniec szybko powiedział:
- Pan Marudus już na Pana czeka. To dobrze, że przyszedł Pan bez dzieci i żony.
I przez wspaniały hol, zaprowadził mnie do wyłożonej kryształowymi lustrami windy. Nacisnął 4 i delikatnie ruszyliśmy do góry. Kiedy drzwi się otwarły, zobaczyłem sekretarkę, przepięknie polerowane, drewniane drzwi, które wydały mi się niezwykle eleganckie w swojej ujmującej prostocie. W środku było tak samo. Piękne, tak pięknie, że mnie zamurowało, czyste drewno w naturalnych kolorach, a te układy słojów... Prawdę powiedziawszy to nawet nie rozpoznałem połowy gatunków! Trochę się na tym znałem, bo lubię majsterkować w drewnie, ale tam... Zamurowało mnie po prostu.
Facet zza biurka uśmiechnął się na ten widok.
- I jaka opinia kolegi hobbysty? - zapytał uprzejmie, a ja się po prostu wpatrywałem.
- Przepiękne. Nawet nie przypuszczałem, że można tak robić w drewnie.
– Wie Pan, że większość ludzi co tu przychodzi nawet tego nie zauważa? Są tak pochłonięci wyrwaniem innym z gardła pieniędzy, że nie widzą takiego piękna. - westchnął – Wracajmy na Ziemię. Zgodnie z wolą pańskiego Dziadka w 7 dni po pogrzebie odbędzie cię odczytanie jego testamentu, jednak, aby to uczynić osoby, które są na tej liście muszą się stawić wszystkie razem, osobiście w tym miejscu i o jednym czasie.
- Ale on żyje! Godzinę temu z nim rozmawiałem, ma odebrać dzieciaki ze szkoły! To jakaś horrendalna pomyłka!
A on otworzył teczkę wyrecytował: imiona, nazwisko, urodzony, gdzie, siostry, szkoły i wyniki, karierę w wojsku, misje, odznaczenia, odkąd żonaty, ile dzieci, gdzie się uczą, jakie wyniki...
- ...a żona woła do Pana Dzidzia. To chyba Pan?
Byłem PRZERAŻONY!
- Mówiąc konkretnie chodzi mi o ojca Pańskiego Taty.
- Ale on zginął dekady temu w kosmosie!
- No popatrz Pan... To ciekawe z kim ja piłem w niedziele kawę w knajpce na rogu?
Zerknąłem na listę, prawie nikogo nie znałem, ale była tam Babcia. Ta sympatyczna, zawsze uśmiechnięta i przyjacielska kobiecina, która tak przezabawnie tarmosiła mnie za włosy, do tej pory obsesyjnie nienawidzi Dziadka i Pradziadka. Zawsze jak popije, a wiek nie jest dla niej przeszkodą, to pluje na nich i ich pamięć. Z tego czego się nasłuchałem od urodzenia, wychodziło na to, że to nie ludzie, a jakieś sadystyczni zwyrodnialcy. Nie było zbrodni o którą nie byli by posądzani. A ja w to wierzyłem. Wierzyłem do czasu jak w garażu u Taty znalazłem dokumenty Dziadka. Dziennik i opasłe tomiszcza z których wynikało coś absolutnie innego. Opisał jak się poznali z Babcią, która była od niego starsza o 11 lat. Jak przedstawiła go Pradziadkowi i na powitanie usłyszał:
- Córka, co to za nowy przydupas?
A na stanowczy „protest” Dziadka, tak to ujmijmy, odpowiedział:
- Ślub masz? Oświadczyłeś się? To, że moja córka daje Ci dupy o niczym nie świadczy. Zresztą nie Tobie pierwszemu.
Dziadek, opisał jak przez wiele lat, ciężko zapracował na jego szacunek. Życie czasami jest skomplikowane... Potem jak pojawił się Tata i jaki był szczęśliwy. Zapierdzielał jak tylko mógł na nią, jej córki Ile poświęcił. I jak jej odbiło po śmierci jego rodziców. Pisał o jej pijackich wielodniowych orgiach. Podawał miejsca, daty, nazwiska, czasami numer pliku. To był dla mnie szok. Opisał na jakie dziesiątki tysięcy go wyruchała. Całą wyrachowaną metodę, która czyniła ją niewinną w świetle prawa. Opisał jak usiłowała wyrzucić go na ulicę z jego WŁASNEGO mieszkania. Znalazłem też list intencyjny podpisany przez nią, świadczący, że usiłowała sprzedać za jego plecami mieszkanie po jego rodzicach. Listy z firm windykacyjnych. Totalna masakra. Ale najbardziej przeraziła, przez duże P, mnie zawartość pudełka. W środku były kości pamięci na których były zdjęcia i filmy z jej pijacko-sexualnych orgii. Każde zdjęcie czy film miało swój numer. Porównałem to z tekstem. Po datach doszedłem, że Tata miał wtedy 3 latka i ciągnęło się to latami. Ostatni wpis brzmiał: „Czarne jest czarne, białe jest białe, dziwka to zawód, a kurwa cecha charakteru i nic tego nie zmieni” Nie mogłem się już więcej w życiu do niej przemóc.
Na odczytaniu testamentu musiałem być obecny. Taki był warunek odczytania. Wszyscy albo nic nikomu. Kiedy wszedłem do biura, na stole stała zapieczętowana starodawna, drewniana skrzynia na naboje. Dziadek był chyba oryginalny. Praktycznie nikogo nie znałem. Adwokat wyjął zalakowaną teczkę i dał do sprawdzenia, a my potwierdziliśmy, że pieczęcie są nienaruszone. Na naszych oczach je złamał, wyją zawartość i zaczął czytać co komu i podawał wymienionym dokumenty, dom, samochód, ziemia, łódź, sześciofuntowa armata z XVII wieku, karabiny, rewolwery. Babcia pożerała wszystkich takim obłędnie nienawistnym wzrokiem, że wszyscy mieli ciarki.
- ...zaś dla mojej ex, oby zdechła w samotności, tej kłamliwej, chciwej suce, zapisuję 3 złote. Kup se szmato piwo. - tu podał jej pieniądze - I punkt ostatni. Mojemu wnukowi zostawiam jedną niebieską kość pamięci o numerach usc9836789 wraz z informacjami na niej zawartymi i wszelkimi do tych informacji prawami i motocykl SHL M 11 z 1964go. Prywatnie dodam, że motocykl ten stoi u mnie w garażu i jest w pełni sprawny z aktualnym przeglądem, zatankowany, opłacony, ubezpieczony i gotów do drogi. Mówię Ci perełka. Jakbyś chciał sprzedać daj znać. A Państwu już dziękuję, reszta jest poufna.
- CO JEST NA TEJ KOŚCI?! - o rodzinie nie powinno się źle mówić, ale w tym wypadku określenie hiena nie oddaje całego sensu tego kim jest... Niestety, rodziny się nie wybiera.
- Nie wiem i nie interesuje mnie to co na niej jest. Dla mnie to tylko przedmiot zapisany w testamencie. Testament mówi wyraźnie, że przedmiot ten i informacje na nim zawarte są własnością tego Pana. Wszelkie dokumenty poświadczające nabycie ich w drodze spadku odbierzecie Państwo w głównym sekretariacie za pokwitowaniem. Państwo pozwolą, że zacytuję odpowiedni ustęp testamentu, który jest imiennie adresowany do Pani... „ A teraz wypierdalaj jebana kurwo, bo mam sprawę do Wnuka”. Moim zdaniem to dość jasne przesłanie, że Wasz czas w tym biurze się skończył, a ja muszę jeszcze przekazać poufne instrukcje.
Wyszli i Adwokat podał mi kartkę, a na niej było:
„ Masz tu paczkę wizytówek. W razie czego, jakiś problemów, wal jak w dym do tych pajaców. Jakby nie kojarzyli to powiedz tylko, „AVE JA” i żeś wnuk Mendy Aspołecznej. Nie zapomnij „AVE JA”. Z Bogiem.”
- To nie z testamentu, tylko od przyjaciół. Nie zgub, a w razie czego wal do mnie to Cię pokieruję, jak będę żył.
Wychodząc na ulicę dotarło do mnie, że... Ona WIEDZIAŁA, że on żyje! Motylek prowadziła o dziwo spokojnie.
- Co dostałeś? - zapytała spokojnie.
- Zabytkowy motocykl z 1964go, drewnianą łódkę i TO ze wszystkimi prawami do zawartości. - i pokazałem jej kość. Odpowiedź była błyskawiczna.
- Co na nim jest? - ale napotkała taki mój wyraz twarzy, że spuściła oczy i bąkła tylko – Przepraszam.
To były jakieś filozoficzne przemyślenia i wspomnienia z wojska. Cholera wie jakie, nie przeglądałem. Ale motocykl... Warunkiem jego pełnej własności było oddanie memuarów do druku. Kuba był redaktorem w jakimś wydawnictwie i zawodowo się tym zajmował, więc zadzwoniłem i wysłałem mu plik. Popatrz, zerknij, jak będziesz miał czas, a ja będę czysty.
Minął jakiś czas...
O ósmej rano startowałem na szkolenie na orbitę, więc przestawiliśmy zegary, żeby dzieciaki poszły szybciej spać. Wiecie jak to jest, bo mnichami nie byliśmy, a tróję położyć spać kiedy czwarte w drodze... Więc wtulałem się w Motylka. W jej ruszający się brzuch, kiedy zadzwonił telefon. Zdziwiłem się, bo dzwonił Kuba.
- Czy Ty wiesz co mi dałeś?! - wściekłość to za małe słowo na oddanie tonu jego głosu.
- O co Ci chodzi? Jest czwarta rano...
- Czy Ty, kurwa, wiesz co mi dałeś do czytania, ty jebany baranie?! - Nooo, tu zatkało mnie.
- Kuba, o co Tobie chodzi?!
- Dałeś mi... To są osobiste wspomnienia... Skąd to, do luja, masz?!
- Kuba, o co Tobie, chodzi?! I na spokojnie poproszę...
Żona okazywała NIEZADOWOLENIE, ale widok mojej twarzy, kiedy Kuba skończył...
- Kochanie, co Tobie?
- ...
Zrozumiała bez słów, że czasami jest lepiej milczeć. Wstałem i poszedłem do kompa. Włączyłem, otwarłem plik i zacząłem czytać...
Nie wiem która była godzina. Motylek podeszła i mną potrząsnęła.
- Dzwonią z dowództwa. Pytają co się stało, że Ciebie nie ma.
- Powiedz, że jestem, że wymiotowałem, ale już jadę.
Ubrałem się jak zombi i wyszedłem. W szoku nie zamknąłem pliku, więc szanowna moja małżonka zachowała się jak każda żonia i uszanowała moją prywatność, czyli wsadziła tam swój śliczny dzióbek. Jak zombi, z automatu opiekowała się dziećmi. Kiedy skończyła czytać, zdziwiła się, że była północ.
Wydawnictwo.
- Przeredagowałem to osobiście. Daty, nazwiska, sytuacje, afery. Wszystko się zgadza. Mało tego część jeszcze żyje i aktywnie działa publicznie, więc powiem to tak. To będzie wojna. To co tam jest zapisane... To się w pale nie mieści. Jeśli Was nie zabiją, co jest DLA NICH najlepszą opcją, to ilość pozwów Was zasypie. Jesteś pewien, że chcesz to opublikować? Nie będzie odwrotu, jak powiesz tak. Mam palec na przycisku...
Myślałem przez chwilę... Nie, przez tygodnie, co mam z tym zrobić. Popatrzyłem na żonę, na jej WIELKI brzuch. W końcu to czwarte dziecko i 9 miesiąc, co tym bardziej mnie podniecało.
- Kochanie... Twoje zdanie?
Żona... Czasami to skomplikowane... Jej wzrok... Ja 170 centymetrów, ona 2 metry i kocham jak chodzi na szpilkach. Ja pilot, ona komandos, no z Żandarmerii. To co robi, ubierzmy to ładnie i delikatnie, bo jak potem wytłumaczę dzieciom, że mamusia umie URWAĆ komuś rękę i nią go, DOSŁOWNIE, zatłuc, o banalnym ukręceniu karku, czy zarżnięciu nie wspomnę, ja gotuje, bo mam lęki dać jej coś ostrego po tym jak nie mogłem wyjąć łyżki wbitej w futrynę. A naprawdę potrafiła przypalić wodę na kawę. Czy o tym, że żeby iść z nią do wyrka, muszę ją rozbroić i jak bardzo mnie wkurwia karabin pod stołem, pociski w lodówce, łuski w piekarniku czy pistolet pod poduszką, pod stołem, sofą w salonie i, w pier... CHLEBAKU!! Bo po co?
- Sprawdziłam to od strony Służb. Nie do wszystkiego mam dostęp, ale wiem kto ma i kto wisi mi przysługi. Wszystko zostało potwierdzone i u mnie też jest sporo żywych i na dodatek pilotują kariery swoich dzieci i wnuków, jako wybitnie zasłużeni. Kochasz mnie, ja kocham Ciebie i dlatego ożeniłam się z Tobą, mam w sobie Twoje kolejne dziecko, ale jak nie wciśniesz tego pier(...) enter i nie pokażesz, że jesteś facetem z jajami z którym się ożeniłam, to przysięgam, że będziesz miał wielką pizde, bo urwę ci jaja z korzeniami! Stoję przed Tobą murem, Kochanie...
Jak ona mnie tym, ŚWIADOMIE, wqwia! Ożeniłam się z Tobą, stoję przed tobą murem, mogę mu już jebnąć, albo jak na imprezie, będąc w 8 miesiącu ciąży, bierze mnie pod pachę i słodkim głosem mówi "idziemy do domku, Kochanie, jestem senna"... Tak, moja żona mnie wkurwia, jest ORYGINALNA... Na początku mieliśmy przez to kryzys, wtedy spakowałem jej walizki i kazałem wypierdalać z domu i wtedy naprawdę płakała, że jest potworem. Kocham ją, chciałem dać jej prezent, na zgodę i zamiast kwiatów, wzionąłem ją do kosmetyczki. Uprzedziłem ją, ale kosmetyczka i tak była w szoku, czemu się nie dziwię, bo za miesiąc miała rodzić, więc gabaryt jej był ORYGINALNY. Ela miała 5,950, Maciek 6,100, a Jadzia 5,090, ja obity ryj, bo popełniłem ten błąd, że chciałem być przy porodzie. No więc kupiłem zajebiste szpilki rozmiar 48, które specjalnie zamówiłem... Usiadłem jej na kolanach, przytuliłem ją.
- Kocham Ciebie taką jaka jesteś, ale szanuj mnie, reszta jest nie ważna, po prostu kochaj mnie i szanuj, bo bez tego nic się nie uda... Chcesz mnie nosić, noś, ale szanuj mnie. A teraz...
Nigdy nie zapomnę jak śmiali się ze mnie, jak weszliśmy do wojskowego baru, do momentu lotu kończącego się zderzeniem ze ścianą. I sufitem, ale najbardziej przerażające było jak przekręciła głowę i chrupło jej w karku, a potem naprawdę zajebała gościem w sufit! Po prostu złapała go za szmaty i zajebała z furią o sufit! Dwa razy!! Jak już skończyła, pękając z dumy spokojnie podszedłem i zapytałem.
- Czy któryś was, psie luje, ma coś do powiedzenia? Jeśli tak, to szybko proszę, bo muszę ją uspokoić. Wiecie, trojaczki, ciąża... A tak prywatnie, to sami pomyślcie, wchodzę do Waszego baru i nazywam Was psimi lujami, wypijam co chcę i spokojnie wychodzę, a Wy trzęsiecie dupami... Ale najbardziej zajebiste jest to, że ona to robi będąc w ciąży i to kiedy napierdziela ją w krzyżu...
Masowałem jej kark i krzyż jak wpadła policja. Na szczęście przytrzymałem i wszystko odbyło się spokojnie. Ależ byłem z niej dumny!! Kobieta w ósmym miesiącu ciąży oskarżona o pobicie sześciu mężczyzn, w tym jednego o pobicie o wielokrotne zderzenie ze ścianą i jednego za pomocą sufitu... Pobicie przez dwukrotne uderzenie o sufit. Z tego lałem.
- Co tu się stało? - Gliniarz popatrzył w szoku dookoła. Zwłaszcza na ludzką sylwetkę odbitą w poziomie w ścianie. Regipsy są cienkie. Chrząknąłem i delikatnie pokazałem na sufit. Spojrzał na mnie, na Motylka.
- Ten kutas obraził mężczyznę mojego życia.
- To Pani to zrobiła?! Może to Pani wyjaśnić?
- Mówiłam. Głuchy Pan? Ten złamas kutany obraził mężczyznę mojego życia i puściły mi nerwy. Myślał, że jak ma kolegów to mu popuszczę.
- Tylko tyle? Uważa Pani, że to ją usprawiedliwia?! - wstała... Pełne 109 kilo, dwu metrowego wkurwienia. Wzrok który napotkał... Jezu, sam miałem ciarki. Usiadła. - W ciąży jestem, a on mnie DENERWUJE! Niech się cieszy, że żyje... A Ty MASUJ MNIE! - ryknęła.
Gliniarz popatrzył na nią, na obitych, na mnie, tłumiącego śmiech i masującego jej plecy...
- Wie Pan, że muszę przystąpić do czynności służbowych... Muszę Was wylegitymować, i.. - z mieszanymi uczuciami patrzył na Motylka.
- Ależ oczywiście. Rozumiem. Przytrzymam ją, jakby co. Wie Pan, ciąża, burza hormonów, zagapiłem się, a potem lepiej było już nie stać na jej drodze...
Po chwili podszedł do mnie inny policjant. Fajny w sumie gość.
- Panie, o co tu chodzi? Ale tak naprawdę, bo wiele w życiu widziałem, ale czegoś takiego jeszcze nie.
- Widzi Pan jak ona wygląda w tej ciąży, widzi Pan co zrobiła, jak się zdenerwowała i ona urodzi mi trzecie dziecko. Kocham ją taką jaka jest. Uważam, że jest najbardziej zajebista na świecie! I ona o tym wie... I proszę uświadomić tym baranom, że ona naprawdę umie zabijać i to profesjonalnie. - pokazałem mu dokumenty i zawartość jej torebki. Gliniaż zbladł.
– Ma pozwolenie, jest z Żandamerii. Żyją tylko dla tego, że się krępuje przy mnie, bo się boi, że mogę się wystraszyć i chcieć uciec od niej... Wie Pan, udaję, bo ją kocham... Proszę mi wierzyć...
Wtedy do sali wpadł jakiś gość.
- „Ty TAKA OWAKA!!”
Motylek strzeliła mu z liścia siedząc na krześle, machając na odlew... I bez żadnych emocji, po czym spokojnie wstała i powiedziała.
- Kopie MNIE ... Przepraszam, muszę się położyć. Awanturuje mi się... - gość krwawi i rzęzi, a ona patrząc na mnie wrzeszczy – Przytul mnie, do cholery! Ty mi to znowu zrobiłeś!
- Pan wybaczy, nie będę ryzykował... - uśmiechnąłem się i rzuciłem się do żony, posadziłem ją na krześle i siadłem jej na kolanach – Nooooo nie bez Twojego, nadzwyczaj aktywnego udziału i kiego grzyba tak się drzesz? Ciąża to nie choroba, Kochanie!
- Ono kopie! MNIE kopie!!
Reszta jest milczeniem, choć prywatnie uważam, że to „kochanie” uratowało mi głowę...
- Pitole Was! - wrzeszczała kiedy wychodziła niosąc mnie pod pachą... - Muszę się położyć!
Wychodząc rąbła gościa z „kopytka”, a miała te zajebiste szpileczki i kieckę, uchlapane teraz krwią... Pamiętajcie, raz na całe życie, jak Kobieta ma na sobie”małą czarną” czy jak tam to nazywają i mają stres, BO WYCHODZĄ DOMU, lepiej tego nie zachlapać...
Mam zajebistą żonę! Więc powiedziałem publikuj i gówno jebło w wentylator. Moim jedynym wkładem jest tylko tytuł „ JA TYLKO MIAŁEM DZIADKA” i notka wstępna.
I Piąta flota i jej dziennik bojowy
Jak zombi, równym szeregiem
Stanęli nad grobu brzegiem.
Tylko prawdę na ustach mając...
I pomyśleć mój Boże, że
Przemówić to może...
A może...
Wstęp Dziadka... Czy myśleliście kiedyś kim jesteście? Ale w sensie co Was ukształtowało. Dlaczego mówicie przepraszam, albo walicie w ryj? O tym CO was ukształtowało, że jesteście jacy jesteście... Filozofia też nie jest moją mocną stroną, ale to zajebiście dobre pytania. Zastanówcie się co nas ukształtowało, że jesteśmy, jacy jesteśmy.
Oby nasze słowa wstrząsały całym światem i tego gówna już nie dało się zamieść pod dywan.
Z 5 Floty, z ponad 70 000, pogrom przeżyło 816, dożyło powrotu 195… Nasz sygnał, jest legendą. To co dokonaliśmy, jest legendą. Ale nikt nas nie pytał czym są miesiące w przestrzeni, walki o życie, o każdy oddech, o każdy łyk wody, każdy kęs jedzenia, a pod koniec kanibalizm. Nie, nie pyta, bo po co... Zeżarliśmy wszystkich, którzy zginęli. Wręcz biliśmy się o nich, by móc wrócić i mieć coś zjeść. Aż sami staliśmy się pierd… legendą, choć nas wyrżnęli. Dla nas dwa lata, dla reszty świata prawie 30... Czas jest niestety względny. Przeskoki kosztowały nas trochę czasu... Wojna... 5 Flota... Z tysięcy dotrwało 195... Cóż, życie.
Opowiem, nie o tym, jak walczyliśmy, ale o ludziach, kim byli i jakie mieli, jaja i czym naprawdę była 5 flota. Ale od początku...
Stworzyli nas na śmietnik. Tak dosłownie. Wszystko
Na mostku panowała cisza. Po prostu wszyscy zamarli.
- Jesteś pewien?...
- I tak, zdechniemy... Ale moim zdaniem jest zasadnicza (tu soczysty lechistański, wzbogacony o szczegóły anatomiczne, koronoskopie i funkcje rozrodcze) … różnica JAK.
- Klniesz...
- No i ch... Nie wiem jak Ty, ale ja wolę zdychać wyjąc „ch... ci w d...”, niż jak pier...y ciotogej, skomląc o łyk powietrza... Dlatego na mój rozkaz...
- Stop! Proszę, że na mój... Pozwól, żeby na mój...
- Pierdol się leszczu... - popatrzyłem na wszystko, w sumie jaki był wybór - Na Twój...
- Wszyscy na stanowiska i odpalać i ładować jak po...leni! Kij im w krzyż! To był HONOR służyć z Wam dziwki... A im (…).
Po chwili.
- Wiesz, że właśnie powiedziałeś, że chcesz za pomocą prymitywnych sexzabawek wyruchać obcego...
- Jezu... Cierpliwości...
- Tak, tak, wiem, bo jak da Ci siłę to mnie zajebiesz... Jesteś już nudny, zmień płytę...
- Wychodzimy za minutę...
- Zapasy?
- Nie ma.
- Powietrze?
- Nie ma, a nowych filtrów nie narucham, więc nie mamy powietrza... Nie mamy też wody, prądu i ludziny... Jebie nas szkorbut i choroby o których Konował nawet nie wie, więc jakie znaczenie ma mój raport? Zdechniemy w trzy godziny...
Wyszliśmy, na coś jak Saturn. Nadałem do całej załogi.
- Wszyscy w gotowości. Na stanowiska. Mamy godzinę w powietrzu, plus dwie w zbiornikach. Ładować się w Furie i co tam macie, co ma jeszcze w sobie powietrze. Ładujcie jak pojebani... Zaszczyt to był Wami dowodzić...
Wyszliśmy... Stali wszyscy przed nami, ustawieni w dwie fale. Centralnie wyszliśmy za pierwszą.
Hosanna! Stali do nas tyłem!
- Łączność, nadawaj na otwartym zakresie...
Mój głos poszedł w poszedł w przestrzeń. Jak to mówią, na wojnie nie ma niewierzących...
„Aniele Boży, stróżu mój
Za mną stój, ochronie Cię.
Żołnierzem jestem...
Matko Boska, odwróć wzrok...
Bo żołnierzem jestem...
Panie Boże... Zarezerwuj mi miejsce,
Bym nie stał przed bramą i
Przebacz mi, kiedy przed Tobą stanę
Bo to co teraz robię...
Żołnierzem jestem z piątej floty
PIĄTA NAPRZÓD”
I poniosło się... Łup... Łup... Łupp... Młotkami o pokład... Łup... Łupp. Łup... I w rytmie...
Kudłaty nie był poetą, nawet nie lizną tematu... Ale... Co nam tam jak w perspektywie jest zdechnąć...
I tak dalej w rytmie...
„Za wóde nie wypitą,
Za... ( tu o sexie...)
…...... Was!!!!!
Łup... Łup... Łup... Łupp... Odpał dokonał cudu Wszechświata. Wyszliśmy idealnie pośrodku ich formacji. Poszły pełne salwy ze wszystkiego co mieliśmy. Szliśmy przez nich jak anioły zniszczenia przez Boga spuszczone z hamulców. Naprawdę ładowali jak wariaci. Rozwaliliśmy wszystko na naszej drodze, dosłownie strzelając we wszystko. Nie mieli szans. Zniszczenie i pożoga i wyszliśmy na drugi szyk.
- Ne strzelalją culwa. - powiedział Odpał i narzygał na pulpit... Skumałem. Nie strzelali do nas. Powinno być piekło, a nie takie pedalstwo.
- Jezu!! Ta linia to nasi! Mamy nie strzelać!!
- Co?!
- Popieprzyło Was?! - zawołałem.
- NIE STRZELAĆ! - padło po lechistańsku - Powtarzam, nie strzelać!!
Odpał powiedział:
- Jebłem siem, to Ziemia...
- O Boże TO NA PRAWDĘ NASI!! STRZELAMY W NASZYCH!
Orbita płonęła, więc grzecznie zapytałem, A ŻEM ŻOŁNIERZ, NIE PIZDA, to grzecznie zapytałem...
- Tu PIĄTA FLOTA, ORL KAZIMIERZ WIELKI, CO TU SIĘ, DO CHUJA, DZIEJE?! Jaki, w mordę, od dupy strony, jebany, KOZOJEBCA, strzela mi tu na orbicie?! dnia Pią 7:13, 11 Mar 2016, w całości zmieniany 3 razy
- Odpał, K....A, HAMUJ! - zawyłem - Załoga, NIE STRZELAĆ!
- Szpoko, kutwa... Luzik... Przecież ilotuję... Zawiąż mi, jedno oko, bo widę powdójnie... I zaduzuj, kulwa podwójnie.
Wlałem mu w gardło podwójnie i...
- Pokaż PIŹDZELCOM, JAK SIĘ LATA!! Trzymać się!!!
Bulgot Odpała był rozbrajający.
- Dycha, że zafraknie 5 trów do rozjefu... - cokolwiek miał na myśli...
Obrócił nas w miejscu, przy naszej masie, o 180 stopni, nie rozrywając nas. Odpalił silniki główne, pomocnicze i wsie resztę... Wyobraź sobie choinkę. Taką świąteczną. Tylko zamiast gałęzi płomienie z silników. Nie rozpadliśmy się... Podobno było 11... 11 metrów luzu od zderzenia... I tak staliśmy...
- Ale, wielki bydlak...
- Co teraz?
- Flota na nas patrzy?
- Bez jaj, a co innego, ma do ch... ma robić?!
- To zapodaj nasz tekst.
I poszło w kosmos walenie młotów i „ Aniele”...
A oni...
- Odpał, pierdolony pijaku, mała naprzód.
- F, beknięcie, akaj... Nie ma pa(beknięcie)liwa...
- Nadajcie do floty, że...
- Jesteś cały czas na fonii...
- Po cholerę?!
- Sam kazałeś nadawać!
- Yyyy... To więc tak... – chrząknięcie i coś o siliło się na oficjalny ton - Tu ORL Kazimierz Wielki, 5 Flota. Stoimy przed Wami. Nie panikujcie, obronimy Was. Rozkaz wykonany, prosimy o zatankowanie nas, albowiem zabrakło nam paliwa.
W tle było słychać...
- Dobrze było?... - cisza i - Jak to nie rozumieją?! Jaki (tu soczysty lechistański) kod?!
I oficjalnie.
- Powtarzam. Tu ORL Kazimierz Wielki 5 Flota...
A po chwili...
- „ORL Kazimierz Wielki, 5 Flota. Nie ma Was w spisie... Was nie ma.”
- Podaj mi, te … wa jebane kwity... Tu ORL Kazimierz Wielki numer 11223, 5 Flota.
- „ Nie ma 5 Floty!”
Cisza która nastała...
- To co ja, jestem, (proktologia) ...ana fata mrugana?! - rechot w tle i spokojniej - OK, szmata morgana... Chata morgana?- ryk śmiechu – K!@#$%^&*wa... Złudzenie optyczne?!
Szum, krzyki... I w końcu ryk...
- Słuchajcie wy pierdolone, w dupę jebane pedały, tu Okręt Rzeczypospolitej Lechistańskiej Kazimierz Wielki numer 11223 z Piątej Floty... Nie mam żadnych, w dupe jebanych, kodów, ani żadnych pierdolonych, w dupe jebanych haseł!! Nie mam też paliwa, powietrza i wody, walczę o życie, a Wy mnie wkurwiacie jakąś biurokurwakracją! Pojebało Was?!!!
Po chwili...
- Jakiś Admirał Bartłomiej Szerąsek wrzeszczy, żeby wstrzymać ogień i upomina Ciebie o jakiejś kulturze języka, bo jakieś pedały nie umieją tego co mówisz przetłumaczyć na ludzki i, że klniesz gorzej jak jakaś menda aspołeczna .
Ten głos, prawdziwe echo sprzed wieków...
- Daj mnie na drut!
- Jest na drucie!
- Luj Ci w dupe. AVE JA, LUCEK Ty Złamasie Kutany, Ty (^%$#!@#$%)! - powiedziałem w lechstańskim i wsie zbaranieli.
Cisza...
Cisza...
Cisza...
Lechstański jest, że tak powiem niezwykle „barwny”.
- Ave Ty, Ty wredna, podła, wyrachowana, szowinistyczna, powierzchowna, małostkowa, wkurwiająca, chamska do bólu, wulgarna Mendo ASPOŁECZNA. Jakim cudem Jezusie?
- Mam odpowiedź!
- Menda, tu Lucek, ale Was NAPRAWDĘ NIE MA, zginęliście prawie 27 lat temu, od tego czasu nie wolno nadawać nikomu nazwy PIĄTA FLOTA... Wy nie istniejecie!
Dotarło do mnie „TO nie hallo” i popatrzyłem na Odpała...
- Coś Ty, k...a, nam zrobił... - i po chwili – Panie Admirale... AVE MY. Melduję tu ORL Kazimierz Wielki, mam na pokładzie to co zostało z PIĄTEJ FLOTY, stan wyjściowy nie jest mi znany, z uratowanych ośmiuset szesnastu, stu pięćdziesięciu pięciu obecnych, ORL Kazimierz Wielki i pięć pryzów. I SĄ to najtwardsze kutasy jakie zostały z 5 Floty i z jakimi miałem zaszczyt służyć. A teraz wyobraź sobie tych co przetrwali, pomyśl sobie z czego są zrobieni i jaką bandę POPIERDOLEŃCÓW mam na pokładzie... Chcesz sam powiedzieć im prosto w oczy, że nie istnieją?! I przepraszam, że jesteśmy... A ty się zamknij. To że masz cycki i cipę, nie oznacza, że nie masz jaj i nie jesteś Złamasem Kutanym z Piątej Floty.
Ryk śmiechu zagłuszył wszystko.
A w eterze cisza...
Cisza...
Cisza...
I nagle opadła mi szczęka.
- Tu ORL Orzeł... Ave Wy. Zrozumiałem, podchodzę do holowania...
Cisza...
- Tu ORL Gawron, Ave Wy. Mam na pokładzie lekarzy i klinikę.
- Tu ORL Jaźwiec, Ave Wy. Jesteśmy okrętem remontowym, w czym pomóc?
- Tu ORL Wilk, Ave Wy. Jesteśmy jednostką zaopatrzeniową, mamy zapasy, co potrzeba w pierwszej kolejności?
- NASI ZMIENIAJĄ SZYK!!!
Dwa okręty ustawiły się pod kątem, jakby w ukłonie... I nagle wszystkie statki zaczęły... Staliśmy i płakaliśmy. Setki statków w jednym kierunku, powoli zaczęło schylać dzioby. Stoisz i patrzysz...
Kiedy w głównej hali na statku flagowym meldowałem nas Luckowi... OK, Admirałowi Szerąskowi, stały tam setki ludzi. Ale skubaniec osiwiał... A my wyszliśmy i staliśmy brudni, śmierdzący obszarpani, a kiedy on podszedł, konsternacja, kto ma meldować?! Najstarszy stopniem, czy ten co dowodzi? Słowa wypierdalaj, pierdol się i takie tam, odbijały się echem po hali, a on spokojnie stał i czekał. W końcu wyrzucili mnie z szyku, więc podszedłem. Miał zwałę po pachy i choć starał się zachować powagę to mało nie pierdolną ze śmiechu. Zacząłem to w miarę oficjalnie.
- Panie Admirale...
- Ave Ty – przerwał mi.
- Ave Ja... - to był odruch. Odwrócił się i pierwszy oddał honor i...
- AVE WY!
- AVE MY! - ryknęli jak jeden.
Od tamtej pory, we Flocie jest niepisane prawo, że nawet oficjalnie, bez względu na stopień i sytuację, mamy ten honor, że mamy prawo meldować się, mówiąc, Ave Ja i dopiero stopień i nazwisko. Wiecie jak chciało mi się śmiać, kiedy dostałem pismo z dowództwa AVE TY, MA PAN ZE SKUKIEM NATYCHMIASTOWYM I WSZELKIEGO TEGO KONSEKWENCJAMI OBJĄĆ KATEDRE TAKTYKI... Odpisałem spierdalaj.
Rzuci mnie jak szmatę w kancelarii...
Wyszliśmy idealnie, niemal jak w podręczniku prosto pod wrota cumownicze. Odpał naprawdę był czarodziejem sterów. Od Lucka miałem wsie hasła więc chciałem zameldować nas w Kontroli, ale ryk który usłyszałem w psim...
- …dla Ciebie szczylu PANI KAPITAN BADZIKIMIROWSKA!
-...daj sobie na luz i z ósemki do jedenastki niech wypierdalają.
Znam tylko jedną osobę która ma tak popieprzone nazwisko, ale on nie miał córki... Włączyłem wizję. Furia Wściekłości stała mi w ekranie gotowa przegryźć mi krtań. Nie wykapany Odpał, ale Odpał z pełnego wytrysku! I słyszał to co koleś powiedział.
- Urodziłaś się – powiedziałem – pod koniec września, lub na początku października 2146go, z ojca Jana i matki Eleonory z domu Sapieha, masz brata Jana.
Zgłupiała. Po prostu ją zamurowało, a ja z zimnym wyrachowaniem kontynuowałem.
- Zadzwoń do Matki. Słowo się rzekło, Badzikimirowski u płota. Do brata, że chrzestny u płota. Do Dowództwa, Piąta Flota, Wy chuje, małą literą, wróciła do domu. Do naszych rodzin, przywiozłem ilu się dało. Doki od osiem w górę są dla nas. A ten pierdoła niech spierdala...
Patrzyła na mnie jakby w przestrzeń i zdałem sobie sprawę, że nie ma ode mnie wizji. Włączyłem ją i podskoczyła jak stuknięta prądem.
- Odpał – rzuciłem – tak żeś Elke żegnał, żeś foremkę zalał. Córke masz Kutafonie.
Odpał wszedł w kadr. Patrzył. Nie myliliśmy się od dwóch lat, więc... Więc, no ten tego... Widziałem w jego oczach łzy, widziałem jak płyną. Widziałem jak oczy nagle stwardniały i powiedział:
- Zwolnić doki od osiem w górę. Piąta Flota wraca do domu. Statki wypierdalać mi z doków, kurwy dawać na pirs, rodziny do bram, załogi na stanowiska, zdjąć maskowanie i salwą przed nos temu skurwysynowi co mi córkę obraził! Córcia, zajmij się swoimi obowiązkami. - a do nas powiedział śmiertelnie spokojnie - Gdzie jest TEN SKÓRWYSYN CO OBRAZIŁ MOJĄ CÓRKĘ?!
Orbita zapłonęła.
Po prostu ją podpaliliśmy.
Wszyscy się dowiedzieli, żeby nasze rodziny traktować z szacunkiem.
Ponoć przez godzinę można było o północy nad Europą czytać gazety.
- Kontrola, nawigator jest na skraju skrajnego wkurwienia, jak im życie miłe niech spierdalają... Cumujemy, MASKOWANIE RURZUĆ!
I naprawdę była córką swego ojca, a jej słownictwo, jego barwa i nawiązania etymologiczne naprawdę mi zaimponowało, jak nas zobaczyła.
- Braciak, właśnie mija mnie kilometr Czegoś... To coś ma pierdolony KILOMETR, a na nim jest koleś w siodle i z kopią w ręku. Moim zdaniem powinieneś uciekać...
Przy okazji okazało się, że nasze trzy pryzy dysponują większą siłą zniszczenia niż całe floty Ziemi, więc nie uruchamialiśmy pozostałych. Bo po co, jak te małe spuściły im wpierdol? „Ale Wielki Skurwiel” miał ponad kilometr średnicy, długi sam nie wiem. Orbita radośnie płonie, a ja muszę to zacumować i pięć pozostałych. Po za tym chcieli se strzelić, na co nie pozwoliłem.
Brudny i śmierdzący wszedłem do baru, nie było czasu na kąpiel, poza tym odwykłem od wody. Chciałem się, po prostu napić/znieczulić/najebać i oddać karton z rzeczami. Musiałem chyba zdrowo śmierdzieć, ale ostatnie 3 miesiące racjonowaliśmy wodę. Jak myło się ryło, to połykało się wodę… Myło jak miało się szczoteczkę, inaczej palec. W przestrzeni nie było skąd jej wziąć. No więc jak tylko zacumowaliśmy, zszedłem ze statku, bo miałem do tego prawo, wziąłem co miałem i poszedłem oddać karton z rzeczami Gomeza/się najebać. Ceny potrafiły zabić. Ale co tam, zamówiłem flaszkę i żesz kurw… nie mieli ogórków kiszonych, nawet nie wiedzieli co to jest! Barman patrzył nie na mnie, ale na kombinezon. Chyba dużo w życiu widział. Ale on nie patrzył na sam kombinezon, tylko na brudny, wytarty emblemat na cycku.
- 5 Flota… Przecież jej nie ma.
- Nalewasz czy nie?
- Witold Robicki… Był na Kazimierzu Wielkim... To mój brat...
Czasami ludzie rozumieją się bez słów.
- Nie kojarzę. Jak go wołali?
- Elew…
- Pamiętam. Elementarnie Leniwy Element Wojskowy, choć wolę określenie, że jest to skrzyżowanie Kurwy z Osłem. Nie do zajebania i nie do zmienienia. Wielkie bydle, ponad dwa metry.
- Metr sześćdziesiąt w kapeluszu na obcasach, ale za trzech szeroki, nie jeden się naciął...
- Jest w abordażu. Straszna zadziora. Napisz parę słów to mu oddam.
Czasami wyraz oczu mówi więcej niż 10 000 słów... Zmiękł, przytrzymał się blatu. Natychmiast pojawiło się trzech z ochrony. Olałem ich i jakby nigdy nic zapytałem.
- Tu mam teraz paczkę dla....Nastalija Hoselita Gomez... Po mężu... Znajdę Ją tu?
Od mojego zaplecza podszedł do mnie młody byczek z Marinsów, to takie warzywo armatnie do walki w kosmosie. No więc podszedł i szturchnął mnie i cytuje WYPIERDALAJ BRUDASIE. No to ja „grzecznie” w niezwykle soczystym lechistańsko-uniwersalnym, a kląłem w sześciu językach, że mi przeszkadza w rozmowie i jak się nie odstosunkuje to dostanie w pape i się zesra.
- JAK SIĘ ZWRACASZ DO STARSZEGO OFICERA?!
- Ave Ja…
Jedyne co mi zostało po latach w cholernym kosmosie to, to co miałem na sobie. Cisza jaka nastała, dała mi do zrozumienia, więc raczyłem zwrócić uwagę. Oficer, i to major. Ja młodszy chorąży. Barman wyją szklankę, nalał, podał i rozmowa przeszła do legendy.
- Tylko go nie zabij…
- Ja go tylko wyrzucę!
- Nie do Pana mówiłem, majorze, tylko się o Pana martwię.
- ???
Mina kompletnie zbaraniałego faceta i błysk niepewności. Cofnął się. Patrzył, ale nie widział, inni tak samo. Chciał pokazać klasę i dostał w papę. Kozaki, cholera. W pięciu przybiegli. Bójka barowa więc lałem z liścia, 1,6 G przez lata. Po co mieć coś na sumieniu, zejebie śmiecia, a odpowiem za człowieka z jednym wyjątkiem. Wino, kobiety i śpiew. Miałem co wypić, co zjeść, przyjebałem po ryjach, tylko... Postawiłem pudło na barze, wyjąłem z pudła czytnik...
- Masz takie wejście?
- Mam...
- 17 poproszę …
Przyśpiew HAJJJJAHEEEEE i gitara... Gomez grał zajebiście!! Stanąłem w pozycji byka, ręce wyprostowane, palce jak rogi! Zamiotłem nogami. Kurwa FANDANGO, czy jak mu tam, pasadoble... I zatupałem, pierdolić to... U nich, wyszła zza baru zdrowa piędziesiątka z groszem, ale jak tupła! Jezu... Drzazgi poszły! Rzuciłem się przez środek parkietu, na kolanach zrobiłem obrót, wstałem na byka i daliśmy czadu! Ależ ona szła!
- MAMO!!! - ten wrzask zatrzymał muzykę...
Popatrzyła na mnie wyzywająco i na nic nie zwracała uwagi, tylko wyzywająco tupła. Tupłem... Wyzywający wzrok. Duma. Łzy w oczach. I ta iskra... PIERDOLIĆ TO! Ludzie, aż wstali. Bez muzyki wysłaliśmy parkiet w kosmos, aż drzazgi szły, odpowiadała na każdy ruch, gest... A po wszystkim, podszedłem do gościa, ją schowałem za plecami. Znałem go. Czysty Ojciec.
- Uczył mnie Twój Tata, mam jego rzeczy. Poznaję rysy, ale poproszę o dowód tożsamości nim oddam.
Tego nie mówi się do największego mafioza... Za plecami kobieta z którą tańczyłem padła z krzykiem na kolana. Trzymała pudło i rękaw. Odcinaliśmy lewą stronę kombinezonu z nazwiskiem, baretkami, nazwiskiem i rękawem z symbolem, bo reszta była potrzebna na szmaty. Takie życie.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!! - to wycie... Płacz... Skowyt... Całowała zdjęcia i rękaw i krzyczała, a ja klęczałem z pistoletem w potylicy.
- Szefie?!
Patrzył spokojnie. Patrzył mi w oczy. Bez lęku, czy groźby.
- Skąd to masz?
- Twój Tata mi dał...- strzał w mordę i podnosiłem się z podłogi – Jezu... - ale kop, a miał parę...
- Miałem to tylko oddać... Czemu mnie tłuczesz, do chuja? - zaskomlałem. I ostatnie co zobaczyłem jak do sali wchodzi, „dla Ciebie, kurwo, PANI Paulinka”, popierdolony demon zniszczenia, najbardziej wściekła i agresywna, bo nieruchana ze strachu przed nią samą, baba na świecie. Popatrzyła, ja we krwi, baba wyje, goście bez karków, klamka we łbie, a nie przy... Czasami można się zdziwić... Tak to ujmę. Ale... No mam swoje zdanie na ten temat. Nikt nie zginął... Jej wnuczka to „Motylek” i wiem... Ale, wtedy, tam, z wyplutych zębów mógłbym zrobić sobie piękną kolię. Resztę sami sobie dopiszcie. Potem mnie wyniosła pod pachą... Obciach jak cholera... Pani Doktor co mnie składała do kupy nie była miła, ani sympatyczna. Była wojskowym chirurgiem i nie miała na to czasu by się pierdolić, więc po prostu, połatała mnie i wypierdoliła za drzwi. Wróciłem...
- To są szwy?! Byle kurwa na opłotkach lepiej szyje!
Na przeprosiny kosztowało mnie to Afrykę. A konkretnie jej zwiedzanie i była tego warta! Do czasu... To było... Przewodnik parzył na mnie. Stał tam, stary, zmarszczony, widać było, że dużo widział. Stałem ja. Kiwnąłem mu głową, on kiwną mi. Patrzył i widział. Nic nie powiedział, tylko zabrał ludzi na wycieczkę. Zamówili, to dostali. Ja nie pojechałem. A ona przyszła w nocy. Przytuliła się i po prostu tak spaliśmy. Rano już jej nie było. Wycieczka wróciła. Jazgot był niesamowity, przeżywali dosłownie każdy moment. W końcu się uspokoili. Przyszła noc. Spaliśmy razem w namiocie. Pani Doktor i ja. A muszę przyznać, że naprawdę Pani Doktor była warta grzechu. I przyszła ONA. Trąciła mnie nosem więc podniosłem koc, a ona nic nie chciała, tylko się we mnie wtuliła. No i tu miałem przejebane na starcie. Przewodnik przyszedł nas obudzić, a ja byłem wtulony w stukilową lwice. Mało tego, ta pizda, przyprowadziła swoje stado, co doprowadziło przewodnika do niemal zawału. Doktórka, jak zobaczyła co na podłodze śpi to zaczęła drzeć ryja, przewodnik strzela w powietrze, a lwica chcąc mnie bronić stara się wszystko rozszarpać. Po prostu burdel, choć miałem szczęście, że miał mnie kto pozszywać. Myślałem, że mam zwidy, ale nazajutrz rano kiedy otwarłem oczy, to spałem już z trzema lwicami. Nie macie pojęcia jak potrafią się przytulić... Wyszedłem z namiotu i nalałem wody do wanny. Każdemu chce się rano pić. Stało ich siedmiu, opartych o samochody. Uzbrojeni po zęby. Luzaki, pewni siebie, a ja nie wiem co chcieli. Nazwałem ją Ela. Wyszła z namiotu i otarła się o mnie. Nie macie pojęcia jak bardzo może być to może być namiętne i przyjemne. Spojrzała na tych baranów i tylko mrukła. Z namiotu wyszły jeszcze dwie. Nie otarły się, po prostu... Po prostu mnie ominęły. Elka nic nie zrobiła, a one wiedziały, że jestem „zastrzeżony”. Nie zwracałem na nic uwagi, nalałem wody, poczochrałem łby i obudziłem Dziadka. Na migi mu pokazałem, że musi, więc wyszedł, a oni stali bladzi, o ile tak można nazwać czarnego człowieka. Pokazałem mu by podszedł i pogadał, a sam zabrałem lwy do namiotu. Z wiadrem chodziłem z pięć razy nim się napiły.
Dziadek w końcu do mnie podszedł. Strzeliłem palcami, a one wyszły...
- Problem?
- Oni chcieć iść bez problem, ale lew leży na silniku...
Popatrzyłem, fakt. Elka leżała na masce, a wkoło 6 lwic. Niby TYLKO LEŻAŁY w około. Ale cała jej poza tylko sugerowała, tylko mnie trąć, a nikt nie był głupi. Świt już był w pełnej krasie więc wziąłem ją pod pachę. Potem próbowałem na plecy. Elka ważyła z dobre 100 kilo, i dobrze się bawiła moimi próbami, więc gówno mi z tego wyszło. Strzeliłem ją z klapsa w dupę, żeby wiedziała, że to koniec żartów i sama pobiegła. Patrzyli się na mnie dziwnie. W nocy Doktórkę, która ze mną spała w zębach wyniosły z namiotu, więcej się do mnie skrajnie przerażona nie odezwała, a Elka tak się we mnie wplątała, że się po prostu w tym zatraciłem. Nie miałem pojęcia, że nagrywają każdy nasz ruch. Rano w namiocie miałem 7 lwów. W związku z czym dostałem propozycję nie do odrzucenia natychmiastowego wypierdalania z obozu.
Stałem z paszportem przed okienkiem z na lotnisku, kiedy za plecami wybuchła panika i wrzaski. Elka przyszła się pożegnać. Z rodziną. Przyniosła mi pół zebry, żebym nie był głodny. Stały tam na terminalu lotniska, a ludzie wybiegali z bronią. Machałem w panice rękoma i udało mi się je wyprowadzić za drzwi. Stało tam z trzydziestu chłopa z wycelowaną bronią, a ja wyganiałem z terminalu 7 lwic, które przyniosły mi na lotnisko pół zebry na drogę. Jeśli ja jestem pojebany to jak nazwać tę sytuację?!
Elka usiadła i pokazała mi swoje młode.
2
Przed wyjściem w kosmos wygrałem w karty... Myśleli, że mają frajera. Miałem tyle kasy, że zaczęli mnie szukać i to na bardzo poważnie. Nie wiem kim byli, ale cała pałownia mnie szukała. Nie miałem gdzie się schować. Więc wszedłem do burdelu, żeby „przeczekać”, ale były... YYYYYY... Nie czułem ekscytacji... Więc kupiłem burdel. A właściwie połowę burdelu, 50%.
- Słuchaj Kobieto. One są okropne. Mam tyle kasy... Z mojej połowy czystego zysku 10 % dla mnie na konto, 90 na inwestycje... Wchodzisz Burdelmama?!
Burdelmama miała opory, ale podałem jej rękę. Uścisnęła. Dałem jej kartkę z danymi i kasę. Patrzyła w ciężkim szoku.
- A papiery?
- Madam, idę w kosmos, chuj wie czy wrócę, wolę zainwestować w burdel niż dać tym cwelom w banku. Daliśmy sobie słowo, uścisnęliśmy sobie dłonie. Nie masz honoru?
Dopadli mnie, bo to była tylko kwestia czasu i skopali jak psa...
- Już mnie okradli... - krzyknąłem, ale to ich nie spowolniło. Życie.
Zanieśli mnie później na pokład i poszliśmy w przestrzeń... I lata poszły w pizdu.
Stałem w banku. Podałem dowód.
- Mam u Was konto.
Miałem kłopot z płatnościami. Pani wzięła dowód, wstukała i zamarła...
- Przepraszam...
Już przywykłem do reakcji, że w moim roczniku ludzie zapierdalają w balkonikach... Kolejne stopnie, konsultacje... Dzwonienia... Okazało się, że jakiś pedał wpadł na „genialny” pomysł, jak wylizać dupę komu trzeba i dostać awans. Skurwiele ubzdurali sobie, że jak dla nas minęło 2 lata to za tyle są nam winni. Nie za, pierdolone, prawie 30... Po za tym nasze rodziny korzystały z zapomóg, rent i innych takich... I zablokowali nam konta, do czasu wyjaśnienia „sytuacji”. Emocje...
- Ale ma Pan tu drugie konto, z którego może Pan w pełni korzystać. Tu ma Pan jego stan.
O kurwa... Ożeszkurwajapierdole...
Było ping i panienka powiedziała:
- Właśnie wpłyną przelew, zechce Pan popatrzeć? Zgadza się?
Wtedy sobie przypomniałem... Jeśli to jest moje 10 % to czego ja jestem, właścicielem?!
Stałem na ulicy. Patrzyłem na to. Podszedłem do gościa na bramce i powiedziałem:
- Powiedz Burdelmamie, że tu stoję.
Złapał mnie za gardło, ale... Nie byłem miły... Już się nauczyłem nowokultury.
- Powiedz Szefowej BURDELMAMA, MADAM, TU STOJĘ!! - i puściłem. I stałem...
Wyszła... Patrzyła w szoku... Tłum ludzi przed wejściem...
- Jak? Jakim cudem?
- Madam, klękam przed Twoim honorem – zgiąłem kolana – Chylę czoło nad uczciwością. - i zgiąłem kark...
Ciężko to zrozumieć, ale nie umiałem inaczej jej uhonorować. Wstałem. Patrzyła ma mnie w szoku. Pogłaskała po policzku.
- Życie jest dziwne... Nieprawdaż? - zapytałem.
- Jezu... Nie, aż tak...
Znaleźliśmy ich. Myśleli, że co? Teraz, no mam „znajomości”, ciekawe jak się wytłumaczy ten chujek od pomysłu o 2 latach, żonie. 11 kilofów wbitych w samochód przez wielki napis MASZ DWA DNI NA ZAPŁATĘ ZA USŁUGI, ALBO JUŻ NIGDY NIE WSADZISZ C...A W NICZYJĄ DUPIE I ZROBIMY TO TAK, ŻE NAPRAWDĘ BĘDZIESZ CIERPIAŁ i nazwisko, dla pewności. A zrobiło to, trzech muskularnych facetów w kominiarkach i stringach i skórzanych uprzężach. Wiecie, monitoring czasami jest przydatny... Większy palant, co się na to zgodził został dostarczony do szpitala schlany, zcipany przez spanikowanego, eterycznego, młodzieńca.
- Poniosło nas trochę, bo lubimy ostrą grę, ale nie mogę tego z niego wyjąć... Bogowie! - i uciekł.
Prześwietlenia i badania wykazały obecność w odbycie działającego wibratora, który przeszedł poza zwieracze. Operacja... Jednego dnia Pan Admirał i jego najbliższy współpracownik mieli dziwnie, podobne problemy. Plotki, szemrane informacje, ŻONY... Hmmmm... Następny, który miał przejąć naszą sprawę dostał „po cichu, nie oficjalnie, w zaufaniu” wiadomość że kilofy i wibracje naprawdę nas natchnęły i mamy sporo ciekawych pomysłów. A do szefa wydziału prawnego floty zadzwonił adwokat Don Sworcy i powiedział, że na osobistą prośbę Don Sworcy, chce nas reprezentować. Don Sworca... Swożewski z domu, ale zmienił, chuj wie po co. Taka czarna eminencja. Coś jak Al Capone, tylko na DUŻO większą skalę, bo Al myślał lokalnie, a nie globalnie. Zjeb nie był dumny z syna, ale potrzebowaliśmy prawnika... Zjeb, bo jest tak narwany, że aż zjebany, ale twierdzi, że mu z tym dobrze.
Kolejny był z innej półki. Niby jak skała, kawaler i nie do ruszenia. Była kupa śmiechu puki w wiadomościach nie podali, że Egzekutor przeją sprawę. Bit zbladł, dostał telepichy i zaczął mówić...
Zjeb zadzwonił do Syna po prośbie, a ten kazał powiedzieć sekretarce, żeby spierdalał... Dostał adwokata i ma się pierdolić... Zjebowi odbiło, klęczał i płakał, a on nigdy nie płakał. Kopnelim go w dupę i podnieślim.
- Znajdźcie mi tych ludzi... - powiedziałem podając kartkę. Za godzinę się zdziwiłem...
Jest takie przysłowie. Upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu... No chyba, że wymyślisz kuchnię. Żeby podać wystawny obiad najpierw gromadzisz składniki, przygotowujesz je, mieszasz, pieczesz dusisz, gotujesz. Same w sobie są banalne, ale jak skończysz... Poezja, jak się uzupełniają i jaki dają smak. Zastanawialiście się jak jecie. Wchodzicie do pokoju i co? Najpierw jest zapach. Wąchacie. Potem widzicie co wąchacie. Potem dotykacie tego, a sam smak jest ukoronowaniem. Na ogniu ciężko to zrobić. W nocy miałem wizję. Dwie pieczenie. Kurwa, ja nie wymyśliłem kuchni, ja wymyśliłem pięciogwiazdkową restaurację!! Obudziłem WSZYSTKICH i powiedziałem im. A Zjeb się zawziął, oj zawziął i uśmiechnął... Odpał miał stres, ale też miał WIZJĘ. To wtedy wymyślił Wejście na Kiepurę. Na razie wystartowaliśmy po cichu.
Rano Don wyjechał ze swojego biurowca, więc zwolnił do zera przed skrętem na światłach, bo to najbardziej ruchliwa ulica... Odpał był wirtuozem sterów, niestety nie na trzeźwo. Ćwierćtonowa torpeda ( takie cusik długie na trzy metry, w sumie to bomba ino z napędem ), przechodząc przez maskę limuzyny i wbijając się w asfalt, zwróciła mu uwagę, że coś jest nie halo. Wcześniej wyjelim wsio z jej środka, w końcu to Syn... Zjeb wyszedł w kombinezonie roboczym, ze stołem i postawił go na środku ulicy przed maską auta. My podaliśmy tylko dwa krzesła... Położył dłonie na płask na stole i czekał. Ktoś trąbnął, ale strzał z 4 kilowatowego lujostwa w maskę limuzyny „Dona” i samo skierowanie w stronę trąbnięcia wystarczyło do ciszy, zwłaszcza jak druga torpeda dymi wbita w bagażnik. Ludzie non stop nagrywali, taka pojebana era.
- Czy wystarczająco zwróciłem Twoją uwagę? Czekam, Synu! - Zjeb nie krzyczał, nie musiał.
Don wyszedł i z miną twardziela podszedł do stołu i usiadł.
- Dłonie płasko na stole, że by było uczciwie. - Zjeb był konkret facet – Obowiązkiem Ojca jest uczyć dzieci. Teraz Ciebie będę uczyć. Poprosiłem Ciebie o pomoc, udzieliłeś mi jej, jestem wdzięczny...
Przyjechała Policja, ale oni też są tylko ludźmi i pewne „argumenty” uświadamiają im... Czynią ich świadomymi...
Don nawet nie mrugnął, to mu trzeba przyznać.
- Miałem interes, a Ty kazałeś mi spierdalać. To było niegrzeczne. Chamskie. Teraz kto inny zbierze profity, a szkoda, poznał byś ważnych ludzi i byli by Ci dłużni. Pomyślałem jednak, że jak dam Tobie lekcję, to dobrze Tobie zrobi. Zaczniemy od szacunku i zaufania. Suka, chodź tu.
Podeszła spokojnie.
- Nazywam Cię Suką. Szanujesz mnie?
- Pierdol się! - odpowiedź nie była miła.
- Widzisz goryla? Strzel mu w klatę. - wyjęcie klamki, strzał i jej schowanie, może sekunda, na szczęście miał kamizelkę...
- Dlaczego mnie Suko nie lubisz? - zapytał.
- Wysłałeś mojego brata na śmierć, nienawidzę Ciebie! - a wiedzcie, że powiedzenie tego przez zaciśnięte zęby jest sztuką.
- Dlaczego TO teraz zrobiłaś? - zapytałem.
– Ufam Ci... Nigdy mnie nie zawiodłeś. Zawsze wychodziliśmy cało z wszelkiego gówna.- i się wyprostowała.
- Zaufanie... - i popatrzył mu w oczy.
- Menda, proszę podejdź...
Podszedłem, ale...
- Ilu LUDZI posłałeś na śmierć?'
- Po co pytasz?!
- Uczę syna. Ilu osobiście dobiłeś? - był moim przyjacielem, ale odbił się od burty samochodu, a potem... Płakałem z wściekłości. Jak doszedł do siebie popatrzył na Syna i zadał pytanie.
- To mój przyjaciel i nie był zły... Chcesz wiedzieć co zrobi jak się wkurwi? - wstał - TU I TERAZ masz dwie bomby wbite w samochód, strzelałem do Twojego człowieka, a Ty siedzisz na środku ulicy i ja mam to w dupie. Popatrz, mam wyjebane na Twoją minę i co masz. Widzę strach w Twoich oczach. TO jest brak szacunku. - usiadł - Wysłałem jej BRATA, na śmierć, a popatrz stoi za moimi plecami... Ufam jej. Menda mnie uderzył, ale szanuję go, to mój przyjaciel i wiem, że wyciągnie mnie lub moje ciało z każdego gówna. Strach, zaufanie, szacunek. Teraz nauczę Cię czym jest furia, agresja i przemoc...
I dał znak. FURIA to bojowy kombinezon dostosowany do walk w korytarzach w kosmosie... 11 sekund zajęło rozszarpanie samochodu na strzępy. A pancerny był.
- Agresja i przemoc.
Na dachu wieżowca był prywatny apartament. Był... Łomot serii był ogłuszający.
- To tylko... - złapał się za ucho i słuchał – Popierdoliło Was?! - westchnął – Nie zmienili taśm... W części mieszkania masz dach na poziomie podłogi... Sorki... Nie martw się. Odbudujesz. Stolik i krzesła zatrzymaj na pamiątkę i nie irytuj mnie już więcej, bo się zdenerwuję, a to niezdrowe dla zdrowia i dostaniesz klapsa. Wiesz jak mnie znaleźć, nie chowam się. Buziaki Synku.
Odpał wylądował perfekcyjnie. Po prostu daliśmy krok w otwartą jamę platformy ładunkowej i już lecieliśmy w górę. Policja była bez szans.
Godzina później.
Wszedłem do budynku i napotkałem SEKRETARIAT.
- Ja do głównej Szefowej. Do Jadźki.
Cerberki były w szoku. W końcu jedna odpowiedziała.
- Pani Jadwiga dziś nie przyjmuje. Czy był Pan umówiony?
- Nie, ale...
- Tu jest formularz. Proszę wypełnić i czekać na kontakt.
Totalne olanie. Wyjąłem „klamkę” i raz w kolumnę, co podpierała sufit, drugi w ladę... Był „bałagan”.
- Mam nadzieję, że zwróciłem Pani uwagę... - mój spokój powodował potworną panikę, ludzie płasko leżeli na podłodze – Proszę bardzo uprzejmie, podnieść telefon, czy co to tam jest i wykonać połączenie do Wielkiej Szefowej, tej na szczycie i powiedzieć jej co się stało i AVE JA JADŹKA. Czekam na krzesełku...
Wpadła ochrona...I wypadła w gówno... Czekałem dalej na krzesełku...
- Szefowa jest w Bangkoku... Ma ważne spotkanie... - lęk i strach w oczach.
- Rozumiem, więc proszę jej przerwać i powiedzieć, że AVE JA tu stoi.
Zaczęła coś szeptać i w chwilę później.
- Dam na głośnik... - i usłyszałem - „Ty skurwielu nie żyjesz od ponad dwudziestu pięciu lat!! Opłakałem CIEBIE”
- Ave JA, popatrz na monitoring, czy wyglądam na trupa? Ja i 5 Flota, mieliśmy zawirowane w życiu, ale stoimy na orbicie... Przepraszam, że żyje. Mam biznes, zostawiłem u tej lafiryndy co jest przed mła, kartkę z informacjami. Znajdź mi proszę tego człowieka, telefon, adres, dryndnę jutro... I ochłoń Jadźka, przeklinasz, a kobiecie, do luja, nie wypada... - i wyszedłem i wpadłem na więcej ochrony... Nie byli mili. Naprawdę. I znowu wpadli w gówno, bo nie byłem sam...
- Pobawcie się – powiedziałem do tych co stali za mną.
A swoją drogą to ja ich nie rozumiem. Dają takiemu blachę, klamkę, hełm i myśli, że kto jest?! Dziwni są ludzie. Ich broń zostawiliśmy w portierni na dole.
Rano dryndłem. Odebrała od razu.
- Kawa i ciacho? - zapytałem.
To co wrzeszczała było... No ni chuchu nie kumałem, więc zastukałem do drzwi od jej apartamentu w hotelu.
- WON!! - ryknęły drzwi, a słuchawka grzmiała decybelami, więc włączyłem wideo i trzymałem kamerę skierowaną na kawę, ciacho i numer drzwi. Zrobiło się cicho. Zastukałem. Tu może pomińmy pewne, dalsze, kwestie. Życie jest oryginalne jak dostaje się w morde na otwarcie drzwi.
Trzy godziny później, A NAPRWDĘ SIĘ STARAŁEM, przy zimnej kawie i ciepłym już cieście, leżąc na mnie zapytała.
- Po co Go szukasz?
- Umów nas.
- Po co?! Wiesz kto TO jest?
- Mam taką nadzieję, że nadal ma wpływy – i uśmiechnąłem się – Zadzwoń i zapytaj, czy jest w domu. Wiem, że możesz. I o nic nie pytaj.
Po chwili...
- Jest. Co mam powiedzieć?
- Jeśli nadal szuka panny młodej, to niech nie wychodzi i, że oddzwonisz w ciągu godziny.
Przyłożyła telefon do ucha i zbladła.
- On to słyszał... Nie będzie wychodzić... I powiedział, że NAS znajdzie...
- No to się Skarbie rozłącz. - uśmiechnąłem się – Muszę lecieć. Zrobimy tak, dam Ci strzałkę, a Ty zadzwonisz do niego, że ma gościa przed drzwiami. OK?
- Boję się...
- Oj tam, jakby co to zganiaj ma mła! - i się wyprostowałem dumnie!
Dolot zajął pół godziny. Dziwni są ludzie, niby szef wywiadu Ziemi, a taki śmiech na sali z zabezpieczeń. Nawet się nie jarli co im wycięliśmy. W końcu stałem na progu i dałem strzałkę. I czekałem. Otwarły się drzwi i to całe celowanie w moją osobę, a zwłaszcza w głowę było już wkurwiające.
- Mamy dwie opcje. - powiedziałem - Pierwsza, rozerwę tę strzelbę na pół. Z jednej lufy zrobię Panu krawat, a drugą wsadzę Panu w dupę. Druga opcja, możemy porozmawiać.
Chwile później, siedzieliśmy w kuchni. Lał kawę w kubki.
- Wie Pan, że zniknęła z własnego wesela? Szukaliśmy jej jak wściekli... Trzymałem ją na chrzcie...
- Wiem. Dam Panu wszystko z wyjątkiem sposobu pozbycia się zwłok. Ale pod jednym warunkiem i nie za darmo.
To jak na mnie patrzył.
- Najpierw proszę mi obiecać, że nie będzie Pan tego oglądać.
- Bo co?!
- Bo nagranie co i jak z nią robiono i w jaki sposób ma ponad 70 godzin...
Ten wzrok...
- W tym pudełku jest dysk z oryginałem i kartka z danymi do kopii na jakimś serwerze.
Wziął pudełko i patrzył w nie.
- Skąd Pan to ma? - spytał.
- Kolega był informatykiem. Sieć sztabowa Floty się zamuliła, więc się wziął solidnie do roboty i znalazł TO, a musi Pan wiedzieć, że oglądali to na żywo. Tu są wszystkie adresy, skąd nadano, kto to oglądał, logowania, wszystko. Nie mieli dowodów, że to widział, ale dla pewności skończył w 5 Flocie. Szuka teraz żony i dziecka. Ale jak już mówiłem. Nic za darmo. Jutro będzie afera z promem z 5 Floty. Zależy nam, żeby to on – podałem drugą kartkę z danymi – dostał tę sprawę. Proszę też o ZAMIANĘ nazwisk tych osób na te nazwiska i jeśli ktoś będzie je sprawdzał, jedyne co powinien zobaczyć to TAJNE, a Pan zadba o to żeby wszyscy wiedzieli, jak bardzo szkodliwe jest kopać w ich danych lub się nawet odzywać o tych osobach. Potem to odkręcimy, ale zależy nam na TERAZ.
- Był świadkiem na jej ślubie... Co...
Nic nie powiedziałem, ale chyba zrozumiał. To prawda, że oczy nie kłamią.
- Proszę dać to zawodowcom, a nam tego człowieka. Nie dotkniemy go palcem, sam Pan go tknie. Przysięgam. Jak również o MAXYMALNE przyspieszenie jutrzejszej rozprawy o nielegalne wejście w atmosferę. Czas jest tu kluczową rolą. Nawet niech będzie tego samego dnia, dla przykładu, że nikt nie jest bezkarny. Przyszedłem, dałem, poprosiłem. Pan ma wpływy, wiem, ale ja mam 5 Flotę. Widział Pan wiadomości? Polecam o Don Sworcy i o tym jak można czytać w nocy... To, moim zdaniem, dobry argument dla ludzi jak będą mieli opory, lub chcieć mielić ozorem.
Kiedy rano wstałem, a rano jest względne, bo dla niektórych to środek nocy, czekała na mnie wiadomość.
„ Nie dali mi na TO patrzeć. Potwierdzili, że to autentyk. Rodzina jest wdzięczna za wieści, bo wszystko jest lepsze od niepewności. WSZYSTKO załatwione. Jakby coś jeszcze to dzwoń”
Potrawa wstawiona na ogień, teraz przyprawy...
- Połącz mnie z Luckiem...
Po chwili.
- Masz go na drucie...
Siląc się na maksymalnie oficjalny ton powiedziałem.
- Panie Admirale, w związku z Pana poranną wizytacją mamy problem. Nie wiemy czy te nowoczesne wahadłowce pasują do naszych wejść. Ale mamy pewność, że PeDeSy (Prom Desantowo-Szturmowy) pasują. Nawet jak są w pełni uzbrojone i zatankowane po korki.
Po chwili ciszy, skumałem, że trawi. Nie był głupi, zrozumiał, że coś się grubo kroi.
- Dobrze, że Pan powiedział. Nie spodziewałem się, takich problemów o świcie... Zapytam o typ wejścia i zapodam, żeby dupy nam nie urwało. Może zsynchronizujmy zegarki i ustalmy czas wizytacji... U mnie jest, ( tu o stosunkach płciowych )...ana 3 31...
- Przyjąłem, proponuję, jeśli będzie Panu pasować ÓSMA... I weź ogórki kiszone. Boże jak, ja za nimi tęsknię!